Dodany: 01.06.2008 17:52|Autor: norge
Czy można oceniać inną kulturę poprzez kryteria własnej?
Aby poszukać odpowiedzi na tak postawione pytanie, polecam książkę norweskiej dziennikarki Åsne Seierstad. Zaprzyjaźniła się ona z pewnym sympatycznym, wykształconym księgarzem z Kabulu, który w 2002 roku zaprosił ją na pięć miesięcy do swojego domu. Jako gość uczestniczyła w życiu afgańskiej rodziny, dzięki czemu mogła z bliska poznać nieznaną sobie kulturę, sposób życia i myślenia tych ludzi, a potem to wszystko zgrabnie opisać. Młoda, żądna sukcesu dziennikarka z entuzjazmem podjęła wyzwanie.
Powieść powstała z obserwacji i rozmów. Jest ładnie skonstruowana, ciekawa i wciągająca. Autorka nie ucieka od tematów trudnych, jak homoseksualizm, prostytucja, religia. Nie można jej odmówić ani talentu pisarskiego, ani zmysłu obserwacji. Udało się jej poznać i opisać świat miejscowych kobiet, zachowując jednocześnie kontakt z mężczyznami, do czego jako Europejka miała pełne prawo. Jak sama pisze, w domu Sułtana Chana była traktowana jak istota aseksualna. Wszystko szło świetnie do momentu, kiedy książka ukazała się w druku. Wtedy to rozpętał się skandal. Afgańczyk poczuł się ogromnie urażony. Oskarżył Åsne, że wykorzystała okazaną jej przyjaźń do oczernienia jego samego oraz jego rodziny. Twierdzi, że napisała nieprawdę. Podał ją do sądu.
Jak to się stało? Sam przecież zaprosił dziennikarkę do swojego życia. Zarówno on, jak i jego bliscy chętnie i szczerze odpowiadali na jej pytania, pozwalali się obserwować, słuchać i nagrywać. Pewnie nawet nie przyszło im do głowy, że w ich życiu jest coś godnego potępienia, skandalicznego czy złego. Ot, zwyczajna, kulturalna afgańska rodzina, o poziomie nawet trochę powyżej przeciętnej. Żyjąca nie na jakiejś zacofanej wsi, ale w stolicy. Było więc zupełnie normalne, że elegancki i dobrze sytuowany pan domu ma dwie żony, przy czym demonstracyjnie jest zakochany w tej drugiej, młodszej o 30 lat. Kobiety usługują mężczyznom i są od nich we wszystkim zależne. Złodziejstwo bezlitośnie się karze, może już nie ucinaniem ręki, ale więzieniem jak najbardziej. Interes firmy księgarskiej - dającej utrzymanie rodzinie - jest bezdyskusyjnie na pierwszym miejscu, nawet jeśli odbywa się to kosztem kształcenia dzieci. One zresztą nie mają żadnego, ale to żadnego prawa sprzeciwiać się ojcu. Małżeństwa są aranżowane bez najmniejszego udziału zainteresowanych. Do łaźni chodzi się raz w miesiącu. Itd., itd. - pojawia się wiele innych, równie naturalnych spraw.
Co tak naprawdę się stało, czy i na ile norweska dziennikarka uległa pokusie przekłamania, tego raczej nie da się ustalić. Z perspektywy, z której patrzy na świat Åsne Seierstad wynika, że Sułtan Chan, mimo całej swej ogłady, miłego sposobu bycia, liberalizmu, którym się szczyci, miłości do książek i muzyki, jest zwyczajnym domowym tyranem. Tradycja jest tylko pożywką dla jego okrucieństwa i bezwzględności. Autorka spodziewa się, że podobnie odbiorą książkę czytelnicy. Ale czy przeniesienie swojego własnego sposobu myślenia do opisania obcej, szokująco odmiennej kultury z jej niezrozumiałymi wartościami i normami jest dobrym pomysłem? Czy kobieta Zachodu, obywatelka jednego z najbardziej wyemancypowanych krajów świata jest w stanie wczuć się w to, jak odbierają rzeczywistość afgańskie kobiety? Albo co myślą poniżani i wykorzystywani synowie i krewni Sułtana Chana?
Oczywiście Åsne Seierstad może odpierać tego typu zarzuty tłumacząc: A z jakiej niby perspektywy miałam pisać, jak nie z tej wynikającej z pozycji, w której właśnie ja się znajduję? I poniekąd ma rację, bo empatia ma swoje granice. Jednak odrobina dystansu do samej siebie i swoich przekonań podziałałaby na korzyść. Gdyby na przykład dokonała lekkiej zmiany w punkcie ciężkości książki, choćby poprzez położenie nacisku na opisy własnych reakcji autorki na zetknięcie się z „nieznanym”. Wyraźnie podkreśliła: „Tak, dorastałam w takiej i takiej kulturze, mam inne poglądy, w moim świecie to i to jest złe i podłe”. Zabrakło mi też w książce „tego czegoś”, co tak zachwyca u Kapuścińskiego – głębi, pierwiastka filozoficznego, wyjścia poza powierzchowność pierwszego wrażenia, pozwolenia czytelnikowi na myślenie.
Po przeczytaniu „Księgarza z Kabulu” wypada jedynie westchnąć: „Och, jak w tym Afganistanie mają okropnie. Biedne, wykorzystywane kobiety. Jak dobrze, że żyjemy w cywilizowanym kraju”. Ale czy o to naprawdę chodzi?
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.