Światełko w mrokach nocy
Od dłuższego czasu pozostaję w stanie zauroczenia duchowością karmelitańską. W zasadzie nie chodzi o samą tylko duchowość, ale także o ludzi, którzy ją tworzyli i rozwijali na przestrzeni kilku stuleci - przede wszystkim św. Jana od Krzyża i św. Teresę z Ávili. Przy bliższym poznaniu okazuje się, że mamy do czynienia nie z cukierkowatymi postaciami uwiecznionymi na świętych obrazkach, ale z ludźmi o silnych charakterach, którzy często musieli w czasie realizacji swoich celów i planów omijać kłody rzucane im pod nogi (również przez sam Kościół). "Noc ciemna" jest jednym z czterech głównych dzieł pozostawionych przez św. Jana od Krzyża, hiszpańskiego mistyka, który wraz ze św. Teresą Wielką podjął w XVI w. reformę zakonu karmelitańskiego. Jego działalność nie od razu zyskała akceptację Kościoła. Hiszpania, rządzona wówczas przez Filipa II, to przecież kraj "super-hiper-extra-katolicki", kraj, w którym pełną parą działa Święta Inkwizycja i w którym z podejrzliwością traktuje się ludzi takich jak Jan - pochodzących z rodziny o żydowskich korzeniach i próbujących przeprowadzać w Kościele zmiany. Doszło wręcz do tego, iż w 1577 r. Jan został uwięziony przez karmelitów i surowo ukarany za nieposłuszeństwo.
Nie da się ukryć, że książka nie należy do najłatwiejszych w lekturze. Przyznam, że "podchodziłam" do niej kilka razy, ale po przeczytaniu kilku stron odkładałam ją z powrotem na półkę. Chyba działała na mnie trochę onieśmielająco, a może po prostu jest to lektura szczególnie wymagająca ciszy i skupienia. Dlaczego warto jej taką wyjątkową uwagę poświęcić?
Tytułowa "noc ciemna" to oczyszczająca droga, którą według autora musi przebyć dusza człowieka, aby zjednoczyć się z Bogiem. Szukanie Boga i dążenie do zjednoczenia z Nim jest według Jana niezwykle trudnym, wieloetapowym procesem. Dusza odczuwa ból, osamotnienie, oschłość, nie znajduje pocieszenia w niczym, ogarnia ją poczucie własnej nicości. W ten stan duszę wprowadza sam Bóg po to, aby ją oczyścić, usunąć z niej wszystko, co nie jest doskonałe i w ten sposób "zrobić miejsce" dla... samego siebie, czyli dla miłości. No właśnie... Myliłby się ten, kto by zakładał, że to cierpienie jest głównym tematem książki. Przecież celem wędrówki duchowej człowieka - "światełkiem w ciemnym tunelu" - jest miłość. Jak mówi sam autor: "Jedynie miłość jest tym czynnikiem, który jednoczy i łączy duszę z Bogiem"[1]. W tym miejscu na pewno pojawi się u czytelnika odwieczne pytanie: dlaczego Bóg pozwala człowiekowi cierpieć, skoro niby tak go kocha? Autor może nas trochę rozczarować, ponieważ nie wyjaśnia sensu cierpienia jako takiego - jego celem jest opisanie dość specyficznego stanu duszy, która chce się do Boga zbliżyć i z Nim zjednoczyć. Odnosi się więc do takiego pytania tylko w dość wąskim zakresie. Mówi m.in.: "Dusza [...], im bardziej zbliża się do Boga, tym gęstsze mroki i głębsze odczuwa ciemności, a to z powodu swej słabości. Im bardziej bowiem ktoś zbliżyłby się do słońca, tym większe mroki i cierpienie sprawiłby jego blask na skutek słabości i nieudolności wzroku ludzkiego. Światło duchowe Boga jest tak niezmierne i tak przewyższa wszelkie pojęcie naturalne, że gdy dusza zbliży się do niego, zostaje oślepiona i pogrążona w ciemnościach"[2]. W skrócie: to nie Bóg jest sprawcą cierpienia duszy; to zderzenie niedoskonałości człowieka z doskonałością Boga wywołuje ból, który jednak jest bólem oczyszczającym.
Cóż, można zgadzać się ze sposobem myślenia autora - albo raczej z jego wiarą - można mieć na ten temat inne przemyślenia. Mnie książka zafascynowała do tego stopnia, że zamierzam sięgnąć po kolejne dzieło św. Jana. Mam jednak duże wątpliwości, w jaki sposób powinnam zakończyć tę recenzję. Trudno tu napisać po prostu "polecam" albo "nie polecam". Wydaje mi się, że po książkę sięgną głównie ci, którzy wiedzą, czego w niej szukają. Może sami przechodzą przez taką "noc ciemną", a może po prostu interesuje ich mistyka? Skoro nie wiem, co powiedzieć, może na koniec oddam głos samemu autorowi: "O nieszczęśliwa dolo naszego żywota! [...] To, co jest najjaśniejsze i najprawdziwsze, wydaje nam się ciemne i niepewne. Uciekamy też od tego, czego najwięcej powinniśmy szukać. Idziemy za tym, co jest dla nas zrozumiałe i jasne, choć jest to dla nas najgorsze i na każdym kroku szkodliwe. [...] Jeśli chcemy być pewni drogi, musimy zamknąć oczy i wejść w ciemność"[3].
---
[1] Jan od Krzyża, "Noc ciemna", przeł. Bernard Smyrak, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, 2010, s. 174.
[2] Tamże, s. 161.
[3] Tamże, s. 162.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.