Dodany: 08.04.2008 18:27|Autor: dansemacabre

Trauma mizogina, trauma lektury


Doskonały tytuł – ta książka może wzbudzić jedynie niechęć, która nasila się z każdym kolejnym kalekim rozdzialikiem, tak bardzo pustoszącym wyobraźnię czytelnika, jak bardzo pozbawiona jakiejkolwiek treści jest ta powieść. To książka, która w zamierzeniu autora miała być swoistym rozliczeniem poczynionym z matką i ogólnie kobiecym światem, ale wionie z niej jedynie koszmarną nudą, zaś autor w swych coraz bardziej absurdalnych wizjach ujawnia nie tyle swój mizoginizm, co pisarską megalomanię i kompletny brak pomysłów na rozwinięcie fabularne tematu kobiecej dominacji i męskiej frustracji, jaka z niej wynika.

Mamy tutaj niejako dwie opowieści. Pierwsza – jak dowiadujemy się już na wstępie – „jest dla hien szukających cuchnącego ludzkiego mięsa”*. Co nam tutaj cuchnie? Rozkład ciała zmagającej się z rakiem demonicznej rodzicielki, która zdradza swojego męża, oszukuje drugiego partnera, w swej chorej miłości próbuje przychylić nieba synom, a tak naprawdę funduje im swoiste piekło na ziemi. To piekło nieprzystosowania i piekło niezrozumienia. Piekło bycia wciąż cieniem femme fatale, która dokonuje coraz silniejszych spustoszeń najpierw w psychice Adama, a potem Wojtka. Nie wnikając już w to, ile tak naprawdę jest wątków autobiograficznych w tej dramatycznej opowieści rodzinnej, można jednak wywnioskować, iż dla niezależnej i bezkompromisowej Danuty życie jest nieustanną walką o przetrwanie, w której trzeba radzić sobie tylko swoimi, wypróbowanymi sposobami. Dla Danuty nie ma rzeczy niemożliwych, jest rozbrajająco szczera, ale jej toksyczność względem partnerów i własnych dzieci odbiera w pewien sposób podmiotowość tej postaci. Okaże się bowiem, iż nakreślona w pierwszej części postać matki będzie jedynie fantazmatem, na którym Kaczanowski wybuduje drugą, oniryczno–deliryczną opowieść o erotomankach–kontestatorkach, które wplątują się w sieć chorych zależności z mężczyznami i które tych mężczyzn niemiłosiernie wykorzystują. Żeby było oryginalniej, Marta i Patrycja wraz ze zmianą form ich imion na anglojęzyczne, jaka nastąpi w powieści, staną do boju obok tajemniczego kosmonauty, a kluczem do rozwiązania tej ziemsko–kosmicznej zagadki obyczajowej będzie słowo „suka”.

Druga opowieść przeznaczona jest „dla szaleńców zainteresowanych jedynie mięsem literatury”*. Zakładamy więc, iż pierwsza historia była jedynie preludium do głębszej treści, jaką nieść mają semantyczne znaczenia, z których utkana jest historia druga. I tak naprawdę w szczelinie między nimi pogrzebany zostaje jakikolwiek koncept. Młode, pełne witalnej chuci i dotkliwie oschłe wobec mężczyzn bohaterki znajdą się w związku z postacią rodzicielki autora, sportretowaną wcześniej, ale związek ten będzie tak fragmentaryczny i tak kompozycyjnie niewiarygodny, że podczas lektury wzdycha się po prostu i czeka na jakiekolwiek rozwiązanie, pozwalające ostatecznie połączyć w wyobraźni te dwie części albo też postawić między nimi mur i opowiedzieć się za tym, na które mięso Kaczanowskiego mamy większą ochotę.

Autor wykorzystuje napięcia sytuacyjne, aby jego książka wciąż kipiała. Być może powstała z kipiącej awersji, być może jest swojego rodzaju rozliczeniem z dzieciństwem i tą, która odebrała owemu dzieciństwu szczęście. „Awersja” bazuje na urywkach, kompozycyjnie składa się z dramatycznych sytuacji i z wrzących od skrywanych emocji dialogów. Sypie się ta książka jednak bardzo – ma się wrażenie, iż dana scena, konkretny dialog czy kolejna ocierająca się o pornografię scena intymnego zbliżenia rozpadają się już same w sobie, przed ostatnią kropką. To książka, która próbuje wydać się ważną, a staje się zwyczajnie śmieszną. Książka, która jest śmietnikiem tropów i rozbuchanym obyczajowo kolażem. Posklejana ze szczątków pamięci, wymaga takiej samej terapii jak stan emocjonalny autora, który – mam takie wrażenie – napisał „Awersję” w wysokiej gorączce.

Chaotyczne bredzenie Kaczanowskiego wywołało we mnie taką awersję, że prawdopodobnie nie sięgnę już po jego wcześniejszą, debiutancką książkę. Nie sięgnę także raczej po nic, co autor w przyszłości wyda. Taka to moc awersji.



---
* Adam Kaczanowski, "Awersja", wyd. Prószyński i S-ka, 2007, s. 5.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 968
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: