Dodany: 31.01.2014 21:00|Autor: AnnRK

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Posiadłość
Moon Maggie (pseud.)

1 osoba poleca ten tekst.

Jego miłość może zabić


"- Dlaczego to miejsce jest wyjątkowe?
(...)
- Bo tutaj pani umrze"[1].


Cóż, posiadłość rodziny Debrettów w Charlottshire robi wrażenie, ale czym by była, gdyby nie tajemnice kryjące się w jej korytarzach i salach? Jedynie olbrzymim budynkiem, świadectwem bogactwa rodu. Stare domy powinny mieć swą historię, trupy w szafach, ściany nasiąknięte wszelkimi emocjami. To właśnie czyni je wyjątkowymi. Maggie Moon w debiutanckiej powieści "Posiadłość" zabiera nas właśnie do takiego miejsca, domu o mrocznej przeszłości (jak się okaże, i teraźniejszość jej pod tym względem nie ustępuje), gdzie określenie "trup w szafie" nie jest jedynie metaforą, a w ściany wsiąka głównie strach i krew. Czyż można się oprzeć możliwości poznania historii rozgrywającej się na takim terenie?

Debrettowie od pokoleń zamieszkują to miejsce. Od czasu do czasu przeniesiemy się w przeszłość, by potowarzyszyć im i ich gościom podczas kolejnego balu. Te podróże pomogą nam zrozumieć, co dzieje się w czasach współczesnych i domyślić się, że grupa młodych, uzdolnionych osób właśnie wybierająca się do Charlottshire może wpakować się w nie lada kłopoty.

W tej ekipie znalazła się Zara, tak jak i pozostali - studentka Wyższej Akademii Sztuki. Warsztaty malarskie, które w posiadłości Debrettów ma poprowadzić mistrz pędzla, są dla niej czymś wyjątkowym. Jako jedna z nielicznych uczniów i jedyna w grupie szykującej się do wyjazdu, nie może się poszczycić ani pochodzeniem, ani zasobnym portfelem. Gdyby nie stypendium - nigdy nie miałaby możliwości rozwijać swojego talentu na prestiżowej Akademii, gdyby nie finansowa pomoc przyjaciółki, także i warsztaty pozostałyby w sferze mrzonek i snów. Wśród bogatych kolegów nie czuje się komfortowo, nieraz musi znosić docinki i pogardliwe spojrzenia. Na szczęście szybko znajduje wsparcie w nowo poznanym, sympatycznym rudzielcu Franku, który choć nosi nazwisko wzbudzające szacunek, nie ma w sobie ani cienia poczucia wyższości, ani grama snobizmu.

"Posiadłość była wspaniała.
Wydawała się o wiele większa niż na zdjęciach, z otaczającym ją ogrodem, w którym żywopłoty przycięto w geometryczne kształty, broniąc przed wiatrem całe morze kwiatów i delikatnych roślin. Zara dostrzegła marmurowe fontanny, z których wesoło tryskała woda. Posiadłość z trzech stron otoczona lasem, co nadawało miejscu charakter pożądanej prywatności. Sam budynek miał ciemnobrązowe drewniane okiennice, oplecione pnącymi się do góry zielonymi liśćmi. Rezydencja wyglądała, jakby dawno temu zapadła w głęboki sen i nie miała najmniejszego nawet zamiaru obudzić się teraz, w dwudziestym pierwszym wieku"[2].

Gospodarze przyciągają spojrzenia. Są jak wyjęci ze starych fotografii, ze swym zamiłowaniem do szermierki, strojami z dawno minionej epoki, niesamowitym błyskiem w oczach i arystokratycznymi manierami, z których przebija duma z tego, kim są i jakie wrażenie robią na innych. Jest coś niepokojącego w ich stylu bycia, taksujących spojrzeniach, jakby uprzejmość była tylko pozorna. Zara ich nie interesuje, w swych niewyszukanych ciuchach nie pasuje ani do pełnych przepychu wnętrz, ani do bogatego towarzystwa. Oczy braci skierowane są w stronę pięknej, mającej szlacheckie korzenie Carrie i dopóki to w nią będą wpatrzone, Zaraz może się czuć bezpiecznie.

Kłopot w tym, że bohaterka ma tendencję do pojawiania się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie. Zgubić ją mogą spostrzegawczość i ciekawość, bo nie ma nic niebezpieczniejszego, niż stanowić zagrożenie dla kogoś, kto nie cofnie się przed niczym... "Nawet najbrzydszy i najmniejszy kamień może uwierać, gdy wpadnie do butów w nieodpowiednim momencie"[3]. Może więc lepiej przymknąć oczy na ślady krwi, nie zwracać uwagi na przerażenie w oczach personelu i nie interesować się tym, co kryją piwnice.

Maggie Moon umiejętnie buduje nastrój. Pokazując czytelnikowi przebłyski z przeszłości, stawia sprawę jasno - posiadłość nie jest bezpieczna i biada kobiecie, która wpadnie w oko braciom Debrettom. Zanim jednak poznamy prawdziwą naturę właścicieli posesji, wiele się wydarzy. Olbrzymi budynek oraz okalający go las są pełne tajemnic. Miejscowi przestrzegają przed zagłębianiem się w puszczę, gdzie wilcze kły już niejednego pozbawiły życia, ale nie tylko tam czai się zagrożenie. Zara ustawia w ogrodzie sztalugę i uwiecznia krajobraz, jeszcze nieświadoma tego, w jakim miejscu się znalazła i że nie będzie to taka przygoda, o jakiej marzyła przed wyjazdem.

"Posiadłość" jest napisana bardzo starannie. Widać, że autorka przywiązywała wagę do doboru słów, starając się uniknąć irytujących powtórzeń. Niektóre synonimy wypadły nieco sztucznie, ale to i tak lepiej, niż gdyby tekst miał być naszpikowany tymi samymi wyrazami. Język powieści jest bardzo plastyczny. Maggie Moon szczegółowo opisuje ważne dla akcji miejsca. Początkowo przeszkadzały mi wymyślne określenia kolorów. Prawie nic nie jest tu pospolicie czerwone, zielone czy niebieskie. Autorka opisuje rzeczywistość używając sformułowań w rodzaju: "morza mlecznych świec"[4], "zasłony koloru zachodzącego słońca"[5], "perłowo biała chusta"[6], "poły agrestowo zielonej sukni"[7], "bananowe obicia miękkich foteli"[8]. W pewnym momencie doszłam jednak do wniosku, że opisy te jak ulał pasują do świata malarzy, dla których nawet biel i czerń mają wiele odcieni. Zresztą, co tu dużo mówiąc - fabuła wciągnęła mnie na tyle, że nie zauważyłabym żadnych potknięć, nawet gdyby były wielkości stalowoszarego słonia o mlecznych ciosach.

Trzeba przyznać, że Maggie Moon zadebiutowała naprawdę udanie. Mam słabość do historii o wielkich domach pełnych zakamarków oraz rodzinnych tajemnic, a "Posiadłość" doskonale wpisuje się w moje zainteresowania. Są w tej powieści znane czytelnikom chwyty (biedna, dobra, inteligentna bohaterka, obdarzona dużym talentem; wredna, piękna i bogata laska, która nie musi być w czymś dobra, by być ceniona, popularna i mieć bez wysiłku to, na co ta pierwsza ciężko pracuje; przystojni, tajemniczy, ale wzbudzający niepokój właściciele wielkiego budynku okolonego mrocznym lasem; zamknięte piwnice i niedostępne dla gości piętro), ale nie brak tez miejsca na niespodzianki. Byłam bardzo ciekawa, jak pisarka zakończy tę historię. Umiejętnie budowała napięcie, coraz mocniej intrygowała mnie finałem. Dałam się zaskoczyć, bo choć miałam kilka pomysłów na to, czym jest mroczny sekret Debrettów, na takie akurat rozwiązanie nie wpadłam.

"Posiadłość" jest obiecującym debiutem, więc mam nadzieję, że na tej jednej powieści się nie skończy. Maggie Moon nie brak pomysłów, na papier przeniosła je bardzo starannie. Odrobina pracy nad płynnością językową - i mamy kolejną obiecującą polską pisarkę.

"Niebezpieczne (...) jest włóczenie się po budynku, którego się nie zna. Zwłaszcza gdy ma się tendencję do pojawiania się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie"[9]. Pamiętajcie o tym, gdy wpadnie wam do głowy, by nocą opuścić bezpieczne łóżko w domu gospodarzy i udać się tam, skąd dobiegają głosy, szelesty lub gdzie tańczą blade smugi świateł.


---
[1] Maggie Moon, "Posiadłość", wyd. Novae Res, 2013, s. 11.
[2] Tamże, s. 52-53.
[3] Tamże, s. 96.
[4] Tamże, s. 7.
[5] Tamże.
[6] Tamże, s. 8.
[7] Tamże, s. 9.
[8] Tamże, s. 18.
[9] Tamże, s. 115.


[Recenzję wcześniej opublikowałam na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1608
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Sławcia 03.03.2014 08:12 napisał(a):
Odpowiedź na: "- Dlaczego to miejsce je... | AnnRK
Powieść lekka,łatwa i przyjemna, ale drażniły mnie "księżycowe oczy" rodziny Debrettów oraz ich "atramentowe loki". Niestety, autorka jednak nie przywiązywała wagi do doboru słów, jak wspomniano w recenzji i irytujące powtórzenia zdarzają się często.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: