Dodany: 09.06.2008 17:13|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Wariatka pod lupą cenzury, srogie misie i milicjanci zasłuchani w Pink Floyd


Rzecz interesująca nie tyle ze względu na formę – bo forma najbanalniejsza w świecie, takie sobie luźne notatki, gryzmolone z rozmachem w zwykłych szkolnych zeszytach (na pierwszej stronie fotokopia okładki jednego z nich: papierowej, pierwotnie białej, z czasem pożółkłej, ozdobionej grafiką przedstawiającą pęk stylizowanych narcyzów koloru ciemnoczerwonego – wzór z lat 70. ubiegłego wieku; ileż takich ja sama zużyłam…) - lecz na pomysł.

Komu wpadłoby do głowy pisać dziennik przeznaczony dla człowieka nienależącego do grona najbliższych przyjaciół (sama Osiecka zaczyna jeden z wpisów tak: „Adam! Znamy się tak mało (w sensie prywatnym), że chciałam w tym dzienniku uniknąć prywatnych wynurzeń. Ot, chciałam Ci opisać dzień po dniu, różne zdarzenia bez komentarzy…”[1]), by siedząc w więzieniu miał pojęcie o tym, co dzieje się z drugiej strony krat – a jeszcze namawiać do tego innych znajomych?

Ostatecznie dziennik do adresata nie dotarł, ale zachował się, dokumentując codzienność środowiska warszawskich artystów i intelektualistów, oraz po części stan ducha samej autorki, na przestrzeni kilku miesięcy roku 1985.

Przebrzmiały już dramatyczne emocje stanu wojennego, ale ludzie opozycji wciąż siedzą w więzieniach („Wieczorem w telewizji wiadomości z procesu. Zaraz potem list gończy za kryminalistą. Zaczynają po Warszawie krążyć listy protestacyjne”[2]), a cenzura wciąż ingeruje w zupełnie niewinne poetyckie teksty („nie chce, żeby się modlić na scenie. A jest tam taka Litania 81 (…). Jest też piosenka „Wariatka tańczy”(...) ta pani z cenzury (...) kręci głową: Polska… wariatka… czerwona sukienka…”[3]), więc nawet i w prywatnym z założenia dokumencie pojawiają się omówienia („nie ma tam mowy o amnestii na przykład, ale nie było chyba tego w planie. Teraz misie są srogie”[4]). W sklepach dalej mizeria („Dziś w spożywczym, rano – poruszenie w kolejce. Rzucili moc czekoladopodobnych”[5]), a i tak wszystko drożeje („groch, masełko, ser, mleko - 357 zł”[6], „obóz Legii dla Agaty (3000: mało!)”[7], „pokoik w Krynicy Morskiej kosztuje 30 000 miesięcznie”[8]). Część znajomych „wypadła z obiegu” („Justyna - historyczka (…) dziś obcina i farbuje włosy: fryzjerka, (…) aktor–cieśla robiący taras u mojej przyjaciółki”[9]), inni usiłują się wpasować w rzeczywistość tak, by i wilk był syty, i owca cała („próbuje »uprywatniając« wątki wymigać się od odpowiedzi na pytanie, co mianowicie on sam sądzi o tym procesie, o jego charakterze, o stanie wojennym itd.”[10]; „ni to wesołek, ni to lalka, ni to karykatura „KO-wca”. Oświadczył, że pierwszy raz będziemy naprawdę wybierać”[11]; „artystka gierkowskiego rzutu, twórczyni różnych kabarecików TV itp., miota się między swoim starym stylem a chęcią zrobienia i powiedzenia ludziom czegoś nowego”[12]). Coś niedobrego dzieje się z mentalnością rodaków („wydaje mi się, że hasła narodowe powoli parcieją w duszach, zamieniają się w jeden wielki beret baskijski, ludzie staną do jeszcze jednego »ostatniego boju«, ale chyba już tylko w obronie jednostki; człowiek staje się narodem sam dla siebie. Człowiek z jednej strony umniejsza się i mrówczeje, poddaje się komputerom i policjom, a z drugiej strony powiększa się i puchnie, jak panisko indywidualne, które ma do uprawy tylko jedną grzędę: swoje życie”[13]).

Ale prócz tego życie toczy się jak setki lat przedtem i (na razie) dziesiątki lat potem. Ktoś się rodzi, ktoś umiera, ktoś przyjeżdża i wyjeżdża, chodzi się do teatru, wyjeżdża na wczasy, „na [ulicy - przyp. Dot] Monte Cassino grają trzy orkiestry uliczne”[14], „milicjanci z pałami zasłuchani w Pink Floyd, papugi po 30 000 zł, pstre bardzo, torby malowane w Australie, stare książki, niemieckie ordery, bób na tekturowych tackach…”[15], a czasem w tę prozę wkrada się odrobina poezji i wtedy „słońce już się wysrebrza”[16], „czarno-srebrne wyraziste chmury dosłownie nadziewają się na czerwień dachówek”[17], „jezioro wyleguje się w swojej jamie, syte”[18].

Wszystko razem – równocześnie chaotyczne, rozwichrzone, i wyraziste, barwne, pełne swoistego uroku – chociaż nie, urok to za płytkie słowo, więc może magii – jak sama autorka. A na końcu rozczarowanie, że to tak krótkie – i nadzieja, że to jeszcze nie ostatni raz udało się jej zmartwychwstać na papierze – bo Fundacja „Okularnicy”, z której inspiracji powstała ta książka, „jest w trakcie opracowywania archiwum Poetki, w tym Jej dzienników”[19].



---
[1] Agnieszka Osiecka, „Na wolności. Dziennik dla Adama”, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2008, s. 42.
[2] Tamże, s.15.
[3] Tamże, s. 15-16.
[4] Tamże, s. 62.
[5] Tamże, s. 26.
[6] Tamże, s. 26.
[7] Tamże, s. 37.
[8] Tamże, s. 36.
[9] Tamże, s. 70.
[10] Tamże, s. 25.
[11] Tamże, s. 99.
[12] Tamże, s. 48.
[13] Tamże, s. 86.
[14] Tamże, s. 58.
[15] Tamże, s. 77.
[16] Tamże, s. 39.
[17] Tamże, s. 46.
[18] Tamże, s. 54.
[19] Tamże, s. 118.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1189
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: