Dodany: 01.12.2013 22:01|Autor: asia_

Książki i okolice> Konkursy biblionetkowe

KONKURS SPELEOLOGICZNY, czyli JASKINIE w LITERATURZE - KONKURS nr 172


Przedstawiam KONKURS nr 172, przygotowany przez Zbójnicę.



KONKURS SPELEOLOGICZNY, CZYLI JASKINIE W LITERATURZE


Ten konkurs miał rozpocząć się powalająco kreatywnym wstępem, ale że autorce zabrakło pomysłowości, inwencji twórczej i ogólnego pomyślunku, to tym razem wstępu nie będzie ;).

A to, co najważniejsze:
Temat - jaskinie, raczej w dosłownym rozumieniu.
Punktacja - 1 punkt za autora i 1 za tytuł, łącznie 40 punktów do zdobycia.
Adres do korespondencji : [...]
Start: 2 grudnia.
Koniec: 12 grudnia, wraz z wybiciem północy.
Mataczenia: wskazane ;)

Na maile będę się starała odpowiadać na bieżąco, o ewentualnych opoźnieniach informować będę na forum :)

Udanych wypraw speleologicznych!
Zbójnica




1.


Jakoż wkrótce dały się słyszeć szczekania psów. Orszak wszedł w gardło jaru biegnącego prostopadle od rzeki, a tak wąskiego, że ledwie czterech konnych mogło w nim obok siebie postępować. Na dnie owej rozpadliny płynęła krynica, mieniąc się w świetle księżycowym jak wąż i biegąc wartko do rzeki. Ale w miarę jak orszak posuwał się naprzód, strome i urwiste ściany rozszerzały się coraz bardziej, tworząc dość obszerny rozłóg wznoszący się lekko w górę i zamknięty z boków skałami. Grunt gdzieniegdzie pokryty był wysokimi drzewami. Wiatr tu nie wiał. Długie, czarne cienie kładły się od drzew na ziemię, a na przestrzeniach oblanych światłem księżyca świeciły mocno jakieś białe, okrągłe lub wydłużone przedmioty, w których mołojcy ze strachem poznali czaszki i piszczele ludzkie. Oglądali się też z nieufnością naokół, znacząc od czasu do czasu krzyżami piersi i czoła. Wtem w dali błysło spomiędzy drzew światełko, a jednocześnie nadbiegły dwa psy, straszne, ogromne, czarne, ze świecącymi oczyma, szczekając i wyjąc na widok ludzi i koni. Na głos H. uciszyły się wreszcie i poczęły obiegać wokoło jeźdźców, chrapiąc przy tym i charcząc ze zdyszenia.
— Niesamowite — szeptali mołojcy.
— To nie psy — mruknął stary Owsiwuj głosem zdradzającym głębokie przekonanie.
Tymczasem zza drzew ukazała się chata, za nią stajnia, dalej zaś i wyżej jeszcze jedna ciemna budowla. Chata na pozór była porządna i duża, w oknach jej błyszczało światło.
— To moja sadyba — rzekła do B. H.— a tamto młyn, co zboża nie miele, jeno nasze, ale ja worożycha, z wody na kole wróżę. Powróżę i tobie. Mołodycia w świetlicy będzie mieszkać, ale kiedy chcesz ściany przybrać, to ją trzeba na drugą stronę tymczasem przenieść. Stójcie i z koni!



2.


Wspinali sie jeden za drugim. U szczytu wzniesienia scieżka znów skręcała w prawo, na południe, i przez kolczaste zarośla wyprowadziła ich na zieloną, płaską przestrzeń, dalej ginąc w mroku. Przybyli do domu Mîma, Bar-en-Nibin-noeg, o którym wspominały jedynie starodawne legendy w Doriacie i w Nargothrondzie, i którego żaden człowiek nie widział. Przybysze nie mogli jednak dokładnie zobaczyć, jak wygląda to dziwne miejsce, zapadała bowiem noc i gwiazdy pokazały się na wschodzie.
Amon Rûdh wieńczyła wielka, naga skała przypominająca wysoki kapelusz o spłaszczonym wierzchołku. Od północy ze skały tej wystawała gładka, niemal kwadratowa półka, niewidoczna z dołu, gdyż zaraz za nią wznosiła się kamienna ściana, a od zachodniej i wschodniej strony jej krawędź opadała pionowym urwiskiem. Jeśli się znało drogę, można tam było dotrzeć tylko od północy, tak jak przyprowadził banitów Mîm. Od tej bramy prowadziła ścieżka, znikająca w niewielkim zagajniku karłowatych brzóz, rosnących wokół przejrzystego stawu, wypełniającego zagłębienie wykute w skale. Wody dostarczało źródło bijące u stóp kamiennej ściany, jej ujście stanowił zaś strumyk, który białą nitką przelewał się przez zachodnią krawędź półki. Za osłoną drzew rosnących przy źródle, między dwiema kamiennymi skarpami, znajdowała się jaskinia.
Wyglądała z pozoru na niewielką grotę o niskim, półokrągłym sklepieniu, lecz została pogłębiona i wydrążona daleko pod wzgórzem w rezultacie niespiesznej pracy Krasnoludów Poślednich w ciągu długich lat, kiedy tu mieszkali, nie będąc niepokojeni przez leśne Elfy Szare.



3.


Przez wiele dni po urodzeniu świat był dla B. obszerną i mroczną jaskinią. Mieszkał w sercu wielkiego wykrotu, gdzie ślepa Sz. W. znalazła bezpieczne schronienie na czas jego dziecięctwa. K., towarzysz wilczycy, odwiedzał ją z rzadka; w ciemności oczy psa błyszczały niby zielone latarnie. Te oczy właśnie dały B. poznać, że istnieje coś jeszcze prócz łona matki — objawiły mu zmysł wzroku. Dotychczas miał czucie, węch i słuch, ale w tej czarnej pieczarze, pod sklepieniem zwalonych drzew, nie w i d z i a ł nic do chwili przybycia oczu.
Na razie przeraziły go; potem wzbudziły w nim ciekawość i strach zamienił się w zainteresowanie. Nieraz gdy przyglądał się im badawczo, raptem ginęły. Zdarzało się to, ilekroć K. odwracał łeb. Potem znów zapalały się w mroku tak niespodzianie, że B. mocniej przytulał się do matki, która zawsze lekko drżała podczas odwiedzin psa.



4.


Lekki podmuch powietrza wionie przez jaskinię, czuję go na policzku, zimne, śmiertelne muśnięcie z otchłani. Światło w komorze to dziwna mieszanina niebiesko-szarych cieni i tańczących na ścianach wokoło rozbłysków. Wyraźnie widać tkwiące w mokrym, przezroczystym lodzie skalne odłamki. Odpoczywam u podstawy stożka, chłonę atmosferę lodowej komnaty. Zapewne z powodu swej milczącej, chłodnej grozy, wnętrze ma w sobie coś ze świątyni - wspaniałe kryształowe sklepienie i lśniące ściany, inkrustowane miriadami kamieni; cienie stopniowo wtapiające się w mrok gdzieś za ogromną bramą utworzoną przez lodowy most, za którym skrywa się następna martwa krypta. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że wokół czai się zło. To wytwór mojej wyobraźni, ale czuję, że to miejsce od wieków, z bezosobową cierpliwością rzeczy martwych, czekało na ofiarę. Teraz dopadło mnie, i gdyby nie ten jasny promień słońca, pewnie siedziałbym skostniały, zwyciężony bezlitosną martwotą. Wzdrygnąłem się. Powietrze jest nieprzyjemnie zimne, dobrze poniżej zera.
Podmuch wiatru nawiewa przez dziurę w dachu śnieżny puch, patrzę zachwycony na śnieżynki opadające w promieniu słońca. Czas zacząć wspinaczkę.
Wstaję, opierając ostrożnie ciężar ciała na lewej nodze, podczas gdy ta rozwalona zwisa bezużytecznie nad śniegiem. W nocy tak zesztywniała, że teraz jest krótsza od zdrowej. Z początku w ogóle nie wiem, jak się zabrać do pokonywania stoku. Jest tego, jak oceniam, ze czterdzieści metrów - dziesięć minut roboty przy dwóch sprawnych kończynach.
Najbardziej martwi mnie stromość zbocza: u podstawy mniej więcej czterdzieści pięć stopni - z tym dam sobie radę - lecz wyżej nachylenie rośnie. Ostatnie sześć metrów wygląda prawie pionowo, ale to złudzenie - stojąc u dołu widzę górną część stożka w wielkim skrócie. Tam nie ma więcej niż sześćdziesiąt pięć stopni. Nie wygląda to zachęcająco, wspinanie w luźnym puchu wyczerpałoby siły nawet gdybym nie był ranny. Tłumię narastający pesymizm, tłumaczę sobie, że i tak miałem dużo szczęścia znajdując to zbocze.



5.


Za plecami mieliśmy ostatnią prawdziwą burzę tej zimy, ale dotąd udawało się nam przed nią uciec – jechaliśmy w dobrym tempie przez całe popołudnie aż do nocy. Rozbiliśmy obóz w ogromnej grocie, której strop był czarny od sadzy z ognisk wcześniejszych podróżnych. Ch. przygotował kolację z fasoli, wieprzowiny i herbatników, ale ja jadłem tylko fasolę, potajemnie dając resztę Baryłce. Poszedłem spać głodny. Obudziłem się w samym środku nocy i zobaczyłem pozbawionego jeźdźca konia, który stał w ujściu jaskini, ciężko dysząc i kołysząc się na nogach. Był czarny i cały śliski od potu; kiedy zaczął drżeć, podszedłem do niego i zarzuciłem mu na grzbiet swój koc.
– Co się dzieje? – zapytał Ch., podnosząc się przy ognisku na łokciu.
– Jakiś koń.
– A gdzie jeździec?
– Żadnego nie widzę.
– Możesz mnie obudzić, jak się pojawi. – Odwrócił się i na powrót zasnął.
Koń był wysoki na siedemnaście długości dłoni i bardzo muskularny. Nie miał ani wypalonego znaku, ani siodła, ani podków, ale jego grzywa była czysta, a do tego nie cofał się przed moją ręką. Przyniosłem mu herbatnika, ale nie był głodny i tylko go skubnął.
– Dokąd zmierzasz, dokąd tak galopujesz przez noc? – spytałem go.
Próbowałem go doprowadzić do Chyżego i Baryłki, żeby się ogrzał w cieple ich stłoczonych razem ciał, ale on cofnął się przede mną i wrócił do wylotu jaskini, gdzie go znalazłem.
– Chcesz, żebym został bez koca, tak?
Wszedłem do jaskini, aby podsycić ogień, i skuliłem się przy nim, żeby było mi cieplej, ale bez okrycia nie mogłem zasnąć, więc spędziłem resztę nocy, przepisując sobie w głowie od nowa kłótnie, które przegrałem w przeszłości, i zmieniając historię tak, żeby wychodzić z nich zwycięsko. Kiedy rano wzeszło słońce, postanowiłem, że zatrzymam sobie tego konia. Powiedziałem o tym Ch., podając mu kawę, a on pokiwał głową.



6.


Gdy P. ponownie może wstać, częściowo go prowadzę, częściowo niosę prosto do upatrzonej jaskini. W sumie wolałabym poszukać lepszej kryjówki, ale ta musi mi wystarczyć, bo mój sojusznik pada z nóg. Z jego twarzy odpłynęła cała krew, ciężko dyszy i choć nadal jest bardzo ciepło, drży.
Na dno groty sypię warstwę sosnowych igieł, rozkładam na nich śpiwór i pomagam P. wgramolić się do środka. Korzystając z jego nieuwagi, wsuwam mu do ust parę tabletek i daję wodę do popicia, ale nie chce kompletnie nic jeść. Potem już tylko leży i wodzi za mną oczami, kiedy przygotowuję coś w rodzaju zasłony z pnączy, aby ukryć wlot jamy. Rezultat jest mizerny. Zwierzę być może nie zwróciłoby uwagi na naszą kryjówkę, ale człowiek momentalnie się zorientuje, że coś jest nie tak. Zirytowana, rozwalam całą konstrukcję.
— K. — odzywa się P. Podchodzę bliżej i odgarniam mu włosy z oczu. — Dzięki, że mnie znalazłaś.
— Sam byś mnie znalazł, gdybyś był w lepszej formie. — Ma rozpalone czoło, zupełnie jakby lekarstwo nie skutkowało. Nagle przeraża mnie nieoczekiwana myśl, że umrze.
— Tak. Posłuchaj, gdyby nie udało mi się wrócić... — zaczyna.
— Nie mów tak. Nie po to wysączyłam z ciebie tę całą ropę.
— Wiem. Ale tak na wszelki wypadek, gdyby mi się nie udało... — usiłuje kontynuować.
— Nie, P. Nawet nie chcę o tym myśleć. — Kładę mu na wargach palce, aby umilkł.
— Ale ja...



7.


Jak w pesachowej piosence Chad Gadia, której fabuła jest tak zagmatwana, że prawie się rozpada, tak w przypadku naszej zagadki nie można było dociec, w jaki sposób w środku dnia pracy przyszedł do taty anioł śmierci. Wszystkie ślady leżały przed nami tam, w falafelu, każdy mógł ułożyć sobie swoją własną historyjkę. Mama oświadczyła: złe oko. Kobi się rozzłościł i powiedział, że to na pewno ten olej go w końcu zabił. Dudi i Itzik, którzy mieli wtedy odpowiednio sześć i siedem lat, widzieli nóż leżący tuż obok taty, zadrapanie i miejsce użądlenia osy.
Lekarze stwierdzili, że najprawdopodobniej dostał zawału serca. Byłam wtedy jeszcze dziewczynką i wyobraziłam sobie, że serce taty stanęło, bo nie chciało dać się porwać na plac, żeby dołączyć do reszty serc, które biły tam razem w piersi zbiorowej bestii. Klatka piersiowa taty po prostu się zawaliła, jak jaskinia, a całe ciało bezwładnie osunęło się na podłogę.



8.


Płynęli już pół godziny wewnątrz jaskini, w kierunku wskazanym P. przez inżyniera, baczącego, aby nie oddalić się od drutu, gdy C. zawołał:
- Zatrzymajmy się!
Łódź stanęła. Kolonistów olśnił blask światła, rozjaśniający ogromną pieczarę, której istnienia nie domyślali się nawet. O sto najmniej stóp nad ich głowami zaokroągliło się sklepienie, poprzecinane fantastycznie porozrzucanymi wypukłościami i wsparte na kolumnach bazaltowych. Kolumny te proste, jednolite, stały szeregami w równych prawie odstępach i odbijały się w wodzie zupełnie tu spokojnej pomimo wichru i burzy, srożącej się poza obrębem jaskini. Promienie światła wdzierały się w każde, choćby najmniejsze zagłębienie, zatrzymywały się w najlżejszych nawet wypukłościach, łamały w różnych kierunkach, jak gdyby sklepienie i ściany wysadzane były drogimi kamieniami. Wszystko to odbijało się w wodzie, a łódka zdawała się kołysać między dwiema ognistymi smugami.



9.


Wszedł do pieczary, której sklepienie wznosiło się o setki stóp nad jego głowę. Zielonkawe stalaktyty spotykały się w niej z krótkimi stalagmitami. Czuł się, jakby wszedł do paszczy gigantycznego rekina.
Przeszedł przez pieczarę i znów w głąb, śledząc szlak słabego, zielonego światła. Potwory postępowały za nim. Spadały tak jak on, spowalniając upadek skrzydłami, wirując niczym helikoptery.
Armia! Jego armia!
Jak nisko spadł? Nie wiedział. Jak głęboko był teraz? Wiele mil pod ziemią.
Coraz bliżej.
I właśnie wtedy, kiedy wydawało mu się, że jego podróż dobiegła końca, Drake poczuł znajome zakłócenia i falę obcości - oznaki transformacji.
- Nie! - jęknął - Nie teraz!
Nie miał jednak takiej mocy, która mogłaby zatrzymać metamorfozę. To nie Drake, lecz Brittney dotarła wreszcie do miejsca, gdzie leżał gaiaphage. Przypominała żywy, zielony piasek.



10.


A potem zobaczył, jak D. wychodzi z wody, a w świetle różdżki zabłysły jego srebrne włosy i ciemna peleryna. Kiedy dopłynął do tego miejsca, wyczuł pod nogami stopnie. Wspiął się po nich, ociekając wodą i dygocząc z zimna.
D. stał w wielkiej jaskini, obracając się powoli w miejscu z uniesioną wysoko różdżką i przyglądając się ścianom i sklepieniu.
- Tak, to tutaj - powiedział.
- Skąd pan wie?- zapytał szeptem H.
- Użyto tu czarów - odpowiedział krótko.



11.


Mohiam popatrzyła na J. i ponownie na P.
– Co ci się śniło ostatniej nocy? Czy warto było to zapamiętać?
– Tak. – Chłopak zamknął oczy. – Śniła mi się jaskinia… i woda… i dziewczyna w jaskini, bardzo chuda, z ogromnymi oczami. Oczy jej są całe błękitne, nie ma w nich białek. Mówię do niej, opowiadam jej o tobie, o spotkaniu z Matką Wielebną na Kaladanie. – Otworzył oczy.
– Czy to, co opowiadasz tej obcej dziewczynie o spotkaniu ze mną, wydarzyło się dzisiaj?
P. zastanawiał się nad tym chwilę.
– Tak. Mówię jej, że przybyłaś i wycisnęłaś na mnie piętno obcości.
– Piętno obcości – wyszeptała stara i ponownie jej spojrzenie powędrowało od P. do J. i z powrotem. – Powiedz mi teraz szczerze, P., czy często śnią ci się rzeczy, które potem dzieją się dokładnie tak jak we śnie?
– Tak. A ta dziewczyna śniła mi się już.



12.


Mętne światło w grocie odsłaniało stosy szlachetnych kamieni. Wyminął je zapamiętując, że zza klejnotów błyszczą jakieś oczy. Nie zainteresował go stół zastawiony jadłem. Przeszedł między zwisającymi ze stropu jaskini klatkami; w każdej z nich zamknięto jakieś przyjaźnie wyglądające stworzenie. Pobawię się z wami później, pomyślał. Wreszcie dotarł do drzwi, na których lśnił napis ułożony ze szmaragdów:
KONIEC ŚWIATA
Nie wahał się ani przez chwilę. Otworzył drzwi i przestąpił próg.
Stanął na niewielkiej półce, wysoko nad urwiskiem, ponad równiną porośniętą jasnozielonym lasem z plamami jesiennych barw i prześwitami odsłoniętej ziemi, gdzie dostrzegał pługi ciągnięte przez woły, maleńkie wioski, czasem zamek na wzgórzu, chmury gnane podmuchami wiatru. Niebo było stropem ogromnej jaskini i wielkie kryształy zwisały w jaskrawych stalaktytach.
Drzwi zamknęły się za nim. E. z uwagą obserwował krajobraz. Wobec takiego piękna mniej niż zwykle przejmował się pozostaniem przy życiu. Nie interesowało go, przynajmniej chwilowo, na czym polega gra w tym miejscu. Znalazł je i ono było nagrodą samą w sobie. Dlatego, nie myśląc o skutkach, skoczył w przepaść.



13.


X. był zachwycony opowiadaniem pasterza i teraz tym większej nabrał chęci dowiedzieć się, kto był ów nieszczęśliwy młodzieniec; postanowił przeto szukać go wszędzie, przetrząść każdą rozpadlinę, każde drzewo w górach, dopóki nie znajdzie młodego zbiega; lecz wypadek zrządził inaczej, gdyż w tej samej chwili z jaskini, w pobliskiej skale będącej, wyszedł ten sam młodzian i idąc prosto ku nim, mruczał coś niewyraźnie. Wyglądał tak, jak już go raz opisaliśmy; zwierzchnia jego suknia była poszarpana zupełnie. X. jednak wniósł z jej szczątków, że to był człowiek wysokiego rodu. Młodzieniec ukłonił się im grzecznie i przywitał głosem szybkim a chrypliwym. X. oddał mu ukłon z wyszukaną uprzejmością i zsiadłszy z R., uściskał go tak czule, jakby się znali od dawna. Przybyły odstąpił trochę od rycerza, potem zbliżył się znowu i położywszy mu rękę na piersiach, przypatrywał się z równym podziwieniem i ciekawością, jak nasz bohater przyglądał się jemu poprzednio. Pierwszy z nich przemówił rycerz obszarpany, a co wyrzekł, dowiecie się w następnym rozdziale.



14.


Gdy tak mówił Szaman, otoczyli go kołem nędzarze i rzekli: Dobrze nauczasz, jesteś człowiekiem z serca, a może przysłanym od Boga.
Więc oto wiedz, że przed pięcią dniami upadła skała i zawaliła jeden z korytarzów gdzie pracował człowiek pewny stary z pięcią synami, a strażnicy nie chcą jéj rozwalić prochem, mówiąc: to długa praca, niech umrze.
A my stajemy co dnia przy owéj skale słuchać, czy jeszcze żyją, lecz nie słychać nic w téj jaskini, nawet jęku.
Jeżeliś jest człowiek boży, odwal kamień, może jeszcze żyje ojciec lub które z dzieci jego. Spraw przynajmniéj zadziwienie katom naszym, uwolniwszy tych ludzi, albowiem pomrą z głodu. Przyprowadzili więc Szamana ku owéj skale i stało się wielkie milczenie, a Szaman, podniósłszy oczy w górę, modlił się.
I przyszedł wiatr podziemny, i wywrócił skałę, tak że otworzyła się czeluść ciemna i głęboka, a żaden w nią nie śmiał wstąpić najpierwszy.
Więc Szaman, wziąwszy kaganiec, wszedł do lochu po rozwalonych kamieniach, a za nim A. i więźniowie. I okropny ujrzeli widok! Oto na ciele najmłodszego syna leżał ojciec, jak pies, co położy łapy na kości i gniewny jest. A oczy tego ojca otwarte błyszczały jak szkło, a czworo innych umarłych leżało w bliskości, leżąc jedni na drugich.
I spojrzawszy na nie, Szaman rzekł: co uczyniłem? Oto ojciec żyje, a synowie pomarli już. Dlaczegożem się modlił!



15.


Ale te zwyczajne, pospolite zagadki z powierzchni ziemi męczyły go bardzo. Przypomniały mu też dawne dni, gdy nie był taki samotny, podstępny i zgryźliwy jak teraz, toteż zniecierpliwił się wreszcie. Co gorsza zaczynał być głodny, postanowił więc tym razem dać X. trudniejsze i mniej przyjemne zadanie.

Nie można tego zobaczyć ani dotknąć palcami,
Nie można wyczuć węchem ani usłyszeć uszami,
Jest pod górami, jest pod gwiazdami
Pustej jaskini nie omija,
Po nas zostanie, było przed nami,
Życie gasi, a śmiech zabija.



16.


Wyjście z mroku jaskini

Platon pogląd swój ilustruje porównaniem zwanym często parabolą jaskini. Postaram się przekazać Ci ją własnymi słowami. Wyobraź sobie ludzi mieszkających w jaskini pod ziemią. Siedzą zwróceni plecami do wyjścia, ręce i nogi mają związane i mogą patrzeć jedynie na ścianę jaskini. Za nimi wznosi się wysoki mur, a za murem przechadzają się podobne ludzkie istoty, trzymające ponad krawędzią muru rozmaite figury. Ponieważ jeszcze dalej płonie ognisko, figury rzucają migotliwe cienie na ścianę jaskini. Mieszkańcy jaskini mogą więc widzieć jedynie ów „teatr cieni”. Siedzą w tej samej pozycji od urodzenia i dlatego wierzą, że cienie to jedyne, co istnieje.
Wyobraź sobie, że jeden z mieszkańców jaskini wyrywa się z niewoli. Wszystko zaczyna się od pytania, jakie sobie zadaje: skąd biorą się cienie na ścianie? Wreszcie udaje mu się zerwać więzy. Jak myślisz, co stanie się, kiedy odwróci się ku figurom trzymanym ponad krawędzią muru? Naturalnie przede wszystkim oślepi go ostre światło. Będzie też oszołomiony widokiem figur, bo przecież dotychczas widział tylko ich cienie. Gdy uda mu się przejść przez mur i pójdzie dalej, mijając ognisko, zagłębi się w przyrodę otaczającą jaskinię i znów jego oczy na moment oślepną. Ale przetarłszy je przeżyje wstrząs, widząc, jak piękne jest wszystko dokoła. Pierwszy raz ujrzy kolory i ostre kontury. Zobaczy prawdziwe zwierzęta i kwiaty, których jedynie nieudolnym naśladownictwem były cienie w jaskini. Zada sobie pytanie, skąd biorą się wszystkie te kwiaty i zwierzęta, zobaczy słońce na niebie i zrozumie, że to ono daje życie całej przyrodzie, tak jak w jaskini ognisko sprawiło, że mógł widzieć cienie.



17.


W Krakowie na Wzgórzu Wawelskim jest jaskinia zwana Smoczą Jamą, na pamiątkę od dawna nieżyjącego smoka. Wiedzą o niej turyści. Są też jaskinie poniżej, o których turyści już nie wiedzą i których nie odwiedzają. Ciągną się bardzo daleko i są zamieszkane.
Silas szedł pierwszy, za nim szara, potężna postać panny Lupescu, drepcząca cicho na czterech łapach. Dalej podążał Kandar - owinięta w bandaże asyryjska mumia z rozłożystymi orlimi skrzydłami i oczami jak rubiny - trzymając pod pachą małe prosię. Pierwotnie było ich czworo, lecz stracili Haruna w jaskini powyżej, kiedy ifryt, z natury zbyt pewny siebie, jak cała jego rasa, wkroczył w miejsce okolone trzema lustrami z polerowanego brązu i został przez nie pochłonięty w rozbłysku metalicznego światła.



18.


Tutaj dochodził silny i głęboki grzmot spadającej wody; wodospadu nie widać, ale jest blisko. Trzeba iść dalej.
U. drżała teraz z zimna, ale nie zdawała sobie z tego sprawy, gdyż była zbyt podniecona. Jest szczelina! Wystarczyło, że potrzebowała przejścia, a natychmiast się znajdowało.
Prędko, dalej!
Tego także nie oczekiwała: znalazła się bowiem w komnacie, jak można było sądzić, skąpanej we łzach.
W chwili kiedy tam wchodziła, kropla wody kapnęła jej na szyję. Otwór, przez który się przeciskała, był tak niski, że musiała się pochylić.
Płacząca komnata. Przez szklane ściany sączyło się nikłe światło, całe pomieszczenie, niby łzami, płakało kroplami wody skapującymi w półmroku. Tutaj woda niczego nie zbudowała, krople opadały ze sklepienia z cichym plaśnięciem, a każda z nich tworzyła własne jeziorko łez. Wszystko to razem wyglądało żałośnie.
Woda kapała na płaszczyk i zimową czapeczkę U. Nie wyrządzała jej krzywdy, niemniej jednak serce ciążyło U. jak kamień. Płacze. Dlaczego płacze?
Trzeba przestać!
Nie przestaje. Wręcz przeciwnie, płacz jakby się nasilał. Woda pojawiała się w coraz to większych ilościach, krople padały coraz gęściej, płacz był coraz uporczywszy.
Zaczęło już cieknąć po ścianach. Zupełnie, jakby serce miało pęknąć.
U. dobrze wiedziała, że to jest woda, niemniej jednak patrzyła na komnatę zalaną łzami.



19.


Przed jaskinią siedział wódz, nagi do pasa, z twarzą pomalowaną na biało i czerwono, przed nim zaś, półkolem, szczep. Dopiero co zbity i uwolniony z więzów Wilfred pociągał hałaśliwie nosem gdzieś za nimi. Roger przykucnął obok innych chłopców.
- Jutro - ciągnął wódz - będzie znowu polowanie.
Wskazał myśliwych końcem włóczni.
- Kilku z was zostanie, żeby ulepszyć jaskinię i strzec bramy.
Paru pójdzie ze mną i przyniesiemy mięso. Strażnicy bramy będą pilnowali, żeby się nikt nie zakradł.
Jakiś dzikus podniósł rękę i wódz zwrócił w jego stronę zimną, wymalowaną twarz.
- A czemu miałby się zakradać, wodzu?
Wódz wyrażał się niejasno, ale z przekonaniem.
- Bo będzie. Spróbuje zepsuć to, co tu robimy. Więc strażnicy bramy muszą uważać.
Poza tym...
Wódz urwał. Z jego ust wysunął się zaskakujący różowy trójkącik, prześliznął się po wargach i znikł.
- ...poza tym może chcieć przyjść zwierz. Pamiętacie, jak się czołgał...



20.


Około czwartej po południu dostaliśmy się między wydrążenia skaliste, gdzie zamierzaliśmy noc przepędzić. Cieszyłem się, że słońce jeszcze nie zaszło, gdyż widok był zachwycający, zwłaszcza dla mnie, który dotąd widziałem tylko Ardeny i Zeelandię. U stóp moich rozciągała się czarująca Vega de Granada, którą mieszkańcy tego kraju przekornie nazywają la Nuestra Vegilla. Widziałem ją całą: jej sześć miast i czterdzieści wiosek, kręte koryto Genilu, potoki spadające ze szczytów Alpuhary, cieniste gaje, altany, domy, ogrody i mnóstwo wiejskich folwarków. Zachwycony czarownym widokiem tylu przedmiotów razem nagromadzonych, wszystkie zmysły we wzrok zestrzeliłem. Zbudził się we mnie miłośnik natury i zapomniałem zupełnie o moich kuzynkach, które niebawem przybyły w lektykach niesionych przez konie. Gdy zasiadły na poduszkach rozłożonych w jaskini i wypoczęły nieco, rzekłem do nich:
- Moje panny, bynajmniej nie żalę się na noc, jaką przepędziłem w Venta Quemada, ale wyznam szczerze, że sposób, w jaki ją zakończyłem, niewypowiedzianie nie przypadł mi do smaku.


===========


Dodane 14 grudnia 2013:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:

Rozwiązanie konkursu
Wyświetleń: 4233
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 26
Użytkownik: asia_ 01.12.2013 22:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Tym razem przed nami wyprawa w miejsca często mroczne, ale i piękne.

Zapraszamy!

Spośród uczestników tego konkursu wylosowany zostanie zdobywca książki Tullia Avoledo Korzenie niebios. Zasady losowania: tutaj.
Użytkownik: kliva 02.12.2013 17:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Czuję swoją wielką niekompetencję w tym konkursie, po przeczytaniu znam tylko jeden fragment (tak, 10), a reszta to jedna wielka niewiadoma... Trzeba będzie ostro pokopać w tym tygodniu.
Użytkownik: Zbojnica 02.12.2013 17:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Czuję swoją wielką niekom... | kliva
Na pewno nie jest tak źle ja wygląda, a w razie czego organizatorka też wyciąga swą pomocną dłoń :).
Użytkownik: Zbojnica 02.12.2013 21:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Po pierwszej dobie konkursu po jaskiniach wędruje czterech śmiałków :)

Na wszystkie dzisiejsze listy odpisałam. Gdyby ktoś nie otrzymał jeszcze odpowiedzi, to proszę o info :)

Użytkownik: alva 02.12.2013 22:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Matko sadzonko, od nie wiem jak długiego czasu konkurs, w którym znam więcej niż jednego dusiołka! Siedem znam, konkretnie:) No nie, takiej okazji przepuścić nie mogę, gdzie moja lina i latarka i co tam jeszcze będzie potrzebne...
Użytkownik: helen__ 04.12.2013 08:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
O Matko Boska! Ja rozpoznałam tylko fragment numer dwa, bardzo oczywisty zresztą.:)
Użytkownik: Tygrysica 04.12.2013 13:42 napisał(a):
Odpowiedź na: O Matko Boska! Ja rozpozn... | helen__
A możesz szepnąć o nim jakieś słowo? Zdaje mi się, że znam rodzica, ale nie wiem, który to dusiołek...
Użytkownik: Rbit 04.12.2013 13:55 napisał(a):
Odpowiedź na: A możesz szepnąć o nim ja... | Tygrysica
Czy tylko mnie się wydaje, ze jaskinie nr 2 i 15 leżą w tym samym masywie górskim?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 04.12.2013 14:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy tylko mnie się wydaje... | Rbit
W tym samym, ale w różnych pasmach!
Użytkownik: anek7 04.12.2013 18:06 napisał(a):
Odpowiedź na: W tym samym, ale w różnyc... | dot59Opiekun BiblioNETki
Czy można liczyć na wyratowanie z jaskiń nr 4,5,7,9 i 18?
Zaznaczam, że nic mi o nich nie wiadomo...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 05.12.2013 10:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy można liczyć na wyrat... | anek7
Na razie mogę wskazać tyle:
Narratora i rodzica 4 spotkało coś podobnego, jak ostatnio naszych krajowych jego kolegów po fachu (czy raczej hobby), tyle że po przeciwnej stronie południka 0. No i miał on więcej szczęścia, wskutek czego opisał swoje przeżycia (wbrew pozorom, bardziej fizyczne niż metafizyczne).
7 rozpoznałam tylko dzięki szczęśliwemu trafowi, gdyż leży w kolejce do czytania i już do niej zaglądałam, dlatego zapamiętałam imiona wymienione we fragmencie. Specyficzne szczegóły pozwalają namierzyć dusiołka geograficznie. Wiem jeszcze tyle, że narratorka najwyraźniej wykazuje światopogląd bardzo realistyczny, skoro nie wierzy w pomoc w skali mikro :-).
Wizyta w 18 skończyła się dla tej bohaterki niedobrze, nie zdążyła się nawet spotkać po raz drugi ze swoją nową przyjaciółką.
Użytkownik: kliva 05.12.2013 17:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy można liczyć na wyrat... | anek7
Ja poratuję 9 - W jednej z dużych jaskiń odkrytych przez Kinga podobny motyw się zdarzył, ale ta dusiołkowa jaskinia przystosowana jest również dla młodszych odwiedzających.

Poratuje ktoś 3,5 11 i 8, która spokoju mi nie daje, bo coś w głowie kołacze?
Użytkownik: kliva 05.12.2013 17:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja poratuję 9 - W jednej ... | kliva
Źle spojrzałam, 8 mam, chodziło mi o 14:)
W razie potrzeby służę:
1,2, 5,8,9, 10, 15, 16, 17 i 19 :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 05.12.2013 19:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Źle spojrzałam, 8 mam, ch... | kliva
A to 5 jednak masz? Bo piętro wyżej pisałaś, że nie masz. Jeśli masz, to ja chętnie skorzystam :-).
Użytkownik: kliva 05.12.2013 20:38 napisał(a):
Odpowiedź na: A to 5 jednak masz? Bo pi... | dot59Opiekun BiblioNETki
Przepraszam najmocniej! Dzisiaj mam zez numerkowy chyba. 5 nie mam, ale mam 6.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 05.12.2013 20:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Przepraszam najmocniej! D... | kliva
6 też mam :-).
Użytkownik: Rbit 06.12.2013 08:23 napisał(a):
Odpowiedź na: 6 też mam :-). | dot59Opiekun BiblioNETki
Dołączę się do prośby o namiary na 6, a przy okazji, ma ktoś 18?
Użytkownik: kliva 06.12.2013 10:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Dołączę się do prośby o n... | Rbit
Bardzo proszę 6: bohater P. często znajdował się w niebezpiecznych sytuacjach, z których K. Go wyciągała. On natomiast nie pozostawał jej dłużny. W niebezpiecznych czasach była dobra każda pomoc.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 06.12.2013 10:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Dołączę się do prośby o n... | Rbit
W 6 w myśl obowiązujących zasad K. powinna P. zabić, a nie uratować.
18 mataczyłam gdzieś powyżej, rzuć okiem, a jeśli nie wystarczy, to coś jeszcze wymyślę.
Użytkownik: Rbit 05.12.2013 21:27 napisał(a):
Odpowiedź na: A to 5 jednak masz? Bo pi... | dot59Opiekun BiblioNETki
5 to jedna z nowo odkrytych jaskiń. Na dodatek bardzo "rodzinna".
Użytkownik: Rbit 06.12.2013 08:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Źle spojrzałam, 8 mam, ch... | kliva
14 - ta jaskinia jeszcze kilkadziesiąt lat temu w naszym kraju była powszechnie znana, nawet wycieczki szkolne po niej wędrowały. Teraz chyba coś ją zasypało i zmroziło :)
Użytkownik: bobogumizelka 09.12.2013 19:59 napisał(a):
Odpowiedź na: 14 - ta jaskinia jeszcze ... | Rbit
Męczy mnie ta 14 ! Znam autora i wszyscy dają do zrozumienia, że znane ze szkoły, a mnie nic nie świta. Podpowiecie coś jeszcze?
Użytkownik: Rbit 09.12.2013 21:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Męczy mnie ta 14 ! Znam a... | bobogumizelka
Bo teraz w szkole chyba o tym nie uczą. Rodzic jest nasz, ale jakby nie polski. Miejsce akcji dusiołka mataczyłem w ostatnim zdaniu mojego poprzedniego komentarza.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 05.12.2013 19:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja poratuję 9 - W jednej ... | kliva
Mogę 3 i 11.
Dusiołek 3 sam w sobie jest czołgiem, dając dokładne namiary na jedną z ważnych postaci. Rodzic słynął z tego rodzaju opowieści, wskazujących, że nasi bracia mniejsi (no, powiedzmy, że nie wszyscy mniejsi w sensie fizycznym :-) myślą i czują jak ludzie.
11 należy szukać w miejscu, w którym elementy środowiska wymienione przez śniącego są raczej mało typowe, krajobraz jest bowiem dość monotonny, a jego główny składnik jest źródłem bardzo cennego surowca; w związku z tym ciągle się toczą walki o władzę.
Użytkownik: helen__ 04.12.2013 17:18 napisał(a):
Odpowiedź na: A możesz szepnąć o nim ja... | Tygrysica
A no właśnie, jak się przyjrzałam nazwom, to wiem, że nie ten "oczywisty", co mi przyszedł do głowy, który czytali wszyscy łącznie ze mną. To jedno z pomniejszych dzieci tego ojca musi być.:)
Użytkownik: Zbojnica 04.12.2013 17:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Nieustraszeni speleolodzy!
Spieszę donieść, że zostałam odcięta od laptopa i tym samym od odpowiadania na Wasze maile. Proszę o wyrozumiałość i cierpliwość, wszelkie zaległości nadrobię jutro rano.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: