Dodany: 23.12.2013 20:19|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Powtórka z lekturki po akademicku


Prawie każdy nałogowy czytelnik, mimo wewnętrznej presji zmuszającej go do pochłaniania coraz to nowych i nowych tomów, ma takie książki, które przeczytał więcej niż raz. Powody są różne.
Licealista czy student filologii ma w perspektywie omawianie lektury, którą jakiś czas temu przeczytał bez przymusu, ale pamięta zbyt mało określonych elementów, by sprostać wymogom prowadzącego zajęcia. Nauczyciel lub wykładowca literatury musi wrócić do danej pozycji, by móc ją uczniom/ studentom przedstawić z perspektywy nieco innej niż ta, którą zapamiętał z okresu własnej edukacji. Rodzic czyta dziecku coś, co czytano jemu – albo czytał sam – przed paru dekadami.
Oprócz tych uwarunkowań, niejako wymuszających powtórki, są i inne. Ni stąd, ni zowąd dowiadujemy się od jakiejś pokrewnej czytelniczej duszy, że rzecz, którąśmy przed laty przeczytali i odebrali bardzo entuzjastycznie, jej/jemu ani trochę się nie podoba (albo odwrotnie). „Coś” (na przykład napotkana przypadkiem recenzja, albo … lekkie poczucie wstydu, że nie doceniliśmy kogoś, kto najpewniej na docenienie zasługuje) skłania nas, by sięgnąć raz jeszcze po dzieła autora, który swego czasu nie zrobił na nas wrażenia, bierzemy jedną jego książkę i eureka! – ale w takim razie dlaczego nie przypadły nam do gustu te wcześniejsze, może nie byliśmy jeszcze dość dojrzali? – najprościej sprawdzić, czytając je ponownie. No i oczywiście ta najbardziej komfortowa sytuacja: czytamy po raz drugi (albo trzeci, albo …nasty), bo sprawia nam to przyjemność – trochę tak, jakbyśmy znów spędzali urlop w tej samej miejscowości, tym samym pensjonacie, tym samym pokoju z widokiem na te same góry; owszem, znamy to wszystko, ale przecież ten widok za każdym razem jest tak samo urzekający, maliny w zaroślach nieopodal tak samo aromatyczne, gospodarz tak samo dowcipny, a w dodatku wcale nie jest powiedziane, że w tej kojącej stałości nie dojrzymy jednak jakiegoś nowego elementu, który jeszcze zwiększy nasze poczucie satysfakcji…

Takie oto kwestie stały się przedmiotem rozprawy „O lekturowych powtórkach” – jak w wolnym przekładzie może brzmieć tytuł „On Rereading” – Patricii Meyer Spacks, wieloletniej wykładowczyni literatury w amerykańskich uczelniach, ale przede wszystkim osoby z ogromnym stażem czytelniczym.
Jako sześciolatka musiała już czytać całkiem biegle i dużo rozumieć, skoro dała sobie wówczas radę z „Alicją z Krainy Czarów”; gdy była nastolatką, pochłaniała już całkiem „dorosłą” literaturę w ilościach zgoła imponujących („ojciec zarządził, że nie wolno mi czytać więcej niż jedną książkę na dzień; obawiał się o mój wzrok. Ta zasada sprawiła, że moją specjalnością stały się bardzo grube tomy. Czytałam szybko i jedna książka dziennie rzadko zaspokajała mój głód” [s.144; przekład własny]) i jeśli nawet później trochę zwolniła tempo, do chwili napisania „On Rereading” musiała poznać ładnych parę tysięcy dzieł: siedemdziesiąt pięć lat czytania, niechby tylko średnio 20 tytułów w miesiącu … nawet zakładając, że co dziesiąty był powtórką, i tak suma jest imponująca!

Oczywiście nie wszystkie doświadczenia Spacks z lekturowymi powrotami zmieściły się na niespełna trzystu stronach tego mega-eseju. Do każdego z rozdziałów, poukładanych według pewnego szczególnego klucza – najpierw chronologicznego, potem problemowego – wybrała po kilka tytułów, porównując wrażenia zapamiętane z pierwszego czytania (albo kilku wcześniejszych czytań) i doznane podczas kolejnej – celowej – powtórki. Pochodzenie i wykształcenie autorki zdeterminowało zestaw lektur, złożony tylko z dzieł anglojęzycznych; wśród nich są pozycje zaliczane już do klasyki światowej („Alicja w Krainie Czarów”, „Opowieści z Narnii”, „Porwany za młodu”, „Buszujący w zbożu”, „Klub Pickwicka”, powieści Austen), mniej popularne, ale też nieobce przynajmniej niektórym polskim czytelnikom („Złoty notes” Lessing, „Herzog” Bellowa, „Jim Szczęściarz” Amisa, „Machina miłości czystej i wszetecznej” Murdoch, „W Brighton” Greene’a, nowele satyryczne P.G. Wodehouse’a), jak również utwory autorów wcale lub prawie wcale u nas nieznanych (Johna Colliera, Arnolda Bennetta, Austina T.Wrighta, Edmunda Wilsona).

Mogłoby się wydawać, że czytając, będę błądzić po ziemi niczyjej: z dwudziestu sześciu omawianych pozycji czytałam ledwie dziesięć (chyba, żeby cykl Lewisa ujmować nie jako całość, lecz jako osobne powieści – wtedy wypadnie więcej), a w dodatku trzy tak dawno, że poza tytułem i autorem prawie nic nie pamiętam... A jednak zagłębiając się w analizy zupełnie nieznanych utworów (zawierające przynajmniej pobieżne, a niekiedy całkiem dokładne streszczenia) i wrażeń przez nie wywoływanych, nie czułam się jak na tureckim kazaniu. Wręcz przeciwnie, nabrałam całkiem sensownego pojęcia na temat każdego z tych dzieł – a przynajmniej wystarczającego, bym mogła określić, jak bardzo chciałabym je przeczytać.

Kiedy, dotarłszy do końca, postanowiłam sprawdzić w znanym portalu czytelniczym, jakie reminiscencje wywołała lektura u rodaków autorki, z niejakim zdziwieniem skonstatowałam, że przeważają oceny powściągliwe, a zdarzają się i zgoła niepochlebne. Bo „książka była taaaaka nudna”, bo „autorka za dużo pisze o postaciach i fabułach”, bo „już mam za sobą te czasy, kiedy chciałam rozmawiać o tym, co czytam, a teraz chcę mocnej intrygi i zabawnych bohaterów”, bo po co „czytać o starych książkach, których a/ nie czytałam, b/ nie mam zamiaru kiedykolwiek czytać?” [wszystkie cytaty z goodreads.com w przekładzie własnym]. O rany! Sądziłam, że po tego rodzaju rozprawę sięgną raczej ludzie, którzy lubią się zastanawiać nad tym, co czytają i których ciekawi, co czytają inni (w tym wiekowi profesorowie literatury). A tu najwyraźniej nie trafiła na właściwych odbiorców. Ale recenzje w prasie amerykańskiej i kanadyjskiej są zgodne z tym, co i ja zauważyłam: oczywiście, „On Rereading” NIE jest kompendium „powtórek z lekturek” – takiego nikt nie jest w stanie sporządzić, bo najprawdopodobniej nie ma na świecie dwóch osób, których zestaw literackich evergreenów składałby się z tych samych tytułów – i nie należy się spodziewać, że autorka powie nam: do tych książek powinniście wracać, a po tamte się nie fatygujcie.

To rzecz całkiem osobista, różniąca się od tego, co każdy z nas mógłby napisać, jedynie akademickim szlifem. Ten rodzaj pisania wchodzi w nawyk, choćby się nie chciało; i styl, i słownictwo, i uwagi odnoszące się do postaci czy do konstrukcji fabuły - wszystko to jest bardziej skomplikowane, wyrafinowane. Na każdą stronicę przypadały najmniej trzy słówka, których nie znałam albo nie mogłam sobie przypomnieć, i parę zwrotów, które docierały do mnie czytane po angielsku, ale nie byłabym w stanie od ręki (a może i po namyśle też…) wyrazić ich po polsku. Toteż pobiłam chyba swój życiowy rekord długości czytania – na raty z górą pół roku! Ale opłacało się, i gdyby się ukazał polski przekład, polecałabym go wszystkim, którzy lubią poczytać o literaturze coś więcej niż krótkie recenzje.

A na deser piękny i wymowny cytat:
„Książki pomagają tworzyć naszą tożsamość. A gdy je czytamy ponownie, pozwalają ocenić, jakie zmiany zaszły w tej tożsamości z upływem czasu”[s.9; przekład własny].

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1278
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: verdiana 02.01.2014 19:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Prawie każdy nałogowy czy... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dzięki za bardzo ciekawą czytatkę, recenzję właściwie. Czyja to książka? Czy istnieje jakaś szansa na pożyczenie? :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 02.01.2014 19:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki za bardzo ciekawą ... | verdiana
Moja własna, mogę dla Ciebie zaklepać, tylko nie na już - chciałam jeszcze parę kawałków przetłumaczyć na użytek osobisty lub zbliżony :-).
Użytkownik: verdiana 02.01.2014 20:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Moja własna, mogę dla Cie... | dot59Opiekun BiblioNETki
To bardzo poproszę. I dziękuję. :) Poczekam. :)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: