Dodany: 29.01.2014 21:11|Autor: lutek01

Lepko i brudno


Z wielkim zainteresowaniem przeczytałem kilka dni temu informację, że dziennikarz Ziemowit Szczerek dostał Paszport Polityki za swoją książkę "Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian". Świetnie - myślę sobie - akurat stoi pa półce. Pora udać się na Wschód!

Czytam więc. Z rosnącą obawą przerzucam kolejne strony. No owszem, wiem już, o co chodzi panu Szczerkowi. Na ponad dwustu stronach rozprawia się z relacjami Polaków i Ukraińców, ich wzajemnymi zauroczeniami i fobiami, ich przeszłością, poglądami, czasem rewizjonistycznymi, czasem separatystycznymi. Przez karty książki przewija się galeria ludzi, którzy pokazują nam, jak żyją, jak mieszkają, jacy są, co myślą o Polsce i Polakach. Na przykład:

"- Po co tu przyjeżdżacie, Polacy? - zapytała - Przysłuchuję się wam, od kiedy wsiedliście do pociągu. Wygląda na to, że bardzo wam się tu nie podoba. (...) To ja ci powiem, dlaczego tu przyjeżdżacie.(...) Przyjeżdżacie tutaj, bo w innych krajach się z was śmieją. I mają was za to, za co wy macie nas: za zacofane zadupie, z którego się można ponabijać. I wobec którego można poczuć wyższość. (...) Bo wszyscy mają was za zabiedzoną wschodnią hołotę - nie tylko Niemcy, ale i Czesi, nawet Słowacy i Węgrzy. To tylko wam się wydaje, że Węgrzy to są tacy zajebiści kumple. Tak naprawdę nabijają się z was jak wszyscy inni. Nie wspominając o Serbach czy Chorwatach. Nawet, kolego, Litwini. Wszyscy uważają was za trochę inną Rosję. Za trzeci świat. Tylko wobec nas możecie sobie pobyć protekcjonalni. Odbić sobie za to, że wszędzie indziej podcierają sobie wami dupy"[1].

Mamy tu więc bardzo realistyczny i naturalistyczny obraz współczesnej Ukrainy i jej mieszkańców naszkicowany ręką... No właśnie, czyją? Solidnego reportażysty, pieczołowicie, choć kontrowersyjnie pokazującego sylwetkę naszego wschodniego sąsiada, dziennikarzynę-amatora, który goni za tanią sensacją, byle tylko sprzedać tekst, zblazowanego studenciaka, który wybrał takie, a nie inne miejsce i metody poznawania żyjących w nim ludzi? Na to pytanie każdy czytelnik odpowie sobie sam, tak jak ja to zrobiłem, czytając w wielkim zdumieniu kolejne reportaże (?) z Kijowa, Lwowa, Kamieńca czy Krymu.

Nie mogłem wyjść z zażenowania i podziwu, że autor zrobił to sobie i swojej książce. Z zażenowania - bo ilość niepotrzebnych wulgaryzmów, chamskich wstawek oraz opisów sposobów chlania, ćpania i tym podobnych rozrywek jest wręcz niewiarygodna i absolutnie nieprzystająca do książki o takiej tematyce, z podziwu - bo umieszczając cały ten śmietnik w opisywanych historiach Szczerek dokonał niebywałego mordu swojej książki, która faktycznie mogłaby być dobra, ale też ważna i potrzebna, szczególnie chyba dla Polaków, ponieważ jak w lustrze odbijają się w niej nasz nacjonalizm, ksenofobia i zamiłowanie do wywyższania się w stosunku do Ukraińców, Rosjan czy Cyganów. Jednak forma, zła forma, zdecydowanie zabija tu - bywa, że bardzo dobrą - treść. Cytuję:

"Do tego jeszcze te pieprzone budy z badziewnym ruskim dicho - każdy ze sprzedawców, smagłoskórych kaukazczyków w podrapanych czapkach adidolca, podkręcał gałkę swojego odtwarzacza na baterie, a w związku z tym, że postęp techniczny jest jednak, kurwa, imponujący i byle gówno na baterie potrafi ryczeć jak syrena w rocznicę powstania warszawskiego - to ryczało.
I z każdego odtwarzacza napierdalało co innego, z każdego głośnika inna lasia skrzeczała pod syntezator, że kocha, lubi, szanuje, nie chce, nie zna, otruje, i że dawaj, kochany, pojedziemy na plażę do Hurghady leżeć. Te melodie uderzały o siebie wzajemnie jak rydwany w »Ben Hurze«, krzesząc iskry i wypierdalając się wzajemnie na glebę. I pomiędzy tym wszystkim, pomiędzy tą nadupcanką, tąpały umęczone, pomarszczone babuszki objuczone wszelkim możliwym towarem: siatami, torbami, reklamówkami z logami Dolce & Gabana, Bruno Banani i wódki Smirnoff"[2].

Ta specyficzna autodestrukcja książki to jednak nie jedyny samobój, którego strzela Ziemowit Szczerek. Z rozbrajającą (nie?)szczerością opowiada, w jaki sposób pisuje do gazet gonza - artykuły zainspirowane życiem na Ukrainie, lecz jednak znacznie podkoloryzowane, często niemające z faktami nic wspólnego, bezsensownie wyssane z palca, mimo że - jak sam przecież udowadnia w swojej książce - materiału reporterskiego jest aż nadto. Szczerek jest po prostu niewiarygodny w tym, co pisze. Po kilkunastu stronach lektury czytelnik sam nie wie, czy to, co czyta jest prawdą, czy gonzo.

Podsumowując, kiedy czytałem "Przyjdzie Mordor...", czułem się trochę jakby ktoś na mnie co i raz pluł. Nie dlatego, że odnalazłem się wśród Polaczków opisywanych przez bohaterów książki (nie odnalazłem się) albo dlatego, że jestem nadmiernym estetą językowym (nie jestem). Oczekiwałem, że dostanę mniej czy bardziej rzetelne opracowanie dokumentalne, spisane może trochę na luzie, ale z zachowaniem klasy, opracowanie fachowca-ukrainisty, ciekawego świata i ludzi podróżnika, spostrzegawczego obserwatora, który był, widział, rozmawiał i chce mi pokazać, jaki jestem w oczach Ukraińców. Zamiast tego dostałem zapis faktycznych lub może częściowo wymyślonych podróży po Ukrainie faceta, który udowadnia, że nie spędził tam ani jednego dnia na trzeźwo i który bluzga na mnie rynsztokowym słownictwem, jakby nie mógł lub nie umiał wyrażać swoich myśli w sposób bardziej cywilizowany. Dla mnie to książka lepka i brudna.


---
[1] Ziemowit Szczerek, „Przyjdzie Mordor i was zje, czyli tajna historia Słowian", wyd. Korporacja Ha!art, 2013, s. 37.
[2] Tamże, s. 184-185.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 130348
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 26
Użytkownik: joanna.syrenka 30.01.2014 00:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Z wielkim zainteresowanie... | lutek01
O proszę. Książka siedzi u mnie w schowku, po rekomendacji Polityki i bardzo dobrym doświadczeniu z inną twórczością tego autora ("Paczka radomskich"). A po Twojej recenzji czuję, jakby ze mnie powietrze uszło... Pewnie i tak zaryzykuję lekturę, i aż jestem ciekawa, czy będziemy zgodni w odbiorze.
Użytkownik: Zbojnica 30.01.2014 21:31 napisał(a):
Odpowiedź na: O proszę. Książka siedzi ... | joanna.syrenka
Ja też zaryzykuję! Więc jak się rozczarujemy, to obie :).
Użytkownik: miłośniczka 30.01.2014 14:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Z wielkim zainteresowanie... | lutek01
Mam tak samo, jak Syrenka. W listopadzie byłam w Warszawie na spotkaniu autorskim ze Szczerkiem, kiedy jeszcze nikomu się nie śniło, że ten nikomu nieznany wędrowiec dostanie prestiżową nagrodę, a panie wykładające na filologii rosyjskiej na Uniwersytecie Warszawskim pytały jedna przez drugą: "a kto to jest? a co on napisał?". Wrażenie wywarł zdecydowanie przyjemne, mówił ciekawie i z pasją, choć był totalnie wyluzowany, co przerzucało się i na nas, słuchaczy. Zachęcił mnie do sięgnięcia po swoją twórczość; a kilka dni temu Bien przeczytał "Rzeczpospolitą zwycięską" i wszystkim poleca, co jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że cieszę się z Paszportu Polityki dla Szczerka. Po Twojej recenzji aż mnie korci, żeby rzucić wszystko i biec do księgarni czy biblioteki, żeby dostać "Przyjdzie Mordor i nas zje" i porównać nasze odczucia. Na pewno też zapoznam się z "Rzeczpospolitą zwycięską", zresztą, jak jej nie będę chciała przeczytać, Bien wepchnie mi na siłę. ;)

Swoją drogą muszę Cię pochwalić: recenzja bardzo, bardzo dobra.
Użytkownik: lutek01 31.01.2014 01:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Z wielkim zainteresowanie... | lutek01
A pewnie, że czytajcie! Nie jestem żadną wyrocznią.
Ciekaw jestem, jakie będzie Wasze zdanie o tej pozycji.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 31.01.2014 11:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Z wielkim zainteresowanie... | lutek01
Nie zaryzykuję chyba; cytat nr 2 wystarczy, żeby mnie zniechęcić do całej książki. Miałam za złe Stasiukowi nieumiejętność powstrzymania się w narracji reporterskiej od wulgaryzmów i do wyliczania rodzaju i objętości spożytych trunków - kilku jego utworom z tego względu obniżyłam oceny - ale jak widzę, Stasiukowe nieumiarkowanie to pikuś w porównaniu z tym, co prezentuje autor niniejszego dzieła...
Użytkownik: janna 31.01.2014 17:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Z wielkim zainteresowanie... | lutek01
O proszę. Cenna równowaga do mojego zachwytu. Przeczytałam "Mordor" jednym tchem, zauroczyła mnie autoironia autora i umiejętność spojrzenia z dystansem zarówno na polskie ochy i achy nad Ukrainą (patrz np. genialna scena z "dobrą panią" przed Cmentarzem Łyczakowskim), jak i na nazbyt naturalistyczne jej traktowanie - tu cały wątek wspomnianych "gonzów".
Moim zdaniem Szczerek rozprawia się przede wszystkim z polskim mitem Ukrainy i mitem polskiej wyższości kulturalnej.
A wulgaryzmy? Fakt, dużo ich. Jednak na mnie język autora zrobił wrażenie świadomej autokreacji, zabiegu stylistycznego, a nie przypadkowego bluzgu.
Użytkownik: lutek01 31.01.2014 17:56 napisał(a):
Odpowiedź na: O proszę. Cenna równowaga... | janna
Z pierwszą częścią Twojej wypowiedzi się zgadzam. Szczerek dobrze punktuje nasze narodowe cechy i, za co mu chwała, sam się z tego polskiego piekiełka nie wyklucza.
Ale czy to jest świadoma autokreacja? Może i jest, ale ja tego nie kupuję. Zbyt dużo tu chamstwa, nachalnego, niepotrzebnego. I nie chodzi o to, że ja nie toleruję wulgaryzmów, ale tu one się wylewają i żadna świadoma autokreacja tej książki dla mnie nie uratuje.
Użytkownik: cordelia 01.02.2014 13:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Z wielkim zainteresowanie... | lutek01
Właśnie czegoś takiego się obawiałam, a Twoja recenzja utwierdza mnie w przekonaniu, że nie warto tracić czasu na tę książkę. Przygnębiają mnie nagrody literackie w naszym kraju. :-(
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 01.02.2014 17:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie czegoś takiego si... | cordelia
Wydaje mi się, że - w nawiązaniu do wypowiedzi Lutka wyżej - dużą rolę gra, obecna w pewnej stronie mediów, właśnie owa chęć samopiętnowania się Polaków jako jakichś nawiedzonych ksenofobów, mylnie przekonanych o swojej wartości oraz pierwszych malkontentów globu. W dobrym tonie jest ukazywać, jak bardzo odstajemy od "lepszej reszty świata", ekspiacja za poczucie krzywd dziejowych oraz niewłaściwe pojęcie "wybaczania": po pierwsze, z przymusowym "zauważeniem winy obu stron", bo wiadomo, że się np. o II WŚ prosiliśmy, a potem były straszne "wypędzenia"; po drugie - wybaczając, od razu trzeba zapomnieć o tym, co się wydarzyło i nie myśleć o zapobieżeniu podobnym zdarzeniom w przyszłości i broń Boże nie wspominać o tym już nigdy.
Tymczasem starczy spojrzeć na amerykańskie kino "patriotyczne", na ich poszanowanie dla choćby flagi oraz nacisk na wbijanie do głowy historii USA - nie dają sobie wmówić, że czymś niewłaściwym jest dążenie do bycia lepszymi, a także radość z uczestnictwa w pewnej wspólnocie - także narodowej.

No, ale skoro choćby nagrodę Kisiela otrzymał ostatnio Michnik, to czemu się dziwić...

A sama recenzja przywodzi mi na myśl książkę Obyczaje polskie: Wiek XX w krótkich hasłach (Kowalska-Leder Justyna, Kurz Iwona, Szpakowska Małgorzata, Chałupnik Agata, Jaworska Justyna), która także mnie bardzo swoim brakiem obiektywizmu rozczarowała - tym bardziej, im bardziej na ten obiektywizm pozowała.
Użytkownik: cordelia 01.02.2014 19:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Wydaje mi się, że - w naw... | LouriOpiekun BiblioNETki
No, patrząc na niektórych rodaków, człowiek ma ochotę wypisać się z naszej wspólnoty narodowej. ;-)

A może to o koloryt lokalny chodzi? Nie da się ukryć, że Europa Środkowa ma specyficzny, że tak powiem, folklor. Są dresy, łyse bolki, jest tandeta, jest soczyste słownictwo rynsztokowe, słowem, jest co opisywać i jest się z czego pośmiać, jak kogoś szczególnie bawi właśnie to. Mnie umiarkowanie. Nadmiar tego kolorytu przygnębia mnie zamiast bawić, tak więc jedyna nadzieja w treści, o której wspomina Lutek, zapewniając, że jest. To już coś, ale raczej nie rzucę moich obecnych i czekających na swoją kolej lektur, by ją eksplorować. ;-)
Użytkownik: misiabela 01.02.2014 19:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Z wielkim zainteresowanie... | lutek01
Pan Szczerek był gościem dzisiejszej "Xięgarni". Rozmowę można jeszcze zobaczyć w sieci. Aż nabrałam ochoty na lekturę książki.
Użytkownik: tynulec 11.02.2014 10:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Z wielkim zainteresowanie... | lutek01
Najpierw przeczytałam Twoją recenzję, potem książkę. To był błąd, recenzja mnie zniechęciła, do książki podeszłam z ogromną niechęcią.

Czytałam z ołówkiem w ręku, co mi się właściwie nie zdarza. Zgadza się, mnóstwo brudnego języka, siarczystych przekleństw, ale uważam, że właśnie tak trzeba było opisać tamtą rzeczywistość, więc nie czułam się ani urażona, ani opluta. Wręcz przeciwnie, uważam, że autor zwięźle (książka liczy około 200 stron), ale bardzo dobitnie pokazuje jak zachód patrzy na wschód. Książka jest dla mnie świetną kontynuacją myśli Tochmana, którą zawarł w swoim najnowszym reportażu "Eli, Eli", pisząc jak świat biały czuje wyższość nad niebiałym, organizując sobie w Manili między innymi bieda-wycieczki i ludzkie zoo.
Szczerek swoją książką pokazuje, że świat nie tylko dzieli się na biały i niebiały, ale też na zachód, patrzący z góry i wyższością na wschód.

Książkę szczerze polecam! Dla mnie 6,0 (ostatni raz ponad rok temu wystawiłam najwyższą w biblioNETkowej skali ocenę).
Użytkownik: joanna.syrenka 11.02.2014 12:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Najpierw przeczytałam Two... | tynulec
A to mnie przekonałaś, żeby jednak książkę sobie zamówić. Przed spotkaniem z autorem powinnam ją przeczytać.
Użytkownik: tynulec 11.02.2014 12:12 napisał(a):
Odpowiedź na: A to mnie przekonałaś, że... | joanna.syrenka
Syrenko, konieczne!
Użytkownik: lutek01 11.02.2014 12:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Najpierw przeczytałam Two... | tynulec
No nie do końca zgadzam się z tym, że "właśnie tak trzeba było opisać tamtą rzeczywistość". Opisać - owszem, ale czy koniecznie tak? Przytoczyłaś przykład Tochmana, który też opisuje trudne tematy, a jednak jego język jest prosty, stonowany i również adekwatny do tego, co opisuje. Hugo-Baderowi piszącemu o Rosji też zdarza się soczyście przekląć, gdy wymaga tego podkreślenie sytuacji, ale to nie razi, jest w granicach jakiejś niepisanej normy, nie wylewa się z książki. Ja rozumiem, że Szczerek opisuje wywyższanie się zachodu w stosunku do wschodu i gdyby na tym się skupił byłoby super. Ale - powtórzę - forma przesłania treść.
Użytkownik: tynulec 11.02.2014 13:53 napisał(a):
Odpowiedź na: No nie do końca zgadzam s... | lutek01
Myślę, że warto zapytać o to już samego autora na naszym spotkaniu w przyszłym tygodniu :).

Mnie ten język nie przeszkadzał, chociaż podobnie jak Ty, nie cierpię wulgaryzmów w literaturze, ale tutaj jakbym nie zauważała ich. Kreowany obraz i to, co autor chce mi przez ten obraz powiedzieć było wyraźniejsze.

A poza tym reportaż Szczerka to nie jest czysta forma tego gatunku, więc nie porównywałabym go z tym jak pisze Tochman.

Jestem pozytywnie zaskoczona lekturą :)
Użytkownik: Checkpoint 11.02.2014 15:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Myślę, że warto zapytać o... | tynulec
Tak czytam i czytam wypowiedzi pod tą dobrą recenzją i... książkę wrzucam do schowka.
Recenzja mnie nie zniechęciła ale to właśnie wypowiedzi pod nią zdwoiły chęć sięgnięcia po tę pozycję.
Użytkownik: lutek01 11.02.2014 16:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak czytam i czytam wypow... | Checkpoint
I o to chodzi!
Użytkownik: ktrya 06.03.2014 14:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Myślę, że warto zapytać o... | tynulec
Krysiu, podpisuję się pod Twoją opinią.

Też nie tolerują wulgaryzmu w literaturze (to widać szczególnie w mojej awersji do Michała Witkowskiego), ale w tej książce on mnie nie raził. Wręcz uważam, że taki język był nawet potrzebny, aby wiarygodnie (właśnie!) oddać mentalność polskiego społeczeństwa i ich stosunku wobec krajów zza wschodniej granicy. Książka Szczerka nie ma być poprawnym, odrobinę nawet powściągliwym obrazem tych relacji Polacy vs. Ukraina. To ma być świadectwo Polaka prostaka, który na Ukrainę jeździ jak na wycieczkę do zoo, który uważa się za kogoś lepszego, bardziej cywilizowanego. Jednak swoim zachowaniem ograniczającym się do ciągłego chlania i wulgarnego postępowania, chcąc tym pokazać prymitywność odwiedzanego narodu (bo u siebie tak się przecież nie zachowuje) - wychodzi mu coś zgoła przeciwnego.

To oczywiste, że przedstawienie obrazu jakiegoś kraju/sytuacji będzie inny u doświadczonego reportera, a inny u prostego, przeciętnego obywatela, który ocenia(ł) świat stereotypami.
Użytkownik: tynulec 07.03.2014 09:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Krysiu, podpisuję się pod... | ktrya
:) cieszę się, że nie jestem odosobniona w pozytywnej opinii na temat tej książki.
Użytkownik: Zbojnica 23.03.2014 14:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Z wielkim zainteresowanie... | lutek01
A ja postrzegam tę książkę przez pryzmat gonzo właśnie. Ewidentnie rzuca się w oczy fascynacja Szczerka pisaniną Huntera Thompsona i jemu pokrewnych. Dlatego nie potępiam "Mordoru", widzę w nim pewną zabawę, wariację na temat reportażu. Sam reporter jest pewną kreacją, nie jest tożsamy z autorem Ziemowitem Szczerkiem; jest przejaskrawiony, ale taki właśnie ma być, przynajmniej w moim odczuciu. Ta kreacja służy właśnie temu, o czym piszesz w recenzji - wytknięciu fobii i stereotypów.
Inna sprawa, że narracja w pewnym momencie mnie zmęczyła, znużyła, i zwyczajnie miałam ochotę odłożyć książkę na bok, żeby sobie leżała taka niedokończona ;). Ale ja mam w ogóle problem z formami reportażowymi czy reportażopodobnymi, bo nie przepadam, i zwykle jest tak, że tracę zainteresowanie gdzieś w trakcie lektury. I mimo wszystko twierdzę, że Szczerek lepiej się sprawdza w krótkich tekstach, ocierających się gdzieś tam o felieton ("Paczka radomskich"). Może warto się zapoznać, tak na przekór ?:)
Użytkownik: lutek01 23.03.2014 17:13 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja postrzegam tę książk... | Zbojnica
No może i warto, ale ja po takiej lekturze mam bardzo poważny problem. Nie wierzę autorowi. Może pisać felietony, reportaże czy gonzo, ale ja już nie będę wiedział, na ile to, co opisuje, jest prawdą, a na ile światem wymyślonym, a tego strasznie nie lubię. Można pisać teksty o sytuacjach wymyślonych, opierając się na prawdzie, ale jakoś powinno to być rozróżnione, rozgraniczone, no - ja jako czytelnik muszę wiedzieć, na czym stoję. Nie wiem, czy jasno się wyrażam. Gatunek gonzo jest dla mnie bez sensu. Ani prawda, ani fikcja literacka, coś dziwnego, coś pomiędzy. Z resztą autor z rozbrajającą szczerością opisuje, jak powstają jego teksty, i ile w nich jest prawdy. Z tego samego powodu miałem podobny problem np. z "Cesarzem" Kapuścińskiego, którego to autora bardzo lubię i cenię. "Mordora" w ogóle nie powinno się traktować jako reportażu, bo nim nie jest, a niestety tak jest ta książka przedstawiana. Ja takiego "para-reportażu" nie kupuję. A kto zagwarantuje, że w innych książkach jest inaczej?
Użytkownik: joanna.syrenka 17.04.2014 22:49 napisał(a):
Odpowiedź na: No może i warto, ale ja p... | lutek01
I to właściwie clou. Jestem świeżo po lekturze i dla mnie to była znakomita powieść, ale nie reportaż! Język w ogóle mi nie przeszkadzał - przeszkadzało by mi bardziej, gdyby bohaterowie najarani kwasem i opici Wigorem zwracali się od siebie: "Zacny kolego, pozwól że się z tobą nie zgodzę..." - i tak dalej w ten deseń.
Ogólnie, pomijając kwestie języka, był to dla mnie kawał dobrego felietonu, zahaczającego o filozofię nawet. Kompletnie mnie nie interesuje, czy wszystko w 100% było prawdą - wydźwięk i przesłanie są ważniejsze. A zważywszy na to, co obecnie dzieje się na Ukrainie, być może nawet lepiej rozumiem tło konfliktu.
Użytkownik: adas 18.10.2014 20:50 napisał(a):
Odpowiedź na: I to właściwie clou. Jest... | joanna.syrenka
Powieść może nie znakomita, ale bardzo dobra - to tak. Polska powieść. O Polsce. O Polakach. O Polakach z roczników Solidarności. Polakach inteligentnych, może i Polakach inteligentach, klasie średniej in spe, klasie średniej której podobno nie będzie, bo wszyscy na śmieciówkach. Szczerek naprawdę napisał bardzo dobrą książką o swym, mym pokoleniu. Kurewsko gorzką, jak się już odfiltruje (odflirtuje?) śmichy, chichy, achy. Dlaczego przeklinamy, autor i ja (powiedziała mrówkach do słonia)? Bo niestety my tacy jesteśmy, my naprawdę tyle wulgarnych słów używamy, nawet w myślach obj... się i upokarzamy, a chwalimy radosną kur... wymruczaną pod nosem.

Tak, jako powieść, Szczerkowe pisanie jest strasznie odświeżające. Wtedy nie muszę się zastanawiać, czy dani ludzie naprawdę istnieją, czy poglądy ich to kalka czy przerysowanie, czy panny płaczące na Mickiewiczem to prawda czy kreacja. Czy polskość ma taką mordę straszliwą tak często? Czy tylko na papierze?

Jako reportaż... I tu rozumiem wszystkie zastrzeżenia. Czarno na białym widzę, co się może nie podobać. Co zgrzyta. Irytuje. Przeraża. Tak, kalanie prestiżu zawodu reportera, podśmiechujki z polskiej szkoły reportażu odchodzą, brak szacunku dla kilometrów z plecakiem zrobionych. W marszrutkach i przedziałach sypialnych. Na koniach, mułach, osłach. Dromaderach.

Tylko, ku memu nieszczęściu, kilka lat temu Czarne zaczęło wydawać książkowe wersje reportaży z Wyborczej, bo nie oszukujmy się - to jest ta szkołą reportażu nasza. I kilka z nich przeczytałem, i wstyd mi się zrobiło. Bo o ile te teksty, czytane pojedynczo, na papierze, z reguły czytało się naprawdę wyśmienicie, to większa ich ilość ujawniła kilka problemów. Literackich, kompozycyjnych (trochę jak pod sztancę pisane?), ale przede wszystkim to, co Szczerek w swej książce ośmiesza. Z góry przyjęte poczucie wyższości piszącego. Im bardziej na wschód jesteśmy, tym bardziej widoczne. Im biedniejsi ludzie opisywani, to także i w kraju naszym, tym bardziej to współczucie takie jakieś mniej przyjemne, ciężkie, przytłaczające. I to nawet w tych tekstach, które lat naście temu czytałem z wypiekami na twarzy. Teraz czasem się czuję jak na wycieczce w zoo. Potrzebna instytucja, zwierzaki mają się coraz lepiej, a jednak...

Dla mnie więc Szczerek nie tyle żeruje na pięknej tradycji reportażu, co go dekonstruuje. Demaskuje, to co przed czytelnikiem często jest skryte pod pozorem obiektywizmu/warsztatu dziennikarskiego. Wyśmiewa. I tak nie jest to żadna literatura faktu. Powieść.

Choć to nie koniec paradoksów. Bo teksty Szczerka w "Polityce", ułagodzone, pisane w ostatnim półroczu i sprzedawane jako reportaże, są... literacko lepsze. Nie mają tej drapieżności (choć nadal potrafią być przewrotne), zyskują jednak językowo - dialogi (bo to są dialogi) na przykład lepsze. Tylko, czy to reportaże? Szczerek sam się na linie posadził, niech balansuje.

PS Chyba już nie mogę odkładać ponownej lektury Schulza. Jako 20 latek strasznie męczyłem i nie rozumiałem prawie nic, nawet fascynacja "Wiosną" była chorobliwa, bo każde słowo trzy razy musiałem przeczytać, ułożyć w szyku zdania. A tu tych kilka zdań wplecionych brzmi niesamowicie. Hipnotyzuje.

PS2 Przepraszam za rozpisanie się. To miało być kilka zdań. Naprawdę!
Użytkownik: Leszek1984 18.05.2014 19:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Z wielkim zainteresowanie... | lutek01
Po przeczytaniu obu recenzji i komentarzy przedmówców, za lekturę "Przyjdzie mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian" zabrałem się z mieszanymi uczuciami i jak się okazało, moje obawy nie były bezpodstawne. Omawiana książka to typowy produkcyjniak pisany pod z góry założoną tezę, czego autor nawet nie próbuje ukrywać a nawet oficjalnie ogłasza (rozdział Gonzo - "zawodowo zacząłem zajmować się ściemnianiem. Łganiem. Bardziej fachowo sprawę ujmując – utrwalaniem stereotypów narodowych. Najczęściej paskudnych. Opłaca się. ... Wystarczyło, bym napisał kilka tekstów na temat Ukrainy ... a już miałem zlecenia."). Szkoda tylko, że autor w swojej szczerości nie idzie dalej i nie ujawnia zleceniodawców. Co więcej teza, którą ta książka ma udowodnić jest co najmniej w 99,75 procentach fałszywa, czego twórca ma pełną świadomość. Dlaczego 99,75%? Sięgając od udostępnionych statystyk (http://www.intur.com.pl/polacy.php?o=1&t1=13) łatwo zauważyć, że ilość osób rocznie podróżujących na Ukrainę wynosi średnio 200000 co stanowi 0,5% całej populacji Polski. Ponadto wśród tych osób mniej niż połowa podróżuje w celach turystyczno-wypoczynkowych, a tylko oni mogliby być odzwierciedleniem postaci przedstawionych w książce. Zatem domniemane sytuacje obejmują co najwyżej 0,25% wszystkich Polaków a więc statystyczny margines, więc próba wtłoczenia w opisywane ramy całego społeczeństwa jest totalnym nadużyciem. Kolejnym elementem, który budzi sprzeciw jest język. Słowa obelżywe, brutalne używane w twórczości innych pisarzy mają na celu ukazanie i podkreślenie specyficznego środowiska w jakim osadzona jest fabuła powieści. W tej książce jest inaczej. Wulgarny, odrażający i chamski przekaz służy wyłącznie splugawieniu, wtłoczeniu opisywanego
otoczenia i postaci w błoto i gnój w którym nurza się alter ego autora - Łukasz Ponczyński.
Podsumowując lekkość i łatwość pisania nie zawsze przekłada się na jakość, czego wymownym przykładem jest ta książka. Zatem o ile uprzednio starałem się oceniać jedynie dobre książki to tym razem muszę zrobić wyjątek. Według mojej oceny "Przyjdzie mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian" zasługuje wyłącznie na zero.
Użytkownik: PASION_atka 04.08.2014 22:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Z wielkim zainteresowanie... | lutek01
Witam :)
długo zastanawiałam się nad sięgnięciem po tę książkę, ponieważ byłam kilka razy na Ukrainie i polubiłam ten kraj. Jechałam w tym roku znowu na wschód, więc w końcu zabrałam się za lekturę. Mimo całej mojej sympatii dla tego państwa i dla ludzi, którzy tam mieszkają, muszę przyznać, że w wielu punktach autor ma rację. Taka właśnie jest w dużej mierze Ukraina, chociaż od czasu akcji tej książki trochę się już zmieniło. Nie jestem aż tak zapaloną poszukiwaczką mocnych wrażeń, jak Łukasz i spółka, a mimo to sama mam kilka takich historii do opowiedzenia. A moi znajomi jeszcze więcej. Więc jeśli chodzi o treść, to wcale nie musi być aż tak naciągana, jak wspominane już internetowe gonza. Co do języka - mnie nie przeszkadzał, jak dla mnie pasuje idealnie do Ukrainy. Moi znajomi, z których niektórzy są bardziej niż ja wyczuleni na przekleństwa i na początku słownictwo ich raziło, doszli potem do wniosku, że mimo wszystko taki dobór słów jest, może nie tyle dobry, co adekwatny. Nie wiem, dlaczego, ale kiedy się tam jest, takie słowa same się cisną na usta. Tam po prostu tak jest, totalny misz-masz wszystkiego. Dlatego oceniłam tę książkę bardzo wysoko. Na pewno nie można brać jej całkiem na serio,a już tym bardziej nie traktować jej jako źródła do naukowych opracowań, czy temu podobnych celów. Niemniej jej wydźwięk emocjonalny, to, w jaki sposób autor odbiera Ukrainę - zgadza się w 100% z moimi odczuciami :) dlatego też zachęcam do czytania :)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: