Dodany: 25.05.2008 20:39|Autor: jolietjakeblues

Trochę pofantazjować...


Tak sobie ta książeczka leżała na półce ze dwa lata. Kupiłem, bo Cortázar. A od czasu przeczytania „Gry w klasy”, gdy jeszcze mnie było stać, by tak postępować, kupowałem wszystko tego autora. Trzeba znać. Przeczytałem parę stron i wynudziłem się setnie. Jakieś lenistwo, intelektualna zapaść? Cóż, czas dorosnąć i zdać sobie sprawę z tego, że są książki, które nie zachwycają od razu. Trzeba odrobinę wysiłku, skupienia, ciszy, zastanowienia się nad tekstem, zrozumienia czasu i miejsca, żeby umieć docenić. A przynajmniej coś sobie wyobrazić. Następny raz był już całkiem inny: przeczytałem w dwie godziny! Ale nie będę się zgrywał na intelektualistę rozumiejącego prozę Cortázara. Ani nie rozumiem czasów, ani miejsca. Nie mam pojęcia, co działo się w Argentynie w latach 60. ubiegłego stulecia, bo chyba wówczas zostały napisane owe opowieści? Ale oczywiście zachęcam czytelników do spojrzenia na tę lekturę w innym kontekście, niż ten który się na pierwszy rzut oka wydaje oczywisty. W politycznym? W społecznym?

Czy to mają wszystkie dzieci? Czy tylko te obdarzone ponadprzeciętną wyobraźnią? Fantazjować na temat zwykłych czynności, zwykłych zdarzeń, zwykłych ludzi? Cortázarowi to chyba zostało z dzieciństwa. Trochę pofantazjować na temat obserwowanego świata. Ale obserwowanego już z pozycji dorosłego człowieka, pisarza o wielkich umiejętnościach.

Książka podzielona jest na cztery części, ale dwie z tych części zlewają się w jedną.

W pierwszej pisarz daje nam purnonsensowe instrukcje dotyczące stosunku do pewnych zdarzeń, wykonywania pewnych czynności, rozumienia sztuki. Niektóre są zabawne, jak chociażby instrukcja wchodzenia po schodach, gdzie pisze: „Kiedy wyżej wymieniona część ciała, którą dla uproszczenia nazwiemy nogą, zostanie już umieszczona na pierwszym stopniu, należy unieść odpowiadającą jej lewą część (również zwaną nogą, nie mylić z uprzednio wymienioną)”[1], i dalej: „(Pierwsze stopnie są zawsze najtrudniejsze, aż do chwili zdobycia nieodzownej koordynacji ruchów. Koincydencja nazwy pomiędzy nogą a nogą utrudnia nieco instrukcję. Uwaga: nie podnosić równocześnie nogi i nogi)”[2]. Inne przewracają do góry nogami nasz sposób myślenia i stosunek do rzeczy czy wydarzeń, np. gdy pisze o ofiarowaniu zegarka: „Dają ci strach przed zgubieniem go, przed upuszczeniem na podłogę i stłuczeniem. Dają ci jego markę i przeświadczenie, że jest to marka lepsza od innych, dają ci ochotę porównywania tego zegarka z innymi. Nie dają ci zegarka, ty jesteś prezentem, ciebie ofiarowują zegarkowi na urodziny”[3].

Następne dwie części traktują o zdarzeniach z codziennego życia bądź są wyimaginowanymi opowieściami, prawie bajkami. Wprawdzie w jednej z nich autor występuje jako narrator i członek pewnej rodziny, której zachowania są absolutnie inne niż społeczności, w której żyje, zaś w drugiej tylko raz czy dwa jest narratorem, ale teksty w obu częściach są szalenie zabawne, odkrywają niezwykle interesujący punkt widzenia rzeczywistości. Na przykład gdy pisarz zachęca nas, żebyśmy byli odkrywcami, żebyśmy się pobawili trochę tym, co nas otacza; w jakiś kompletnie nonsensowny sposób poczuli dzień, powariowali: „Cóż za cudowne zajęcie obciąć nogę pająkowi, włożyć ją do koperty, zaadresować: Pan Minister Spraw Zagranicznych, dodać adres, zbiec pędem ze schodów i wysłać list z najbliższej poczty”[4]. Czy ten świat jest tak pełen idiotyzmów, że i my w odpowiedzi na zalewające nas kretyńskie informacje, zdarzenia, monologi powinniśmy się tak zachowywać? Jakaś forma zemsty? A może Cortázar kpi z nas i opisuje w tej książce? Może nas tak widzi w owym nieskładnym świecie, w którym zatracamy logikę czynności i zdarzeń? Czy nasze działania to właśnie obrywanie pająkom nóg i wysyłanie ich w kopertach do ministerstwa, dawanie baloników na poczcie każdemu, kto kupuje znaczek? Rodzina z jego opowieści to trochę Hogbenowie Henry’ego Kuttnera - przecież nic złego nie robimy, zachowujemy się normalnie, po prostu zachciało nam się zbudować na podwórku naszego domu szubienicę: „Nieopodal drzwi znajdowała się tylko moja trzecia siostra, tak iż jej osobiście przyszło rozmawiać z podkomisarzem. Bez trudności wytłumaczyła mu, że pracujemy na własnej posesji nad dziełem, które dopiero w użytkowaniu mogłoby kolidować z założeniami konstytucji, więc że wzburzenie sąsiadów jest wyłącznie owocem zazdrości i nienawiści”[5]. Może i rzeczywiście dostrzega bezsensy naszego świata, gdy w opowieści o zakazie wprowadzania rowerów do banków i domów towarowych mówi o rowerze, że jest stworzeniem łagodnym i o potulnym sposobie bycia? Nie brak też apokaliptycznej wizji świata. Spowodowanej nadmiarem pisania i książek! I tak ładnie nazywa pisarzy – skrybami. Cóż, przy tak specyficznym oglądzie rzeczywistości specyficzna jest i wizja apokalipsy. Z rozbawieniem zwraca się do nas, żebyśmy czasem się zastanowili nad swoimi postępkami, bo czekają nas na każdym kroku niespodzianki. Nie posługujmy się logiką, świat nie ma z nią nic wspólnego, a raczej kieruje się swoistą, skierowaną do nas złośliwością. Nie chrońmy szkła przed rozbiciem, bo ulegnie zniszczeniu właśnie wtedy, gdy podejmiemy kroki zabezpieczające („Historia prawdziwa”[6]). Są też i bardzo gorzkie teksty, mówiące o tym, że rzeczywistość, los, bóg, przeznaczenie traktuje nas tak czy inaczej bez wyraźnej przyczyny, bez żadnego wytłumaczenia, a co najgorsze, czyni to „rękoma” innych ludzi. Jacy jesteśmy bezradni! Jak bardzo zdani na łaskę innych, na los! Może w tym wszystkim są też pytania o Boga, o sens istnienia?

Ostatnia część to właśnie „Opowieści o kronopiach i famach”. Skąd te nazwy? Nie potrafię wyjaśnić. Może ma tu znaczenie brzmienie? Może hiszpański, może tłumaczenie na polski? W każdym razie autor widzi społeczeństwo podzielone na trzy rodzaje osób: famy, nadzieje i kronopie. W bardzo krótkich opowieściach tworzy ich charakterystykę, ale nie naukową, dokumentalną, lecz na podstawie opisywania ich zachowań w codziennym życiu: w sklepie, samochodzie, na ulicy, w dialogach. Tworzy ich swoisty język, z podkreśleniem stylistyki, z charakterystycznymi powtórzeniami: „- Dobry wieczór, famo. Tregua katala espera. – Kronopio kronopio?”[7]. Albo „(…) kronopio widzi, że jego zegarek się spóźnia, że jego zegarek się spóźnia, że jego zegarek”[8].

Wszystkie zawarte w książce opowieści są bardzo krótkie, w większości jedno- bądź dwustronicowe. Zatem nie nużą, są godne zatrzymania się nad każdą i próby wysnucia wniosków, próby wyobrażenia sobie, co autor chciał nam przekazać, porównania do innej literatury. Warto zwrócić uwagę, że niektóre z nich to prawie bajki Ezopa lub La Fontaine’a z cudownym, łatwym morałem.



---
[1] Julio Cortázar, „Wchodzenie po schodach: Instrukcja” w: tegoż „Opowieści o kronopiach i famach”, przeł. Zofia Chądzyńska, wyd. Warszawskie Wydawnictwo Literackie „Muza” S.A., 1999, str. 20.
[2] Tamże.
[3] Julio Cortázar, „Wstęp do przepisów na temat nakręcania zegarka”, w: op.cit., str. 21.
[4] Julio Cortázar, „Cudowne zajęcia”, w: op. cit., str. 55.
[5] Julio Cortázar, „Pozory”, w: op. cit., str. 28.
[6] Tamże, str. 79.
[7] Julio Cortázar, „Radość kronopia”, w: op. cit,, str. 104.
[8] Julio Cortázar, „Smutek kronopia”, w: op. cit., str. 105.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3256
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: