Dodany: 06.12.2013 17:33|Autor: misiak297

Książka: Noelka
Musierowicz Małgorzata

5 osób poleca ten tekst.

Opowieść wigilijna Małgorzaty Musierowicz


[w recenzji odwołuję się do szczegółów fabuły i zakończenia książki]


Któż nie zna "Opowieści wigilijnej" Charlesa Dickensa - jeśli nie z pierwowzoru literackiego, to z którejś z licznych jego adaptacji (a tych było naprawdę sporo - pamiętam nawet, że w postaci z tej klasycznej historii wcielały się Mapety, Flintstonowie, Jetsonowie czy Myszka Miki i jej disnejowscy przyjaciele)? Można powiedzieć, że historia świątecznej przemiany oschłego, skąpego Ebenezera Scrooge'a w dobrego człowieka stała się wręcz elementem bożonarodzeniowej popkultury (razem z filmem "Kevin sam w domu", którym telewizja obowiązkowo katuje widza w okolicach Bożego Narodzenia, piosenką George'a Michaela "Last Christmas", ciągle płynącą z głośników w galeriach handlowych lub z domowego radia, i miliardami karykaturalnych figurek Mikołajów). Również twórcy słowa pisanego - i nie jest to żaden literacki grzech - wykorzystują perypetie bohaterów Dickensa. Czasem efekt jest ckliwy, banalny i niestrawny pod względem czytelniczym (vide: "Stokrotki w śniegu" Richarda Paula Evansa), a niekiedy całkiem przyjemny - jak w siódmym tomie Jeżycjady Małgorzaty Musierowicz.

Rola Ebenezera Scrooge'a przypadła w "Noelce" Elżbiecie Strybie - krnąbrnej, egoistycznej siedemnastolatce, wychowanej (czy raczej może rozpieszczonej) przez dziadka Metodego i jego brata Cyryla (z dziewczyną mieszka również jej ojciec, jednak udział Grzegorza w wychowaniu córki jest mocno dyskusyjny). Elka to chyba pierwsza w "Jeżycjadzie" główna bohaterka, która po prostu nie daje się lubić - myśli tylko o sobie, jest zazdrosna, bezmyślnie rani ludzi, zarówno najbliższych, jak i całkiem obcych. Oczywiście ona musi irytować czytelnika, aby jej przemiana była przekonująca. Dobrym duchem - i zarazem partnerem w tej świątecznej love story - jest sympatyczny Tomcio Kowalik. Pracuje on w Wigilię jako Gwiazdor (poznański Mikołaj roznoszący prezenty), a Elka przypadkowo zostaje jego pomocnicą. Wspólnie podejmują odyseję po jeżyckich domach (dzięki temu czytelnik spotyka wielu starych znajomych - m.in. rodzinę Żaków, Żeromskich, a także Kreskę, profesora Dmuchawca czy Aurelię Jedwabińską), Elka w końcu wczuwa się w magię świąt, przyznaje się do błędów, stara się naprawić wyrządzone krzywdy, a w nagrodę na koniec znajduje miłość swego życia. A wszystko to patetyczne (patos jest rozładowywany humorem - nie zawsze trafionym. Komentarze Grzegorza z zainteresowaniem przyglądającego się konającemu w kuchennym zlewie karpiowi w założeniu chyba miały być zabawne, a budzą niesmak, jeśli nie sprzeciw), podane w lukrowanym świątecznym sosie, na który można przymknąć czytelnicze oko, znając gloryfikujący Boże Narodzenie pierwowzór (całe Jeżyce opanowuje świąteczny nastrój - nie ma miejsca na zmęczenie, kłótnie przy wigilijnym stole, wylewanie żali itp. Jeśli jest inaczej - jak na przykład w domu Lelujków - to jedynie z powodu okoliczności zewnętrznych), i zwieńczone równie dobrym zakończeniem. Tyle nawiązań do Dickensa.

Są oczywiście w "Noelce" jeszcze inne wątki miłosne - przede wszystkim dotyczące rodziny z Roosevelta 5. Wigilia Bożego Narodzenia jest zarazem wigilią ślubu Idy Borejko (sporą część siódmego tomu Jeżycjady zajmuje opis przedślubnych perypetii z kupowaniem na ostatnią chwilę butów). Również Gabrysia - w duchu wciąż odchorowująca swoje nieudane małżeństwo z nieodpowiedzialnym Januszem Pyziakiem - ma perspektywy na nowy, tym razem bardziej udany, związek. Jednak najciekawszy jest chyba motyw (jakby żywcem wyjęty z powieści Siesickiej) braci Strybów, którzy spotkawszy po latach ukochaną kobietę, nieoczekiwanie muszą zmierzyć się z przeszłością.

Wierni czytelnicy Jeżycjady od lat wytykają Musierowicz drobne niekonsekwencje w kreowaniu postaci - to, jak sama autorka chciałaby widzieć Borejków, nie zawsze przystaje do tego, co między wierszami dostrzegają czytelnicy (niech przykładem będzie moje odkrycie z "Noelki": "[Gabrysia] Gromadziła wokół siebie rodzinę, przyjaciół, nawet psy i koty zabłąkane na ulicy"[1]. Musierowicz trochę zagalopowała się w tym peanie. Żaden zbłąkany czworonóg nie pojawił się na Roosevelta 5 ani nawet w całej Jeżycjadzie - a pasowałby do ciepłego domu Borejków jak ulał). Nie w tym rzecz, że Borejkowie - czy to widziani oczami narratora, czy osób spoza rodziny - są nieco wyidealizowani; chodzi właśnie o tę niekonsekwencję. W mieszkaniu na Roosevelta 5 każdy może czuć się jak u siebie, wszyscy zostaną serdecznie przyjęci i będą mogli się ogrzać w Borejkowym ciepełku. A jednak Mila - do czego nie przyzna się głośno, o nie! - wyraźnie faworyzuje starszą wnuczkę jako "prawdziwą Borejkównę":

"Pyzunia była jej absolutną faworytką i, szczerze mówiąc, wydawała się jej babcinemu oku stuprocentową Borejkówną. Tygrysek natomiast... Cóż, po pierwsze, to przezwisko uniemożliwiało myślenie o niej jak o dziewczynce. W najlepszym razie udawało się określić ją w rodzaju nijakim [!!!!!!!!]. Po drugie to dziecko było jakieś tajemnicze i zamknięte w sobie, jakby tylko obserwowało życie, podczas gdy Pyza rzucała się na nie z głową. Mamie Borejko podobała się zdecydowanie bardziej ta druga postawa. Ale zawsze uważała, że nie należy robić różnic między dziećmi nawet w myśli, bo one i tak to wyczują"[2].

No niestety, Mila ze swoim spojrzeniem, które "zdawało się ogarniać zrozumieniem i życzliwością cały świat"[3], jest uprzedzona do Laury, tak jak wcześniej była uprzedzona do jej ojca. Czy można się dziwić, że przy takim nastawieniu rodziny (niewyrażonym głośno, ale przecież dzieci czują!) Tygrys czuł się osamotniony i w końcu się zbuntował?

Chciałbym poruszyć jeszcze jedną ciekawą kwestię. W "dawnej" Jeżycjadzie zasadniczo rządzą kobiety. Dorastające dziewczęta są głównymi bohaterkami poszczególnych części (ciekawy wyjątek to Józinek w "Języku Trolli"), ich partnerzy często pozostają w cieniu (te dysproporcje zaczynają się zmieniać dopiero w ostatnich tomach cyklu). A przecież Musierowicz potrafi tworzyć ciekawe pod względem psychologicznym postaci męskie - i udowadnia to również w "Noelce": świetny niezależny Baltona; Tomcio Kowalik - sympatyczny, dziarski chłopak - pozostający w konflikcie z despotycznym, nieakceptującym go ojcem, wobec którego czuje lęk, Grzegorz Stryba, w obliczu problemów uciekający w pracę, zamykający się przed innymi, a ojcem Elki będący chyba tylko z nazwy. Tyle że tutaj pojawia się inny problem jeżycjadowych mężczyzn: oni znikają. Grzegorz żeni się z Gabrysią i od tej chwili pozostaje w tle, dla Marka - męża Idy - nawet w tle nie wystarcza miejsca, o Robrojku, który w końcu ożenił się z trzecią Borejkówną, nic nie wiadomo. Ostrego, wyrazistego Baltonę Musierowicz z czasem jakby "stępiła". Dawny uroczy Bobcio, w pierwszej części cyklu malujący pisanki z Hitlerem, w "Noelce" jeszcze "arogancki, pełen dzikiego i beztroskiego wdzięku, obcy, niezwykły. Imponujący i fascynujący[4]" - w kolejnych tomach przeistoczył się w nudnego, podtatusiałego, bezbarwnego faceta (przypomnę: motor zamienił na ule, a do pszczółek zwraca się per "złociutka"). Skąd to się bierze? Cóż, pierwotny wizerunek Baltony nie przystawał do słodko-cieplarniano-rodzinnej wizji cyklu. A jeśli ktoś nie przystaje, co Musierowicz robi? Albo tego bohatera nie lubi (a zatem Janusz - ciekawy jako osobowość - pozostaje czarnym charakterem cyklu, a jego nieodrodna córka wyraźnie odstaje od Borejków, co widzi nawet nestorka rodu), albo zabija w nim indywidualność (casus Baltony), albo usuwa z powieściowej sceny (jak Filipa Bratka, chłopaka Natalii, która ostatecznie znalazła szczęście przy statecznym Robrojku). To łatwe sposoby na to, aby Borejkowie grzali się w swoim świecie na własnych zasadach - a razem z nimi czytelnicy. Tylko czemu ten świat wydaje się taki pozbawiony ikry? Na to pytanie każdy czytelnik musi sobie odpowiedzieć sam.

"Noelka" nie należy do najlepszych powieści poznańskiego cyklu. Jest ckliwa, moralizatorska, miejscami przesadzona (motyw z rumuńskimi dziećmi!), niepotrzebnie udziwniona (spotkanie po latach Mili Borejko i Moniki Pałys). Jednak jeśli chcecie wprawić się w świąteczny nastrój, siódmy tom Jeżycjady będzie odpowiednią lekturą.



---
[1] Małgorzata Musierowicz, "Noelka", wyd. Akapit Press (roku wydania brak), s. 18.
[2] Tamże, s. 46.
[3] Tamże, s. 50.
[4] Tamże, s. 7.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 9775
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 14
Użytkownik: misiak297 06.12.2013 21:38 napisał(a):
Odpowiedź na: [w recenzji odwołuję się ... | misiak297
Zapomniałem wspomnieć jeszcze o jednej niekonsekwencji. W "Noelce" jest jasno powiedziane, że Borejkom nie można zaimponować luksusowym samochodem. W ogóle oni są bardzo "anty" jeśli idzie o te pojazdy. Ciekawe, że niczyjego sprzeciwu nie budzi fakt, że Marek Pałys zamówił na swój ślub mercedesa...
Użytkownik: Czajka 07.12.2013 19:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Zapomniałem wspomnieć jes... | misiak297
A Pałys był z domu Borejko? ;)
Myślę, że po prostu im było wszystko jedno, czy to Mercedes. Podobnie jak na mnie nie zrobiło wrażenia wożenie Lexusem, i tak byłam przekonana, że jeździłam Lanosem, bo też na eL się zaczynał. O jego kultowości dowiedziałam się przypadkiem, do dziś natomiast pamiętam, że był granatowy.
Użytkownik: misiak297 07.12.2013 19:54 napisał(a):
Odpowiedź na: A Pałys był z domu Borejk... | Czajka
Marek Pałys nie był z domu Borejko rzecz jasna:) Podobnie jak Sławek Lewandowski, na którego luksusowy samochód Borejkowie patrzą z politowaniem...:p
Użytkownik: lady P. 17.12.2013 14:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Marek Pałys nie był z dom... | misiak297
Myślę, że raczej z obojętnością, niż z politowaniem.
Użytkownik: aleutka 08.12.2013 13:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Zapomniałem wspomnieć jes... | misiak297
Alez misiaku to zupelnie inaczej. Nigdy nie powiedziano, ze zdaniem Borejkow tylko jezdzenie trabantem jest dowodem sily ducha i niezaleznosci od wartosci materialnych.
Czego Borejkowie nie lubia (a raczej - co zupelnie nie robi na nich wrazenia )to SZPANOWANIE samochodem i proby ZAIMPONOWANIA nim w taki sposob jak to robi Slawek Lewandowski. Przeciez on przyjedza co roku nowym modelem o ile pamietam i parkuje go z duza dokladnoscia pod oknami Idy. Po to wlasnie, aby sie popisac i kluc w oczy co tez ten rudzielec stracil. I jest to rzecz jasna, jak zauwaza bodajze Gabrysia w Noelce, zachowanie daremne, bo - jako sie rzeklo - samochod jako symbol statusu materialnego jest Borejkom kompletnie obojetny. Samochod ma byc solidny i jezdzic (choc maluch Idy z wielkim napisem THE DOORS na drzwiach jest zabawnym kontrapunktem wobec zachowania Slawka). Marek mercedesa wynajal na slub - mozliwe, ze ze wzgledu na jego niezawodnosc generalna wlasnie. Swiadczylby o tym fakt, ze zupelnie go nie wzruszala tabliczka TAXI na dachu. Gdyby chcial szpanowac wynajalby limuzyne. Pomijam juz fakt, ze mercedes ma modele w bardzo roznej skali cenowej i rozpieciu luksusu, na przyklad bardzo dlugo w Niemczech zdecydowana wiekszosc taksowek stanowily mercedesy wlasnie, te tansze modele, ze wzgledu na swoja ogolna niezawodnosc i zwiazane z tym nizsze koszty eksploatacji...
Użytkownik: jolekp 10.04.2017 13:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Alez misiaku to zupelnie ... | aleutka
Głupio się czuję odpowiadając w dyskusji sprzed trzech lat, ale co poradzić, gdy się jest zapóźnionym, a palce świerzbią? ;)

"Nie zdarzyło się jeszcze, by ktokolwiek zdołał zaimponować samochodem którejkolwiek z Borejkówien. Zbyt mocno w nich się zakorzeniły nauki ojca na temat minimalizmu życiowego. Z tego też względu doktor Marek Pałys, wybijający się neurolog z pierwszym stopniem specjalizacji (lecz za to bez mieszkania i samochodu), erudyta i miłośnik kultury łacińskiej, miał u Idy Borejko murowane szanse".

Ja nie wiem, może ja nie umiem czytać ze zrozumieniem, ale z tego można wywnioskować, że posiadanie samochodu i mieszkania by Marka u Idy z miejsca skreśliło, bo minimalizm życiowy musi być. W "Opium w rosole" na podobnej zasadzie krytykowany jest Janusz Pyziak za wyjazd do Australii, który przedstawiany jest niemal jak zbrodnia przeciw ludzkości, a przecież można śmiało założyć, że zrobił to, aby polepszyć trochę byt rodziny i nie ma w tym nic aż tak nagannego.

I w ogóle to trochę mi żal, że zamieniono Sławka Lewandowskiego na Marka, który jest właściwie tylko nazwiskiem na papierze.
Użytkownik: aleutka 10.04.2017 14:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Głupio się czuję odpowiad... | jolekp
No ale cytat wlasnie wyraznie mowi, ze nikt nie zdolal ZAIMPONOWAC Borejkownie samochodem. To nie znaczy ze one sa z definicji przeciwne motoryzacji albo dobrym samochodom. Nie lubia kiedy ktos sie popisuje. I brak samochodu nie skresla a w polaczeniu z miloscia do antyku jest czyms co zwieksza szanse.

Jest taka dyskusja w Kwiecie kalafiora, ktora jest w ogole ciekawa jezykoznawczo bo pokazuje jak bardzo zmienilo sie potoczne rozumienie slowa minimalista. Dzis minimalizm to okreslenie pochlebne jesli mowimy o czyims stosunku do konsumpcji i przedmiotow, wiec kiedy Gaba mowi "W sprawach materialnych minimalista jest nasz tata" i tata Borejko czuje sie dotkniety budzi to zaskoczenie. On JEST minimalista w sprawach materialnych, ale najwyrazniej samo slowo kojarzylo sie wtedy z kims, kto wklada minimum wysilku, olewa, lekcewazy itp. Przynajmniej ja to tak czytam.

A w obecnych tomach uderza mnie wlasnie, ze Borejkowie sa wrecz zamozni (w czym oczywiscie nie ma nic zlego z definicji) wiec ten caly minimalizm polega raczej na nie uzaleznianiu sie od rzeczy przy jednoczesnym cieszeniu sie nimi (mam nadzieje, ze zanadto nie gmatwam).

Jesli chodzi o wyjazd Pyziaka do Australii to byl on chyba odbierany jako ucieczka od problemow i trudnosci, pozostawienie rodziny samej po to tylko zeby kupic samochod. Nie ma mowy o jakims regularnym wsparciu, Gabriela mowi ze Pyziak znajduje sie w Australii bo tam mozna zarobic dolary na samochod a w Polsce nie. I wolno jej odczuwac to bolesnie w tym sensie ze samochod zdecydowanie nie jest artykulem pierwszej potrzeby, a ona wolalaby miec wsparcie meza kiedy urodzilo sie ich pierwsze dziecko. Mozliwe ze wyolbrzymia ale znowu - moim zdaniem jest to absolutnie zrozumiale w takiej sytuacji.

Co do Marka to sie zgadzam w calej rozciaglosci. Chyba Musierowicz sama sie przyznawala, ze troche brakuje jej konceptu na postac Marka i to bardzo widac moim zdaniem.
Użytkownik: Monika.W 07.12.2013 09:46 napisał(a):
Odpowiedź na: [w recenzji odwołuję się ... | misiak297
Oj, Misiaku - i chyba przez Ciebie będę musiała po tę Noelkę sięgnąć. Bo całkiem mało pamiętam z tej części. I nie pamiętam, czy irytuje czy nie. Ale może nastrój wyprze niekonsekwencje?
Użytkownik: misiak297 07.12.2013 10:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, Misiaku - i chyba prz... | Monika.W
Koniecznie podziel się potem wrażeniami! W moim przypadku nastrój niewiele uratował - choć sama historia miłosna wzruszająca:)
Użytkownik: Monika.W 07.12.2013 19:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Koniecznie podziel się po... | misiak297
Noelka wyjęta z półki. Jednak TŻ zażądał czytania na głos, pamięta KK i 6K i ma nadzieję na równie dobrą zabawę. Ostrzegłam go. Nie pomogło:). Efekt - pewnie z miesiąc będziemy czytać.
Użytkownik: Zbojnica 08.12.2013 10:34 napisał(a):
Odpowiedź na: [w recenzji odwołuję się ... | misiak297
Szkoda, że tej świątecznej metamorfozy nie przechodzi któraś Borejkówna. To byłby ciekawy zabieg. Taka Pulpecja by się nadała na przykład, bo ona w sumie taka na przekór rodzinie jest (ach, ta matura nie zdana).
Użytkownik: aleutka 08.12.2013 23:50 napisał(a):
Odpowiedź na: [w recenzji odwołuję się ... | misiak297
Przyznam ze nie rozumiem kiedy ktos twierdzi, ze Musierowicz chcialaby widziec Borejkow jako idealnych i zdarzaja sie jej niekonsekwencje. Ona owszem tworzac Borejkow podnosi im bardzo wysoko poprzeczke jako rodzinie, ale to wcale nie znaczy, ze kreuje ich na idealy. Ani Gabrysia, ani Mila, wobec ktorych najczesciej wysuwa sie ten zarzut nie sa wcale kreowane na idealne. Pewne niekonsekwencje sie zdarzaja, ale raczej nie w zamysle postaci, po prostu niezgodnosci fabularno/chronologiczne nie do unikniecia w tak dlugim cyklu. (slynna byla skucha z Hajdukiem, ktory jechal juz jako dorosly czlowiek do Srody bo mial tam matke. Przy czym wiadomo juz od Szostej klepki, ze siedemnastoletni wowczas Hajduk byl sierota. Musierowicz musiala to odkrecac pozniej...) Jedyna rzeczywista i okropna niekonsekwencja pojawia sie dla mnie w McDusi - w konfrontacji Jozinka z Magda. To bylo po prostu potworne. Potrzasnac kims jak szczurem?????? Ten kreowany na do przesady odpowiedzialnego i opiekunczego Jozinek? No ale to jedyny wypadek jaki sobie przypominam, i mozliwe, ze wobec fali krytyki Musierowicz odniesie sie do tego i nastapi rehabilitacja. To moze byc nawet ciekawe, mozliwe ze Jozinek bedzie sie musial zmierzyc z wlasna agresja i tak dalej. Jego zachowanie wobec Janickiej tez jest dziwne, ale Janicka sie ciekawie zapowiada, z jednej strony sztuki walki i konkret, z drugiej spiew i wszystko inne. No i to jest chyba pierwsza poza Aurelia dziewczyna z blokowiska. Bardzo jestem jej ciekawa. Moze ona czegos Jozinka nauczy (np. ze nie ucieka sie przed konfrontacja z emocjami).

Kobiety (a o nich tu glownie mowa) sa kreowane konsekwentnie i spojnie.

To ze Gabrysia gromadzi wokol siebie koty i psy moze oznaczac po prostu, ze pochyla sie nad ich losem, moze dokarmia, moze nawet pracuje ochotniczo w jakims schronisku (choc to ostatnie juz troche naciagane, przyznaje) itp. Owszem chetnie widzialabym zwierzeta w Jezycjadzie - mam nadzieje ze we Wnuczce - wnioskujac po okladce - bedzie ich wiecej. Mam wrazenie ze Musierowicz (a z nia Gabrysia i Mila, ktore chyba uosabiaja etos do ktorego Musierowicz sama dazy) nie uznaje zwierzat w wielkim miescie, ale juz na wsi owszem. U Pulpy sa psy, nie tylko zwierzeta "inwentarzowe".

Odnosnie Grzegorza i karpia - nie sadze aby te komentarze o karpiu mialy byc zabawne. Dla mnie wlasnie wyrazaly niesmak Grzegorza, jego niepewnosc, niezgode na rzeczywistosc. Nie bez powodu pozniej on i jego syn Ignas zostaja ideowymi wegetarianami Jezycjady.

Kiedy czytalam po raz pierwszy Noelke uderzylo mnie wlasnie ze Mila przed sama soba ma odwage sie przyznac, ze faworyzuje ktoras z wnuczek. Ze przyznaje sie do niezbyt idealnych uczuc na temat Tygryska. Wbrew pozorom to wymaga odwagi, przyznac sie do czegos takiego przed sama soba. (Bo to jest de facto mowa pozornie zalezna, narrator wyraza mysli wlasne Mili). Presja wobec kobiet nakazujaca ukrywanie takich uczuc a wrecz udawanie ze ich nie ma, (bo przeciez nie mozna bardziej kochac jednego z dzieci, jestes matka/babka WYRODNA) jest ogromna. Bardzo mi sie to podobalo, bo przeczylo zalozeniu, ze Mila jest kreowana na osobe idealna. Wcale nie. Stara sie obejmowac zyczliwoscia caly swiat, a ze nie zawsze jej wychodzi to ludzkie. I zamierzone, a nie niekonsekwencja. (Mila wypomina Gabrysi bledy wychowawcze wlasnie wobec Tygryska). Ten fakt zreszta zatoczyl pelne kolo w McDusi, kiedy Mila przyznaje, ze ona i Tygrysek sa bardzo do siebie podobne, przede wszystkim z charakteru. Widac ze Mila nie zastygla duchowo czy psychicznie, ale zmierzyla sie ze swoimi demonami. To by sie zgadzalo z tym, co twierdza psychologowie, kiedy mowia, ze w innych czesto draznia nas te cechy, ktorych nie chcemy uznac u siebie. Mila nauczyla sie wiec byc moze akceptowac fakt, ze bywa despotyczna a wiele najwazniejszych aspektow jej zycia otacza tajemnica, czesto nie dopuszczajac do niej nawet najblizszych.

Przyznam, ze choc zgadzam sie z wieloma uwagami dotyczacymi mezczyzn w Jezycjadzie (m.in. ze znikaja) ale nie rozumiem tego komentarza na temat Baltony. Te czarne skorzane kurtki i inne takie juz w Noelce zostaly ukazane jako rodzaj przebrania, entourage'u itp. Szczerze mowiac w Noelce Baltona zostal wlasnie dyskretnie osmieszony i dopiero w Pulpecji dostal swoje piec minut i sie zrehabilitowal. W swietle Pulpecji jego przemiana jest logiczna. Ktos kto kocha przyrode i zdradza troche buntowniczo - hippisowskie ciagoty jako wlasciciel gospodarstwa rolnego - coz w tym niekonsekwentnego? (nie zmienia to faktu, ze ilustracja (wiecie, ktora) jest po prostu OKROPNA, bo zupelnie niezgodna z tekstem). Zarzut ze typ buntowniczy nie pasuje do Jezycjady najlepiej ilustruje casus Filipa Bratka, a nie Baltony.

Rzeczywiscie duze jest podobienstwo Noelki do Opowiesci wigilijnej. Na wielu poziomach tak sie dzieje. Lacznie z faktem, ze przez wielu ksiazki te sa postrzegane jako sentymentalne czy moralizatorskie, z czym kompletnie sie nie zgadzam. Wiele tu mroku. Wiele samotnosci i rozpaczy. Elka, choc tego nie dostrzega zyje w cichej desperacji, samotna choc otoczona kochajacymi na swoj sposob opiekunami. Moze dlatego stara sie byc ciagle zajeta. Marzenia wigilijne Piotrusia. Gdyby Musierowicz pozostawila tylko "zeby wrocic do domu" i "zeby tata zyl" byloby to rodzajem szantazu emocjonalnego. Ale ona bardzo madrze pozwala Piotrusiowi marzyc o czekoladzie (bardzo konkretnej czekoladzie z konkretnym obrazkiem) i doznac ekstazy na widok piratow i papugi w malutkim zestawie Lego. Zycia nic nie zmoze. Zarowno Musierowicz jak i Dickens umieja kontrapunktowac i dlatego obie te ksiazki mnie porywaja i niosa, bo sa jak sie mowi po angielsku Larger than Life. Zapewne mozna im wiele zarzucic, ale umieja wylaczac Wewnetrznego Cynika.

* A co do rumunskich dzieci - mozemy podejrzewac, ze ma to jakis kontekst autobiograficzny. Nie dowiemy sie jaki. Musierowicz opisala to w swoich listach do prof. Raszewskiego, a ten skomentowal jedynie, ze jej uczynek bedzie jasnial wlasnym swiatlem na Sadzie Ostatecznym...
Użytkownik: lady P. 17.12.2013 14:51 napisał(a):
Odpowiedź na: [w recenzji odwołuję się ... | misiak297
A dla mnie to właśnie "Noelka" jest najlepszym tomem Jeżycjady. :) Uwielbiam ją za ciepło, którym można obdzielić kilka innych książek, za zabawne fragmenty (np. wspomniane przez Ciebie spotkanie Mili i Moniki), za cudowną świąteczną atmosferę. Czytam ją zawsze przed Bożym Narodzeniem (czasem nawet dwa razy;)), taak, to chyba nałóg. ;) I tylko jedno mi się w niej nie podoba: Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu Jednak jestem tą powieścią tak zachwycona, że przymykam na to oko i z czystym sumieniem oceniam na 6. A nawet na 6+ ;)
Użytkownik: lutek01 28.12.2015 21:30 napisał(a):
Odpowiedź na: [w recenzji odwołuję się ... | misiak297
Kolejny tom"Jeżycjady" za mną. Oj, jak pani M. rozczarowuje...

Pióro bardzo sprawne, historie układają się logicznie, są poprowadzone ciekawie i chce się je czytać, a mimo to...

Po pierwsze ta ich nieznośna cukierkowatość; szczególnie "Noelka" jest tak nieznośnie przepudrowana... Co dom, to piękniejszy obrazek, tu ręcznie rzeźbione świeczuszki (artyści Żakowie), tu bieda, ale jednak szczęśliwa (Żeromscy), tu otwartość i niezmierzone pokłady zrozumienia i dobroci (Dmuchawiec i Kreska), no i oczywiście centrum tego jeżyckiego raju - Borejkowie, czyli dobroć, miłosierdzie i erudycja w każdym kącie, buchające drzwiami i oknami, zbłąkanych przyjmą, głodnych nakarmią, brudnych umyją etc. (nie pytając szczęśliwca o imię czy pochodzenie, za to racząc go odpowiednią łacińską sentencją (wszak łacinę w tym domu wysysa się z mlekiem matki, gdyby Borejkowie mieli np. pomoc kuchenną, ta pewnie też zasuwałaby łacińskimi przysłowiami)

Po drugie ta schematyczność sytuacji i bohaterów - młoda dziewczyna, często zdana na siebie, bez matki (Cesia opiekująca się domem, bo matka artystka, więc jakby jej nie było dla domu, Anielka, która wychowywała się bez matki i wyjechała do wielkiego miasta - musiała sobie poradzić, Gaba opiekująca się rodziną, bo Mila w szpitalu, uparta Ida, która uciekła z wakacji i zmuszona była zarabiać i sobie poradzić, Kreska, znów bez rodziców, musiała być dzielna i sobie z poradzić, Bebe, odpowiedzialna za siebie i za brata, bo matka artystka wyjechała, no i Elka, też bez matki, w trudnej dla siebie sytuacji). Oczywiście każda z tych młodych kobiet popełnia głupstwa i błędy, każda też przechodzi przemianę, rozumie, że nie można obrażać starszych pań, patologię trzeba naprawiać miłością, nie można nic budować na kłamstwie itd. To samo z bohaterami męskimi. Chłopcy i młodzi mężczyźni u Musierowicz są tacy, że się ich od razu lubi - są niesforni, rozprawiają o dobru i cytują wiersze. Brrrr...

Po trzecie - kompletne oderwanie od rzeczywistości. Młodzież sypie łacińskimi sentencjami jak z rękawa, cytuje poezje, prowadzi dyskusje filozoficzne itd. Nikt nie słucha współczesnej muzyki, nikt nie ma plakatów na ścianach, nikt nie ogląda telewizji...

Po trzecie to odgrodzenie Jeżyc od reszty świata, które jawią się jak ta wyspa dobroci w oceanie zła. Jakież to nieznośnie niesprawiedliwe i tandetne... (secesyjne jeżyckie kamienice - matecznik artystów, humanistów i wszelako rozumianej dobroci, wieżowce przy Norwida - istny Mordor - patologia, bieda i choroby).

Lubię "Jeżycjadę" i jak na razie dobrze ją oceniam, bo dobrze się ją czyta. Jest wciągająca i ciekawa. Ale jest też dla mnie fałszywa. Nie potrafię uwierzyć pani Musierowicz w wymyślony przez nią świat. Może kiedyś faktycznie taki był, a ja o tym nie wiem? (wiekowo jestem między Pyzą a Tygryskiem). Na razie czytam dalej - robi się coraz ciekawiej, bo powoli dochodzę do "moich" czasów, więc będę mógł skonfrontować. Na razie różowy puder.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: