Dodany: 07.01.2014 18:48|Autor: misiak297

Książki i okolice> Rozmowa z pisarzem

1 osoba poleca ten tekst.

Eryk Ostrowski - Spotkanie nr 40


Eryk Ostrowski - ur. w 1977 roku w Krakowie, jest pisarzem, krytykiem literackim, eseistą i redaktorem. Na jego dorobek składa się siedem książek poetyckich (wielokrotnie tłumaczonych na języki obce), ponad dwadzieścia opracowań, a także monografie. Jest laureatem wielu prestiżowych nagród poetyckich.

Jest autorem takich książek jak m.in.:

Szymborska: Odyseja kosmiczna (monografia twórczości Wisławy Szyborskiej)
Śnieżne Góry (zbiór wierszy)
Neil Tennant: Angielski sen - poświęcona twórczości lidera grupy Pet Shop Boys
Jak żółw Bursztynek szukał domu - opowiadanie dla dzieci i młodzieży
Charlotte Bronte i jej siostry śpiące

W Charolotte Bronte i jej siostry śpiące Ostrowski przedstawił zadziwiającą teorię. Z przeprowadzonych przez niego badań spuścizny pisarek z Haworth wynika, że autorką wszystkich książek sygnowanych nazwiskiem Bronte jest tylko jedna z uzdolnionych sióstr - Charlotte. Jak doszedł do takich wniosków? Dlaczego Charlotte Bronte zdecydowała się na wielką mistyfikację?

Swoje niezwykłe spostrzeżenia Eryk Ostrowski przedstawił w wielu wywiadach. Jeden z nich można przeczytać tutaj

Zwiastun książki Charolotte Bronte i jej siostry śpiące można obejrzeć tutaj

Recenzję książki Charolotte Bronte i jej siostry śpiące napisaną przez Biblionetkowiczkę Problematic Anne można przeczytać tutaj

Słowo o sobie autor napisał tutaj

Zapraszam do zadawania pytań, Eryk Ostrowski będzie na nie odpowiadał od 09.01.2013

Zachęcam również do udziału w konkursie zorganizowanym przy okazji spotkania: Konkurs Eryka Ostrowskiego

Każde nowe pytanie zadajemy klikając dodaj komentarz. Przestrzegamy przy tym prostej zasady: 1 pytanie = 1 post

SPOTKANIE ZAKOŃCZONE
Wyświetleń: 24476
Dyskusja została zamknięta.
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 80
Użytkownik: misiak297 07.01.2014 18:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Eryk Ostrowski - ur. w ... | misiak297
Panie Eryku, w imieniu Redakcji oraz wszystkich Biblionetkowiczów serdecznie witam na Biblionetce! Dziękuję za przyjęcie zaproszenia.

Spotkanie pozwolę sobie rozpocząć pierwszym pytaniem. Pana książka jest w dużej mierze rewolucyjna. Odbiera Pan światowej literaturze romantyczną legendę o trzech wielkich siostrach-pisarkach. Nie obawiał się Pan publikacji takiej "wywrotowej" książki?
Użytkownik: erykson 09.01.2014 15:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Panie Eryku, w imieniu Re... | misiak297
Dzień dobry, bardzo mi miło. Zorganizowałem w życiu ponad 200 spotkań autorskich, ale w wirtualnym nie brałem jeszcze udziału :)
Myślę, że nie odbieram legendy o trzech niezwykłych siostrach, bo poświecam im wszystkim osobną uwagę i nie odzieram z tajemniczości. Inna sprawa, czy pisały. Np. Anne owszem pisała i można sobie to samemu porównać z powieściami. Natomiast zdaję sobie sprawę, że świat jest bardzo przywiązany do mitu wielkiej heretyczki Emily Bronte. Myślę jednak, że po pierwsze prawda jest o wiele bardziej zajmująca, po drugie - warto pokazać, jak to się stało, skąd ta pisząca Emily się w ogóle w literaturze wzięła, bo póki żyła - jej nie było... Po trzecie zaś uważam , że trzeba umieć czytać i wyciągać wnioski. A to oznacza, że nie można w ciemno powtarzać takich absurdów, jak to, że jedyny brat sióstr - Branwell Brontë - był pozbawiony talentu literackiego, przez całe życie tylko pił, kompromitował rodzinę i nie miał bladego pojęcia, że siostry wydały powieści. – Są to kalki powtarzane za pierwszą biografią Charlotte Brontë napisaną przez Elizabeth Gaskell na zamówienie ojca pisarki. Tymczasem Branwell Brontë pozostawił po sobie przepiękne wiersze, wśród których wyróżniają się te powstałe w ostatnim okresie jego życia; wraz z Charlotte stworzył juwenilia uznawane za najwybitniejsze w światowej literaturze i wiele z tych tekstów choć pisanych jej ręką stworzyli wspólnie, i to jego radziła się Charlotte w kwestii, do których wydawców posyłać rękopisy powieści. Zachowały się wspomnienia licznych już wtedy "pielgrzymów" wędrujących do Haworth by zobaczyć słynną Charlotte Bronte na własne oczy. Nie pokazywała się, ale do oberży gdzie ci goście się zatrzymywali wzywano Branwella. Goście błagali go aby skłonił siostrę by na chwilę wyszła z domu. A kiedy z rozbawieniem odmawiał, prosili by opowiadał jaka ona naprawdę jest etc. A pił Branwell i kompromitował rodzinę przez ostatnie dwa lata swego życia. Przytaczam w książce listy obojga, jego i Charlotte, listy ich przyjaciół, fakty z biografii, cytaty z juweniliów zestawiam z cytatami z Wichrowych Wzgórz. W osobnym rozdziale przywołuję też notatki, listy i wypracowania szkolne Emily Brontë, powstałe w okresie, gdy rzekomo pisała Wzgórza. Myślę, że pisarza mogą sądzić wyłącznie jego teksty. Emily pozostawiła ich kilka. Wśród nich z całą pewnością nie ma Wichrowych Wzgórz. Nie wiem też dlaczego ignoruje się fakt, że jej jedyna wypowiedź na temat swego autorstwa Wzgórz to zruganie Charlotte po tym, jak powiedziała ona swemu wydawcy, że Ellis Bell to jej młodsza siostra, Emily. – Trzeba pamiętać, iż Charlotte Brontë głosiła różne rzeczy, nie zawsze zgodne z prawdą. Z podobnym zapałem na przykład, z jakim kreowała mit o Wichrowych Wzgórzach, wpajała otoczeniu, iż jest mężczyzną. A publikacją Villette omal nie zniszczyła reputacji swojej byłej chlebodawczyni i to tylko dlatego, że była ona żoną człowieka, w którym Brontë do szaleństwa się zakochała, a który, jak wiadomo, nie porzucił dla niej swej żony.
Użytkownik: ka.ja 07.01.2014 20:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Eryk Ostrowski - ur. w ... | misiak297
Bardzo się cieszę, że przyjął Pan zaproszenie do rozmowy na forum tego serwisu, dyskutowaliśmy tu o "Charlottcie..." zanim jeszcze się ukazała w księgarniach. Przynaję, że skuszona zapowiedzami rzuciłam się na Pana książkę bez opamiętania i kupiłam ją w kilka godzin po tym, jak ukazała się w wersji elektronicznej.

O szczegóły będę pytać później, zacznę jednak od pytania, skąd takie gorące zainteresowanie twórczością sióstr Bronte/Charlotty? Co Pana skłoniło do tego, żeby zgłębiać właśnie te biografie/tę biografię? Od czego się ten romans zaczął i jak długo trwał, zanim zaowocował książką? Od czego zaczęły się Pańskie podejrzenia, że zamiast trzech autorek możemy mieć do czynienia z jedną autorką i trochę z jej jedynym bratem? Jaki był ten pierwszy trop?
Użytkownik: erykson 09.01.2014 15:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo się cieszę, że prz... | ka.ja
Och to wszystko frapowało mnie od bardzo dawna, już wiele lat temu. Gdzieś kiedyś wyczytałem, że Emily Bronte napisała ponoć drugą powieść. To dopiero tajemnica prawda? Swoją drogą jeśli przyjąć, że nie napisała pierwszej, to co z tą legendą o drugiej począć? :) Cóż to za powieść i - kto ją napisał? Czy rzeczywiście została zniszczona? :) - Jak spojrzeć na biografię rodziny Bronte to są tu, proszę Pani, praktycznie same tajemnice i legendy. Począwszy od tego, że wszystkie te dzieci mogą być praprawnukami XVIII-wiecznego poety irlandzkiego, Padraiga O’Pronntaigha. Wszystko to jest niezwykle fascynujące i interesowało mnie odkąd po raz pierwszy moja siostra opowiedziała mi historię o tym, że żyły kiedyś trzy genialne siostry, które mieszkały wśród wrzosowisk; miały one brata, którego bardzo kochały, wszyscy pisali - wiersze i powieści - ale ten brat był bardzo nieszczęśliwym człowiekiem, pił i wkrótce umarł... Usłyszawszy tę historię miałem może 13 lat. Później po raz pierwszy przeczytałem Wichrowe Wzgórza, Jane Eyre i Villette, które pamiętam zrobiło na mnie piorunujące wrażenie. Minęły lata i temat do mnie powrócił. W międzyczasie może musiałem zrozumieć, dlaczego prawie każdy czytelnik tych ksiażek ma poczucie, że coś tu jest nie tak z tymi powieściami.. Zrozumieć, że to Charlotte jest kluczem do wszystkiego. Kiedy dowiedziałem się, że rękopisy Wichrowych Wzgórz i książek Anne Bronte nie istnieją, nikt ich nie widział, całą korespondencję z wydawcami prowadziła Charlotte, a trzy piszące siostry pojawiły się dopiero w 1851 w pośmiertnym wyborze z ich twórczości - to zdziwiłem się tylko, jak to możliwe, że do tej pory ludzie bezwarunkowo wierzą w coś, czego nie da się poprzeć żadnymi racjonalnymi argumentami... Ale tajemnice to jedno, a osoba Charlotte Bronte to drugie. Jest to najważniejsza autorka w historii. Zależalo mi przede wszystkim na zbliżeniu się do niej, na przedstawieniu portretu psychologicznego tej kobiety, kobiety, pełnej tak wielu sprzeczności, że naprawdę trudno to wszystko z sobą zgodzić. Wątek autorstwa wypłynął "po drodze", kiedy ponownie zabrałem się za "Wichrowe Wzgórza" - w oryginale i w pierwszym wiernym przekładzie powieści na j. polski, który zrobił mój przyjaciel - wtedy zrozumiałem dlaczego coś jest nie tak z tymi powieściami.
Użytkownik: misiak297 09.01.2014 17:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Och to wszystko frapowało... | erykson
Wspomniał Pan o przekładach... "Wichrowe Wzgórza" ukazywały się parokrotnie w różnych tłumaczeniach. Bodaj najbardziej znany jest ten Janiny Sujkowskiej. Czy ten przekład jest bardzo zmieniony w stosunku do oryginału? Co ma nam do zaoferowania Piotr Grzesik?
Użytkownik: erykson 09.01.2014 18:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Wspomniał Pan o przekłada... | misiak297
To jest zupełnie inna książka. Myślę, że publikacja tego - pierwszego wiernego - przekładu sprawi, że powieść straci trochę czytelniczek, a zyska czytelników. Dopiero to tłumaczenie ukazuje dlaczego ta książka tak bulwersowała. Bulwersuje zresztą do dziś, skoro nikt nie ośmielił się dotąd powieści wiernie sfilmować. Przede wszystkim jednak chodzi o język. Wichrowe Wzgórza są ostre, chropowate, nie przebierają w słowach, a dialogi często śmieszą. I takich Wichrowych Wzgórz polski czytelnik nigdy nie znał. Przekład Sujkowskiej powstał przed wojną, był piękny, ale dał nam inną książkę. Ostatnie dwa tłumaczenia to kalki z tłumaczenia Sujkowskiej, powielają jej rozwiązania na te wszystkie nieprzetłumaczalne zwroty pisane yorkshire'owską gwarą etc. Nie mam pojecia po co takie tłumaczenia się zleca , publikuje i nazywa "przekładami", skoro stanowią redakcję innego przekładu, w dodatku slabą. - Wichrowe Wzgórza to arcydzieło. Wielu uznaje utwór za najwybitniejszą powieść jaką napisano. Jeśli książka ma na świecie taki status to nawet laik powinien zdawać sobie sprawę, że przekładu arcydzieła nie robi się taśmowo. To wymaga lat. Tak np pracował nad arcydziełami Maciej Słomczyński. Wichrowe Wzgórza napisane są w języku, którego przekład wymaga studiowania i kilkuletniej pracy aby znaleźć odpowiednie rozwiązania. Piotr Grzesik taką pracę wykonał. 4 lutego poznamy efekt.
Użytkownik: misiak297 09.01.2014 20:55 napisał(a):
Odpowiedź na: To jest zupełnie inna ksi... | erykson
Podczas swojej pracy przestudiował Pan wiele opracowań dotyczących słynnych sióstr. Można powiedzieć, że w Polsce tego rodzaju badania dotyczące Bronte raczkują (jest spore opracowanie "Wichrowych Wzgórz" z tzw. BNki, "Na plebanii w Haworth" Przedpełskiej-Trzeciakowskiej, "Siostry Bronte" Kraskowskiej, niedawno pojawiła się Pana książka). Moje pytanie brzmi - jak wiele nie wiemy jeszcze o siostrach Bronte? Mógłby Pan wymienić jakieś ciekawsze pozycje dotyczące pisarek (pisarki) z Haworth? Czy jest jakaś szansa, że ukażą się one w polskim przekładzie?
Użytkownik: erykson 09.01.2014 23:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Podczas swojej pracy prze... | misiak297
Myślę, że wszystkich nas łączy fakt, że nikt nie wie i nigdy nie dowie się tego, co widziały mury plebanii w Haworth. Znamienne też, że w zasadzie nie ma roku, by coś nowego nie pojawiało się na ten temat. Ostatnio kolejno: fotografia sióstr (domniemana ale - jedyna), odnaleziona bajka Charlotte, możemy być w zasadzie pewni też, że Bronte była zaręczona z George'm Smithem, a to była wielka wielka tajemnica, którą naprawdę udalo się obojgu zabrać do grobu. Nie na zawsze jak się jednak okazało. Historia rodziny Bronte się dopełnia. Fakt, że tyle rękopisów zaginęło, inne zniszczono sprawia, że zawsze gdzieś może odnaleźć się coś, o czym nie mieliśmy dotąd pojęcia.
Najważniejsze książki o Bronte podaję w bibliografii. Z nich za kanoniczne uznaje się - oprócz biografii pani Gaskell - prace Juliet Barker, Rebeki Fraser, Lyndall Gordon, Winifred Gerin. I całe morze innych, z których ja np. najbardziej lubię te dawne książki np. "The Bronte Family" Francisa Leylanda o Branwellu Bronte, "The Secret of Charlotte Bronte" Frederiki MacDonald i "In the footsteos of the Brontes" E. Chadwick. Z ostatnich zaś wspomnianą Michele Carter i książkę Helen MacEwan o Bronte w Brukseli, gdyż obie napisane są z wielkim żarem.
Co do polskich wydań - wiem jedynie o wydaniu "Życia Charlotte Bronte" Elizabeth Gaskell, bo pisałem do tej książki przedmowę.
Użytkownik: misiak297 10.01.2014 10:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Myślę, że wszystkich nas ... | erykson
A czy według Pana książka "Życie Charlotte Bronte" może w jakiś sposób (może niekorzystny?) wpłynąć na zmianę postrzegania rodzeństwa Bronte? Gdzieś czytałem - bodaj u Przedpełskiej-Trzeciakowskiej, a i Pan o tym wspomina w swojej książce - że jest w tym wiele przekłamań, fantazji samej Gaskell, która stworzyła mroczną legendę sióstr.
Użytkownik: erykson 10.01.2014 17:08 napisał(a):
Odpowiedź na: A czy według Pana książka... | misiak297
Ta książka już 160 lat temu wpłynęła na postrzeganie Bronte. W zasadzie stworzyła pewien mit. Jest to znakomita, bardzo nowatorska jak na ówczesne czasy biografia, napisana w pierwszej osobie, w której autorka cytuje nawet własne listy. "Życie" do dziś uważa się za takie samo arcydzielo, jak książki Bronte, przez wiele lat było przez wydawnictwo Smith, Elder wydawane jako 7 tom dzieł zebranych Bronte. Bo to jakby kolejna powieść, tyle że o nich samych. Cudowna książka, z pewnością. Ale tak wiele spraw opisanych tam jest wyssanych z palca, że nie wznawia się tej książki dziś bez odpowiedniego opracowania i wstępów. - Pisałem przedmowę do polskiego wydania, w której opowiadam historię tej przyjaźni, Charlotty z jej przyszłą biografką. Cytuję listy pani Gaskell o Charlotte, które słała do swych przyjaciół. Opowiadam też jak wyglądały okoliczności wydania biografii. Bo to była cała awantura, wiele osób poczuło się obrażonych i żądało przeprosin, inni grozili wniesieniem spraw do sądu. Wszystko to rozgrywało się na łamach prasy, która publikowała te listy. Wciągnięta w to była nie tylko pani Gaskell, ale ojciec Charlotty i jej mąż. Na temat recepcji książki Elizabeth Gaskell napisano już tysiące stron :)
Użytkownik: lutek01 10.01.2014 00:35 napisał(a):
Odpowiedź na: To jest zupełnie inna ksi... | erykson
Witam!
Jest Pan bardzo krytyczny - i w stosunku do tłumaczy, i w stosunku do filmowców.
Skąd osąd, "nikt nie ośmielił się dotąd powieści wiernie sfilmować"? Fakt, że dużo nie oglądałem, ale czy naprawdę jest tak kiepsko z w miarę wiernym odtworzeniem losów Cathy i Heathcliffa. Czy z ekranizacjami Jane Eyre też jest tak ciężko?
Użytkownik: erykson 10.01.2014 01:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Witam! Jest Pan bardzo k... | lutek01
Bronte niestety wciąż czeka na swojego Petera Jackosona, który przydarzył się Tolkienowi. Ekranizacje Wichrowych Wzgórz wszystkie są błędne. Przede wszystkim wprowadzają w błąd, że to jest romans, a powieść romansem nie jest, przynajmniej w relacji Heathcliffa i Catherine, którzy świata poza sobą nie widzą, co nie znaczy, że mają romans. W powieści nie ma o tym ani słowa. Byli wychowani jako rodzeństwo i jest to wielka namiętność, ale raczej metafizyczna. Miłość w Wichrowych Wzgórzach owszem jest, ale tę już ekranizacje pomijają i np. nikt nie odważył się pokazać tego, jak wyglądało małżeństwo Isabeli Linton i Heathcliffa, choć w powieści Heathcliff mówi bez ogródek w jakich to rozkoszach gustuje jego małżonka i co jej sprawia przyjemność. Podobnie żadna ekranizacja nie podała tego, co tutaj najbardziej istotne: oryginalnych dialogów powieści. Osobiście mnie to dziwi, bo ta powieść to gotowy scenariusz. Z wszystkich ekranizacji Wichrowych Wzgorz najgorszą wydaje sie ostatnia, bardzo nagłaśniana jako "wierne, prawdziwe Wichrowe Wzgórza". Biada osobom, które poznają nazwisko Bronte poprzez ten film, bo raczej nie sięgną już po powieść. Swoją drogą naprawdę nie wiem jak można tak dynamiczną, niemal sensacyjną ksiażkę przedstawić w tak nudny sposób. I kompletnie usunąć dialogi.. O obsadzie szkoda mówić, jak i jednej z pierwszych scen, gdzie Heathcliff jest... chrzczony i ucieka sprzed ołtarza, jako dziecko szatana (!).
Co do innych ekranizacji: zawsze warto pamiętać o tych zrobionych przez BBC. Nawet jeśli nie są doskonałe, są znakomicie zrobione. Jak chodzi o Jane Eyre - powieść miała więcej szczęścia niż Wzgórza. Ostatnia ekranizacja to moim zdaniem arcydzieło. Najbardziej uderzyło mnie to, że konstrukcję postaci głównej bohaterki reżyser oparł nie tylko na podstawie powieści, ale też na osobowości samej pisarki. Starał się być możliwie blisko autora. Do tego piękne zdjęcia, rozmach, wierność, znakomita obsada, muzyka - wszystko.
Z pozostałych książek są adaptacje telewizyjne, przeważnie mało znane albo zapomniane. Ponoć ma powstać film na podstawie Shirley. (Jeden już był, ale w epoce kina niemego :)
A sama biografia rodzeństwa Bronte miała 2 ekranizacje, hollywoodzką i europejską. Od paru lat zapowiadany jest - realizowany ponoć z wielkim rozmachem - film BRONTE, który ma być biografią Charlotty. Obsada znakomita, zobaczymy :)

Użytkownik: misiak297 10.01.2014 19:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Bronte niestety wciąż cze... | erykson
A co do ekranizacji muszę stanąć w kontrze. Serial z 2006 roku (z Ruth Wilson) ogromnie mi się podobał, a "Jane Eyre" z Mią Wasikowski (2011) ogromnie mnie rozczarował. Wszystko działo się zbyt szybko, cięcia w fabule nie wyszły dobrze. No ale to moja opinia:)

Z "Wichrowych Wzgórz" podobała mi się ta ekranizacja z 1998 roku (choć aluzje do erotycznej relacji między Heathcliffem a Katarzyną wzbudziły mój sprzeciw).
Użytkownik: erykson 10.01.2014 20:09 napisał(a):
Odpowiedź na: A co do ekranizacji muszę... | misiak297
Nie pamiętam serialu Jane Eyre. Generalnie było sporo tych filmów; spośród tych, które widziałem wszystkie jakoś się broniły. W jednym grała nawet Elizabeth Taylor. Natomiast Wichrowe Wzgórza w ciągu 160 lat doczekaly się tylko jednej świetnej adaptacji, nie filmowej jednak, ani telewizyjnej. - Mam na myśli utwór Kate Bush. Jest on nie tylko arcydziełem, ale jest on WIERNY, wyraża dokładnie to, co zawiera ta powieść. Szczególnie wersja nagrana w 1986 r, a także wersja live z 1979 r. Nie jestem odosobniony w tej opinii. Prawdą jest, że ten utwór sprawił to, co w 1857 r. uczyniła biografia pani Gaskell: przyczynił się do wielkiego kultu, który odżył pod koniec lat 70. wokół tematu Bronte.
Użytkownik: lutek01 11.01.2014 00:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Bronte niestety wciąż cze... | erykson
Dziękuję za odpowiedź. Zgodzę się, że określenie "romans" jest krzywdzące dla tak wspaniałej powieści jak "Wichrowe Wzgórza".

Wspomina Pan o europejskiej ekranizacji biografii sióstr. Chyba chodzi o francuski film "Siostry Bronte" z 1979 roku? Jak Pan go odebrał? Ja nie byłem zachwycony - jak dla mnie zbyt mroczny i ciemny. Czy poleciłby Pan ten film komuś, kto chce się zapoznać z życiorysem sióstr?
Użytkownik: erykson 11.01.2014 02:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję za odpowiedź. Zg... | lutek01
No właśnie, prawda? ponury i w zasadzie długo, długo nic i nagle, naraz, oni umierają. Powiem tak: osobiście przekonałem się (czy lepiej powiedzieć: zdołałem przekonać siebie) do tego filmu; wyboru zresztą nie ma ;-) - ale czy bym go polecał to inna sprawa. Klimat jest, znakomita obsada także. Ale jest tak wiele błędów i, przede wszystkim, jak można na podstawie tak dynamicznej, prawie sensacyjnej biografii, jaką jest historia Charlotte i jej rodziny zrobić tak nudny film?? To samo, co spotkało zresztą Wichrowe Wzgórza i ostatnią ich ekranizację, najgorszą z możliwych. A tam, na tej plebanii, naprawdę się działo. Jest co pokazywać, co filmować. Dlaczego nikt tego nie robi? - Ale takie Solaris Lema, w czasach kiedy naprawdę Lema można już technologicznie przenieść na duzy ekran, też jest jakby o czym innym. Lem po obejrzeniu ostatniej ekranizacji napisał: dlaczego nie pokazano mi oceanu?. I tu - zarówno przy ekranizacji biografii Bronte, jak i Wichrowych Wzgórz - można zadać to samo pytanie: dlaczego nie pokazano oceanu? - Powracając do pytania: być może film "Siostry Bronte" jest w stanie zachęciś kogoś, kto ma naście lat, nic nie wie o nich prócz tego, że były samotne, wśród wrzosów i nagle umarły. I jest w takim przedziale wiekowym, kiedy łyka się same tajemnice i odkrywa intuicyjnie. Ale dorosły odbiorca naprawdę liczy na to, że z filmu biograficznego dowie się czegoś o człowieku, o czasach, w którym on żył. Z tego filmu niczego konkretnego niestety dowiedzieć sie nie można, prócz tego, że Branwell miał romans z dwukrotnie starszą kobietą (co z kolei nie jest zresztą pewne). Szkoda. Mam poczucie, iż zmarnowano tu wielką szansę: byli świetni aktorzy, dobry czas w historii kina na taki film. Mógł powstać taki "Amadeusz", a wyszedł film, z którego widz niczego nie dowie się o najbardziej błyskotliwej karierze literackiej wszechczasów, jaką z dnia na dzień zrobiła Charlotte Bronte. Jest to jednak piękny film, przepiękne kadrowanie, i, choć może nie było najrozsądniejszym pomysłem obsadzenie w roli tych akurat pisarek trzech najpiękniejszych francuskich aktorek - Marie France-Pisier, Isabelle Adjani, Isabelle Huppert - jednak od tej, zewnętrznej strony nie można obrazowi niczego zarzucić.
Użytkownik: Szeba 10.01.2014 10:23 napisał(a):
Odpowiedź na: To jest zupełnie inna ksi... | erykson
Pisze Pan o przekładzie Piotra Grzesika i pisze Pan tak, że nabrałam na nie ochoty :) więc sprawdziłam sobie i - kilka lat temu były już jego "Wichrowe Wzgórza" wydane, ale w mało znanym, może już nawet nieistniejącym wydawnictwie. Może to wydanie teraz będzie jeszcze dopracowane itd., domyślam się.
A moje pytanie dotyczy jeszcze innego przekładu - ukazało się w zeszłym roku tłumaczenie "Wzgórz" autorstwa Tomasza Bieronia, też zresztą wznowienie. Czy jest ono Panu znane, czy może coś Pan o tym przekładzie powiedzieć?
Użytkownik: erykson 10.01.2014 17:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Pisze Pan o przekładzie P... | Szeba
Tak, przekład Grzesika był wydany przed kilkoma laty w niewielkim nakładzie i bez dystrybucji. To to samo tłumaczenie. Nie ma żadnych zmian, nie były potrzebne - tłumacz pracował nad przekladem przez całe lata.
Co do przekładu, o którym Pani wspomina, tak jak pisałem już wcześniej - powiela przekład Sujkowskiej. Praktycznie niczym się nie różni. Tak jak tłumaczenie Pasierskiej. To opracowania. Proszę mi wierzyć: Wichrowe Wzgórza są w zasadzie nieprzetłumaczalne. Jeżeli brać się za to, trzeba wypracować pewien styl i język. Tak uczyniła Sujkowska i wypolerowała w pięknym stylu tę książkę. Grzesik postanowił pokazać jaka ta powieść naprawdę jest. Wiele fragmentów pisanych jest gwarą górali nizinnych z okolic Limanowej i Myślenic, by możliwie oddać język, w jakim napisane są Wzgórza. To jest , wie Pani, taki przekład, na którego podstawie można doktoraty pisać.
Użytkownik: Szeba 12.01.2014 23:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, przekład Grzesika by... | erykson
Dziękuję, wierzę Panu i już zdecydowałam, że kiedy tylko ukaże się książka, będzie moja :) Mam wydanie w przekładzie Janiny Sujkowskiej, ale ponieważ i tak jeszcze "Wzgórz" nie czytałam, więc mogę to zrobić od razu porządnie :)
Trochę mnie rozczarowało to, co pisze Pan o przekładzie Bieronia, bo znam inne jego przekłady, ale nie jestem oczywiście w stanie porównać, ani ocenić jego pracy w żadnym z tych przypadków od takiej strony, więc zaufam opinii, jeśli chodzi o Bronte.
Użytkownik: erykson 12.01.2014 23:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję, wierzę Panu i j... | Szeba
Bieroń jest z pewnością znakomitym tłumaczem, jest można rzec - zawodowcem. I tu jest właśnie problem. Takich rzeczy jak Makbet, Wichrowe Wzgorza czy Alicja w Krainie Czarów nie da się zrobić z marszu, rutynowo, jako np. 98 zlecony przekład. Niewiele jest takich utworów, ale są, utwory, ktore wymagają lat - studiów, pasji, oddania czasu i serca. Na szczęście sa tacy tlumacze. Wichrowe Wzgorza wystarczy zobaczyc w oryginale, aby zrozumiec na czym to polega. Sujkowska przedstawiła w zasadzie swój pomysł na te powieść, dała treść omijając język, styl w jakim ja napisano. Nowe tłumaczenie jest możliwie wierne, mozliwie, poniewaz Wichrowe Wzgórza sa w zasadzie nieprzetłumaczalne.
Użytkownik: ka.ja 09.01.2014 17:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Och to wszystko frapowało... | erykson
"Najważniejsza autorka w historii" - pewnie wielu literaturoznawców ogromnie by się na Pana za taką ocenę oburzyło. Domyślam się, że także twierdzenie, że to Charlotte jest trzema panami Bell, spotkało się z gorącą dyskusją. Wiem, że badaczy spuścizny pisarskiej Charlotty i jej sióstr jest bardzo wielu i ich analizy sięgają nieraz bardzo głęboko (mam tu na myśli choćby przytoczone przez Pana hipotezy o wiadomościach zaszyfrowanych w anagramach listów). Czy z ich strony spotkał się Pan z polemiką? A co Pan myśli na temat choćby wspomnianej teorii o anagramach? Czy to nie jest zbyt naciągane? Czy to nie jeden z tych przypadków, kiedy przyjęte założenie zaczyna wpływać na postrzeganie treści?

Przyznam, że w czasie lektury Pańskiej książki doceniałam spójność dowodów na jednoosobowe autorstwo wszystkich powieści sygnowanych nazwiskiem Bronte, a jednak nie jestem przekonana. Moja wiedza zdobyta podczas lektury powieści (nie przebrnęłam przez "Profesora", moim zdaniem ta powieść jest potworna - irytująca, ksenofobiczna, bufonowata i rozlazła, nie czytałam też jeszcze "Shirley") oraz biografii pióra pani Przedpełskiej-Trzeciakowskiej jest zbyt uboga, żebym mogła z Panem polemizować albo z pełnym przekonaniem potwierdzić Pańskie spostrzeżenia. Z jakimi reakcjami na "Charlotte..." się Pan spotyka najczęściej?
Użytkownik: erykson 09.01.2014 23:40 napisał(a):
Odpowiedź na: "Najważniejsza autorka w ... | ka.ja
Mówiąc "najważniejsza autorka w historii" mówię tak, jak zazwyczaj o Bronte się pisze. Tu nie chodzi o gusta, oczywiście, ale o pewną obiektywną prawdę - gdyby mówiono najlepsza, to rzecz jasna nie każdy się z tym zgodzi. Natomiast najważniejsza dlatego, bo i cóż - ona wszystko zaczęła.. Wszystko. Nie tylko żadna kobieta przed Bronte nie napisała takich książek, ale i żaden mężczyzna. To jest całkowite zburzenie zastanego świata. Do samych treści tych utworów dochodzą jeszcze takie sprawy jak np. fakt, że Villette to pierwsza w literaturze europejskiej powieść psychologiczna, mało tego - pierwszy w światowej literaturze utwór, którego pewne partie napisane są w formie strumienia świadomości. Zarówno Henry James, jak i Proust, Joyce i Woolf swoje dzieła wydadzą dopiero 50 lat później. A Charlotta Bronte już tak pisała. Abstrahując od tego kto z nich napisał Wichrowe Wzgórza, stoi za tym nazwisko Bronte, a powieść uznaje się za najważniejsze angielskie dzieło od czasu Makbeta. I tak można jeszcze by wymieniać...
Co do anagramów - mnie ta koncepcja nie przekonuje, ale książkę Michele Carter pochwalam. Jest świetnie napisana, czyta się ją jak thriller, zawiera bardzo poważne wieloletnie badania a cała ta koncepcja tylko wzbogaca recepcję dzieł Bronte na świecie. Takie prace przedłużają dziełom życie. Nie ma się co buntować :) - A, rzecz jasna, Muzeum Rodziny Bronte i The Bronte Society oficjalnie tępi wszystkie takie "wyskoki". Niesłusznie.
"Profesor" to rzeczywiście najmniej udana z powiesci Bronte, i jedyna przez Charlotte kilkukrotnie przerabiana. Ma wartość przede wszystkim dokumentalną: przekazuje autentyczną historię jej flirtu czy też romansu, no i Brukselę, której już nie ma, dlatego jest to powieść kultowa. Ja ją czytam z wypiekami :), inna lotność tam unosi ;)
Natomiast Shirley, jak juz Pani wie z mojej książki, to świat na gruzach budowany i wzniesiony imponująco. Pierwszy tom różni się od drugiego a drugi od trzeciego (w oryginale były to 3 tomy). Różnice te wyznacza tragedia: umiera kolejno jej rodzeństwo. Shirley to też powieść historyczna, taki ich Pan Tadeusz tylko prozą..
Użytkownik: asia_ 07.01.2014 23:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Eryk Ostrowski - ur. w ... | misiak297
Serdecznie zapraszam do uczestnictwa w okołospotkaniowym konkursie :)

Wątek konkursowy jest TUTAJ.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 09.01.2014 17:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Eryk Ostrowski - ur. w ... | misiak297
Dzień dobry,
słuchałem jakiś czas temu dyskusji z Pana udziałem w radiowej "Dwójce" - właśnie na temat sióstr Bronte oraz Pańskiej książki o nich. Bardzo mnie wciągnęło, chociaż nigdy nie czytałem nic tych autorek i ogólnie literatura tzw. "kobieca" nie leży (lub nie leżała) w centrum mojego zainteresowania. Pan jest jednak najlepszym dowodem na to, iż książki sióstr (lub jednej z nich, jak Pan sugeruje) mogą porwać także mężczyznę. Dlatego mam takie pytanie:

Czy tę literaturę właściwie można nazwać "kobiecą", czy może jest to pokrzywdzenie jej/nieuprawnione zawężenie kategorii, do której książki te można przypisać? No i czy zainteresowałyby tym samym osobę (mężczyznę) raczej unikającą klasycznej "kobiecej" literatury - czyli co więcej prócz "romantyczności" i "romansowości" można znaleźć w książkach sygnowanych Bronte? Bo taki właśnie obraz pokutuje w moim wyobrażeniu...
Użytkownik: erykson 10.01.2014 00:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzień dobry, słuchałem j... | LouriOpiekun BiblioNETki
No właśnie taki obraz pokotuje. I nic bardziej mylnego. Równie dobrze możnaby tak klasyfikować naszego Prusa, czy Sienkiewicza, bo miłość też nie jest im obca. Albo np. Joyce'a. Bronte to w ogóle nie jest literatura kobieca. W takim samym stopniu porywa i mężczyzn i kobiety, tak było zawsze. To 7 powieści przełomowych dla kultury, literatury, dla przemian społecznych. Bronte to pewne zjawisko. Niestety wiele osób kojarzy je to tylko z ekranizacjami Wichrowych Wzgórz, z których wszystkie były nie tylko złe, ale przede wszystkim błędne, ponieważ to nie jest romans. Co nie znaczy, że nie jest to powieść o miłości. Proszę sięgnąć po nowe wydanie "Wzgorz" - ukaże się 4 lutego - i sam Pan oceni, czy to kobiece :)
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 10.01.2014 12:05 napisał(a):
Odpowiedź na: No właśnie taki obraz pok... | erykson
Dziękuję za tę odpowiedź, to mnie na pewno zachęca do sięgnięcia po siostry Bronte (szczególnie, że bardzo lubię Prousta i literaturę psychologiczną, choć czytuję bardziej współczesną).

Wydaje mi się, że sprawa jest podobna do historii z ekranizacją "Przeminęło z wiatrem", która to powieść (nie czytałem, powtarzam opinię) bardziej pokazuje obraz społeczeństwa, zwyczajów i ducha miejsca oraz epoki. Zaś ekranizacja skupia się głównie na wątku miłosnym.

To może tylko na koniec pytanko: od której powieści sióstr Bronte powinienem zacząć, aby nabrać apetytu na następne? ;)
Użytkownik: erykson 10.01.2014 16:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję za tę odpowiedź,... | LouriOpiekun BiblioNETki
W takim razie myślę, że nie rozczaruje Pana Bronte. Są to książki ponadczasowe. Wie Pan jak to jest - pewne sprawy nie zmieniają się - wrażliwość na życie i na przemijanie, na niesprawiedliwość. Dlatego Bronte to nadal współczesna literatura.
Jeżeli lubi Pan książki psychologiczne, w których jedyne, co się dzieje to przygody umysłu to można zacząć od Villette. Ale to naprawdę cegła :)
Proszę jednak zaczekać do 4 lutego i sięgnąć po nowy przekład Wichrowych Wzgórz, albo od razu po Jane Eyre. Tu jednak uprzedzam - mało kto po otwarciu tej książki odłożył ją póki nie skończył, więc najlepiej uczynić to mając następny dzień wolny :)
Użytkownik: helen__ 10.01.2014 13:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Eryk Ostrowski - ur. w ... | misiak297
Dzień dobry, Panie Eryku -
Którą powieść uważa Pan za najlepszą i czy to ta sama pozycja, która sprawiła Panu najwięcej zwyczajnej przyjemności? Czy w ogóle można czytać tę prozę w ten sposób, po tym, kiedy się ją rozebrało na części, kiedy się ją obnażyło okiem krytyka? Może Pan usunąć wszystkie teorie, wszelkie niuanse na bok? Jednym słowem - czy może Pan czytać te powieści jak zwykły czytelnik i odnajdywać taką samą przyjemność, jak zwykły czytelnik?
Użytkownik: erykson 10.01.2014 16:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzień dobry, Panie Eryku ... | helen__
Dobre pytanie. Jeszcze nie próbowałem. Książkę zamknąłem w lipcu, potem sięgnałem po raz pierwszy od bardzo dawna po coś innego niż Bronte i literatura tematu :) Wkrótce zamierzam powrócić do wszystkich powieści. I naprawdę nie mogę doczekać się już tej chywili. Do pewnych fragmentów wracałem jednak już po zrobieniu ich analiz i zauważyłem, że tam zawsze przy kolejnej lekturze wyłania się coś nowego, nowa możliwość odczytania. To typowe dla wielkiej literatury. Nigdy się nie nudzi, zawsze daje pole do nowych wyzwań intelektualnych.
Natomiast moją ulubioną książką jest Villette. Myślę też, że to najlepsze dzieło. To jest czysta mistyka.
Użytkownik: misiak297 10.01.2014 17:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Dobre pytanie. Jeszcze ni... | erykson
W swojej pracy bardzo często opiera się Pan na znakomitej biografii "Na plebanii w Haworth". Czy pani Przedpełska-Trzeciakowska czytała Pana książkę, poznała Pana teorie? Ciekawi mnie, jak się do nich odniosła?
Użytkownik: erykson 10.01.2014 17:29 napisał(a):
Odpowiedź na: W swojej pracy bardzo czę... | misiak297
Ostatni raz, kiedy rozmawialiśmy z panią Anną mówiła mi , że czyta i książka podoba jej się, ale jakie ma ostatecznie zdanie o niej - nie wiem. Nie był to najlepszy moment do tego typu lektur, gdyż pani Trzeciakowska pracuje nad książką o Austen, jest więc bardzo zajęta.
Użytkownik: misiak297 10.01.2014 18:04 napisał(a):
Odpowiedź na: W swojej pracy bardzo czę... | misiak297
A swoją drogą skoro już jesteśmy przy biografiach: co Pan sądzi o "Siostrach Bronte" Kraskowskiej?
Użytkownik: erykson 10.01.2014 18:12 napisał(a):
Odpowiedź na: A swoją drogą skoro już j... | misiak297
Świetnie napisana książka. Trochę się obawiałem, że to będzie takie naukowe - pani Kraskowska jest profesorem - a tak się o Bronte pisać nie da. O tych książkach nie można pisać odchodząc od siebie - własnych uczuć, własnego serca. Nie miałem wtedy jakoś świadomości, że pani Trzeciakowska także jest profesorem :) Kraskowska napisała książkę z nerwem, nie jedno jej spostrzeżenie było dla mnie bardzo cenne. Cytuję w mojej książce np fascynującą interpretację biografii rodziny Bronte , w której Ewa Kraskowska wpisuje ją w schemat klasycznej baśni.
Użytkownik: misiak297 10.01.2014 19:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Świetnie napisana książka... | erykson
A widzi Pan, a mnie akurat "Siostry Bronte" rozczarowały. Zastanawiałem się, jaki sens ma tworzenie kolejnej biografii, kiedy na rynku dostępna jest obszerniejsza. Miałem wrażenie, że Kraskowska nie ma za bardzo nic nowego do powiedzenia (bo stwierdzenie, że dziś Charlotte Bronte chętnie korzystałaby z forów internetowych - podobny wniosek się tam pojawia - nie wnosi nic nowego). Choć muszę przyznać, że metafora o baśni jest udana.

Marzy mi się jeszcze przekład którejś z biografii Branwella Bronte - to postać trochę niedoceniona, a bardzo ciekawa. Zna Pan jakieś książki jemu poświęcone? Z tego co pamiętam, jego biografię napisała m.in. pisarka Daphne du Maurier. Może kiedyś doczekamy się przekładu...
Użytkownik: erykson 10.01.2014 19:51 napisał(a):
Odpowiedź na: A widzi Pan, a mnie akura... | misiak297
Ale na Zachodzie, co roku wychodzą nowe książki o Bronte. Wiele jest podobnych, ale zawsze ktoś coś nowego napisze. Jakby Pan spojrzał na np. Gaskell i Trzeciakowską, to też wiele spraw wyda się powtórzonych. Jest tak, że musimy się powtarzać bo piszemy o kimś i to są konkretne rzeczy. A ten cytat o nowych mediach i Charlotte zupelnie mnie przekonuje. Przypuszczam, że ostro działałaby na portalach, forach i fb. :) Wnosi to coś nowego: daje do myślenia o stopniu uzależnienia Charlotte Bronte od komunikowania się, pisania.
Znam książki o Branwellu. Jest ich zresztą tylko 4. - 4 osobne biografie znaczy się, bo są jeszcze 2 inspirowane jego życiem (nie czytałem ich) oraz jedna książka mieniąca się biografią Branwella a omijająca go szerokim łukiem, poza licznymi atakami powielanymi za innymi biografami.
Książka The Infernal World of Branwell Bronte to jedyna książka Daphne du Maurier chyba , której nie wydano w Polsce. To jest mocno sensacyjne, i przeważają pewne domysły ale to ważna książka. Aczkolwiek biografowie robia z niego demona i zakałę rodziny. Jest to tendencyjne i irytujące. Oczywiście, pewnych rzeczy rzeczy o nim nie wiemy, ale tego, co wiemy jest więcej. O takich ludziach mówi się: król życia. Jesteśmy szczęśliwi mając kogoś takiego w pobliżu. Świetne biografie poswięcili mu Francis Leyland, który go znał osobiście oraz Alice Law (książka z lat 20. ub. wieku). Przyjmuje się, że najlepszą - tzn. najdokładniejszą - biografię Branwella napisała Juliet Barker w swej potężnej pracy "The Brontes".
Użytkownik: misiak297 10.01.2014 22:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale na Zachodzie, co roku... | erykson
Mam nadzieję, że kiedyś doczekamy się wydania tych pozycji w Polsce. Branwell wydaje się równie ciekawą postacią jak jego siostry.

Wspomniał Pan o "Villette" jako swojej ulubionej powieści Bronte. To zaskakujący wybór. Zwykle czytelnicy najwyżej cenią "Wichrowe Wzgórza" lub "Jane Eyre", o ostatniej powieści Bronte często wypowiadają się z dystansem. "Villette" wydaje się powieścią trochę niedocenioną. Dlaczego tak się dzieje?
Użytkownik: erykson 10.01.2014 23:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam nadzieję, że kiedyś d... | misiak297
Powiedzmy wprost: dotychczas pisano u nas o tej powieści wyłącznie: nudna, beznadziejna, wkurzająca etc. To potwierdza tylko, że wielka literatura może być kompletnie niezrozumiała bez odpowiedniego wprowadzenia, instrukcji obsługi albo po prostu paru słów, które przekażą choćby, czym dla światowej literatury dany utwór w jej historii jest. I tak jest z Villette Charlotte Bronte. Ale czy Ullises Joyce'a obroniłby się gdyby go ot tak po prostu wydano? albo Proust? Ten los spotkał w Polsce Villette. Już w 1939 r. otrzymaliśmy znakomity przekład utworu Róży Centwersznerowej, która urodziła się przecież w połowie XIX w., więc czuła czas i mentalność przedstawione w powieści znakomicie. Zabrakło tej książce wprowadzenia na polski rynek. Gdyby ukazała się w serii Biblioteki Narodowej - ale nie ukazała się. I później także była wznawiana jako kolejny utwór tej czy tych Bronte od Jane Eyre czy Wzgórz. Oczywiście raczej mało kogo zafascynowanego tymi powieściami Villette mogło porwać. Bo tu nie ma akcji, jest natomiast 1000 stron monologów wewnętrznych. Ale o tym, że to prekursor takiej powieści nikt czytelnika nie uprzedził. Więc Villette było w Polsce dotychczas jedynie porównywane z tamtymi powieściami. A Bronte miała to do siebie, że każdą powieścią coś przekraczała, coś zmieniała raz na zawsze, nieodwracalnie. Wprawdzie Villette to niemal autobiografia, ale formalnie jest to przede wszystkim pierwsza dojrzała powieść psychologiczna. Pod tym względem także i dziś niezwykle aktualna, jedyna w swoim rodzaju. Jest to też rewelacyjny portret Brukseli i Belgów, bardzo krytyczny, ironiczny. - Przecież powieściowa nazwa Belgii jako wielkiego księstwa Labassecour - oznacza ni mniej ni wiecej tylko: pastwisko. Jego zaś stolicą jest Villette - (Bruksela) - to zaś znaczy: wieś. :) Natomiast jako nazwiska arystokratycznych bohaterów, z których kpi Bronte , posłużyły pisarce nazwiska wielkich bohaterów, historycznych symboli Belgii. Jakby tego było mało - nie pozostawiła suchej nitki na kościele katolickim. - Te ustępy brzmią i dziś bardzo kontrowersyjnie. Więc, oczywiście, w Brukseli nie znajdziemy do dziś ulicy ochrzczonej imieniem Charlotte Bronte, choć pielgrzymki wielbicieli Bronte ściągały do tego miasta już w latach 60. XIX w. Co ciekawe, Villette odniosło największy sukces w Ameryce. W Europie natychmiast uznano je za arcydzieło, najwybitniejszą powieść sygnowaną nazwiskiem Bronte. Była to najgłośniejsza i najbardziej oczekiwana powieść tamtych czasów. A dziś? Dziś - poza tym, iż jest to prekursor swego gatunku - Villette jawi się jako czysta mistyka. Wraz z otwarciem tej książki przenosimy się w czasie, za mury dawnego klasztornego ogrodu, wędrujemy po zburzonych przed 100 laty już magicznych uliczkach dzielnicy Isabelle.. Poznajemy tajemnice serca największej pisarki Anglii.. Co ciekawe - wiele osób zwiedza Brukelę z Villette w ręku. Choć po wielu miejscach nie pozostał już niemal żaden ślad, takie poznanie ma głębszy sens - można poznać duszę miasta.
Użytkownik: misiak297 11.01.2014 00:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Powiedzmy wprost: dotychc... | erykson
Pisze Pan:

"A Bronte miała to do siebie, że każdą powieścią coś przekraczała, coś zmieniała raz na zawsze, nieodwracalnie".

Co zatem zmieniła, pisząc "Jane Eyre"? Przyszła sława, oczywiście, ale tego Charlotte przewidzieć nie mogła.

Wiemy, że debiut - "Profesor" - jest silnie autobiograficzny, "Villette" właściwie można uznać za mistrzowskie rozwinięcie tej powieści. W tym świetle jest dla mnie pewnym paradoksem to, że właśnie "Jane Eyre" ma podtytuł "Autobiografia" - i że dla ludzi tamtych czasów Jane Eyre = Charlotte Bronte. Oczywiście w "Dziwnych losach Jane Eyre" jest wiele akcentów autobiograficznych - epizod ze szkołą w Lowood, postać Helen Burns jako dokładny portret Marii Bronte (dla niewtajemniczonych: najstarsza z sióstr, która zmarła w wieku kilkunastu lat z pogodą znosząc świadomość nadciągającej nieubłaganie śmierci), ale mimo wszystko to "Villette" jest najbardziej autobiograficzna.

Skąd więc - tu moje kolejne pytanie - znak równości między Charlotte Bronte a Jane Eyre?
Użytkownik: erykson 11.01.2014 02:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Pisze Pan: "A Bronte ... | misiak297
Co zmieniła pisząc Jane Eyre? - Przecież Jane Eyre zmieniła wszystko: zlikwidowała konwenanse, pokazała kobietom, że warto wziąć sprawy we własne ręce i że mogą to zrobić, dała do tego instrukcję. Mówi się, że Jane Eyre to pierwszy prawdziwy romans w literaturze. Może i tak, ale od społecznej strony jest to pierwsza powieść, w której np. opisana zosatła próba gwałtu i racjonalne rozważanie życia w tzw. grzechu. Kto o tym śmiał pisać - ba! mówić - i to publicznie! - w XIX wieku?? - Jane Eyre to rewolucja, na wielu płaszczyznach, to propozycja, ktora porwała największe umysły i autorytety tamtych czasów, ludzi opiniotwórczych, i ludzi wpływowych. Charlotcie Bronte ulegli wszyscy. To, czy mogła przewidzieć sławę, czy nie - nie ma już znaczenia. Wiedziała, co pisze i broniła tego. W jej zyciu , oczywiście, ta powieść też uczyniła przełom. W wieku 30 lat doświadczyła mniej wiecej tego , co Szymborska po Noblu. I podobnie jak ona - zdecydowała, że będzie się przed tym bronić.
Tytuł "Autobiografia" pochodzi od wydawcy Charlotte, George'a Smitha. Ona na to przystała. Kiedy Smith otrzymał powieść nie miał pojecia, kto jest jej autorem. Po prostu zdarzenia tam opisane, jak wiemy, są tak niezwykle prawdziwe, że postanowił nazwać dzieło autobiografią, z dopiskiem: "pod redakcją Currera Bella". A chwyciło wszystko razem. I chwyta do dziś, w taki sam sposób jak w 1847 roku. Bo czy jest druga taka powieść, która w taki sposób działa na ludzi?
Jane Eyre to pewna projekcja życia, jakiego Bronte pragnęła. Kochała żonatego mężczyznę, który miał dzieci, nie udało jej się rozbić małżeństwa, wiec to naturalne, że chciała gdzieś tę wizję siebie i swego spełnionego życia, zrealizować. Była pisarką, więc napisała powieść. Powieść o spełnionej miłości.
A czy Jane Eyre to nie Charlotte Bronte? Moim zdaniem to jest znak rowności. Ten sam ogień, wszystko jest takie samo. Villette to także ta sama osoba, tylko po swej duchowej śmierci. Proszę nie zapominać w jakich warunkach Charlotta pisała Villette. Ona już wtedy nie żyła, lecz wegetowała wypatrując uczepienia się jakiegoś mężczyzny. W jednym z listów z tego okresu pisze, że zmusza się do życia, że je na siłę pcha. Ale to jest ta sama osoba. Tylko Jane Eyre jest jeszcze niepokonana i pełna pasji. A Lucy Snowe tylko goryczy.
Użytkownik: misiak297 11.01.2014 08:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Co zmieniła pisząc Jane E... | erykson
Z powyższą wypowiedzią jak najbardziej się zgadzam - wcześniej chyba źle Pana zrozumiałem. Kiedy Pan pisał, że "Charlotte zmieniała coś nieodwracalnie", skojarzyło mi się to z jej biografią.

Chciałbym teraz zapytać o zdjęcia z książki. To chyba cud, że odnalazła się fotografia sióstr. Na ile jest pewne, że to rzeczywiście Charlotte, Emily i Anne? Czy możemy mieć jakieś wątpliwości?
Użytkownik: erykson 11.01.2014 13:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Z powyższą wypowiedzią ja... | misiak297
Ta fotografia to rzeczywiście cud. Wcześniej przez lata za fotografię Charlotte uznawano zdjęcie odnalezione w 1984 r., rzekomo z jej miesiąca miodowego. Minęły lata, gdy okazało się, że jest to fotografia jej najlepszej przyjaciółki, Ellen Nussey. (Choć stanowisko The Bronte Society nie zostało zdaje się jeszcze tu poprawione). Swoją drogą trochę to dziwi, bo Ellen była wielokrotnie fotografowana, w różnych latach swego życia - a żyła długo - i starczy nałożyć na siebie którekolwiek jej zdjęcie z tych niby-Charlotty i od razu widać, kto jest na fotografii: usta, nos, oczy, brwi, kości policzkowe, czoło, charakterystyczne usta. Tym bardziej, że jest powszechnie znane zdjęcie Nussey z 1854 również wykonane z półprofilu. Niczego nakładać nawet nie trzeba, to ta sama osoba, od razu to widać. Bardzo piękna zresztą :)
Co do fotografii odnalezionej ostatnio we Francji - jest ona rzeczywiscie szokująca. Muzeum Rodziny Bronte do tej pory nie uznało tego zdjęcia, prowadzone są też cały czas badania. Czy możemy mieć jednak wątpliwości? Fakt, porównywać możemy jedynie z portretami i opisami. W przypadku Emily opisy jej wyglądu, m.in. jej mocnej szczęki (miała wystające zęby) odpowiadają dziewczynie z fotografii, bardzo ładnej zresztą. Anne jest tu z profilu. Mamy kilka jej portretów z profilu i to jest w moim odczuciu ta sama twarz. Jest też bardzo ładna, klasyczna - a taka była Anna, jako jedyna z nich. Natomiast Charlotte, cóż. Najwierniejszym jej portrecistą był jej brat. Twarz z fotografii odpowiada twarzy z odnalezionego zdjęcia. Ten sam kształt ust - dolna warga jest większa, szerokie kości policzkowe, dość duża glowa, cienkie brwi, ten sam nos, olbrzymie czoło, ktore - jak mówił jej mąż - usiłowała zasłaniać włosami. Identyczne czoło miał Branwell, co widzimy na każdym jego auytoportrecie, tyle że nie zasłaniał go włosami ponieważ miał tu łysinę. - Na odnalezionym zdjęciu uderzają przede wszystkim oczy. O tych jej oczach przeczytać można we wszystkich wspomnieniach osób, które ją poznały. Ktokolwiek zobaczy to zdjęcie będzie zaszokowany właśnie tym jej spojrzeniem. Pod tym wzrokiem uginamy się, można powiedzieć. Co jeszcze się zgadza? Wiele osób podkreślało zły stan cery Charlotty Bronte. Zdjęcie jest wprawdzie nienajlepszej jakości, ale cóż na nim widzimy po powiększeniu? pryszcze, wiele wyprysków. Były one zmorą Charlotte Bronte, i według jej wydawcy zakłócały nietuzinkową urodę.
Zainteresowanych odsyłam do strony poświęconej fotografii:
http://www.brontesisters.co.uk/

Natomiast Angelika Witkowska w filmiku reklamowym mojej książki nałożyła zdjęcie Cahrlotty na szkic Branwella do jej portretu. Filmik jest na stronie Biblionetki przy tym spotkaniu. Nałożenie tych wizerunków to chyba najelepsze "potwierdzenie" :)
Użytkownik: misiak297 11.01.2014 16:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Ta fotografia to rzeczywi... | erykson
Panie Eryku, proszę napisać coś o procesie tworzenia Pana książki. Kiedy zorientował się Pan, że wszystkie książki sióstr Bronte napisała jedna osoba? Kiedy postanowił Pan spisać swoje teorie?
Użytkownik: erykson 11.01.2014 18:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Panie Eryku, proszę napis... | misiak297
Nigdy nie piszę wg jakiegoś planu, wtedy pewnie nic by z tego nie wyszło. Pisanie jest dla mnie jak życie: mogę się spodziewać, ale nie wiem, co przyniesie następna strona, którą napiszę. To przygoda. W recenzjach książki, których pojawiło się już kilkadziesiąt, powracają słowa, że książka jest niezwykle wciągajaca, że czyta sie ją szybko, że pochłania. To w jakiś sposób odzwierciedla proces powstawania, pisania jej. Gdybym od początku miał plan: napiszę to i to, będe korzystał z tego, czy owego - wyszłaby rzecz najprawdopodobniej nudna, bo sam setnie nudziłbym się podczas pisania, jak przy narzuconym obowiązku. Pisałem tę książkę mniej więcej tak jak pisała Bronte swe powieści - bez jakichś założeń. Czasami po prostu coś chce być napisane, wypowiedziane. Kiedy zacząłem pisać biografię, sądziłem że rozwinę tylko mój poemat "Charlotte Bronte", nad którym pracowałem kilka miesięcy (jego fragment ukazał się w miesięczniku "Odra" nr 10 / 2012). Tymczasem esej się rozrastał, lektur przybywało każdego dnia, a kolejna lektura powieści Bronte odkrywała nowe przestrzenie. I tak, kiedy portret psychologiczny Charlotte Bronte - a na nim pierwotnie planowałem skupić wyłączną uwagę - był już gotów, lektura Jane Eyre i Wichrowych Wzgórz (w przekładzie Piotra Grzesika i oryginału) uświadomiły mi, że coś tu nie gra. Po drodze odkryłem wątki osobiste z życia Charlotte - jej relacje z Hegerem, George'm Smithem i romans z Arthurem Nichollsem były tak niejasne i sprzeczne w ujęciu różnych biogarfów, że postanowiłem zanurzyć się w dokumenty, przyjrzeć listom. Można więc powiedzieć, że ta ksiażka - ta historia - sama mnie prowadziła.
Użytkownik: helen__ 11.01.2014 15:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Eryk Ostrowski - ur. w ... | misiak297
Panie Eryku - jak Pan myśli - czy wiadoma izolacja rodzeństwa z jednoczesnym - dosyć światłym i poważnym wychowaniem - mogło się przyczynić do pewnego rozchwiania emocjonalnego? To tylko pozorne zamieszkanie świata i wędrówki w świat wyobraźni, to chorobliwe zamknięcie w każdym znaczeniu tego słowa? To Bo chyba zgodzi się Pan, że wszyscy, w mniejszym lub większym stopniu, tkwili w świecie rzeczywistym tylko jedną stopą, połową siebie. I czy jednocześnie nie uwolniło to sił twórczych, jak w przypadku Plath czy Woolf?
Użytkownik: erykson 11.01.2014 18:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Panie Eryku - jak Pan myś... | helen__
Z pewnością. Ostatnio przeczytałem gdzieś, że oni byli wychowani w poczuciu, że są obcy, że są z zewnątrz - dlatego np. w dzieciństwie nie szukali towarzystwa miejscowych. Dom był po pierwsze oświecony (prasa, kilka prenumerowanych gazet o rozmaitej orientacji politycznej, co swoja drogą najlepiej wskazuje na oświecenie pastora Bronte, który, choć oczywiście miał określony pogląd polityczny, chciał znać też argumenty z przeciwnej strony, aby móc wyciągać własne wnioski o świecie), po drugie - rodzice nie ukrywali przed dziećmi faktu, że są cudzoziemcami, w połowie Irlandczykami. Z biegiem czasu ta izolacja sprawiła, że stworzyli sobie własny swiat. Przy czym choć Anne i Emily też ten swój świat miały, nie oderwało ich to od ziemi, natomiast Charlotte i Branwell mieli inną konstrukcję psychiczną. I oni w tym zatonęli po uszy. A że byli słabi psychicznie, tzn. bardzo ale to bardzo wrażliwi - mieli poważne problemy z życiem między obcymi. I tak Charlotte, jak wiemy, każdą posadę opłacała załamaniem nerwowym, a Branwell uciekał w nałogi, albo po prostu zaprzepaszczał daną szansę ze zwykłego ludzkiego strachu jak np. ten wyjazd na Akademię Królewską w Londynie, do której najprawdopodobniej nawet się nie zgłosił.
Użytkownik: misiak297 11.01.2014 19:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Z pewnością. Ostatnio prz... | erykson
Ta izolacja, o której Pan pisze zaowocowała niezwykłymi utworami - mam tu na myśli juwenilia i Angrię. Czy wie Pan może, czy teraz, kiedy wszystkie powieści sióstr (jednej siostry) są już przełożone, doczekamy się wydania juweniliów Charlotte i Branwella? Czy czytelnicy sióstr Bronte są na to gotowi? (przypomnę casus niedocenionej "Villette"). Jak Pan uważa?
Użytkownik: erykson 11.01.2014 19:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Ta izolacja, o której Pan... | misiak297
Doczekamy się. Więcej jednak na ten moment powiedzieć nie mogę :)
Z sagą o Angrii jest inna sprawa niż z Villette. Myślę, że po wielkim sukcesie w Polsce Tolkiena i C.S. Lewisa czytelnik jest gotowy na to, aby poznać prekursora tych sag, czyli Angrię Charlotte i Branwella Bronte. Oczywiście Angria wymaga pewnego wprowadzenia, słowniczka nazw i postaci, bo łatwo się w tym pogubić. Wydania zachodnie są zaopatrzone w takie opracowania i polskie też, oczywiście, będzie. Angria poprzedziła tzw. twórczość dojrzałą Bronte, czyli powieści, ale są to dwa odrębne rozdziały. Charlotta programowo odcięła się od stylu, w jakim pisała wcześniej nowele i opowiadania. Mam na myśli to, iż Angria może trafić do zupelnie innego odbiorcy, do którego np. nie przemawiają powieści Bronte.
Użytkownik: misiak297 11.01.2014 22:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Doczekamy się. Więcej jed... | erykson
A jednak nawet wtedy pozostanie jeszcze sporo do wydania. Wiersze, listy, nieukończone utwory Charlotte... Mam nadzieję, że wydawcy i tym się zainteresują.

Intryguje mnie jeszcze jedna kwestia - homoseksualnego uwiedzenia ucznia przez Branwella. W swojej książce wspomina Pan o tym. Na ile jest możliwe, że ów skandal, który dotyczył Branwella to nie romans z Lidią Robinson (jak zwykło się przypuszczać), a osobliwa relacja z jej synem?
Użytkownik: erykson 12.01.2014 03:16 napisał(a):
Odpowiedź na: A jednak nawet wtedy pozo... | misiak297
Też mam nadzieję, że będą dalsze wydania. Listy Charlotte Bronte to naprawdę niezwykła lektura. Dopiero w tym świetle można właściwie odczytać całą tę twórczość. Już Elizabeth Gaskell zwróciła uwagę na ten szczegół, że Charlotte zmienia się w zależności od tego do kogo pisze. To niezwykłe, prawda? Przecież lektura takich listów uświadamia, iż zmiana osobowości była dla niej czymś naturalnym. A więc różnorodny styl powieści sióstr Bronte przestaje nieco dziwić...
Na to, co działo się w domu Robinsonów nie ma żadnych dowodów, wyłącznie spekulacje. Czy Branwell miał romans z Lydią? Tego nie wiemy. Wiemy, że miał na jej punkcie obsesję, czyli - prawdopodobnie - był w niej zakochany. Mówię prawdopodobnie, bo zbyt mało wiemy o tym chłopaku, aby coś takiego orzekać. Zdaniem pani Gaskell ponoć nie był pierwszym guwernerem, którego ściągała do tego domu w takich celach. Ale pani Gaskell miała słabość do podobnych historii. Jak to ujął pastor Bronte: trzeba Gaskell zrozumieć, gdyż jest przecież powieściopisarką :). Co nie znaczy, że nie mogła zasięgnąć odpowiednich informacji, o których , oczywiście, mówić publicznie nie mogła ; Lydia Robinson - wówczas już Lady Scott - i tak zagroziła jej wniesieniem sprawy do sądu po ukazaniu się biografii Charlotte, w związku z czym trzeba było wycofać nakład (2 wydanie) i opracować na nowo 3 wydanie.
Homoseksualne insynuacje w kierunku Branwella to wyłącznie domniemania badaczy na podstawie tego, iż nie wiadomo, co takiego doszło do uszu pana Robinsona, iż postanowił natychmiast zwolnić Branwella i to w tak przykry sposób. Osobiście sądzę, że nie szło tu ani o miłość do jego żony (na jej swawole przymykał pewnie oko; była piękna, młodsza od niego, a on zniedołężaniały - czyli standard zamożnego ziemiaństwa tamtych czasów), ani też o miłość do podopiecznego, ale po prostu o fałszowanie podpisów Robinsona. O tym, że Branwell takie rzeczy robił już wcześniej można przypuszczać. Dla nas obecnie to pestka wobec takich np. towarzyskich sensacji, ale wtedy - cóż, wtedy bardziej liczył się honor.
Użytkownik: male_czarne 12.01.2014 00:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Doczekamy się. Więcej jed... | erykson
Panie Eryku, bardzo dziękuję za tę niezwykle frapującą książkę, jaką jest "Charlotte Bronte i jej siostry śpiące". Pojawiło się pytanie o Angrię, ja wobec tego chciałabym zapytać o utwory poetyckie autorstwa rodzeństwa. Czy cieszą się one popularnością wśród zachodnich badaczy zjawiska oraz czytelników? W tym momencie chyba nie mamy polskich przekładów ich poezji,prawda?
Użytkownik: erykson 12.01.2014 03:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Panie Eryku, bardzo dzięk... | male_czarne
To prawda. Ostatnio, oprócz publikacji w "Odrze" kilku przekładów wierszy Bronte autorstwa Krystyny Lenkowskiej - kilku spośród tych, które tłumaczka przygotowała do mojej książki - nic nie było od jakichś 35 lat. Swoją drogą jest to zadziwiające. Bo właśnie na Zachodzie poezja Bronte cieszy się od 100 lat niesłabnącym powodzeniem. Jest kilka edycji ich wierszy zebranych i cała masa wyborów. Największe uznanie zdobywają tu, oczywiście, rękopisy Emily, ale i Charlotte i Branwell doczekali się paru opracowań. Jest kilka wydań wierszy zebranych Anne Bronte, co do których autorstwa nie można mieć wątpliwości. Jest zbiorowe wydanie poezji pastora Bronte... Tymczasem w Polsce zaledwie kilka - genialnych zresztą - przekładów Ludmiły Marjańskiej plus te tłumaczenia, które powstały do "Sióstr śpiacych" - Lenkowskiej oraz mojej siostry, Anny Ostrowskiej-Paton. Nie mam pojęcia dlaczego tak znakomita poezja, przy takim monopolu na dawną i współczesną poezję brytyjkską, jest u nas tak zaniedbana. Samo nazwisko Bronte powinno zachęcić zarówno tłumaczy, jak i wydawców, prawda? Osobiście marzę o polskim wyborze ich poezji. Nie jest to prosta rzecz - przetłumaczyć wiersze rodzeństwa Bronte, ale wykonalna. Nie ma już wprawdzie Ludmiły Marjańskiej, ale są młodzi, czujący ten świat - serdecznie ich namawiam do podjęcia tego wyzwania. Jaka to byłaby frajda móc sięgnąć po debiutancki tom "Poezje Currera, Ellisa i Actona Bellów" w jężyku polskim, książkę, od której to wszystko się zaczęło... I jak wiele osób o tym marzy. Być może poezja nie może liczyć na tłumy, ale ten tomik poetycki byłby od razu bestsellerem, co do tego nie ma wątpliwości :)
Użytkownik: male_czarne 12.01.2014 11:17 napisał(a):
Odpowiedź na: To prawda. Ostatnio, opró... | erykson
Właśnie tak mi się wydawało, że brakuje tych poezji w naszym języku. Również trochę mnie to dziwi, jako że np. innego tuza literatury angielskiej J.R.R. Tolkiena na przestrzeni lat regularnie wydaje się po polsku (ostatnio wyszedł przecież jego poemat o królu Arturze, jeżeli dobrze kojarzę). To prawda, wspaniale byłoby wziąć do ręki ten tomik :)

Na Biblionetce rozgorzała dyskusja na temat Pana książki i tez w niej zawartych. Osobiście nie czuję się znawczynią tematu na tyle, by podejmować rękawicę i odpowiadać wyczerpująco na niektóre zarzuty. Może jednak Pan osobiście mógłby dokonać pewnych wyjaśnień? Aleutka (którą serdecznie w tym miejscu pozdrawiam :)) pisze:

"Dlaczego nie Emily jako autorka WSZYSTKICH ksiazek? Ona mi sie wydaje miala najbardziej przestronna wyobraznie i wiele moglo sie tam pomiescic [...] One wcale nie byly wszystkie bardzo utalentowane. Widac ogromne roznice. Emily byla najbardziej utalentowana, rzemieslniczo i jezykowo jej powiesc jest najlepsza, a wyobraznia naprawde nieposkromiona. Charlotte zaczynala z duzo nizszego pulapu co widac po jej wczesnych powiesciach. A Anne pisala wlasciwie czerpiac mnostwo materialu z wlasnej biografii i wlasnych doswiadczen, nie posilkujac sie barokowo romantyczna wyobraznia czy stylem." oraz

"O ile pamietam Przedpelska Trzeciakowska ona przywolywala swiadectwo Hegera bodajze albo innego dyrektora szkoly do ktorej chodzila Emily. Mowila, ze to wazne i wiarygodne swiadectwo, poniewaz ten czlowiek byl dobrym nauczycielem, nieuprzedzonym i kompetentym w ocenie. Ponoc to jedna z nieliczynych opinii "swiata zewnetrznego" na temat Emily oparta o rzeczywista znajomosc jej osoby i jej pracy. Byla to ocena wypracowania wlasnie, wypracowanie natomiast o ile pamietam przedstawialo monolog wewnetrzny krola angielskiego w nocy przed bitwa pod Agincourt. Ten nauczyciel byl pod glebokim wrazeniem, nie posadzal Emily o tak bogata wyobraznie i umiejetnosc oddania toku myslenia mezczyzny w zupelnie innej sytuacji psychicznej i czasach. To w pewnym sensie przeczy Ostrowskiemu, bo tylko jedna z tych opinii moze byc prawdziwa.

[...] Dla mnie budowa tak pietrowego klamstwa (bo to juz nie jest mit. To klamstwo. Przypisanie sobie autorstwa czyjejs ksiazki, nawet w wieku XIX, znacznie liberalniejszym w kwestii praw autorskich, jest razacym naduzyciem i nieuczciwoscia) - no wiec budowa i utrzymanie takiego klamstwa przez wiele lat wymagalo pewnej konstrukcji psychicznej (mowiac wprost - rysu psychopatycznego) ktora byla obca rodzenstwu Bronte. Trudno mi sobie wyobrazic Emily i Anne zgadzajace sie na cos takiego". Czy mógłby się Pan pokrótce odnieść do tych komentarzy?
Użytkownik: erykson 12.01.2014 15:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie tak mi się wydawa... | male_czarne
Odniosłem się w książce i chyba wyczerpująco. Nie ma żadnych dowodów na to, że Emily i Anne w ogóle pisały, a to co po sobie zostawiły podważa całkowicie możliwość napisania przez nie powieści. Czytała Pani te wypracowania? te "notatki urodzinowe"? Odnalezienie tego już dawno temu wprawiło badaczy w konfuzję.
Przywołuje Pani opinię, iż "Charlotte zaczynala z duzo nizszego pulapu co widac po jej wczesnych powiesciach." - No więc Aleutkę odsyłam do tego "niższego pułapu", czyli juweniliów Charlotte i Branwella Bronte, wszystko to doczekało się już gruntownych wydań i opracowań , w tym wydanie oxfordzkie -
http://www.amazon.com/Tales-Glass-Town-Angria-Gondal/dp/0192827634/ref=sr_1_1?ie=UTF8&qid=138953​5693&sr=8-1&keywords=tales+of+glass+town

Podobnie "niższy pułap" odnajdziemy później u C.S. Lewisa i Tolkiena na przykład, publikowany jako twórczość dojrzała. :) - Lektura tych opowiadań i nowel pozwala zrozumieć, skąd wzięły się Wichrowe Wzgórza, ich styl. Tak pisali Charlotte i Branwell przez długie lata, pisząc wyłacznie dla siebie. W 1839 r. Charlotte poczuła, że ją to wyniszcza i postanowiła o 180 stopni zmienić technikę pisania. Pierwsze próby to nowele Ashworth i The Moores (nieukończone), ewoluowały one potem w powieść Profesor (wątek dwóch braci). Spierałbym się o to, czy Profesor to powieść słaba. Ma unikalną wartość dokumentalną (opis dawnej Brukseli) oraz przybliża to, o czym nic nie wiemy - dzieciństwo Branwella (zakończenie powieści). I jest znakomicie napisana.
Sperałbym się też o budowę piętrowego kłamstwa. No bo co tu jest klamstwem? To że Charlotte wydała książki pod pseudonimami i do końca życia obstawała, by tak były wydawane , nie życząc sobie ujawniania tożsamości autorów? Czy to, że ledwo zmarła zaczęto je wydawać pod imionami i nazwiskiem sióstr Bronte - wbrew jej woli?
Oczywiście można wierzyć w co się chce. Ja wolę trzymać się faktów. A faktem jest , że żadna Anna ani Emilia nie istniały jako autorki, póki Charlotta nie uczyniła ich nimi pośmiertnie w 1850 roku. Można dyskutować, czy to co uczyniła było uczciwe. Z jej punktu widzenia było to z pewnością naturalne. Zawsze łączyła ich wszystkich niezwykle silna więź. Charlotte w ten sposób ją przedłużyła. Choć przyczyna była, oczywiście, inna - prawne konsekwencje z tytułu podpisania umowy na wyłączność z dwoma wydawcami mogły zrujnować jej karierę i finanse.
Użytkownik: misiak297 12.01.2014 20:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Odniosłem się w książce i... | erykson
Jest Pan gotów spierać się o to, czy "Profesor" to powieść słaba - a zatem pospierajmy się. Charlotte miała problem z wydaniem tej powieści - gdy się ją czyta, trudno nie rozumieć wydawców, którzy nie chcieli się zgodzić na wydruk. To książka na pewno ciekawa, ale... bohaterowie wydają się trochę papierowi (moim zdaniem broni się tylko Zoraide Reuter wzorowana na madame Heger), a uczucia ich łączące - nie do końca przekonują. To może rozczarowywać. Zresztą nawet Pan zwraca uwagę na wartość dokumentalną i biograficzną - ale czy coś więcej ma nam do zaoferowania "Profesor"? Nie jestem do końca przekonany. Chodzi mi o to, że takie powieści jak "Jane Eyre", "Wichrowe Wzgórza", "Lokatorka...", "Villette" czy "Shirley" porywają do dziś. Nie wiem, czy "Profesor" może dziś porwać...
Użytkownik: ka.ja 12.01.2014 21:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Jest Pan gotów spierać si... | misiak297
O, to to! "Profesor" mnie nie porwał, "Profesor" mnie zmęczył okropnie. Może faktycznie dokumentalnie to dzieło jest ciekawe, ale tylko dla entuzjastów pisarstwa autorki, dla badaczy jej życiorysu. Jako powieść się nie broni. Mało tego - zdarłam sobie plomby na zgrzytaniu! Okropna jest egzaltacja niemal wszystkich postaci. Nikt niczego normalnie nie mówi, wszyscy wybuchają, rzucają iskry z oczu, szarpią się konwulsyjnie i zachowują bez sensu. Gdzie ta angielska powściągliwość? Gdzie protestancki umiar i rozwaga, których tak Belgom odmawia panna Bronte? Wyjątkowo niedobre wrażenie zrobiła na mnie ta pogarda do wszystkiego, co nieangielskie i nieprotestanckie. Miała być karykatura Belgów, a wyszła - autorki. Umęczyłam się nad tą książką właśnie dlatego, że taka była odpychająca, pełna jadu i pretensji. I gdyby jeszcze fabuła równoważyła niedostatki narracyjne, ale nie - nic się nie dzieje, wciąż tylko ktoś inny naraża się profesorowi swoją tępotą, papizmem albo fałszem. Nie jest dobrze, kiedy pisarz nie umie nabrać dystansu do dzieła i to jest właśnie przykład takiego braku dystansu. Co więc oferuje "Profesor" oprócz tego, że daje czytelnikowi wgląd we frustracje Charlotty?

Na gorąco moje wrażenia spisałam w czytatce: Mniszkówna z wrzosowisk teraz już nie jestem tak rozsierdzona tą książką, ale w czasie lektury zastanawiałam się wielokroć, kto jej to wydał i po co.
Użytkownik: erykson 12.01.2014 21:55 napisał(a):
Odpowiedź na: O, to to! "Profesor" mnie... | ka.ja
Nie zgadzam się. Jest to rewelacyjna satyra na Belgów, aktualna po dziś dzień. Moim zdaniem książka jest dość surowa i nie dostrzegam w niej egzaltacji. A czy tam się nic nie dzieje to inna sprawa. Proszę spojrzeć na to od innej strony: nic na pewno nie wiemy o tym, co w rzeczywistości łączyło Charlotte Bronte z Constantinem Hegerem. Natomiast pewne ustępy Profesora - być może - przeczą tym wszystkim biografom, którzy wierzą słowom profesora, iż było to uczucie jednostronne.. Bo np opis ich wzajemnuch dialogów na kartach wypracowań jest wierny. - Wypracowania Charlotte z uwagami Hegera zachowały się w komplecie i zostały wydane. - Pytanie czego jeszcze nie stworzyła w tej powieści Charlotta? Wydanie utworu wstrzasnęło pensją Hegerów, to wiadomo. A rzecz jest wyjatkowa dlatego iż mowa przeciez o jednym z najsłynniejszych wątków miłosnych w literaturze - brukselskiej miłości Charlotte Bronte. Mieli romans czy nie mieli?
Zgadzam się z tym natomiast, że w Profesorze nie ma dystansu. Ale Bronte nie miała dystansu do żadnej ze swych powiesci.
Użytkownik: ka.ja 12.01.2014 22:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie zgadzam się. Jest to ... | erykson
Ale tu właśnie wracamy do tego, że "Profesor" to książka dla tych, którzy szukają odpowiedzi na pytania dotyczace biografii autorki. Jeśli kogoś kompletnie nie obchodzi, z kim i czy w ogóle miała romans, to czego ma szukać na kartach książki?

Co się tyczy egzaltacji, wypisałam szereg cytatów, w których bohaterowie miotają się i rozdymają nozdrza z byle powodu, wpadają wręcz w stany histeryczne, a ja nie umiem znaleźć żadnego usprawiedliwienia dla tych szałów i wybuchów. Zamiast scen pełnych napięcia wyszły Charlotcie sceny komiczne jak z buffo.

Mieszkam w Belgii i nie odnajduję w satyrze na Belgów niczego autentycznego, to już bardziej trafny był zgorzkniały do imentu Baudelaire w szkicu "Biedna Belgia", bo on przynajmniej obserwował Belgów i wyolbrzymiał ich cechy, a nie projektował na nich swoje frustracje. Według Bronte wszyscy Belgowie są szpetni, na Jowisza, a Angielki za to najpiękniejsze na świecie?!
Użytkownik: erykson 12.01.2014 22:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale tu właśnie wracamy do... | ka.ja
Tu mnie Pani zaskoczyła :) Przeczytałem mnóstwo książek o Bronte i nigdy nie zauważyłem innego podejścia niż biograficzne.. Od samego początku czytelnicy i krytycy doszukiwali się w tych powieścuach wątków biograficznych, fabuły - może oprócz Wichrowych Wzgórz i Jane Eyre - były jakby drugorzędne. Biografizm wydawał się zawsze dominujacy w recepcji powieści Bronte. Nie spotkałem się też z innym odbiorem Profesora anizeli własnie pod kątem biografii autorki oraz tego w jaki sposób wywodzi się ten utwór z obsesyjnego tematu z opowieści z Angrii Branwella i Charlotte, o dwóch nienawidzących się braciach (ten wątek pochodzi z opowiadania Branwella zresztą i kilkukrotnie powracał potem w juweniliach i pierwszych próbach powiesciowych Charlotte).
Co do emocji - wszyscy róznimy się. Charlotte i Branwell oboje reagowali histerycznie. I choć Charlotte to skrywała i tłumiła (vide - Villette), właśnie w Profesorze dała upust tym reakcjom emocjonalnym. I tylko tu.
Mam przyjaciółkę , która mieszka w Belgii i czasami jej listy o mentalności Belgów brzmia jak żywcem wyjęte z Villette czy Profesora. Pewne rzeczy jak widać nie zmieniają się. :) Ale jesli mieszka Pani w Belgii proszę spróbować odnaleźć miejsca, w których przebywała Charlotte w połowie XIX w. Ostały się zaledwie ślady, szczątki. Patrząc na nie nawet jeśli Profesor nie przekonuje Pani literacko, może dostrzeze Pani inną wartość tej powieści. Bo tego, co tam jest - juz nie ma. Oprócz fotografii, obrazów, i ksiażek Charlotte Bronte.
Użytkownik: ka.ja 12.01.2014 22:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Tu mnie Pani zaskoczyła :... | erykson
Ale jak to? Charlotta napisała "Profesora" antycypując, że będzie sławna i jej biografia zainteresuje czytelników tak bardzo, że wybaczą jej niedostatki narracyjne i miałkość fabuły? Jeśli napisała ją jako historię angielskiego nauczyciela w Belgii, to niestety w pierwotnym założeniu poniosła porażkę.
Jeśli przyjąć, że faktycznie wszystkie książki napisała Charlotta, to jednak przy "Lokatorce Wildfell Hall" doskonale nad sobą panowała. Nawet najbardziej przejmujące i emocjonalne "Wichrowe wzgórza" są znacznie bardziej wyważone niż nieszczęsny "Profesor".

Oczywiście, że próbowałam odnaleźć ślady Charlotty w Brukseli - niestety ulicy, przy której stała pensja, już nie ma, przebudowano ten kawałek miasta i o ile potrafiłabym wskazać palcem na planie miasta, gdzie to było, tak już wycieczki tam nie poprowadzę (za to wiem, gdzie Verlaine strzelał do Rimbauda). Belgów zaś znam widocznie z jakiejś lepszej strony, bo ani tępoty, ani złośliwości, ani fałszu w nich nie znalazłam. Za to widzę w nich ogromne umiłowanie do sztuki, dobrego, wyszukanego jedzenia i do literatury - tutejsze księgarnie bezustannie mnie zachwycają.
Użytkownik: erykson 12.01.2014 23:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale jak to? Charlotta nap... | ka.ja
Charlotta napisała Profesora z miłości do człowieka, którego nie mogła mieć. Dlatego prawdopodobnie ta książka nie przekonuje tak wielu czytelników powieści Bronte: bo to jest bardzo osobiste wyniesienie na piedestał. Zakochani rzadko są przekonujący, widzą bogów tam gdzie my widzimy nieatrakcyjnych ludzi. Profesor pierwotnie nazywał się The Master. Szkoda, że tego tytułu nie utrzymano - lepiej oddaje istotę tego utworu.
Lokatorka Wildfell Hall powstała znacznie później, tego nie można porównywać. A Wichrowych Wzgórz moim zdaniem nie stworzyła Charlotte, a przynajmniej nie ona je powołała do życia.
Co do śladów Bronte w Brukseli - można nimi podążać. I cos jednak zachowało się. Jest to magiczne, jest to niezwykłe. W każdym razie istnieje jeszcze furtka do Villette :) Mogę Pani ją pokazać.
Użytkownik: misiak297 13.01.2014 00:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Charlotta napisała Profes... | erykson
Może z "Profesorem" rzecz tkwi również w jego "stonowaniu" uczuciowym? Mówiąc o tej książce, często wspomina się, że Charlotte zasznurowała się jeszcze w ciasnym gorsecie. Może dlatego "Jane Eyre" (czy nawet chłodna "Villette") porywa jako historia miłosna (w przypadku drugiej powieści mam na myśli wątek doktor Graham-Lucy), a w przypadku tytułowego profesora i Frances to love story wypada mało przekonująco?
Użytkownik: erykson 13.01.2014 00:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Może z "Profesorem" rzecz... | misiak297
Naprawdę tak się o Profesorze mówi? Jako o "gorsecie"? - Czytałem tę powieść dwukrotnie w ciągu jednego roku. Najpierw po angielsku, chwilę potem ukazał się przekład polski. Powiem tak: czytając po angielsku nie mogłem się od książki oderwać. Była to pierwsza powieść Bronte, ktorą czytałem w oryginale. Niesamowite doświadczenie, nieprawdopodobny styl, - taki drugi Szekspir, można powiedzieć. Charlotte Bronte sławę przyniósł m.in. jej oryginalny styl, te zdania na pół strony, oryginalna interpunkcja nieznana wcześniej angielszczyźnie etc. Kiedy czytałem powieść nie miałem pojęcia o jej dokumentalnej wartości, chłonąłem samą treść. Jest zrozumiałe, że gdy kilka miesiecy później czytałem polski przekład - zresztą świetny - szukając odpowiednich cytatów do swojej książki - nie było już tego napięcia, bo znałem tekst.. Historia miłosna była dla mnie już przy pierwszej lekturze drugorzędna. Ja zwróciłem uwagę na okrutny opis dziewcząt - uczennic, bardzo agresywny, na opis tego protestanckiego cmentarzyka, na wszystkie opisy ogrodu , które jawiły mi się przepustką do raju utraconego - tego samego, który przywraca Villette. Zafascynował mnie też portret pani Reuter. ;) Myślę jednak, że wiem, w czym problem, o którym tu czytam w kolejnych komentarzach: chodzi o to, że główna bohaterka , Frances Henri nie przekonuje. Nie może być przekonująca, gdyż Charlotta zrobiła tu swoisty myk: opisała swoje przeżycia i odczucia pod postacią Williama Crimswortha, mimo iż - opisując go - był on dla niej równocześnie obiektem (ten profesor to przeciez jej wielka miłość, Constantin Heger). Jego uczennica , Frances, to zdobywana przez Hegera Charlotta, całkowicie uległa, w relacji z mężczyzną wręcz podległa , rezygnująca ze swego charakteru. W kolejnych powieściach nigdy to nie wystapiło już. Tutaj jednak Bronte włożyła w jedną postać dwa pierwozory: siebie i swój obiekt. Dlatego historia miłosna nie może tu przekonywać: Frances Henri nigdy nie istniała. (Choć może bardzo chciała powołać siebie do życia).
Użytkownik: misiak297 13.01.2014 01:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Naprawdę tak się o Profes... | erykson
Coś podobnego (o tym gorsecie) pisze np. Przedpełska-Trzeciakowska).

Trochę odejdę od "Profesora". Pisze Pan powyżej, że czytał Pan tę powieść w oryginale. A czy sam Pan samodzielnie nie chciał się nigdy zmierzyć z przełożeniem np. poezji Bronte?
Użytkownik: erykson 13.01.2014 01:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Coś podobnego (o tym gors... | misiak297
Chcieć to jedno, a móc to drugie. Charlotte np. świetnie malowała, rysowała. Wydawca zaproponował jej więc zilustrowanie kolejnego wydania Jane Eyre. Odmówiła. Po prostu uznała, iż jej talent literacki nie odpowiada malarskiemu. Odpowiadal, czy nie - ona nie czuła się równie pewnie w ilustracji, jak w sztuce pisania. - Powracając więc do pytania, mówiąc kolokwialnie: za wysokie progi. XIX-wieczna poezja angielska miała nie tylko swój język, inny od mówionego, ale też ustalone metrum etc. W dodatku mówimy tutaj o poezji wybitnej. Tutaj można się bardzo łatwo wyłożyć. Weźmy np. przekłady znakomitego przecież Zygmunta Kubiaka, które trafiły do wspomnianej przez Pana książki Trzeciakowskiej. Są żenujące, a przeciez tłumacz świetny... Jak więc mogło dojść do tego, że zarówno wiersze Anne Bronte jak i te sygnowane przez Emily zabrzmiały jako straszliwa grafomania?
Sam zadaję sobie to pytanie. Znam te teksty w oryginale i tam nie tylko brzmią, ale przekonują. Tutaj natomiast, owszem - brzmią, ale jak najgorsza poezja słana na konkurs poetycki organizowany dla małolatów. Wystarczy to porównać z tłumaczeniami Bronte autorstwa Ludmiły Marjańskiej do Antologii poezji angielskiej.
Tłumaczenie dawnej poezji to wyższa szkoła jazdy. Dlatego do mojej książki o Bronte zaprosiłem dwie znakomite tłumaczki poezji dawnej, Annę Ostrowską-Paton, która zrobiła juz wcześniej kilka kongenialnych przekładów z szekspirowskich sonetów dla "Nowej Okolicy Poetów" i Krystynę Lenkowską, autorkę nowych tłumaczeń z Emily Dickinson. Wiedziałem, że ich tłumaczenia z Bronte będą wierne, równie prawdziwe jak te Ludmiły Marjańskiej, które cytuję w biografii.
Użytkownik: erykson 12.01.2014 21:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Jest Pan gotów spierać si... | misiak297
Nie ma potrzeby spierać się o to, czy Profesor to powieść słaba, ponieważ jest to kanon literatury i bardzo dobra powieść w stylu trochę naszej "Lalki" Prusa, tyle ze zamiast Warszawy ukazana jest tu XIX-wieczna Bruksela. Przyczyna dla której Charlotta miała problem z wydaniem utworu to nie jego niska ranga, ale to, że jest on krótki. Wówczas publikowano wyłącznie tzw. three-deckery i np. dlatego Wichrowe Wzgórza i Agnes Grey wyszły drukiem razem, jako 3 tomy, mimo iż nie tworzą całości. Profesor mógł ukazać się w zaledwie 2 tomach.
Zapewniam Pana, że Profesor porywa - pasjonatów. Widzi Pan, to jedyna dziś pamiątka po świecie, który zapadł się pod ziemię. W powieści Profesor Bronte sfotografowała - możnaby powiedzieć - Brukselę, która przetrwała już tylko tam. Nie istnieje już ani pensja Heger, ani cały rejon obejmujący ulicę Isabelle, nie istnieje cmentarz, na który udawała się Charlotte wypłakać swój ból z miłości do Hegera. W powieści Profesor te miejsca przetrwały. Opisy są znakomite, bo Bronte była świetnym obserwatorem, w dodatku - w przeciwieństwie do Villette - pod swymi własnymi nazwami, pod którymi możemy je znaleźć dzis tylko na starych mapach. Wszystko zależy od tego, czego w literaturze poszukujemy. Oddział The Bronte Society stworzony w Brukseli przez Helen MacEwan, autorkę znakomitej książki "Down The Belliard Steps" opublikowanej w 2012 r., na swych spotkaniach analizuje przede wszystkim Profesora i Villette.
Bohaterowie powieści są, moim zdaniem, świetnie zarysowani. Np. właśnie w Profesorze tylko spotkać możemy taką "powtórkę z Heathcliffa" czyli sceny z pierwszych rozdziałów między braćmi Crimsworth. I tylko w tej powieści Charlotta wprost przedstawiła jak wyglądały jej ataki nerwicowe.
Użytkownik: krasnal 12.01.2014 03:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Doczekamy się. Więcej jed... | erykson
Och, to znakomita wiadomość! Pamiętam, że czytając "Na plebani w Haworth" nabrałam ogromnej ochoty na przeczytanie opowieści o Angrii. Ciągnie mnie częściowo oczywiście przez spodziewane podobieństwo klimatu właśnie do Lewisa czy Tolkiena, ale najbardziej chyba zafascynował mnie sposób, w jaki ta saga powstawała. Lewis czy Tolkien pisali książki, a Charlotte i Branwell tworzyli swój świat... Owszem, takie tworzenie świata było z pewnością bliskie i tym już dorosłym pisarzom, ale jednak świat tworzony przez dzieci to zupełnie inna historia, inne zaangażowanie.
Użytkownik: erykson 12.01.2014 03:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Och, to znakomita wiadomo... | krasnal
Z pewnością. Z tym, że oni zaczęli to pisać jako dzieci, ale walna część sagi o Angrii powstała, kiedy byli już dojrzałymi ludźmi. - Najważniejsze angriańskie nowele Charlotte powstały w latach 1838-39, a więc jakieś 4-5 lat przed napisaniem pierwszych powieści (choć jest prawdopodobne, iż Wichrowe Wzgórza powstały w tym samym czasie). Podobieństwa do Tolkiena i Lewisa są jednak tylko do pewnego stopnia; w Angrii nie ma fantastyki, to polityka i intrygi, także miłosne. To dość ostre teksty, zabawne, w zasadzie nie przypominające niczego, co w literaturze znamy. No, może trochę Księgę tysiąca i jednej nocy. - Charlotte i Branwell inspirowali się nią także. Wszystkie angriańskie obscenia muszą mieć swe źródło właśnie w tych baśniach, jak i w Lordzie Byronie. Charlotte tworzyła Angrię do 1839 r., natomiast Branwell nigdy jej nie porzucił.
Użytkownik: misiak297 12.01.2014 11:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Z pewnością. Z tym, że on... | erykson
Wspomniał Pan w swojej ksiazce, że powstało parę zadziwiajacych (i niedorzecznych) teorii na temat rodzeństwa Bronte. Czy mógłby je Pan przytoczyć?
Użytkownik: erykson 12.01.2014 14:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Wspomniał Pan w swojej ks... | misiak297
Snuje się wiele hipotez i fantazji. I tak np. całkiem niedawno niejaki James Tully, detektyw, opublikował książkę "The Crimes of Charlotte Bronte", napisaną w formie powieści przy założeniu, że jest to jego hipoteza na temat przyczyny tak szybkiej śmierci trojga rodzeństwa. Otóż twierdzi on, że Charlotta wraz z przyszłym mężem, wikarym Nichollsem, wytruła swoje rodzeństwo wiedziona chęcią zarobku na ich twórczości. Świadkiem tego wszystkiego jak twierdzi Tully była służąca Martha Brown, którą Nicholls po tym jak wykończył i Charlottę , zabrał do Irlandii.
To jeden przyklad. Jest ich więcej. Np. teza, że Branwell i Emily byli kochankami, mieli dziecko, które pastor w dodatku ochrzcił i które zostało adoptowane. - O ile ta pierwsza historia to oczywisty stek bzdur, ta druga mieści się oczywiście w sferze możliwości, podobnie jak te wszystkie legendy o hipotetycznym potomku Branwella Bronte. Swoją drogą on rzeczywiscie miał chyba córkę, a Juliet Barker w "The Brontes" wskazała nawet matkę, o czym piszę w książce.
Użytkownik: misiak297 12.01.2014 15:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Snuje się wiele hipotez i... | erykson
Omawiając "Wichrowe Wzgórza" zauważył Pan, że w pewnym momencie narracja nieoczekiwanie się zmienia i m.in. to może świadczyć o fakcie, że autorów było dwóch - Charlotte i Branwell. Ten argument mnie przekonuje.

W naszej prywatnej korespondencji wspomniał Pan, że również w przypadku "Shirley" może zachodzić podobna zależność (część tej powieści mój napisać Branwell, a część - Charlotte). Czy mógłby Pan rozwinąć tę myśl?
Użytkownik: erykson 12.01.2014 16:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Omawiając "Wichrowe Wzgór... | misiak297
Nie przyglądałem się Shirley od tej strony. Jeszcze pod koniec XIX w. ktoś gdzieś napisał, że I tom Shirley (w oryginale powieść była wydana w 3 tomach) napisał także Branwell Bronte. Nie przypominam sobie, aby ta teza znalazła gdzieś później rozwinięcie. Z jednej strony byłoby to możliwe, gdyż oni, Branwell z Charlottą, razem układali historie, razem pisali, a ta I część Shirley to - sposród wszystkich powieści Bronte - rzecz stojąca najbliżej Wichrowych Wzgórz, jest męska, jest gwałtowna, jest prześmiewcza, pojawia się tam gwara. Ale z drugiej strony - w okresie gdy była pisana Charlotta ponoć w ogóle przez blisko 2 lata nie odzywała się do Branwella. Oczywiscie i tak może być, że napisał on a ona to potem kontynuowała, ale nie ma na snucie podobnych hipotez podparcia w żadnych dowodach. Tego jak naprawdę wyglądały wtedy stosunki między Charlotte i Branwellem także nie wiemy. Faktem jest, że wcześniejsza nowela angriańska Charlotty, "Julia" została żywcem do Shirley przeniesiona. Zestawiam fragmenty obu tekstów w książce. Dla mnie najciekawsze w Shirley jest to, że to właśnie miała być najprawdopodobniej legendarna druga powieść Ellisa Bella. Styl się zgadza. Oczywiście mam na myśli I tom , bo kiedy po roku - gdy siostry pomarły - Charlotte powróciła do powieści i wprowadziła do niej tytułową bohaterkę, tomy II i III zostały już napisane inaczej. To był świat po pogromie. Charlotte zmieniła się po śmierci rodzeństwa i zmieniło się jej pisanie, stało bardziej introwertyczne, więcej uwagi poświecała np. duchowym rozważaniom swoich bohaterek, Caroline, Shirley, Agnes Pryor z Shirley i Lucy z Villette.
Użytkownik: misiak297 12.01.2014 16:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie przyglądałem się Shir... | erykson
Rzeczywiście w przypadku "Shirley" jest tak, że poszczególne części znacznie się od siebie różnią. To się czuje. Powieść wydaje się nierówna czy raczej - zmienna. Pamiętam, że kiedy czytałem "Shirley" uderzyła mnie pierwsza scena z wikariuszami - która mogłaby raczej wyjść spod pióra Gaskell czy Austen, a do stylu Charlotte mi w ogóle nie pasowała...
Użytkownik: erykson 12.01.2014 17:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Rzeczywiście w przypadku ... | misiak297
Zapewniam Pana, że pani Gaskell nigdy nie odważyłaby się napisać takich scen, podpisać ich własnym nazwiskiem i opublikować :), była żoną pastora i bardzo ostrożna w tak delikatnych kwestiach jak ocena duchowieństwa. Te sceny wywołały obyczajowy skandal, ale ktoś wreszcie przedstawił to wszystko takim, jakim jest - zresztą do dziś. :)
Użytkownik: misiak297 12.01.2014 18:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Zapewniam Pana, że pani G... | erykson
Chodziło mi bardziej o rodzaj humoru - trochę zbliżony do tego, jaki cechuje rewelacyjne "Panie z Cranford". Rzeczywiście dokładnie takie sceny nie mogłyby wyjść spod pióra żony pastora.

Charlotte Bronte w końcu odniosła sukces - "Jane Eyre" stała się bestsellerem, a ona sama - gwiazdą (nie wiem, czy sama zgodziłaby się z takim określeniem). Myśli Pan, że Charlotte można nazwać celebrytką swoich czasów?

Użytkownik: erykson 12.01.2014 19:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Chodziło mi bardziej o ro... | misiak297
Już nawet gdzieś mówiłem o niej tak: celebrytka swoich czasów i też miałem wątpliwości, co do tego określenia. Ale wtedy to istniało w taki sposób. Celebryta to ten kto nie schodzi z pierwszych stron. A Charlotte Bronte nie schodziła.
Użytkownik: misiak297 12.01.2014 22:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Już nawet gdzieś mówiłem ... | erykson
Mam jeszcze pytanie o Pańskie dalsze plany. Poprzez rewelacyjną "Charlotte i jej siostry śpiące" podniósł Pan sobie wysoko poprzeczkę. Mogę nawet zaryzykować, że dziś na gruncie polskim, mówiąc o biografii czy twórczości Bronte, nie będzie można pominąć Pana książki i zawartych w niej teorii. To niewątpliwie ważna pozycja. Mam nadzieję, że wkrótce pojawią się kolejne na temat biografii i spuścizny rodzeństwa z Haworth.

Czym Pan nas zaskoczy następnym razem?
Użytkownik: erykson 12.01.2014 23:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam jeszcze pytanie o Pań... | misiak297
Bardzo dziękuję za dobre słowa.
Na temat tego, co jeszcze napiszę wolałbym nie mówić :). Tę książkę zamknąłem w lipcu, minęło pół roku i zaledwie 3 miesiące od jej ukazania się. Wszystko jest jeszcze bardzo świeże. Zbyt świeże, aby pisząc uniknąć powtarzania się. Mam pewien pomysł, nie jest to jednak łatwa sprawa. Czy coś z tego będzie - okaże się. W najbliższym czasie ukażą się Wichrowe Wzgórza (luty) gdzie podobnie jak do "Jane Eyre. Autobiografia" pisałem note na okładkę. A później - biografia Elizabeth Gaskell z moim wstępem, który jest jakby jeszcze jednym rozdziałem "Sióstr śpiacych" i mówi o przyjaźni Bronte z jej przyszła biografką. Włozyłem w ten tekst ogromnie dużo zarówno pracy jaki i serca :).
Natomiast obecnie rozglądam się za dobrym wydawnictwem, które podejmie się wydania mojej nastepnej książki, zamknietej tuż przed biografią Bronte. -- Przez ostatnie kilka lat skupiłem się na pisaniu monografii poświęconej twórczości Neila Tennanta, lidera Pet Shop Boys – muzyka, ale też wielkiego intelektualisty brytyjskiej popkultury. Książka, którą o nim napisałem – w co trudno uwierzyć – jest pierwszą książką o nim na świecie. Pisałem ją z autentycznej potrzeby więc nie zwracałem uwagi na fakt, że wstępuję na teren dziewiczy. Tylko dlatego mogłem swobodnie poruszać się w analizowaniu tekstów, które – jakby nie było – ukształtowały przecież już dwa pokolenia Brytyjczyków! Mówi się, że te teksty dają najwierniejszy obraz społecznych przemian, jakie dokonały się w Anglii. Przetłumaczyłem wszystkie utwory Tennanta i poddałem je analizie, zarówno od strony literackiej – bo mimo, iż są to teksty piosenek, jest to równocześnie znakomita poezja – jak i kulturowej i historycznej. Starałem się przy tym być możliwie blisko autora, gdyż dzieło, wbrew temu, co się o tym mówi, jest jak to jabłko i nigdy nie pada daleko od swej jabłoni. Tak więc książka „Neil Tennant: Angielski sen” to także biografia. Jest podobnie napisana jak „Charlotte Brontë i jej siostry śpiące” – to poznawanie autora poprzez jego dzieło, tyle, że traktuje o problemach współczesnych, a więc trudniejszych do przyjęcia; problemach, o których nie można powiedzieć: to było dawno, więc mnie nie dotyczy. – Tematyka mojej następnej książki dotyczy każdego z nas.
Użytkownik: erykson 13.01.2014 01:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Eryk Ostrowski - ur. w ... | misiak297
Bardzo dziękuję za zaproszenie do spotkania na Biblionetce. Pojawiło się tu tak wiele recenzji z „Sióstr śpiacych”, że miałem problem z nadążeniem z ich lekturą :) Do tego pasjonujące dyskusje na forum. Bronte żyje i ma się dobrze! - Komentarzy: 75 | wyświetleń: 1175 – czytam, to mówi samo za siebie. Ślę tutaj serdeczne podziękowania prowadzącemu za nieoceniony entuzjazm (entuzjazm ZAWSZE jest nieoceniony) i dziękuję wszystkim, którzy wzięli udział w spotkaniu. Była to dla mnie wspaniała przygoda. Czytajcie Bronte – wreszcie możecie robić to w języku polskim! Ja na tę chwilę czekałem 20 lat, inni – znacznie dłużej, a wielu – nigdy jej nie doczekało. Jest to więc chwila jedyna w swoim rodzaju, w dodatku – jeszcze trochę potrwa, bo nie wszystko zostało jeszcze u nas opublikowane. Więc wiele dobrego przed nami :)
Użytkownik: erykson 13.01.2014 01:50 napisał(a):
Odpowiedź na: W imieniu Redakcji oraz... | misiak297
Mam bardzo podobne życzenia, więc - nie dziękuję, zeby nie zapeszyć! :)
Użytkownik: misiak297 13.01.2014 01:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo dziękuję za zapros... | erykson
W imieniu Redakcji oraz wszystkich użytkowników Biblionetki chciałem podziękować Panu Erykowi Ostrowskiemu za udział w spotkaniu.

Panie Eryku, dziękuję za przyjęcie zaproszenia. Było mi niezmiernie miło rozmawiać z Panem o siostrach Bronte. Ze swej strony życzę dalszego rozwijania pasji (może Pan nas jeszcze zaskoczy kolejnymi teoriami na temat twórczości i biografii rodzeństwa Bronte) i zarażania nią innych, a także wielu dalszych sukcesów książkowych!
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: