Dodany: 19.01.2014 22:42|Autor: olina
Gender po czesku
Dziewczynki wzdychają nad pluszakiem: „Ale słodziutki!”. Chłopcy rozpatrują wzniosłą kwestię: „Czy gówno się pali?”. Petr Šabach w swej książce, składającej się z dwóch opowiadań i noweli, odpowiada twierdząco na to ważkie pytanie. Ale bez obaw – nie jest to traktat o właściwościach fizykochemicznych, lecz zabawna opowieść o różnicach między płciami. Wyciągam zbiorek w autobusie. Współpasażerka rzuca mi złe spojrzenie. Domyślam się, że pani chciałaby poczytać; frapująca okładka (z płomieniami buchającymi z sedesu) kusi. Zapominam o jej minie, gdy zaczynam krztusić się ze śmiechu.
Streszczać niektóre książki to jak robić notatki z książki telefonicznej New Delhi: wydarzeń mało, postaci multum. W „Gówno się pali” nie ma ani wartkiej akcji, ani wielu bohaterów, za to moc przemyśleń finezyjnie ubranych w słowa i spostrzeżeń pełnych humoru. „Zakład” opowiada o starszych panach, z których jeden chce udowodnić, że wytrzyma dwie minuty pod wodą. Mała bohaterka „Bellevue” postanawia zostać mężczyzną, gdy dorośnie. Obserwuje mamusię i żałuje jej w duchu. Mamusia wstaje wcześnie, żeby nieustannie służyć tacie, dziadkowi i braciom. Całe przedpołudnie krząta się wokół gęsi, klepie knedliki, przygotowuje dwa rodzaje kapusty, nigdy nie może być zmęczona ani wściekła – tak ją sobie wychowali! Oni bekają, narzekają, w nosie mają wszystko. Kobieta żyje jak niewolnica i do tego musi ciągle dobrze wyglądać. Dlaczego?! Bo tatuś jest silniejszy, bardziej owłosiony i potrafi podkuwać konie!
Narrator najobszerniejszego tekstu, „Woda z sokiem”, przypomina trochę Adriana Mole’a. Oto wyjątek z jego pamiętnika: „Mieliśmy w domu gazetkę ścienną (…). Ojciec pisał [jadłospis] własnoręcznie każdego niedzielnego popołudnia, zalecając mamie kolacje na cały tydzień. (…) Mama przyjmowała to ze stoickim spokojem, a kiedy raz spytałem, jak na Boga może jej odpowiadać coś takiego, odparła:
- Jaki dzisiaj mamy dzień?
- Czwartek – odpowiedziałem.
- A co było na kolację?
- Łazanki z szynką.
- No to idź i popatrz na ten słynny jadłospis.
Było tam oczywiście napisane »risotto«”[1].
Chłopiec ma brata, dla którego dojrzewanie płciowe było ciosem w splot słoneczny. „Wyrósł z niego drągal o indolentnym spojrzeniu, który czasami przemykał po mieszkaniu jak stwór z kosmosu, z jakiejś odległej planety, gdzie rodzą się dzieci z trądzikiem i gigantycznymi grdykami, które na wszystkie zadane im pytania odpowiadają tylko: »Ja?«
- Gdzie byłeś?
- Ja?”[2].
Ojciec natomiast zachłystuje się osiągnięciami ZSRR i NRD. „Pamiętam zaskoczenie ojca, kiedy wyciągnął z gorącej kawy plastikową łyżeczkę, która roztopiła się i wydłużyła na kształt spaghetti. (...)
- Co to za świństwo? – pytała mama, badając leżącego na dnie zlewu dziwoląga.
- Towarzysze z NRD wyprodukowali łyżeczki dla idiotów, więc tata kupił kilka dla nas – oznajmił brat”[3].
Narrator wcześnie dostrzega rozbieżności w zachowaniu i traktowaniu dziewczynek i chłopców. „O ile pamiętam, dziewczyny wiecznie rysowały księżniczki. Właściwie nie księżniczki, lecz jedną i tę samą księżniczkę (…). Jeżeli 99 % dziewczynek dzień w dzień rysuje miliony takich samych księżniczek, bez najmniejszego rumieńca, bez śladu wysiłku i bez fantazji, to do dzisiaj nikt mi nie wciśnie, że z tymi dziewczynkami jest wszystko OK”[4]. Pod spodem rysunek i… o zgrozo! Pamiętam tę księżniczkę z własnego zeszytu! Koledzy rysowali auta lub bitwy, pola pełne przekątnych nakreślonych seriami z karabinu maszynowego. Chłopcy eksperymentują, nie wahają się dla osiągnięcia lepszego efektu rozetrzeć farby palcami, walczą o każdy kawałek białego arkusza. Żar tworzenia, ślina poruszenia i co? Dwója! Nie dziwota. W szkole wszak same nauczycielki, niegdyś producentki księżniczek!
Dziewczynki w ogóle są z innego świata. Petr Šabach przedstawia nam Andulkę – niebywałego negocjatora. Proponuje koledze, że jeśli pożyczy jej hulajnogę, to ona pokaże mu pępek. „Chłopak drgnął i kurczowo ścisnął kierownicę. Tsunami ciekawości zginało drzewo jego fantazji aż do samej ziemi. W okamgnieniu zapomniał o wszystkich przestrogach, jakie kiedykolwiek słyszał. Ciemne oczy Andulki przeprowadziły lobotomię i wysuszyły mu gardło”[5].
Gdy chłopiec zaczyna dorastać, odkrywa drogę do łazienki, a w niej przedmioty, jakich od lat zręcznie unikał: mydło i szczoteczkę do zębów. Pojawiają się pierwsze fascynacje nie tylko piersiami rówieśniczek. „W owym czasie pierwszy raz miałem w ręku lekturę pornograficzną. (...) Był to niewiarygodny paszkwil, posiadał jednak tę zaletę, że w żaden sposób nie zepsuł mnie pod względem moralnym. Przez jedną trzecią lektury miałem wrażenie, że czytam pismo o łowcach pereł, a dokładniej o dwóch współzawodniczących drużynach mężczyzn i kobiet. (...) Świadczyły o tym zdania typu: »Mdlał z rozkoszy, zbliżając się do jej muszelki…«. Potem zmieniało się to w nieźle porąbaną powieść detektywistyczną, bo nie wiadomo skąd pojawił się »gość ze straszliwą bronią w ręku«. Broń nie była bliżej opisana, mogłem się tylko domyślać, że działa na zasadzie promieni śmierci”[6].
Z biegiem lat różnice między kobietami i mężczyznami jeszcze się pogłębiają. Mąż musi się nauczyć języka żony. „Nie czytaj długo...” znaczy: „Zgaś światło!”. A szczebiotliwe: „Śniadanie!” można przetłumaczyć na: „Przestań się byczyć, chłopie!”. Czynnością, która niezawodnie doprowadza mężczyzn do białej gorączki, są wspólne zakupy. Ona niby pyta go o zdanie, a w końcu i tak robi po swojemu.
Mąż Andulki ima się różnych zajęć, lecz nie robi kariery. Może dlatego, że lekko traktuje pracę? Baby muszą oprząść wszystko, co robią, pajęczyną śmiertelnej powagi, natomiast bagatelizują sprawy panów. „Kiedy czyjaś żona opisuje ze śmiechem, jak jej mąż, idiota, doszczętnie coś w domu zniszczył, reszta przyjaciółek woła: »Jaki słodki!« - jakby naprzeciwko nich nie siedział nieudolny typek o dwóch lewych rękach, lecz wyjątkowo uroczy szczeniaczek z aksamitką na szyi”[7]. A przecież to mężczyźni mają ciężko! „Przeciętny facet kłamie przez minimum połowę swojego życia. W domu kłamie praktycznie bez przerwy, inaczej by nie przeżył. Zaczyna się od tego, że wiele lat temu jęknął gdzieś w krzakach: »kocham cię!« - czego, oczywiście, babka od razu się czepiła, mimo że on tak naprawdę chciał powiedzieć tylko: »To całkiem przyjemne...«. A potem musi to ciągnąć przez resztę życia”[8].
Jak barwnie opisać uroki wspólnych wizyt u znajomych, trudny wybór między darmowym biletem na wyjątkowo udane przedstawienie a możliwością pójścia na wywiadówkę, brak zrozumienia kobiet dla drobnych mężowskich „niedyspozycji”? Czeski pisarz wie to najlepiej!
---
[1] Petr Šabach, „Gówno się pali”, przeł. Julia Różewicz, wyd. Afera, 2011, s. 45.
[2] Tamże, s. 60.
[3] Tamże, s. 47.
[4] Tamże, s. 52.
[5] Tamże, s. 39.
[6] Tamże, s. 55.
[7] Tamże, s. 152.
[8] Tamże, s. 116.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.