Przedświątecznie w Krakowie - relacja
Witajcie,
dziś - tj. 8.12. - krakowskie towarzystwo biblionetkowe spotkało się jak zwykle w "Smakołykach". Było bardzo wesoło, miło i sympatycznie - jak zwykle (choć kompot zamówiony przez Szaraczka nigdy do niej nie dotarł). Kto nie był, niech żałuje, a jeszcze lepiej niech przybędzie na następne!
A oto smaczki ze "Smakołyków":
- niektórzy pokazali nowe twarze. Krasnal jest najpewniej przywódcą szajki przestępczej z siedzibą w Lublinie (po co ścigałoby ją CBA? Jest taką twardą sztuką, że nawet śledczy byli pod wrażeniem jej spokoju i opanowania). Z kolei Anek pochwaliła się, że szkoli się na panią od seksu (czy jakoś tak - w każdym razie chodzi o zakładanie rodziny).
- opowiadaliśmy o swoich perypetiach z niespodziewanymi gośćmi. Dowiedzieliśmy się, że policja baranieje na widok Szaraczka. Taka sympatyczna osoba, a tak się jej boją! Ponadto rozmaite służby specjalne mogą się dostać do domu Misiakolutków, rzucając szyszkami w okno lub stukając długim patykiem. Z kolei listonosz gwiżdże na Misiakolutków, kiedy przynosi paczkę. Viv z rozrzewnieniem wspominała swojego listonosza, który tak bardzo chciał jej doręczyć paczkę, że omal nie zniszczył zawartości. W każdym razie koperta była zniszczona. W życzliwego doręczyciela bawił się również Oisaj - ponoć pan zamawiający na Amazonie bardzo się zdziwił, że miał przesyłkę z dostawą pod same drzwi!
- osobnymi bohaterami spotkania były dziś samochody. Oisaj przyznał się, że ostatnio zgubił auto w galerii na Bronowicach na poziomie Ce. Wspominał coś o jakimś numerku, ale z wrodzonego taktu nie byliśmy dociekliwi. I bez tych szczegółów to był niezły numer!
- drugie auto - chodzi oczywiście o Szaraczkowego Leona - doczekało się wielokrotnych oklasków (m.in. za to, że wszystkie jego koła jadą w jednym kierunku). Szaraczek opowiadała jak miała przyjemność wracać ze Szczytna w towarzystwie pewnego ostatnio słynnego orkanu o wdzięcznym imieniu Ksawery. To była historia pt. "Jak Leon walczył z Ksawerym". Nasz czterokołowy ulubieniec wyszedł z tej walki zwycięsko, choć Szaraczek ponoć fruwała w chmurach (jak Harry Potter" w drugim tomie!).
- Lutek opowiadał o tym, jak podstępem - i w wyniku splotu nieszczęśliwych wypadków - zabrano domowy licznik. Zadzwoniwszy na skargę, dowiedział się, że sam podkrada prąd! Okazało się ponadto, że za tą historią kryje się inna, bardziej mroczna i złożona, pt. "Jak Lutek chciał mieć telewizor tylko po to, żeby oglądać od czasu do czasu Fakty, a Misiak nie chciał mieć telewizora w ogóle i co z tego wynikło, czyli dlaczego nieużywany używany telewizor teraz stoi sobie w piwnicy"
- ze strony Alouette padło straszliwe pytanie: "Viv, czy chodzisz już na egzekucje?". Misiaka, który właśnie przeglądał otrzymane od Mikołajki "Żony i kochanki Henryka VIII" i akurat natrafił na fragment opisujący śmierć Anny Boleyn na szafocie, zabrzmiało to strasznie. Wyobraził sobie naszą Viv przyglądającą się z ukontentowaniem, jak odcięta głowa Anny Boleyn toczy się po deskach. Okazało się, że chodzi o egzekucje komornicze. A dłużnicy potrafią być różni. Zazwyczaj im młodszy tym bardziej bezczelny.
- niektórzy z nas byli tak grzeczni, że przyszedł do nich Mikołaj, któremu jednak nie chciało wchodzić się do Smakołyków (niech żałuje, dobrze by się bawił), więc w doręczaniu prezentów wyręczyła go Anek7. Dziękujemy!
- w pewnym momencie spotkanie przerwał tajemniczy huko-brzęk. Struchlali, myśląc, że to knajpa się wali, chwyciliśmy pierwsze z brzegu książki i zapewne pobieglibyśmy do wyjścia, gdybyśmy nie stwierdzili w końcu, że to musiała spaść szafka z naczyniami (sądząc po hałasie, serwis "Smakołyków" musiał się znaaaaaaacznie uszczuplić). Odetchnęliśmy z ulgą, niektórzy przestali widzieć światełko w ciemnym tunelu. Kiedy zagrożenie minęło, ochoczo rzuciliśmy się w drugą stronę, aby sprawdzić co się stało. Niewiele mogliśmy dojrzeć.
- osobną rozrywką było tym razem zabijanie much. Najbardziej starała się Elina (co nie znaczy, że jej wychodziło. Myślała, że zabiła muchę koszyczkiem na sztućce, a tymczasem rzekoma denatka siadła sobie na brzegu koszyczka i zapewne śmiała się do rozpuku). Przypuszczamy, że te natrętne muchy to te same, które rok temu próbowała uśmiercić Jakozak, względnie ich potomkinie. Bo przecież mucha żyje tak długo, dopóki się jej nie zabije. Swoją drogą to niezła sztuka. Zabić muchę tak, żeby nie zabrudzić książki.
No, kochani! Ze swej strony chciałbym Wam życzyć wesołych Świąt z mnóstwem czasu na czytanie:) Spotkamy się zapewne już po nowym roku!