Dodany: 26.04.2004 13:05|Autor: dagunia1
Chłopiec w kolorze sepii
Pisać powieść to znaczy fotografować życie. Czas i ludzi utrwalać czarną czcionką, linijka za linijką wklejać obrazy. Najnowsza powieść Tomka Tryzny pt. „Idź, kochaj” jest niczym rodzinny album z fotografiami: uchyl jego okładkę, a spomiędzy kart wychyną zapomniane twarze, głosy, zapachy.
Dzieje rodziny Romka Stratosa sięgają daleko w przeszłość. Wspomnienia przodków tkwią w głowie 11-letniego chłopca jak klisze fotograficzne. Wyciągane z rzadka, przypominają Romkowi o dwóch rzeczach, które niejako otrzymał w spadku: duma rodzinna to dar pierwszy, i pech, również rodzinny - dar drugi. Gdzieś na dalszym planie fotografii majaczy jeszcze cień trzeciego daru, ale o nim chłopiec dopiero ma się dowiedzieć.
Rodzina Romka pada ofiarą kradzieży. Ponieważ to Romkowi polecono opiekę nad mieszkaniem na krótki czas nieobecności rodziców, chłopiec sobie przypisuje winę za nieszczęście. A skoro on przyczynił się do tragedii rodzinnej, on musi najbliższych wydobyć z biedy. „Mam dopiero jedenaście lat, jestem małym chłopcem, a muszę dokonać jakiegoś wielkiego, dorosłego czynu i nawet nie wiem, co to może być.” Romek jest całkiem zwyczajny - ani geniusz, ani podwórkowy łobuz. Perypetie jego dziecięctwa są przeciętne. Dopiero kiełkujące marzenie o świetlanej przyszłości aktora dyktuje mu kierunek działań: mimo upokorzenia biedą i głodem, mimo znużenia nałogami ojca oraz chorobą psychiczną matki, Romek uczy się poezji i w tajemnicy przygotowuje do spotkania z aktorskim światkiem Warszawy.
Powieść Tomka Tryzny jest fotografią pewnego momentu życia: oto następuje inicjacja małego chłopca w dorosłość. Odkrywanie siebie w świecie innych. Własny mit, dokonujący się wszakże każdego dnia, budzi w Romku zdziwienie, przestrach - i zachwyt. Jedenastolatek jest wrażliwy na refleksy magii, połyskujące na kliszach bycia - świadomość ich obecności wypływa z dziecięcej intuicji. Balansując na pograniczu snów i rzeczywistości, szuka reguł, które rządzą losami ludzkimi.
Romek, manipulując magią jak kluczem do bramy, usiłuje wejść w świat, i przecież wchodzi, choć nie do końca tymi drzwiami, które sobie wymarzył. Instrumentem organizacji świata jest zło, podczas gdy on stosował metodę dobra. Zło okazuje się być ostatnim elementem dziedziczonym z przeszłości. Uświadomienie chłopca następuje w miarę upływu czasu: niegodziwość płynie ku niemu szeroką falą z innych ludzi, z ich gestów i myśli. Jeszcze nie dopełniona dziecięcość Romka jest zatem słabym orężem przeciwko złu. Już dokonana inicjacja równa się ze zgodą na nie. Oto magiczna substancja (nie)dorosłego ‘ja’ rozpuszcza się w agresywnej codzienności.
Realizm zapisu stanowi o wartości „Idź, kochaj”. Warto pamiętać, że Tomek Tryzna, jako jeden z nielicznych pisarzy, powraca do nurtu realistycznego, który w dobie postmodernizmu (i innych –izmów) wydawać by się mógł nieco de mode. Tymczasem właśnie owa fotograficzność zasługuje na uwagę. Wyrafinowana literackość, dopełniona podsłuchaną potocznością dają czytelnikowi obraz życia, którego, bywa że trudno doszukać się we współczesnej prozie. Tryzna, dzięki ścisłej (ale nie ciasnej), narracji realnych faktów, osiąga w „Idź, kochaj” efekt podobny do „Panny Nikt”: więc utrwala czarną strugą czcionki to, co poddane było przemijaniu. Umieszcza na kliszy swojej powieści tamtego chłopca. Tamten moment zatrzymuje w czterech prostopadłych ścianach fotografii. We wszystkich odcieniach sepii zagęszcza chłopięcość już kończącą się i dorosłość, dopiero odkrytą. Mała twarz chłopca pozostanie na zawsze rozciągnięta półksiężycem uśmiechu. Ty zamkniesz książkę, i twoja twarz będzie zmieniać się tak, jak zmieniają się twarze ludzi przemijających. I tylko on, ukryty między kartkami, będzie ten sam. Powieść, jak fotografia, mieni się wszakże cudem osaczenia czasu.
(Dagmara Pędrak)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.