Dodany: 14.04.2008 16:26|Autor: Mantra

Książka: Zdrada
Alvtegen Karin

4 osoby polecają ten tekst.

Svek


Niestety, w tej recenzji nie będzie cytatów z książki. Dawno temu musiałam oddać ją do biblioteki. Jednak mimo upływu czasu treść "Zdrady" żywo pozostała w mojej pamięci. Tuż po zakończeniu lektury miałam napisać kilka słów, zwłaszcza, że w serwisie nie ma nic poza mało oryginalnym opisem z okładki, ale dni mijały, aż książkę trzeba było zwrócić. Jest to więc recenzja bez tekstu w ręku, co dla niektórych przyszłych czytelników będzie korzystne - nie uronię bowiem nic z dosłownej treści dzieła.

Dzieła? Tak, dobrze słyszycie. Jednak dlaczego tę książkę uważam za dzieło przedstawię stopniowo, argument po argumencie. No dobrze, to chyba będzie bardziej przypominać opowieść zakochanej kobiety o wybranku serca, ale z rezerwą wywołaną minionym czasem. Chociaż z drugiej strony... Czas sprzyja idealizacji przeszłości... Na rozważania o aspektach psychologicznych przyjdzie pora, jednak nieco później.

Zanim zacznę wychwalać książkę, kilka słów o autorce, bo jak się okazało jest o czym pisać. Karin Alvtegen urodziła się w 1965 roku w Huskvarnie (już brzmi znajomo, prawda?), w Szwecji. Dotąd wydała 5 książek, z czego dwie zostały przetłumaczone na język polski, a "Zdrada" jest jej trzecią książką. Jak można przeczytać na oficjalnej stronie autorki - przed napisaniem pierwszej książki nie pisała absolutnie nic. W 1993 roku jej starszy brat Magnus zginął tragicznie w górach. Była wtedy w dziewiątym miesiącu ciąży, opiekowała się już jednym dzieckiem, więc odsunęła cierpienie na bok i żyła dalej. Pomimo tego w ciągu trzech lat psychiczny ból narastał, tymczasem ona zataiła go nawet przed rodziną. Pewnego dnia, po roku bezsenności, bólu pleców i problemach z oddychaniem upadła na podłogę przekonana że dostaje zawału serca. Nieprzeżyta żałoba doprowadziła ją do ataku paniki, po którym została wysłana na przymusowy urlop chorobowy. Nie miała odwagi wyjść z domu, tak wstydziła się utraty kontroli nad samą sobą. Pewnego ranka obudziła się z pomysłem na historię, zadzwoniła do męża z pytaniem jak włączyć komputer i... tego samego dnia napisała pierwszy rozdział swojej pierwszej książki. Po pięciu tygodniach była gotowa do wysłania, a pani Alvtegen odkryła swoje prawdziwe powołanie*. Jej książki zostały wydane w ponad 20 krajach świata. Dla ciekawostki i może małego zachęcenia dodam, że jest spokrewniona z Astrid Lindgren**.

Co takiego jest więc w tej książce? Zacznijmy od początku. Pierwsze ukłony dla autora… okładki. Dla niewtajemniczonych - przedstawia kobietę śpiącą pod wodą, zanurzającą się w niej. Brawo - fotografia bardzo dobrze oddaje kluczowy element fabuły. Śmiem wręcz twierdzić, że oryginalna okładka*** do pięt nie dorasta naszej polskiej, doskonale metaforycznej. Wybaczcie mi że nie zdradzam nic więcej, ale to nawiązanie można rozszyfrować podczas czytania dopiero po jakimś czasie, więc nie chcę odbierać smaczku odkrywania przed czytaniem.

Notka wydawcy jest wprawdzie rzeczowa, jednak jak już wspominałam na początku, napisana w sposób tendencyjny. Ot, thrillerek dobry do wanny albo do pociągu, ale broń Boże na panel dyskusyjny. Tymczasem nota zawiera pewne słowa- klucze, które sugerować mogą coś zupełnie przeciwnego. Niestety, jako że określenia "pełen napięcia" i "thriller psychologiczny" nadużywane są jako tani chwyt marketingowy, nikt nie traktuje ich z należytą powagą. Otóż w tym wypadku powinno być inaczej, gdyż nie dość, że fabuła wciąga już na pierwszych stronach, to do tego trzyma w sławetnym napięciu (które ja definiuję jako frustrację i empatyczny stres czytelnika wobec poczynań i przydarzeń**** bohatera) nie tylko na początku i końcu, ale też w środku książki. No więc mamy trochę napięcia i trochę rozrywki. To oczywiście za mało żeby mówić o książce - dzieło, co najwyżej - "dzieło", bo że się dobrze czyta to już jakieś osiągnięcie. Zostało nam jednak ostatnie słowo- klucz, w moim odczuciu najważniejsze: "psychologiczny". I tutaj wreszcie może powiem coś o treści książki, bo jak dotąd konkretów było niewiele.

Po pierwsze, mistrzowskie studium kłótni kobiety z mężczyzną, oryginalne przedstawienie tej samej wymiany zdań z perspektywy jednej i drugiej osoby. Nic na raz, żadnego mieszania narratorów w tym samym momencie - najpierw czytamy scenę z narracją Evy, później Henrika. Jeżeli książka "Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus" przypadła wam do gustu, to przeczytanie tych dwóch scen może być fantastycznym studium przypadku. Jeżeli się nie mylę, to zamieszczone są w dwóch z pierwszych czterech rozdziałów, także można się nimi rozkoszować już przy bibliotecznej półce.
Po drugie, osobowość bohaterów - są żywi i prawdziwi, poznajemy ich stopniowo na kartach książki, co ważne, poprzez czyny i sytuacje, nie opisy narratora. Dzięki temu czytelnik już na początku może wczuwać się w akcję i postaci.

Po trzecie, motyw tytułowej zdrady. Ukazana z perspektywy zdradzającego i zdradzanego, wytłuszcza motywy i problemy z jakimi borykają się małżonkowie i... kochankowie. Zaintrygowało mnie tak realistyczne przedstawienie zagadnienia, bo wcześniej nie wydawało mi się, że o zdradzie można ciekawie pisać - pomijając powszechnie znane sceny z ukrytymi w szafie kochankami czy z wymówkami dla małżonka.

W książce pojawia się też wątek obsesji, psychopatycznej miłości niszczącej "kochanego" i "kochającego". Szaleństwo jest tu przedstawione w taki sposób, że czytelnik sam nie wie, kiedy przekracza granicę potocznej "normalności", a wkracza na grunt niszczącej choroby. To wyczucie można by tłumaczyć osobistymi doświadczeniami autorki, jednak byłoby to niesprawiedliwe uproszczenie - poziom empatii jaki potrafi wykazać w stosunku do swoich bohaterów udowadnia tylko jej kunszt literacki i olbrzymi potencjał.

Wspominałam o tym wcześniej, ale warto podkreślić - autorka ogranicza się do dialogów i przemyśleń bohaterów, trudno uświadczyć opisów natury, budynków czy innych elementów tła. Może właśnie dlatego że ciągle coś tam się dzieje, ktoś coś mówi, tak trudno się oderwać i... wysiąść na właściwym przystanku, wyłączyć kran z ciepłą wodą wylewającą się z wanny razem z pianą zalewającą świeczki i starą brudną podomkę...


---
* Fragment z oficjalnej strony autorki: „Finding the ability to write felt similar to have suddenly discovered a secret room in which I had never been before. (…) By then I had recovered my inner will to push on, and I also knew by then what it was I wanted to do. I wanted to write! The feeling of having reclaimed the urge, the belief in a future, the joy of living, was fantastic.” - http://www.karinalvtegen.com/index_eng.htm
** Babka autorki i Astrid Lindgren są siostrami. Informacja na podstawie angielskiej wikipedii
*** Przedstawia tył nagiej skulonej kobiety zamkniętej w czarnym kółeczku, a w tle widzimy fotografię domu i drzewa przed nim (nawet jeżeli doszukamy się jakiegoś związku okładki z treścią, nie będzie ono tak wyraziste jak w polskiej wersji.)
**** Przydałoby się takie słowo w języku polskim, prawda?

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5009
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 6
Użytkownik: norge 14.04.2008 18:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Niestety, w tej recenzji ... | Mantra
Brawo za świetną recenzję! Dziękuję również za ciekawe informacje o autorce. Książkę przeczytałam kilka dni temu i jest dokladnie tak, jak piszesz. Nie można się od niej oderwac. Na początku myślałam nawet, że to chyba jakaś pomyłka, że to nie żaden thriller ani sensacja, ale bardzo dobra powieśc z interesującym wątkiem psychologicznym. Okazało się stopniowo, że jest jednym i drugim. Naprawdę godna polecenia książka.
Użytkownik: Zu_ire 31.08.2011 20:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Niestety, w tej recenzji ... | Mantra
Świetna książka, nie mogłam się oderwać.

Za stroną redakcyjną cytuję "Nie ulega (...) kwestii, że ten sam skutek może kryć kilka prawd."

Nie ulega kwestii, ze tak jest w rzeczywistości.

Książkę właśnie mam przed sobą (z biblioteki) i pytanie: imię autorki to Karen czy Karin, czy w szwedzkim to wszystko jedno?

PS. Recenzja Mantry jest świetna.
Użytkownik: Sherlock 31.08.2011 20:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Świetna książka, nie mogł... | Zu_ire
A w jakim języku autorkę nazywają "Karen"? Przecież nawet po szwedzku jest "Karin":

http://sv.wikipedia.org/wiki/Karin_Alvtegen
Użytkownik: Zu_ire 31.08.2011 21:34 napisał(a):
Odpowiedź na: A w jakim języku autorkę ... | Sherlock
No właśnie, chyba w polskim, bo mam wciąż obok: wydanie Świat Książki Warszawa 2006, KAREN Alvtegen "Zdrada". "Ze szwedzkiego przełożyła Halina Thylwe". Na okładce, stronie tytułowej i grzbiecie książki jest Karen.
Użytkownik: magrat_g 14.03.2012 15:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Niestety, w tej recenzji ... | Mantra
A ja się wyłamię. Nawet po przeczytaniu powieści przyszła mi do głowy refleksja, że ostatnio wystarczy, aby rzecz była napisana przez pisarza pochodzącego z Półwyspu Skandynawskiego, aby uznano ją za bardzo dobrą.
Nie dostrzegam głębi psychologicznej w tej powieści, sylwetki bohaterów są sztampowe, zakończenie przewidywalne, nagromadzenie nieszczęść w życiu czworga z pięciorga głównych bohaterów nieprawdopodobne.
Zupełnie nie mam ochoty na następne powieści tej autorki.
Użytkownik: Mantra 27.03.2012 14:23 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja się wyłamię. Nawet p... | magrat_g
Wydaje mi się, że czytałam książkę na długo przed modą na Skandynawię :)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: