Dodany: 25.03.2008 17:48|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Cząstki elementarne
Houellebecq Michel

1 osoba poleca ten tekst.

Manifest dekadencji w wersji „hard”


Jestem uparta, a upór mój wyraża się między innymi w tym, że dowiedziawszy się o istnieniu tekstu kultury, który na zdrowy rozsądek absolutnie nie trafia w mój gust, bardzo często, zamiast z założenia omijać go dużym łukiem, kręcę się wokół niego jak pies koło jeża i prędzej czy później muszę sprawdzić, czy aby na pewno mi nie odpowiada. Wiedziałam więc, że i lektura Houellebecqa mnie nie ominie, a znając z grubsza tematykę „Cząstek elementarnych”, przeczuwałam, że powieść ta będzie dla mnie sporym wyzwaniem.

Zamieszczony na pierwszej stronie okładki urywek recenzji z „The New York Times” - „Ironiczne, inteligentne, precyzyjne i eleganckie jak dowód matematyczny”[1] – na moment obudził we mnie wątpliwość, czy aby na pewno mam do czynienia z tą samą książką, o której wcześniej czytałam; „eleganckie” jest bowiem jednym z ostatnich określeń, które przyszłyby mi na myśl w odniesieniu do opowieści, której jednym z wątków jest „rozpasanie seksualne”[2]. I rzeczywiście, ex post mogę stwierdzić, że jeśli ktoś się w tej materii pomylił, to nie ja, lecz raczej recenzent „New York Timesa”. Albowiem opisy erotycznych wyczynów Bruna i innych bywalców miejsc o podejrzanej reputacji nie miałyby nic wspólnego z elegancją, nawet gdyby autor posługiwał się wyłącznie fachowymi terminami rodem z podręcznika seksuologii, a nie niekończącą się litanią wulgaryzmów.

Oczywiście, wiem, rozumiem – to miało jakiś cel. Pytanie jednak brzmi: czy tego celu naprawdę nie dało się osiągnąć inaczej? Czy Houellebecq musiał uciec się do takich środków? A może nie musiał, tylko chciał – bo zdawał sobie sprawę, że nawet najbardziej inteligentne, ironiczne i precyzyjne przedstawienie tego, co pragnął przedstawić, zostanie zauważone tylko przez garstkę wybrańców, lecz nie wywoła burzy? Nie pierwszy to przecież pisarz, na którego zwrócono uwagę nie dlatego, że ma coś do powiedzenia, że potrafi to wyrazić kunsztownie i mądrze, ale dlatego, że prócz tego umie zrobić coś, czego inni się wstydzą lub brzydzą! Ba, na niektórych zwracano uwagę głównie dlatego, nawet jeśli przekaz zawarty w ich tekstach był daleko mniej znaczący, a strona techniczna znacznie mniej dopracowana niż u Houellebecqa! Prowokacja, szokowanie, rzucanie czytelnikowi w twarz scen i słów odrażających, sprośnych, brutalnych to wypróbowany sposób na zaistnienie w ludzkiej świadomości – weźmy choćby takiego markiza de Sade, po którego wątpliwej jakości utwory dziś już raczej nikt nie sięga, lecz ze świecą szukać takiego, co by nie wiedział, kto zacz i nie potrafił wymienić tytułu choćby jednego jego dzieła...

Widząc w trakcie lektury, jak sprawne jest pióro Houellebecqa, z jaką maestrią wyczarowuje wymowne obrazy, jak świetnie radzi sobie z łączeniem prawdy i fikcji, kreatywności i erudycji, można tylko żałować, że obdarzony tylu przymiotami pisarz zdaje się nie wierzyć w siebie i aby być pewnym zainteresowania swą twórczością, sięga po chwyt godny byle jakiego grafomana. A grafomanem nie jest, zaprawdę, nie! Nawet w tych obleśnych scenach z udziałem Bruna, od których co wrażliwszemu czytelnikowi może się zrobić niedobrze, słowa toczą się zgrabnie i harmonijnie, bez jednego potknięcia, i niesmak nie może zagłuszyć spójnej, sugestywnej melodii, w jaką się układają – pieśni o upadku człowieka. A cóż dopiero, gdy na arenę wychodzi przyrodni brat nieszczęsnego seksoholika, przystojny i piekielnie inteligentny naukowiec o bardzo polskim (i bardzo źle się kojarzącym) nazwisku Dzierżyński! Koleje losu Michela świadczą o tym, że nic, praktycznie nic – ani w miarę cieplarniane warunki, ani mniejsza dawka traumatycznych przeżyć, ani ucieczka przed przyziemnością na wyżyny intelektu – nie gwarantują ocalenia, co najwyżej tylko odraczają wyrok. Cywilizacja nasza w tym kształcie, jaki przyjęła na przełomie XX i XXI wieku, skazana jest na zagładę. Życie bez wiary, bez nadziei, bez miłości, bez jakichkolwiek reguł i punktów oparcia, kierowane tylko chaotycznymi porywami woli, podobne jest dryfowaniu w próżni skrawków materii. Jedne z nich się rozpadają, a drugie krążą po wiek wieków, lecz nie ma z nich żadnego pożytku i nie ma znaczenia, który z nich był kiedyś cenną kamerą, upuszczoną przez nieostrożnego astronautę, a który ułamkiem wypalonej skały...

Za ten przejmujący manifest dekadencji w wersji „hard”, za precyzję, z jaką został skonstruowany i gryzącą ironię, nakazującą spuścić nos na kwintę każdemu, kto do tej pory sądził, że człowiek – człowiek przełomu tysiącleci – to brzmi dumnie, bez najmniejszego wahania przyznaję autorowi piątkę z plusem; za pójście na łatwiznę w błędnym mniemaniu, że bez użycia kilkudziesięciu „ch..ów”, „c..ek” i tym podobnych ozdobników nie da się przekonywająco ukazać kiepskiej kondycji moralnej ludzkości – dwóję. Średnia arytmetyczna wychodzi 3+ i teraz jestem w kropce: czy zaokrąglić w dół, uznając tę powieść za przeciętną (jaką z pewnością nie jest), czy w górę, przyznając, że mimo wszystkich wad jest dobra?



---
[1] Michel Houellebecq, „Cząstki elementarne”, przeł. Agnieszka Daniłowicz-Grudzińska, wyd. WAB, Warszawa 2003, I strona okładki.
[2] Tamże, IV strona okładki.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 20908
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 39
Użytkownik: porcelanka 26.03.2008 18:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Jestem uparta, a upór mój... | dot59Opiekun BiblioNETki
Świetna recenzja:), muszę przynać,że czytam Pani recenzje z przyjemnością, bo są nie tylko interesujące i obiektywne, ale również napisane doskonałym językiem i stylem. Naprawdę gratuluję. Po książkę jednak nie sięgnę, bo chyba należę do tych wrażliwszych czytelników:)
Użytkownik: dansemacabre 26.03.2008 19:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Jestem uparta, a upór mój... | dot59Opiekun BiblioNETki
Już prawie to, już prawie... Czekam dot na pierwszą prawdziwie miażdżącą, krytyczną recenzję :-) Bądź dzielna, odważ się. Tu już byłaś bliska temu, żeby dokopać autorowi!
Użytkownik: Laila 26.03.2008 23:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Jestem uparta, a upór mój... | dot59Opiekun BiblioNETki
Jak zwykle b. dobra recenzja. :)
Na "Cząstki elementarne" już nie raz spoglądałam w księgarni, mnie Houellebecq przekonuje pomimo wulgarnego języka. A może właśnie z powodu tego języka? Po "Możliwości wyspy" byłam naprawdę przygnębiona (anty)wartościami, moralnością (czy też jej brakiem) współczesnego człowieka. I wydaje mi się, że o tym człowieku najbardziej przekonująco jest pisać tak, jak on sam by o sobie napisał.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 27.03.2008 16:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak zwykle b. dobra recen... | Laila
A, to zaczęłaś od końca? Ja postanowiłam po kolei: najpierw "Cząstki...", potem "Platformę" i dopiero potem "Możliwość...".
Co do antywartości - masz rację, może opisane konwencjonalnym językiem byłoby to nieprzekonywujące? Ale te "ch..." doprowadzały mnie do białej gorączki! Gdyby tylko w dialogach, mówi się trudno; bohater przemawia takim językiem, na jaki go stać. Lecz narrator przecież może się odeń zdystansować. Sądzę, że nawet gdyby w tych opisach wyczynów Bruna użył samych terminów anatomiczno-fizjologicznych, i tak byłoby w tym coś wystarczająco odpychającego, przynajmniej na tyle, by czytelnik mógł odczuć politowanie i niesmak jednocześnie - ale nie na tyle, by zraził się do autora. Ja jestem uparta, więc pozostałe jego powieści i tak przeczytam, ale znam parę osób, które by ich już nie tknęły.
Użytkownik: Laila 27.03.2008 18:03 napisał(a):
Odpowiedź na: A, to zaczęłaś od końca? ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Szczerze mówiąc, gdy czytałam "Możliwość wyspy", jeszcze nie wiedziałam, że istnieje jakakolwiek kolejność. ;)
Użytkownik: bazyl3 27.03.2008 09:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Jestem uparta, a upór mój... | dot59Opiekun BiblioNETki
Chapeau bas! Już dawno powinienem wyrazić swe uznanie, ale jakoś zalatany jestem :) Co do meritum, uratowałaś mnie przed natychmiastowym sięgnięciem po pana Michała :D
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 27.03.2008 16:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Chapeau bas! Już dawno po... | bazyl3
Ale sięgnij, bo jest to ten rodzaj literatury, na którą można się złościć, lecz warto się z nią zapoznać. Dla samej refleksji nad losem człowieka przełomu wieków warto. Ruję i porubstwo można ostatecznie ominąć:).
Myślę już półtora tygodnia i chyba jednak dam panu H. czwórkę.
Użytkownik: bazyl3 28.03.2008 07:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale sięgnij, bo jest to t... | dot59Opiekun BiblioNETki
Może kiedyś, bo na razie mam dość kontestatorów. Teraz muszę dokończyć "Ewangelię.. ." Saramago, w połowie której utknąłem, przerwawszy ją sobie "Sprawiedliwością owiec" Swann, a następnie sięgnąć po Szczura i jego "Historię średniowiecza", żeby uzupełnić obraz "Polski Piastów" Jasienicy :D
Użytkownik: izafilipiak 27.03.2008 11:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Jestem uparta, a upór mój... | dot59Opiekun BiblioNETki
Droga Dot59, jak zwykle doskonała i bardzo przekonywująca recenzja :) Ale czy również zgodzisz się ze mną co do tego, że warto przeczytać tę książkę? Mnie dopadła bowiem taka refleksja:
[artykuł niedostępny]
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 27.03.2008 16:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Droga Dot59, jak zwykle d... | izafilipiak
No, kurczę, warto! Mnie strasznie te wulgaryzmy irytują, ale pomijając to, ta proza ma jakiś urok, i o ile kolejne dzieła Manueli Gretkowskiej pomimo podobnych "ozdobników" czytałam raczej tylko z zaciekawienia, co jeszcze powie nowego, o tyle "Cząstek..." nie mogłam odłożyć. Trzepało mnie przy tych scenach, zwłaszcza z Brunem na plaży i w klubie, ale czytałam, i czytałam, i czytałam... I zaraz potem poleciałam do biblioteki po "Platformę"...
Użytkownik: izafilipiak 27.03.2008 20:04 napisał(a):
Odpowiedź na: No, kurczę, warto! Mnie s... | dot59Opiekun BiblioNETki
No proszę :) I jak? Bo ja, przyznam, jeszcze nie zdążyłam sięgnąć po inne książki naszego skandalisty ;)
Użytkownik: magdalena maria 27.03.2008 22:44 napisał(a):
Odpowiedź na: No proszę :) I jak? Bo ja... | izafilipiak
Według mnie Platforma to najlepsza jego książka. Nie jest udekorowana nauką, której i tak prawie żaden czytelnik nie rozumie. Jest za to jeszcze więcej obscenicznych motywów i, co najważniejsze, pisania wprost o ciemnej stronie ludzkiej natury. Podobno w jednym z wywiadów H. określił siebie jako "konserwatysta przyszłości", co odpowiadałoby moim odczuciom związanym z jego twórczością. To takie "hej, człowieku, rzucam Ci prosto w twarz Twoją żenującą zwierzęcość". Autor daje bystremu czytelnikowi mnóstwo okazji do utożsamiania się z postaciami, czyli nie owijając w bawełnę "głupimi ch****i i tępymi c****i" ;)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 29.03.2008 15:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Według mnie Platforma to ... | magdalena maria
No, cóż, faktem jest, że naukowy sztafaż może być trudny do zniesienia dla czytelnika, który od jakiegoś czasu zaprzestał edukacji w zakresie przedmiotów ścisłych... a cóż dopiero, jeśli - tak jak ja - z rzeczonych przedmiotów i za czasów szkolnych nie był orłem... Ale mimo wszystko, nawet te naukowe wywody, zdobiące narrację i dialogi z udziałem Dzierżyńskiego i Desplechina były dla mnie strawniejsze, niż opisy aktywności erotycznej Bruna. Trochę mnie przestraszyłaś tym "więcej obscenicznych motywów", ale nie rezygnuję, bo już od kilku osób słyszałam, że "Platforma" jest lepsza od "Cząstek...".
Użytkownik: magdalena maria 29.03.2008 16:50 napisał(a):
Odpowiedź na: No, cóż, faktem jest, że ... | dot59Opiekun BiblioNETki
O, właśnie, celnie to określiłaś, bo to właśnie taki sztafaż, tylko trudno mi powiedzieć czy i na ile niepotrzebny. Z jednej strony książka odnosi się do kondycji ludzkości w dobie dominacji nauki, więc pewnie w tym kontekście filozoficzne rozważania na tle najnowszych osiągnięć (oraz prawdopodobnych przyszłych, H. chce zostać uznanym wizjonerem, to pewne) biologiczno-chemiczno-fizycznych scalają dziedziny wiedzy, które od lat nieuchronnie się do siebie zbliżają, przeplatają, jest coraz więcej karkołomnych prób unifikacji. Dodatkowo ma w swoim orężu broń potężną, a mianowicie powieść, która potrafi pobudzać wyobraźnię, a prozaikiem, jak na mój gust, jest niezłym (skoro też pisze wiersze, podobno dobre).
Z drugiej strony, to chyba jednak zbyt wiele różności w jednym worku. Gdyby to pisał Lem czy Dukaj, to wiadomo, każdy z odpowiednim nastawieniem - "i tak niewiele zrozumiem", "coś tam zrozumiem", "postaram się zrozumieć z tego jak najwięcej", "muszę zrozumieć wszystko, przecież jestem inteligentny i znam się na nauce" - zasiada do lektury. Tutaj, do zadumy nad kondycją człowieka, ozdobniki te nie za bardzo przystają, a wniosek może się nasunąć taki, że świata tego jedna głowa nie jest już w stanie ogarnąć. Więcej wiemy jako ludzkość, coraz mniej jako jednostki. Już myślałam, że skoro w Platformie jest bardziej humanistycznie, to w następnych swoich książkach H. będzie tę opcję kontynuował. Niestety, Możliwość Wyspy to jakiś archipelag różnych pomysłów i wynalazków z przyszłości, literacki eksperyment z którego przetrawieniem miałam drobne problemy.

Dot59, a co Ciebie w książkach H. drażni bardziej, obraz czy język go opisujący? ;)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 30.03.2008 11:38 napisał(a):
Odpowiedź na: O, właśnie, celnie to okr... | magdalena maria
Język, zdecydowanie język. Obraz... no, cóż, wiadomo, że erotyka jest częścią życia i hipokryzją byłoby udawać, że nie istnieje... chociaż, szczerze mówiąc, w tej formie, jaka staje się udziałem Bruna w "Cząstkach" i Michela w "Platformie" (za którą się właśnie zabrałam i pewnie do jutra skończę, bo czyta się znacznie szybciej - może właśnie dzięki zminimalizowaniu naukowych wywodów), nie budzi we mnie zrozumienia, tylko co najwyżej politowanie. Bo rzeczywiście w tym momencie, gdy człowiek gotów jest do bezmyślnego - excusez le mot - spółkowania z pierwszą lepszą osobą, która wysyła mu świadomie czy nieświadomie sygnały seksualnej gotowości, wychodzi na jaw to, jak niewiele różni się od szympansa... Otóż i gotowy dowód na słuszność teorii ewolucji - bolesny dla nas, którzy uważamy siebie za istoty o tyle wyższe od czworonożnych czy czwororęcznych... Można się złościć, ale nie sposób zaprzeczyć, że to prawda, przynajmniej w odniesieniu do sporej części osobników naszego gatunku.
Natomiast - nic nie poradzę - na widok "ch..." i tym podobnego słownictwa rodem z publicznej toalety jeżę się nieodwracalnie. Tak jak już wcześniej napisałam, nie jestem za całkowitym skasowaniem z literatury wulgaryzmów, turpizmów etc. - ale jak każdy środek językowy, i one powinny trzymać się swego miejsca. Bohater używający podobnego języka może mieć określony profil psychosocjalny, który to uzasadnia - dlatego czasem mnie irytuje często spotykane w tłumaczeniach dialogów filmowych zastępowanie wszystkich ordynarnych wyrazów eufemizmami. Ale nie widzę uzasadnienia dla używania ich w narracji zewnętrznej. To trochę tak, jakby autor mówił do czytelnika: "nie oszukasz mnie, wiem, że w gruncie rzeczy jesteś prymitywem, i że sprawi ci przyjemność zobaczenie tego czy innego plugastwa wydrukowanego czarno na białym". A mnie nie sprawia, no i co na to poradzę? I naprawdę to nieistotne, czy to Houellebecq, czy Gretkowska, czy Piątek, czy jeszcze kto inny. Nie lubię, gdy ktoś usiłuje mnie przekonać, że jestem, kim nie jestem. Gdyby nie styl i wyrazistość pisania autora, chyba cisnęłabym tą "Platformą" w kąt po pierwszej takiej litanii wulgaryzmów...
Użytkownik: magdalena maria 30.03.2008 13:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Język, zdecydowanie język... | dot59Opiekun BiblioNETki
Może ten język to tylko zabieg, środek, który został uświęcony przez pewien cel? Ludzie są przyzwyczajeni, że kwestie ludzkiej seksualności w przeszłości poddawane były krytyce głównie przez osoby duchowne, nieskazitelne autorytety moralne, które przeważnie nie miały zbyt wiele doświadczeń związanych z seksem. Te autorytety straciły wiarygodność. W czasach, gdy choroby weneryczne zaczynają być czymś normalnym wśród rzesz spółkujących nastolatków, a pobożność i cnotliwość nie są w modzie, jedynie wiarygodnym może stać się ktoś, kto o porządnym pieprz...u wie wszystko, albo prawie wszystko i w żadnym razie nie jest jakimś tam dewociarskim grzybem. To ktoś, kto używa słów "ch.j" i "c..a" tak, że od razu widać, iż nie byle jaki z niego fafiraszka w tych tematach. H. mówi: "moi bohaterowie tak się rżną, że wasze wyzwolenie seksualne to przy tym jakieś hocki-klocki na poziomie szkoły podstawowej". Uwiarygodnia się w ten sposób, a następnie pokazuje całą z tym związaną degenerację, przede wszystkim umysłową. To nic innego jak zezwierzęcenie. Mózg ludzki to świat walki między różnymi potrzebami i często bywa tak, że jeden popęd podporządkowuje sobie całą resztę umysłu. Tak widzę główne cele, które przed sobą postawił H., jego książki to mogą być dla wielu zwierciadła w których widać napaloną mordę inteligentnego szympansa z będącymi niemalże na wierzchu narządami płciowymi, gotowymi do kopulacji.

Bardzo dobrze, że wielu ludziom nie odpowiada ten język, ale dla jeszcze większej masy ten język uwiarygadnia treść przekazu. Wymóg teraźniejszości? ;)

Heh, można się od Ciebie wiele ciekawych słówek nauczyć :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 30.03.2008 17:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Może ten język to tylko z... | magdalena maria
Tak, zupełnie się zgadzam z Twoją interpretacją. Ale mimo wszystko tęsknię za literaturą odrobinę bardziej pruderyjną...
Najbardziej mistrzowska pod słońcem (przynajmniej moim zdaniem) scena erotyczna, stworzona przez Hemingwaya w "Komu bije dzwon", nie zawiera ani jednego słowa, które można by uznać za obsceniczne, a tak jest wiarygodna i wymowna, że dech zapiera. Ale tam seks jest naturalną konsekwencją bliskości emocjonalnej, rodzącej się miłości - a u Houellebecqa, i nie tylko - manifestacją tego, co zostaje z człowieka, kiedy jego umysł przestaje kontrolować ciało. I może też w tym tkwi różnica...
Użytkownik: magdalena maria 30.03.2008 19:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, zupełnie się zgadzam... | dot59Opiekun BiblioNETki
A jak jest z narracją u Hemingwaya? Bo wydaje mi się, że narrator pierwszoosobowy u Houellebecq'a też spełnia swoją rolę, wpisując się w dążenie do osiągnięcia celu, o którym już pisałam. Po "Cząstkach.." być może H. doszedł do wniosku, iż aby zwiększyć siłę rażenia musi się zamknąć w głowie narratora. Co prawda nie mógł się już z niej wydostać, ale przecież to samo dotyczy czytelnika! :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 31.03.2008 18:42 napisał(a):
Odpowiedź na: A jak jest z narracją u H... | magdalena maria
U Hemingwaya (tzn. w tej akurat powieści) występuje narrator zewnętrzny.
W "Platformie" taki tylko na chwilę się wkrada, relacjonując wydarzenia z życia Jean-Yvesa (szefa Valerie)- w r.2 cz.II, ale faktycznie ta najważniejsza część narracji przypada głównemu bohaterowi.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 29.03.2008 15:04 napisał(a):
Odpowiedź na: No proszę :) I jak? Bo ja... | izafilipiak
Jeszcze nie zaczęłam, tylko rzuciłam okiem do środka - styl tak samo zachęcający, jak w "Cząstkach...".
Użytkownik: Harey 30.03.2008 13:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Jestem uparta, a upór mój... | dot59Opiekun BiblioNETki
piękna recenzja i powiedziałabym - ważna, bo podkreśla to, co jest najważniejsze dla człowieka.
Użytkownik: WszyscyByliOdwró​;ceni 16.08.2012 15:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Jestem uparta, a upór mój... | dot59Opiekun BiblioNETki
Mam wrażenie, że autorka tej recenzji nie do końca zrozumiała zamysł autora. Nie wiem jak można obniżać ocenę za wulgarne opisy czy słowa, skoro właśnie dosadność, bezpośredniość, dosłowność tej książki jest jej sednem. Taki jest styl pisania Houellebecq'a i trudno mówić, że to jakieś "pójście na łatwiznę". Co więcej, taki a nie inny styl pisania to nie jest jedyne, co ten autor ma do zaproponowania czytelnikowi, skoro jego "Możliwość wyspy" sam profesor Bauman polecał jako książkę niezwykle wartościową i wartą przeczytania.
Ta recenzja trochę nasuwa mi skojarzenie z człowiekiem, który idzie do kina na film wojenny i obniża ocenę, bo za dużo śmierci na ekranie, albo na prymitywny film sensacyjny i narzeka na nadmiar przemocy. Sięgając po Hłaskę nie możemy spodziewać się lektury lekkiej i optymistycznej, sięgając po Dostojewskiego trudno narzekać, że analiza psychologiczna bohaterów jest pogłębiona, a Houellebecq'owi trudno zarzucać, że zbyt brutalnie i wulgarnie opisuje XXI wiek. Dla wszystkich, co jeszcze tego nie wiedzą, taka parafraza "to wiek XXI, Izolda mieszka w burdelu, a Tristan pije z sutenerami na rogu"
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 24.08.2012 19:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam wrażenie, że autorka ... | WszyscyByliOdwró​;ceni
Że autor ma więcej do zaproponowania czytelnikowi, sama zauważyłam w tejże recenzji. I właśnie dlatego dalej stoję na stanowisku, że potrafiłby to przedstawić bez nadużywania wspomnianego słownictwa; a dlaczegóż to wiek XXI miałby się nie móc obejść bez "ch..ów" i tym podobnych ozdobników? Zgoda, środowisko takie, jak opisane przez Masłowską w "Wojnie polsko-ruskiej..." podobnego języka wymaga, ale nie przesadzajmy, że po przekroczeniu magicznej granicy 2000 roku każdy musi rzucać mięsem! Burdele i sutenerzy istnieją bodaj tak długo jak cywilizacja, więc przypisywanie tych zjawisk wyłącznie naszym czasom jest lekkim anachronizmem - sądzę zresztą, że Hłasko doskonale sobie zdawał z tego sprawę, i użył tego wyrażenia w sensie metaforycznym (nb. nie posługując się tak rynsztokowym językiem, jak Houellebecq, choć opisywany przezeń świat był nieco bardziej wulgarny i brutalny...).
Użytkownik: WszyscyByliOdwró​;ceni 27.08.2012 00:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Że autor ma więcej do zap... | dot59Opiekun BiblioNETki
Nie sądzisz, że Hłasko po przez postacie dwojga przesławnych kochanków, wzorce pięknej miłości, chciał pokazać upadek moralny naszych czasów? Houellebecq swoją twórczością także pokazuje wiek XXI bez ozdobników. Świat seksualnego maniaka pełen jest "cipek", "chujów" i "robienia laski", a skoro autor książki stawia na realizm opisu to używa takiego języka, który oddziałuje na czytelnika w dwojaki sposób - formą i treścią. A trzeba z bólem przyznać, że wulgarne słownictwo w XXI wieku jest wszechobecne. Bynajmniej nie jest to już język tzw. "marginesu" ale język powszechnie używany także przez ludzi wykształconych, majętnych, na stanowiskach. Zdaje mi się, że słownictwo Houellebecq'a razić może jednie tych, którzy nie mieli okazji posłuchać jak o sprawach seksu rozmawiają dzisiejsi mężczyźni (kobiety właściwie też) w wieku od lat nastu do 50+. Hłasko stosował narracje odpowiednią do swoich czasów, Houellebecq do swoich. Różnica w ich języku jest w dużej mierze różnicą w czasach w jakich żyli.
To, że można opisywać naszą rzeczywistość językiem pozbawionym wulgaryzmów jest bezsprzeczne, kwestią sporną pozostaje na ile będzie to opis realistyczny. Druga sprawa jest tak, że oczywiście Houellebecq mógłby nie nadużywać wulgaryzmów, powstaje jednak pytanie: dlaczego miałby tak postąpić? Uładzanie "Cząstek elementarnych" spowodowało, że ich niemiecka ekranizacja jest po prostu niesamowitym gniotem, stąd moje przeświadczenie, że "Cząstki..." napisane innym językiem byłby mdłe, mniej sugestywne w przekazie.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 27.08.2012 19:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie sądzisz, że Hłasko po... | WszyscyByliOdwró​;ceni
Eech... no, pewnie masz rację... Chociaż z tym upadkiem moralnym to czy ja wiem? Przecież już starożytny Rzym na niego cierpiał (ciekawe, czy oni wtedy mieli aż tak wulgarne wyrazy?), podobnie i Breton w swoim cyklu o miłosnych awanturkach różnych wysoko postawionych historycznych osobistości Francji podaje takie sprawki, że aż uwierzyć trudno; różnica właściwie polega jedynie na tym, że w jednych epokach literatura o nim milczała, a w innych wręcz krzyczała.
A ja jakoś mimo wszystko żywię przekonanie, że człowiek wykształcony nawet o seksie może rozmawiać w sposób niewulgarny. W sumie nazw na określenie wiadomych narządów, jak też czynności dokonywanych przy ich pomocy, jest dużo, i nie wszystkie są tak ordynarne, a niektórzy ludzie w ogóle wymyślają własne (kiedyś był o tym artykuł w którymś damskim czasopiśmie - niestety nie pamiętam, kiedy i w którym, ale pamiętam, że mile zdziwił mnie rozmiar inwencji słowotwórczej naszej populacji :-). Jak się w tych kwestiach wyraża młodzież, to niestety wiem, bo czasem rozmawia w środkach masowej komunikacji... Ale chyba też nie wszyscy? A co do starszych, to zaryzykowałabym twierdzenie, że w moich rocznikach (50+) więcej osób nie używa podobnych słów, niż używa.
Pewnie i tak kiedyś przeczytam "Mapę i terytorium", może nawet i "Możliwość wyspy" (która przy pierwszym przeglądaniu mi nie podeszła, nie ze względu na język, tylko jakoś tak...), bo jednak nigdy nie skreślam autora z racji samych wulgaryzmów; co najwyżej czuję lekki niesmak i muszę odpocząć...
Użytkownik: Czajka 27.08.2012 19:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Eech... no, pewnie masz r... | dot59Opiekun BiblioNETki
Może kiedyś mieli nieprzyzwoite, ale ponieważ były po łacinie, więc teraz wszystkie są naukowe. ;)
Natomiast w Pompejach znaleźli graffiti, frywolne też.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 27.08.2012 20:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Może kiedyś mieli nieprzy... | Czajka
No tak, ale właściwie nie wiemy, gdzie u nich przebiegała granica między frywolnością a wulgarnością, zresztą chyba to samo odnosi się do innych epok zbyt odległych od nas. Zwłaszcza jeśli teksty były tłumaczone setki lat później, tak jak np. "Dekameron" czy "Gargantua i Pantagruel" - wtedy chyba trudno określić, czy dany wyraz był w owym czasie uważany za plugawy, czy tylko za zbereźny. Swoją drogą, jakże sympatycznie wygląda średniowieczna "kuśka" w zestawieniu z owym "ch..em", do którego póki życia się nie przyzwyczaję, choćby go co drugi pisarz wpychał do powieści :-)...
Użytkownik: Czajka 01.09.2012 19:04 napisał(a):
Odpowiedź na: No tak, ale właściwie nie... | dot59Opiekun BiblioNETki
Taki żart to był. Hihi, właśnie wczoraj czytałam zupełnie a propos, jak kolega Marcelka (Pagnola) szukał w słowniku francusko-łacińskim brzydkich wyrazów; nie znalazł, co zresztą nie jest dowodem, że ich nie było. :)
W każdym razie na pewno w każdej epoce były dwie sfery - gorsząca i niegorsząca. I właśnie dla każdych czasów te granice są inne. Tak jak dzisiejsze ubrania gorszyłyby ludzi sprzed kilkudziesięciu lat. Tak samo kiedyś Gargantua był pewnie mało sympatyczny, nie mówiąc o Pani Bovary. Faktem jest, że dziś wulgarność jest niejako usankcjonowana mianem sztuki - w filmie, czy w książce. To co kiedyś jednoznacznie uznano by za przekroczenie granic przyzwoitości, dzisiaj określa się szczerością i wyzwoleniem, i nowoczesnością. Ale może właśnie zawsze tak było? Pewnie tak. :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 01.09.2012 20:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Taki żart to był. Hihi, w... | Czajka
Też szukałam za młodu, bo jeden ze wspomnianych wyrazów bywał gryzmolony na płotach i murkach przez różnych chuliganów, którzy używali pisowni przez "h", po czym w powieści dla młodzieży - jeśli dobrze pamiętam, to pt. "Dziewczyna o zielonych oczach" - znalazłam go napisanego przez "ch". (Swoją drogą - że za PRL-u coś takiego wydrukowali!) Naiwnie spenetrowałam Słownik Języka Polskiego, gdzie oczywiście żadnego - ani h..a, ani ch..a - nie było. Po czym udałam się do polonistki z zapytaniem o prawidłową pisownie. Inna by mnie pewnie za drzwi wyrzuciła, ale ta była młoda i ambitna, więc wyjaśniła, że w literaturze istotnie używa się tej drugiej formy, choć przyznała, że sama nie wie dlaczego.
No i może faktycznie zawsze tak było...:-)
Użytkownik: janmamut 01.09.2012 22:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Też szukałam za młodu, bo... | dot59Opiekun BiblioNETki
Rozumiem, że polonistka mogła nie znać argumentu "bo wtedy jest dłuższy", ale rosyjskiego ją chyba uczono, a tam przecież jest przez "ch", nie przez"g". :-)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 01.09.2012 22:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Rozumiem, że polonistka m... | janmamut
No jasne, rosyjskiego uczono i ją, i mnie, ale widziałeś w którymś podręczniku tekst zawierających wzmiankowany wyraz? :-).
Rosyjską wersję odkryłam sama niedługo później - na pewno też jeszcze było to w podstawówce - w "Kolumbach" Bratnego, gdzie w cz.III jeden Rosjanin wyraża się (wprawdzie w transkrypcji polskiej): "A na ch.. mnie Krasnaja Armija!". Notabene do niedawna - jak to jednak pamięć myli! - zdawało mi się, że nie byli to "Kolumbowie", lecz "Popiół i diament"; tego ostatniego jednak od czasów lekturowych nie powtarzałam, a "Kolumbów" tak, i odkryłam pomyłkę :-)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 01.09.2012 22:34 napisał(a):
Odpowiedź na: No jasne, rosyjskiego ucz... | dot59Opiekun BiblioNETki
Uch, w pierwszym zdaniu ma być oczywiście "zawierający" - nie wiem, czemu "ch" mi się rozmnożyło...
Użytkownik: janmamut 01.09.2012 23:40 napisał(a):
Odpowiedź na: No jasne, rosyjskiego ucz... | dot59Opiekun BiblioNETki
Ideę skojarzeń masz dobrą: w "Popiele i diamencie" to słowo występuje, w liczbie mnogiej i wersji wykropkowanej, a i tak pamiętam, że niektórym moim kolegom głównie to zostało z lektury.

W podręczniku do rosyjskiego rzeczywiście trudno się było wiadomego wyrazu spodziewać, ale różne piosenki dzieciątka śpiewały. Oczywiście wtedy nie był to "Dyplomata" Staszewskich, ale twory w rodzaju "Na ch... nam swoboda russkogo naroda".

(A piorunkiem się dostałem tylko do zdychającego robaczka. Piorun zabił robaczka? To czemu ten działa?)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 02.09.2012 09:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Ideę skojarzeń masz dobrą... | janmamut
W podstawówce nie śpiewały, przynajmniej u mnie na prowincji. Dopiero w liceum, ale tak czy inaczej chyba nie odróżniały dźwięcznego "h" i bezdźwięcznego "ch" :-). A kto by zapisywał teksty takich niecenzuralnych piosenek? To jakoś wszyscy umieli...
Użytkownik: Czajka 02.09.2012 07:05 napisał(a):
Odpowiedź na: No jasne, rosyjskiego ucz... | dot59Opiekun BiblioNETki
No i widzisz, i tak tego wyrazu nie lubisz, a on ma swoją ortografię i w lekturach nawet jest. Z przyjemnością sobie przeczytałam Waszą rozmowę i jeszcze mnie naszła refleksja, jak cenne i wartościowe jest podchodzenie do problemu fachowo i bez uprzedzeń, tak jak to zrobiła Twoja polonistka. Bardzo sobie cenię tego typu zachowania. :)
Użytkownik: KrS1 13.02.2013 10:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Jestem uparta, a upór mój... | dot59Opiekun BiblioNETki
Nie rozumiem podejścia recenzentki do wulgaryzmów. Po pierwsze te wulgaryzmy służą podkreśleniu poziomu fiksacji i zaburzeń seksualnych u Bruna. Seks jest u Houellebecqa źródłem przyjemności, ale w wersji libertyńskiej jest dla niego brudny, zwulgaryzowany. Można zastanawiać się, czy wszystkie z lekka pornograficzne opisy były potrzebne, ale obrażanie się na "chuja" jest w gruncie rzeczy tym, co Houellebecq wyśmiewa - hipokryzją współczesnego społeczeństwa, które co prawda nie ma nic przeciwko temu, że fanatycy prezentują martwe płody na zdjęciach stojących na ulicy, że o 19.30 pokazuje się w TV martwego Kadafiego, ale jak ktoś "kurwą" rzuci, albo pokaże kawałek piersi, to jest skandal na całego. Mnie "Cząstki" zgnębiły, zaniepokoiły, wypłukały wszelki optymizm, czyli jakoś tam poruszyły i skupianie się na wulgaryzmach, to jest jakaś dziwna małostkowość i fiksacja na punkcie rzeczy zupełnie nieistotnej.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 13.02.2013 11:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie rozumiem podejścia re... | KrS1
Przeciwko martwym płodom też coś mam, nawet bardzo. Przeciw nie tylko piersi, ale i całemu nagiemu ciału z kolei nie, pod warunkiem, że pokazane jest ze smakiem. Wulgarności nie lubię ani w życiu, ani w sztuce - chyba mi wolno?
A swoją drogą, chyba czytałeś/aś?/ moje refleksje trochę nieuważnie - w żadnym razie z nich nie wynika, że powieść nie niepokoi czy nie porusza, natomiast wulgaryzmy (zwłaszcza tam, gdzie są ewidentnie niepotrzebne) po prostu psują wrażenie artystyczne. Nadal stoję na stanowisku, że jednak można przekazać czytelnikom ważne rzeczy, poruszyć ciężkie, bolesne, traumatyczne kwestie bez pomocy niezliczonych "ch..ów" i bardziej doceniam pisarzy, którzy to umieją, niż tych, którym się wydaje, że na Parnas prowadzi tylko szlak obowiązkowej "bezpruderyjności".
Użytkownik: KrS1 14.02.2013 12:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeciwko martwym płodom ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Czytałem uważnie, ale na końcu jak byk stoi: "za pójście na łatwiznę w błędnym mniemaniu, że bez użycia kilkudziesięciu „ch..ów”, „c..ek” i tym podobnych ozdobników nie da się przekonywająco ukazać kiepskiej kondycji moralnej ludzkości – dwóję". Uważam że wulgaryzmy zbyt znacząco wpłynęły na Twoją ocenę książki i nie potrafię tego zrozumieć, bo dla mnie to kwestia wybitnie poboczna. Oczywiście masz pełne prawo do takiego, a nie innego wyważenia poszczególnych składników oceny. Wulgarności nie lubię, ale ta słowna, użyta w pewnym kontekście razi mnie mniej.

A co do zasady, że "bardziej doceniam pisarzy, którzy to umieją, niż tych, którym się wydaje, że na Parnas prowadzi tylko szlak obowiązkowej "bezpruderyjności"", to się jak najbardziej zgadzam. Zresztą mi się Twój tekst bardzo podoba i Twoje wątpliwości, co do użytych środków są na miejscu, bo i ja czytając zastanawiałem się często, czy Houellebecq czasem nie mógłby sobie dać spokój z kolejnym soczystym opisem.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 14.02.2013 14:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytałem uważnie, ale na ... | KrS1
Jedyne przypadki, kiedy mnie nadmiar grubiańskich wyrazów aż tak nie razi, to te, w których jest to niezbędne do wiarygodnego oddania obrazu jakiegoś środowiska. Wiadomo, że jeśli czytam powieść o żołnierzach na froncie, czy też o osobnikach z marginesu społecznego, to oni swoich emocji nie będą wyrażali za pomocą "kurki wodnej" i "psiakości". \
Człowiek wykształcony, a takim przecież jest bohater Houellebecqa, też może w chwili wzburzenia rzucić jakimś "ch...", i gdyby to była sprawa jednorazowa, może jakoś bym przeszła mimo, niespecjalnie zdegustowana. A tu bardzo raziła mnie ta dysproporcja między przekazywanymi treściami a słownictwem. Ostatecznie, jak widzę, jednak oceny nie postawiłam, a gdybym to miała zrobić dziś, pewnie też bym się wahała między 3,5 a 4 (czyli wypadkową dwói za środki wyrazu i piątki za resztę).
Teraz czytałam thriller erotyczny "Wszystkie odcienie czerni" - jest z nim ten sam problem (bohaterka i narratorka zarazem jest osobą z "klasy wyższej średniej" po niedokończonej polonistyce, żoną prawnika, a posługuje się takim słownictwem, że chyba nawet nie wszystkie panie z agencji towarzyskich mogłyby jej dorównać), ale wypada znacząco gorzej, bo w zasadzie brakuje głębszych treści. Tak że Houellebecq jednak
wygrywa :-).
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: