Dodany: 17.12.2013 00:57|Autor: zsiaduemleko

O tym, by nie jeść żółtego śniegu


W swoim pełnym niebezpieczeństw życiu zdobyłem kilka wzgórz i zimowych szczytów. Było wzniesienie umiejscowione na dzikich i odludnych terenach za sklepem spożywczym nr 19. Niewielkich rozmiarów, za to na tyle stroma górka, że podczas brawurowego zjeżdżania z niej na sankach można było stracić uzębienie, a nawet życie. Strach pomyśleć, że podczas każdych ferii zimowych setki razy spojrzałem śmierci w oczy. Młodość bywa tak lekkomyślna. Naturalnie była też góra w pobliżu dworca PKS, charakteryzująca się łagodnym stokiem z jednej strony i karkołomną stromizną z pozostałych. Wzgórze z racji kształtów i rozmiarów przez każdego zdobywcę nazywane "Wielorybem". Wspinaczka na szczyt trwała kilka minut, ale za to zjazd na "oślej dupie" można było przedłużyć do kilkunastu sekund. Natomiast na klasycznych, dobrze nasmarowanych żelaznych sankach można było komuś połamać nogi, jeśli nierozważnie stanął akurat na drodze.

Śmichy-chichy, ale ostatnio ta wyprawa na Broad Peak - no, ten szczyt, na który weszło czterech Polaków, a zeszło już jedynie dwóch - muszę przyznać, że cała ta sytuacja (ta bezwzględność natury) dotknęła moją wrażliwość. Z drugiej, tej paradoksalnej, strony jestem przekonany, że gdyby cała wyprawa zakończyła się sukcesem, zapewne nawet nie zwróciłbym uwagi na całe wydarzenie. Bez dramatu nie ma zainteresowania, niestety, ale tak to działa. Pomyślałem wtedy, że przebieg wejścia na Broad Peak stanowi niezły materiał na książkę. W oczekiwaniu na tenże literacki bestseller postanowiłem poszperać w poszukiwaniu czegoś o zbliżonej tematyce. Dużo czasu mi to nie zajęło - poznajcie Joe Simpsona i jego osobisty, niesamowity dramat.

Tak, Joe wraz z przyjacielem Simonem podjął się w 1985 roku próby wejścia na (do tamtej pory niezdobytą) ścianę w peruwiańskich Andach (szczyt Siula Grande, gdyby to kogoś jednak interesowało). Tak, wynikły z tego pewne poważne komplikacje. Tak, życie obu alpinistów było mocno zagrożone, a sam autor nie powinien był z tego wyjść cało. I tak, Joe przeżył - czego można się domyślić, podążając tropem faktu, że jednak napisał o tym książkę. Martwi mają ważniejsze sprawy na głowie, niż jakaś tam książka. Mogłoby się nam wydawać, że samo w sobie przetrwanie w Andach nie jest czymś, czym należałoby się chełpić i robić z siebie bohatera, dopóki nie poznamy natury i okoliczności zdarzeń. A te, musicie uwierzyć, były nieprawdopodobne. To chyba najodpowiedniejsze słowo, by oddać przebieg wydarzeń i w zasadzie do tej pory nie jestem przekonany, czy Simpson nie poddał się nieświadomie własnym halucynacjom i nieznacznie nie ubarwił relacji. Po prostu trudno uwierzyć w to, co Joe nam opowiada, a jego kolega Simon potwierdza. Z "Dotknięcia pustki" wyłania się obraz człowieka jako fascynującego stworzenia obdarzonego niezwykłą siłą woli i ambicją. To zadziwiające, że ktoś potrafił wykrzesać z własnego ciała taki potencjał, hart ducha, taką chęć przeżycia (a może lęk przed śmiercią); że potrafił wyrzucić z głowy kłębiące się w niej czarne myśli, przysypać je ziemią i przygnieść dla pewności głazem, a potem wyjść cało z sytuacji, w której 97,3% ludzkości leżąc twarzą w śniegu powiedziałoby do siebie "mam dość, chcę już umrzeć, mogę?".

Pomimo całego niewątpliwego dramatu rozgrywającego się w treści książki, "Dotknięcie pustki" jest historią pobudzającą w czytelniku optymizm. Niebagatelny wpływ na to ma świadomość, że wszystko skończy się happy endem, że Joe po każdym upadku (metaforycznym i dosłownym) się podniesie, otrzepie i pokuśtyka dalej, do celu. A potem to opisze. Tenże optymizm zyskujemy kosztem braku jakiegokolwiek zaskoczenia, ale jak to mawiają prostytutki: coś za coś. Obok gloryfikacji niezłomności człowieka, "Dotknięcie pustki" niesie ze sobą pewien zarys charakteru i cech, którymi dysponuje jednostka ludzka zwana alpinistą. Simpson zdradza nam kilka szczegółów i specyfikę tego zajęcia, opisuje poczucie stałego zagrożenia, wynikającą z tego nerwowość i zrozumiałą kłótliwość między partnerami. Ale mimo drobnych niesnasek mają oni bezgraniczne zaufanie do własnych umiejętności, wierzą, że partner jest czujny i skoncentrowany oraz że pępowina w postaci liny, którą są połączeni, prędzej uratuje im życie, niż pociągnie w przepaść. Określić tę powieść jako pomnik alpinisty to chyba zbyt wiele, ale coś jest na rzeczy.

Joe Simpson podczas prac nad swoim literackim debiutem literatem nie był i z pewnością bardziej zależało mu na opowiedzeniu historii, niż stworzeniu dzieła. Mimo to "Dotknięcie pustki" nie razi jakoś szczególnie amatorszczyzną czy stylistycznymi pulpetami. Co więcej, przy odrobinie wspaniałomyślności da się nawet nie zauważyć, że gość do tej pory zajmował się machaniem czekanem i łapaniem licznych odmrożeń, a nie zawodowym pisaniem. Można się krzywić przy napotykaniu wzrokiem patetycznych haseł w rodzaju "wolę iść śmierci naprzeciw, niż czekać na nią bezczynnie" (luźny cytat z pamięci), ale kiedy sobie uświadomimy okoliczności ich wygłoszenia i rzeczywiste czyny idące za tymi słowami, grymas gdzieś znika. Mam przeczucie, że niewielka dawka wyrozumiałości ze strony czytelnika się autorowi należy i przymknięcie oka na pewne niedoskonałości byłoby jak najbardziej na miejscu. Niemniej literacko jest zadziwiająco (mnie samego) dobrze, a "Dotknięcie pustki" bywa nawet nazywane najlepiej napisaną książką o alpinizmie. Nie wiem, nie potwierdzę, bo nie czytałem wszystkich książek o alpinizmie, ale sama opowieść z pewnością robi wrażenie.

Aha, dla czytelniczych leniuszków powstał też film, a że Polacy to twórczy naród, przetłumaczyli tytuł na "Czekając na Joe" (bo przecież dotknięcie pustki/próżni jest takie bez sensu i niezrozumiałe; w ogóle jak można dotknąć pustki, haha, ale głupie, w głowie się nie mieści).


[opinię zamieściłem wcześniej na blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1900
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: ka.ja 17.12.2013 21:32 napisał(a):
Odpowiedź na: W swoim pełnym niebezpiec... | zsiaduemleko
U mnie w domu latami funkcjonował uroczy żarcik "Co to jest - wisi na ścianie i płacze? Dupa, a nie taternik". Bardzo lubię Twoje recenzje, zwłaszcza zaś szumiący w nich lekki powiew absurdu. Frankowi Zappie też by się podobały.
Użytkownik: BardMirMił 07.01.2014 20:16 napisał(a):
Odpowiedź na: W swoim pełnym niebezpiec... | zsiaduemleko
Sam tytuł jest już intrygujący :p bardzo ciekawa recenzja ;) Zachęciła do przeczytania, dzięki ! :)
Użytkownik: zahara 28.02.2014 23:43 napisał(a):
Odpowiedź na: W swoim pełnym niebezpiec... | zsiaduemleko
Wyczyny polskich tłumaczy filmowych są równie ważną kontrybucją naszego narodu w dziedzinę X muzy jak Wajda, Kieślowski czy łódzka szkoła operatorska. Po cichutku sobie myślę, że "Wirujący seks" nawet bardziej by tutaj pasował - te płatki śniegu pląsające wokół siebie, to łagodnie rozkołysane, to szarpane porywami gwałtownej (namiętnej) wichury ...
Użytkownik: Lwiica 18.12.2014 11:09 napisał(a):
Odpowiedź na: W swoim pełnym niebezpiec... | zsiaduemleko
Na książki o tragedii na Broad Peak długo nie trzeba było czekać.

Film jest chyba jeszcze lepszy niż książka, chociaż mam wrażenie, że moja fascynacja górami nie pozwala mi obiektywnie tego ocenić. Fascynująca historia która przyprawia o dreszcze. Chciałoby się więcej, ale chyba nie powinnam sobie tego życzyć, mając na uwadze fakt, że to prawdziwe przeżycia ludzi.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: