Dodany: 26.01.2014 18:29|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Fotografia
Lively Penelope

4 osoby polecają ten tekst.

Prawda czy domysł?


Trafiła mi się trzecia w ciągu miesiąca (po „Notatkach z wystawy” Gale’a i „Strażniku tajemnic” Morton) angielska powieść, w której główną rolę odgrywa „szkielet w szafie”, czyli jakaś głęboko zakopana, a niewygodna, przykra, czasem wręcz szokująca tajemnica z przeszłości. Czy istotnie Brytyjczycy są szczególnie skłonni do chowania i wyciągania na światło dzienne podobnych zjawisk – na co wskazywałby fakt, że właśnie w ich kraju powstało to określenie – czy też był to jedynie zbieg okoliczności, nie ma w gruncie rzeczy znaczenia; i tak wolę znany motyw w dopracowanej, kunsztownej oprawie, niż jakieś absolutne novum spartaczone technicznie…

Gdybym opierała się tylko na samym rankingu ocen, nie wiem, czy zdecydowałabym się na tę lekturę; wszystkie przetłumaczone na polski powieści Penelope Lively (autorki ponad 20 książek dla dzieci i prawie tyluż dla dorosłych, z których trzy nominowane były do nagrody Bookera, a jedna ją ostatecznie otrzymała) znalazły łącznie ledwie siedemdziesięciu paru czytelników, przy czym żadna z nich nie zasłużyła nawet na statystyczną czwórkę. Ale opinia choćby jednego Biblionetkowicza o pokrewnych gustach ma dla mnie większą wagę, niż średnia, nawet gdyby to była średnia nie z dwudziestu, ale z dwóch tysięcy ocen. Idąc tą drogą, nie pomyliłam się – to istotnie kawałek porządnej prozy psychologiczno-obyczajowej.

Zaczyna się… naprawdę od szafy. Szafy ze szpargałami, w której Glyn Peters, ceniony „historyk pejzażu”[1], usiłuje znaleźć jakiś wycinek potrzebny mu do aktualnie pisanego artykułu, a znajduje metaforyczny szkielet, w tym przypadku teczkę z dokumentami nieżyjącej żony. Wśród metryk, rachunków i zdjęć kryje się koperta opatrzona prowokującym napisem „NIE OTWIERAĆ – ZNISZCZYĆ”[2]. Gdyby Kath była gdzieś obok, pewnie by posłuchał tego zalecenia, ale przecież jej od dziesięciu lat nie ma – nie można jej skrzywdzić ani rozzłościć! Glyn nie przypuszcza, że lekceważąc wolę żony, najbardziej skrzywdzi samego siebie… a przy okazji i parę innych osób, którym Kath była bliska. Bo tego, co zobaczy na zdjęciu wyciągniętym z koperty, nie będzie umiał zachować tylko dla siebie… A wtedy dopiero zacznie się lawina pytań: kto prócz widocznej na fotografii pary wiedział o relacji łączącej tych dwoje? A kto w ogóle wiedział coś więcej o Kath – jaka naprawdę była, o czym marzyła, co ją trapiło, a co sprawiało przyjemność? Jeśli nie mąż, to może siostra? Albo siostrzenica, na którą bezdzietna kobieta przeniosła znaczną część swoich uczuć? A może… ktoś całkiem inny?

Ta prosta i w gruncie rzeczy dość banalna historia opowiedziana została z ogromną wnikliwością. Narrator kieruje uwagę kolejno na wszystkie osoby dramatu – Glyna, Elaine, Nicka, Polly, epizodycznie także na Olivera, autora nieszczęsnego zdjęcia, i Mary, dawną przyjaciółkę Kath – odkrywając nie tylko ich myśli i uczucia związane ze sprawą brązowej koperty, ale także bezlitośnie skanując osobowości najważniejszych postaci. Oto Elaine i Kath, siostry tak od siebie różne, jak dzień i noc. Ta pierwsza – zorganizowana, uporządkowana, od dzieciństwa konsekwentnie dążąca do wytyczonego celu, lubiąca mieć poczucie, że kontroluje wszystko i wszystkich wokół. A dokładnie – wszystkich prócz Kath, zbyt spontanicznej, zbyt beztroskiej, stale będącej w ruchu, ale w ruchu przypominającym raczej miotanie się ćmy wokół lampy, niż zmierzanie naprzód. Oto Nick, który zbliżając się do sześćdziesiątki nie zdążył jeszcze dorosnąć na tyle, by wziąć na siebie choć odrobinę odpowiedzialności za cokolwiek: za rodzinny budżet, za prowadzenie domu, ba, nawet za własną pracę, która interesuje go głównie na etapie „niezliczonych pomysłów i planów”[3], bo przecież „człowiek jest bardziej produktywny, jeśli kieruje się wewnętrzną inspiracją i dąży do celu własną drogą”[4], a „życie, jego zdaniem, nie powinno polegać na rozwiązywaniu problemów, lecz na ich unikaniu”[5]. I Glyn, tak skoncentrowany na dziejach brytyjskich dróg, lasów i kompleksów architektonicznych, że niewiele wie o dziejach własnego małżeństwa, że prawdy o żonie musi szukać wszędzie, tylko nie w swojej pamięci…

Kreacje postaci – nawet tych epizodycznych - są jeszcze doskonalsze dzięki zindywidualizowanemu stylowi wypowiedzi (paplanie Polly przez telefon to majstersztyk monologu!). I język, i cała kompozycja – wszystko jest doskonale przemyślane, wyważone, nawet narracja w czasie teraźniejszym, która nie zawsze i nie wszędzie robi dobre wrażenie, tu wydaje się wyjątkowo na swoim miejscu, trochę tak, jakby autorka przygotowała już grunt pod scenariusz ekranizacji.

Zakończenie… cóż, zakończenie może trochę rozczarować tych, którzy liczyli na jakieś bardziej dosłowne wyjaśnienie tajemnicy Kath, ale czyż to nie jest tak jak w życiu, gdzie też nie zawsze uzyskuje się odpowiedź na pytanie „dlaczego?”, a jeśli nawet – bynajmniej nie mamy gwarancji, że to na pewno odpowiedź, a nie tylko nasz domysł…


---
[1] Penelope Lively, „Fotografia”, przeł. Paweł Laskowicz, wyd. Rebis, 2005, s. 14.
[2] Tamże, s. 9.
[3] Tamże, s. 111.
[4] Tamże, s. 114.
[5] Tamże, s. 115.



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1388
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Marylek 28.01.2014 19:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Trafiła mi się trzecia w ... | dot59Opiekun BiblioNETki
No właśnie - dlaczego ta książka ma tak niską średnią? Jest i dobrze napisana i porusza ważny problem. Że bez fajerwerków? Wszak wszystko jest w głowie...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: