Dodany: 03.05.2008 16:57|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Recenzja nagrodzona!

Książka: Z Komborni w świat
Pigoń Stanisław

2 osoby polecają ten tekst.

Ucieczka z pieca chlebowego… na akademickie wyżyny


Nie przypominam sobie, w jakich okolicznościach po raz pierwszy miałam w rękach tę książkę; musiało to być bardzo dawno – pewnie gdzieś w połowie szkoły podstawowej - bo nazwisko autora kojarzyło mi się wtedy wyłącznie z urywkiem wiersza Gałczyńskiego („Potem pytałem Pigonia, a Pigoń podniósł ramiona”[1]). Przy czytywanych wówczas powieściach i wspomnieniach o tej samej tematyce, to jest o przeżyciach ucznia kształcącego się w szkole opanowanej przez zaborców, wydała mi się jednak stosunkowo mało interesująca. Bo też istotnie, próżno w niej było szukać scen tak humorystycznych, jak w „Edukacji Józia Barącza” Bieniasza, „Bezgrzesznych latach” Makuszyńskiego czy „Ze wspomnień Samowara” Hertza, tak wzruszających, jak we „Wspomnieniach niebieskiego mundurka” Gomulickiego, tak przygnębiających, jak w „Syzyfowych pracach” Żeromskiego. Odłożyłam ją więc dość szybko, nawet nie doczytawszy do końca rozdziałów o latach uniwersyteckich autora. A jednak „chodziło za mną” jakieś niejasne przeświadczenie, że warto sobie ją przypomnieć, więc kiedy wypatrzyłam ją przypadkiem w miejscowej bibliotece, postanowiłam to uczynić.

I rzeczywiście po latach odebrałam ją trochę inaczej. Fakt, że pod względem nasycenia emocjami wypada ona bardziej blado niż wspomniane wcześniej tytuły, ale też głównym jej adresatem nie jest raczej czytelnik małoletni, którego trzeba przyciągnąć barwnymi obrazkami. Tu koloryzacji nie potrzeba; to typowa pozycja wspomnieniowa, spisywana przez człowieka niestarego jeszcze, lecz mającego za sobą dwie wojny światowe, zmianę ustroju, a przede wszystkim – diametralną zmianę własnej pozycji społecznej. Ileż szczęśliwych zrządzeń losu musiało się sprzęgnąć i jakie przymioty osobowości musiały je wspierać, by jedno z sześciorga dzieci kowala z podkarpackiej wioski mogło dostąpić jednego z najwyższych na owe czasy (a i dziś nie do pogardzenia) zaszczytów: objęcia uniwersyteckiej katedry!

Wszystkie te czynniki poddaje autor systematycznej analizie, opisując dokładnie warunki panujące we własnym środowisku (na tyle drobiazgowo, że rozdział „Moja wieś” mógłby stanowić wcale niezłą rozprawkę socjologiczną), we własnej rodzinie, w poszczególnych szkołach, do których przyszło mu uczęszczać, i podkreślając rolę ludzi dobrej woli – ojca, który mimo niełatwej sytuacji materialnej zdecydował się na dalsze kształcenie syna, nauczyciela, który jako pierwszy dopatrzył się u małego Stasia wybitniejszych uzdolnień, i kolejnych pedagogów, wspierających go w próbach wspinania się po kolejnych szczeblach edukacji, i wielu innych, oferujących mu a to możliwość skorzystania z własnych księgozbiorów, a to drobne zapomogi materialne – w całym procesie jego wychodzenia „z Komborni w świat”.

Współczesnym uczniom, wyrzekającym na trudy związane z nauką szkolną i na ogrom zasobu lektur, do czytania których są zmuszani, przydałoby się może zajrzeć do tej książki, by mogli porównać swoje obecne warunki z tymi, w jakich musiał funkcjonować uczeń niezamożny w ubiegłym wieku – i zastanowić się, czy naprawdę wymaga się od nich aż tak wiele. Choć wątpię, by wielu nastolatków dało radę przez nią przebrnąć, bo autor posługuje się polszczyzną, jakiej nauczył się na przełomie XIX i XX stulecia – tą samą, która skłania dzisiejszych gimnazjalistów i licealistów do odrzucania z abominacją powieści Prusa, Orzeszkowej, Sienkiewicza. Mamy tu i niedzisiejszą składnię („Zginął na Wołyniu 1916 {czytaj: tysiąc dziewięćset szesnastego - Dot.} roku”[2]) i wyrazy użyte w innych niż dziś konstrukcjach („już to jakąś historię ilustrowaną, już też duży atlas”[3]) lub w innym znaczeniu („wysadzały się”[4]), i mnóstwo najrozmaitszych archaizmów czy regionalizmów („jużcić”[5], „atoli”[6], „podonczas”[7], „maturyczne”[8], „honornych”[9], „ładziła”[10], „rabiałem”[11], „przystarnia”[12], „pacułki”[13]).

Czytelnik, który już wyrósł z wieku uczniowskiego, może natomiast poczytać sobie wspomnienia prof. Pigonia choćby dla samego języka właśnie, bogatego, płynnego i kunsztownego – weźmy np. taki fragment: „Tutaj czekała trudność nowa, nie mniejsza. Dzisiejszy student humanistyki niełatwo zdoła ją sobie uprzytomnić. Wszedłszy w progi uniwersytetu znajduje on od razu te pomosty i poręcze, które przeprowadzą go z gimnazjalnych nizin obuczania się podręcznikowego, receptywnego, na płaskowyż, czy na szczyt nauki współtwórczej, akademickiej. Dostaje się w pieczołowitą opiekę asystentów, przechodzi przez pośredni alembik ćwiczeń (…)”[14]. Albo dla poznania realiów życia ubogiego chłopstwa na dzisiejszej Rzeszowszczyźnie („Jeszcze za dzieciństwa mego do głównych składników pożywienia należała u nas mąka, na rzadko rozkłócona i zagotowana na wodzie zabielonej mlekiem (co się zwało zawiercanką), już też na serwatce (co zwano polewką); jeśli ją zagotowano na gęsto, zwało się to maleszką. Obok tego kasza, gotowana na gęsto, już to z suszoną rzepą lub marchwią, już też w lepsze lata z suszonymi owocami. Ileż razy suchary razowca pokruszone i zalane wodą ciepłą, zaprawione jedynie solą i czosnkiem, bez odrobiny omasty”[15]; „Znachorka ta zapisała się w mojej osobistej także pamięci; miała mię za młodych lat w swej dojmującej opiece. (…) Zwalczając chorobę, nie umiem już powiedzieć jaką, wysmarowała mię po całym ciele, i potem golca wsunęła na desce do pieca, z którego niedawno wyjęto chleb”[16]), jasno świadczących o tym, że wspomniani wcześniej XIX-wieczni prozaicy ani odrobinę nie przesadzali w swoich opisach wiejskiej biedy i ciemnoty; gdyby mały Staszek nie narobił przy leczniczym zabiegu „wrzasku na cały dom”[17], a jego matka nie miała w sobie dość odwagi, by przeciwstawić się znachorce i wyciągnąć chłopca „z tej piekarni”[18], byłby może podzielił los owej nieszczęsnej Rozalki z noweli Prusa i nie moglibyśmy dziś tych wspomnień czytać…

A warto, doprawdy warto.


---
[1] Konstanty Ildefons Gałczyński, „Ofiara świerzopa”, w: Konstanty Ildefons Gałczyński, „Wiersze”, wyd. Czytelnik, Warszawa 1956, s. 87.
[2] Stanisław Pigoń, „Z Komborni w świat”, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1983, s. 149.
[3] Tamże, s. 179.
[4] Tamże, s. 99.
[5] Tamże, s. 87.
[6] Tamże, s. 134.
[7] Tamże, s. 167.
[8] Tamże, s. 214.
[9] Tamże, s. 113.
[10] Tamże, s. 135.
[11] Tamże, s. 190.
[12] Tamże, s. 271.
[13] Tamże, s. 273.
[14] Tamże, s. 214.
[15] Tamże, s. 90.
[16] Tamże, s. 135.
[17] Tamże.
[18] Tamże.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 10753
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 10
Użytkownik: nuda_veritas 05.05.2008 09:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie przypominam sobie, w ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dzięki, Dot. Wyciągasz perełki z lamusa? Sięgnę po tę, na pewno sięgnę podczas najbliższej wizyty w bibliotece, choćby dla zacytowanego przez Ciebie języka prof. Pigonia i opisu owych niełatwych, siermiężnych czasów.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 05.05.2008 18:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki, Dot. Wyciągasz pe... | nuda_veritas
Uwielbiam perełki z lamusa! Co prawda każde dłuższe poszukiwanie takowych w bibliotece okupuję chwilową niemożnością używania narządu wzroku (po kwadransie grzebania w zakurzonych książkach mam oczy czerwone i łzawiące przez dobre pół godziny), ale nie mogę się powstrzymać.
Użytkownik: 00761 05.05.2008 10:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie przypominam sobie, w ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dziękuję, Dot! Całe wieki temu czytałam tę książkę i wspaniale przypomniała mi ją Twoja recenzja. :)

[Dodam jeszcze, że powinna być to lektura obowiążkowa dla wszystkich maturzystów zakładających w ostatniej chwili rozpaczliwy temat: "Pomóżcie!" :D]
Użytkownik: joanna.syrenka 05.05.2008 10:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie przypominam sobie, w ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Od kiedy przeczytałam "Pana Tadeusza" w wydaniu BNowskim zapałałam wielką sympatią (i podziwem przede wszystkim) do prof. Pigonia. "Z Komborni w świat" właściwie ledwie przejrzałam, ale szalenie mi się podobało. Chętnie pwtórzę lekturę.
A dedykacja dla uczniów jak najbardziej słuszna (żeby robić aferę na cały kraj "bo nie omawialiśmy tej lektury" - Chryste... :/)
Użytkownik: joanna.syrenka 13.05.2008 00:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie przypominam sobie, w ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dot, serdeczne gratulacje :)
Użytkownik: hburdon 13.05.2008 00:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Dot, serdeczne gratulacje... | joanna.syrenka
Nagroda jak najbardziej zasłużona. :)
Użytkownik: janmamut 13.05.2008 01:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Nagroda jak najbardziej z... | hburdon
Tak! I szykuje się następna -- za "Lalkę". :-)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 13.05.2008 17:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Dot, serdeczne gratulacje... | joanna.syrenka
Nie powiem, że mi nie miło, chociaż właściwie większa tu zasługa samej książki niż moja...
Użytkownik: lachus77 14.12.2010 14:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie przypominam sobie, w ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Jak na historyka literatury przystało autor powinien napisać o książkach swojego dzieciństwa i młodości. Niestety, nic na ten temat nie mówi, a właśnie dlatego, żeby je poznać, sięgnąłem po tę książkę. Przykro mi to powiedzieć, ale zawiodłem się pod tym względem.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 14.12.2010 15:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak na historyka literatu... | lachus77
Tak, jest tylko dość zdawkowa wzmianka o lekturach w liceum. Autor chyba po prostu miał taki zamiar, by pokazać głównie tę ciężką drogę z absolutnych nizin na wyżyny akademickie. Gdyby jeszcze był tam osobisty rozdziałek o książkach, pewnie byłabym rozpoczęła polowanie po antykwariatach; a tak - uznałam, że przeczytać było warto, ale mieć na zawsze już niekoniecznie...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: