Dodany: 09.12.2013 20:38|Autor: Pandziak
"Klatwa tygrysa" - kiepski romans fantasy?
Natknęłam się na pewien artykuł w sieci o e-bookach, poniższy fragment dotyczy serii "Klątwa tygrysa":
Z pakietu wydawniczego na Amazonie skorzystała Colleen Houck, której książka "Klątwa Tygrysa" przez pół roku sprzedała się w 18 tys. egzemplarzy. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że był to wyjątkowo kiepski romans fantasty o hinduskim księciu uwięzionym w ciele tygrysa i nastolatce z Oregonu, która postanawia zdjąć z mężczyzny ciążącą na nim klątwę. (Zofia Rojek - http://natemat.pl/84517,seks-kobieta-i-dinozaur-czy-e-booki-zmieniaja-popularna-literature).
Przeczytałam dwie części tej serii. Nie powiem, że są to świetne powieści fantasy/romanse, oceniłam je jak na razie na 3,5 ale czy określenie "wyjątkowo kiepski romans fantasty" nie jest za surowe?! Wszystko jest dla ludzi. Targetem zdecydowanie są nastolatki i młode kobiety. Jak na fantasy, to akcja bardziej mi przypominała przechodzenie kolejnych etapów jak w grze, fabuła nie była dla mnie jakoś zaskakująca. Romans tez nieoryginalny - ona zwykła dziewczyna, a on niby ideał mężczyzny. Kto się lubi, ten się czubi (jak w koreańskich dramach - owszem, oglądałam). Jeśli chodzi o styl Houck, to zdarzało mi się przewracać oczami parokrotnie w czasie lektury, gdy opisywani byli książęta lub gdy czytałam przemyślenia Kelsey o swoim życiu uczuciowym, zastanawiałam się nawet czy to już nie grafomania, np.: "Gdy mówił, poczułam, że coś mnie do niego przyciąga. Jest taki... atrakcyjny, czarujący, magnetyczny, fascynujący... zniewalający" (s. 120, tom 1). I inne tego typu kwiatki.
Mimo wszystko czytało się to przyjemnie, o takie niewymagające czytadło fantasy dla płci pięknej.
Czy także uważacie, że określenie Zofi Rajdek nie jest za ostre?