Dodany: 01.04.2008 00:11|Autor: oblivion

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: De profundis: Szkice i listy z domu karnego w Reading
Wilde Oscar

1 osoba poleca ten tekst.

De profundis clamavi ad Te, Domine


Z głębokości wołam do Ciebie, Panie,
o Panie, słuchaj głosu mego!
Nakłoń swoich uszu
ku głośnemu błaganiu mojemu!
Jeśli zachowasz pamięć o grzechach, Panie,
Panie, któż się ostoi?
Ale Ty udzielasz przebaczenia,
aby Cię otaczano bojaźnią.
W Panu pokładam nadzieję,
nadzieję żywi moja dusza:
oczekuję na Twe słowo.
Dusza moja oczekuje Pana
bardziej niż strażnicy świtu (...).[1]


Wstrząsający Psalm 130, będący rozpaczliwą prośbą skierowaną do Boga, jest zarazem wyznaniem niezachwianej nadziei w Boże miłosierdzie i wiary w przebaczenie. „De profundis” czyli „z głębokości, z otchłani” człowiek wznosi swój głos do Boga na wysokościach. Czy Robert Ross – oddany przyjaciel Wilde’a – mógł wybrać bardziej adekwatny tytuł dla listu-wyznania, który wyszedł spod pióra poety w najgorszych chwilach jego życia? Listu, który, wbrew intencjom i oczekiwaniom samego autora, stał się zarazem swego rodzaju testamentem[2]? Oscar Wilde bowiem, z głębokości bólu, cierpienia, poniżenia, zwątpienia, wbrew okolicznościom, woła do nas głosem pełnym wiary i nadziei. Wiary w możliwość rozpoczęcia wszystkiego na nowo. Nadziei na „Vita Nuova”[3].

Samo życie poety i jego tragiczny koniec są powszechnie znane. Artysta, oskarżony o kontakty homoseksualne, zostaje skazany przez sąd na dwa lata ciężkich robót, którą to karę odbywa w więzieniu w Reading. Dla tego przyzwyczajonego do luksusów dandysa, miłośnika piękna i częstego bywalca przyjęć, już sam fakt odrzucenia przez społeczeństwo i związane z nim poniżenie byłyby wystarczającym powodem do rozpaczy. Do tego dołączyło się odosobnienie i poczucie niesprawiedliwości. Osadzony w więzieniu, odepchnięty przez wszystkich z wyjątkiem garstki najbliższych, odrzucony przez lorda Alfreda Douglasa – ukochanego „Bosiego” (będącego właściwym adresatem listu[4]), przeżywa ciężkie chwile, po raz pierwszy doświadczając cierpienia: „I filled my life to the very brim with pleasure, as one might fill a cup to the very brim with wine. Now I am approaching life from a completely new standpoint, and even to conceive happiness is often extremely difficult for me”[5]. A jednak, o dziwo, ten przytłoczony przez los, osamotniony i pogrążony w bólu, wrażliwy artysta odkrywa w sobie wewnętrzną siłę, której istnienia nigdy nie był świadom, a dzięki której sam, za pomocą własnej woli wydobywa się z rozpaczy: „There is much more before me. I have hills far steeper to climb, valleys much darker to pass through. And I have to get it all out of myself. Neither religion, morality, nor reason can help me at all”[6]. Na naszych oczach dokonuje się niezwykła przemiana człowieka cierpiącego w człowieka pogodzonego ze światem: człowieka, który niczego nie żałuje, bo „To deny one's own experiences is to put a lie into the lips of one's own life”[7], ale też potrafi wybaczyć tym, którzy go skrzywdzili. I to wybaczyć dla swojego własnego dobra, bowiem tylko wybaczenie jest w stanie uzdrowić jego duszę: „»Forgive your enemies«, it is not for the sake of the enemy, but for one's own sake (…)”[8]. Jest to przemiana prawdziwa, bo trudna: naznaczona wątpliwościami i chwilami rozpaczy. Ale ze słów będących wyrazem nieustannych wahań nastrojów: od rozgoryczenia do pełnej nadziei euforii, wyłania się portret człowieka wewnętrznie silnego (pomimo wszystkich jego słabości) - mędrca, który wciąż, z determinacją odrabia swoje lekcje w trudnej szkole życia.

Tekst składa się właściwie z dwóch części, które na własny użytek nazwałam „autobiograficzną” i „filozoficzną”. Ich granice nie zostały sztywno wytyczone – treściowo niekiedy się przenikają: wątki osobiste następują po rozważaniach dotyczących sztuki, tak, jak gdyby nagły przypływ wspomnień wywołany jakimś skojarzeniem skłaniał autora do ponownego rozdrapywania własnych ran. Część „autobiograficzna” stanowi bowiem rekonstrukcję wydarzeń, które zaprowadziły cenionego i powszechnie szanowanego artystę przed sąd. Wilde podejmuje próbę odtworzenia i analizy bolesnej przeszłości, świadom wielu błędów, które teraz jest już w stanie wybaczyć – innym... i sobie. Jest to zapis autoterapii, która, w zamyśle autora, miała także uzdrowić duszę adresata, unaocznić mu jego próżność - z okrucieństwem i precyzją, ale bez gniewu, raczej z goryczą. Miała wskazać rany, które zadał, skłonić go do pokory, ale przede wszystkim do stanięcia twarzą w twarz z przeszłością, do zrozumienia i pojednania z samym sobą. Druga część to zapis myśli autora, który, naznaczony bólem i poniżeniem, mówi o cierpieniu, bez którego nie mogłaby istnieć nadzieja i radość, które ma nas zaprowadzić do prawdziwej miłości: umiłowania całego świata we wszystkich jego przejawach. Tak rozumiane cierpienie ma swój sens i daje poecie wewnętrzny spokój, leczy rany zadane mu przez ludzi, a zwłaszcza przez tego, który był mu tak bliski, a który doprowadził go do zguby. Nie znajdziemy tu więc wyrzutów, skarg i narzekań na okrutny los, na świat, który odrzuca indywidualności, na społeczeństwo, które nie rozumie artysty. Wilde zdaje się wszystkim przebaczać. W jego słowach pojawia się wewnętrzna pogoda, tak obca murom więzienia w Reading, gdzie „(…) there is only one season, the season of sorrow”[9]. Jednak to właśnie to ponure więzienie, ta cela, w której „panuje zawsze półmrok”[10], stały się dla Wilde’a drogą do wolności. To przewrotne stwierdzenie, które doskonale pasuje do stylu „mistrza paradoksu”, najlepiej oddaje sens ostatniej fazy życia artysty, który napisał o sobie: „in my perversity, and for that perversity's sake, I turned the good things of my life to evil, and the evil things of my life to good”[11]. Wilde traktuje uwięzienie jako lekcję daną mu przez życie. Lekcję, którą przyjmuje z pokorą: „I dare say one has to go to prison to understand it. If so, it may be worth while going to prison”[12]. Ukojenie daje mu wiara w uzdrawiającą moc natury, potrzebę obcowania z którą odczuwa tym bardziej, że jest zamknięty w nieprzekraczalnych murach więzienia: „Nature, whose sweet rains fall on unjust and just alike, will have clefts in the rocks where I may hide, and secret valleys in whose silence I may weep undisturbed”[13]. Jest pewny jej mocy i w niej pokłada nadzieję na wewnętrzne odrodzenie i oczyszczenie: „I feel sure that in elemental forces there is purification, and I want to go back to them and live in their presence”[14]. Ale Wilde pisze nie tylko o cierpieniu, miłości i naturze. Pisze o religii, literaturze, sztuce, pięknie, moralności, o wszystkim, co tkwi w jego artystycznej duszy. A my, mając do czynienia z niezmienioną, a więc pierwotną wersją tekstu, możemy śledzić tok tych rozważań. Jego myśli biegną swobodnie, muskając jedynie pewne kwestie, by w pełni rozwinąć inne, ale wszystko to w sposób harmonijny, wyważony, naturalny.

Cały tekst promieniuje niezwykłą siłą. Jest to nie tylko moc wynikająca z perfekcyjnej formy, doskonałego języka, który skłania do pochylania się nad każdym słowem z osobna, do zachwytu nad doborem określeń i konstrukcji[15]. Przede wszystkim jest to siła emocjonalna zawarta w kolejnych zdaniach, które porażają swoją szczerością i trafnością. Utwory Wilde’a, z którymi miałam okazję się zetknąć, były zawsze doskonałe pod względem stylu i treści, lecz dwa ostatnie dzieła („Ballada o więzieniu w Reading” i „De profundis”), będące wynikiem jego doświadczeń więziennych, przesycone są wewnętrzną mocą, która sprawia, że przy czytaniu kolejnych zdań przenikają mnie dreszcze. Są przesiąknięte cierpieniem, ale też, z pewnością wynikającym z niego, pewnego rodzaju głębszym zrozumieniem świata, dostępnego być może tylko dla tych, którzy zostali strąceni w głębokości...

Zawsze odnosiłam wrażenie, że pisanie o cierpieniu jest dużo łatwiejszym zadaniem niż zajmowanie się pozytywnymi aspektami życia, tak jak dużo łatwiej jest przyjąć postawę cierpiętnika niż nauczyć się czerpać radość z każdego dnia: z monotonii godzin i przeciętności minut. Dlatego też napisanie tekstu, który z taką szczerością mówi o możliwości życia w zgodzie ze światem, tekstu, który wyraża i daje czytelnikowi prawdziwą nadzieję, jest dla mnie najwyższym osiągnięciem, jakie może przypaść w udziale autorowi. Oscar Wilde osiągnął ten szczyt. Jako artysta wzbił się na wyżyny, lecz jako człowiek do końca swoich dni pozostał w głębokościach poniżenia i odrzucenia. Jego nadzieje na nowy początek, na nowe życie, które z taką pasją wyraził w „De profundis” okazały się płonne, a jego krzyk „What a beginning, what a wonderful beginning!”[16] stał się łabędzim śpiewem.

Być może życie sprawiło, że nie dotrwał w swoich postanowieniach do końca. Być może pod koniec, chorując na zapalenie opon mózgowych w nędznym paryskim hotelu, utracił wszelką nadzieję, być może obrał łatwiejszą drogę i pogrążył się w rozpaczy nad sobą i swoim losem. Jeśli tak było, nie mamy prawa go za to winić – człowiek z natury jest istotą słabą i pełną sprzeczności. Najważniejsze jest to, że podjął próbę – to czasem wystarcza. Pewna jestem jednak, że gdy pisał „De profundis”, naprawdę wierzył w swoje słowa. Musiało tak być, gdyż ta wiara, która promieniuje z każdego zdania, w naturalny sposób przenika do duszy czytelnika, a nic, co nie jest szczere, co nie wyrosło z głębokich pokładów wewnętrznej wrażliwości, nie mogłoby w ten sposób oddziaływać. I te myśli zawarte w „De profundis”, które do dziś potrafią wstrząsnąć człowiekiem, są, moim zdaniem, największym dziełem Wilde’a. Dlatego też pozwolę sobie odnieść do tego właśnie utworu słowa samego poety: „It was worth while living to have said that”[17].



___

[1] Ps 130 (129): 1-6, Biblia Tysiąclecia.
[2] Utwór wydany pośmiertnie w 1905 r.
[3] O. Wilde, „De profundis czyli krzyk z otchłani”, przeł. Bolesław J. Korzeniowski, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1992, s. 106.
[4] List, w związku z zakazem prowadzenia korespondencji z lordem Alfredem Douglasem, dotarł do adresata dopiero po opuszczeniu przez Wilde’a więzienia w Reading, za pośrednictwem Rossa, który na polecenie autora wykonał przedtem jego odpis.
[5] Zdecydowałam się na przytaczanie cytatów w oryginale (wszystkie cytaty za: O. Wilde, "De profundis", The Unicorn Press, London [b. d.] - dokładne opisy cytatów podaję jedynie odnośnie wersji polskiej), gdyż żaden przekład nie jest w stanie w pełni oddać piękna i klarowności poetyckiego języka Wilde’a. Polską wersję w przekładzie Bolesława J. Korzeniowskiego zamieszczam w przypisach. Za związane z tym ewentualne utrudnienia przepraszam.
„Wypełniałem życie po brzegi przyjemnościami, tak jak po brzegi wypełnia się puchar winem. Obecnie podchodzę do życia z zupełnie innej strony i samo dostrzeżenie szczęścia jest dla mnie często niezmiernie trudne” (O. Wilde, „De profundis...”, op. cit., s. 115-116).
[6] „Czeka mnie o wiele więcej. Muszę wspiąć się na znacznie bardziej strome góry i przejść przez znacznie bardziej mroczne doliny. I muszę zrobić to wszystko sam. Nie pomoże mi w tym ani religia, ani moralność, ani rozum” (O. Wilde, „De profundis...”, op. cit., s. 108).
[7] „Zaprzeczanie własnym doświadczeniom jest równoznaczne z wkładaniem kłamstw w usta własnego życia” (O. Wilde, „De profundis...”, op. cit., s. 111-112).
[8] „(...) »Wybaczcie nieprzyjaciołom swoim (...) nie chodziło (...) o nieprzyjaciół, lecz o tych, którzy będą wybaczali (...)” (O. Wilde, „De profundis...”, op. cit., s. 136).
[9] „(...) panuje tylko jedna pora – pora smutku” (O. Wilde, „De profundis...”, op. cit., s. 85).
[10] O. Wilde, „De profundis...”, op. cit., s. 85.
[11] „(...) w swej perwersyjności i dla swej perwersyjności zmieniałem w zło to, co było dobre w moim życiu, to zaś, co było w moim życiu złe – zmieniałem w dobro” (O. Wilde, „De profundis...”, op. cit., s. 110).
[12] „Śmiem twierdzić, że trzeba trafić do więzienia, żeby to pojąć. A jeśli tak jest, to może warto pójść do więzienia” (O. Wilde, „De profundis...”, op. cit., s. 153.).
[13] „Natura, której orzeźwiające deszcze padają na niesprawiedliwych tak samo jak na sprawiedliwych, znajdzie dla mnie szczeliny skalne, w których będę mógł się ukryć i nieznane doliny, gdzie będę mógł płakać w ciszy, nie niepokojony przez nikogo” (O. Wilde, „De profundis...”, op. cit., s. 204-205).
[14] „Mam wewnętrzną pewność, że siły żywiołów dają oczyszczenie. Chcę wrócić do nich i żyć w ich obliczu” (O. Wilde, „De profundis...”, op. cit., s. 204).
[15] Formalna perfekcja zdumiewa jeszcze bardziej wobec faktu, że Wilde był pozbawiony możliwości późniejszego nanoszenia poprawek, gdyż, zgodnie z regulaminem więziennym, dostawał papier po jednym arkuszu, który po zapisaniu był mu odbierany aż do czasu ostatecznego uwolnienia.
[16] „Co za początek! Co za wspaniały początek!” (O. Wilde, „De profundis...”, op. cit., s. 156).
[17] „Warto przeżyć całe życie, by coś takiego powiedzieć” (O. Wilde, „De profundis...”, op. cit., s. 149).

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 8788
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Kamyk1974 03.04.2008 21:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Z głębokości wołam do Cie... | oblivion
de profundis Melchior Wańkowicz POLECAM
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: