Dodany: 30.11.2013 01:07|Autor: AnnRK

Zbrodnie w XIX-wiecznej Warszawie


"Pan Whicher w Warszawie", powieść Agnieszki Chodkowskiej-Gyurics i jej męża, Tomasza Bochińskiego, to pozycja, która tu i tam rzuciła mi się w oczy, najpierw zapamiętałam ją, później zapomniałam i pewnie ten drugi stan przeszedłby w permanentny, gdyby nie wrocławski Międzynarodowy Festiwal Kryminału. Historia detektywa ze Scotland Yardu, który gania po XIX-wiecznej Warszawie, by rozwikłać zagadkę zniknięcia krewnej cara, została nominowana do Nagrody Wielkiego Kalibru, przyznawanej podczas wspomnianej imprezy. Co prawda głównej nagrody nie zdobyła, ale już sama nominacja odświeżyła mą pamięć, przy okazji potęgując chęć sięgnięcia po książkę.

Jest wiek XIX. Ostatnie miesiące 1862 roku to okres względnego spokoju. Stan wojenny zostaje odwołany, choć nikt nie ma złudzeń - cisza jest tylko pozorna. Spiskowcy knują więc po kątach, Rosjanie zachowują czujność, a w tym słowiańskim światku zjawia się dwóch oficerów policji angielskiej. Walker i Whicher mają pomóc w tworzeniu Wydziału Kryminalnego, podzielić się swoją wiedzą i umiejętnościami. Gdy inspektorzy docierają na miejsce, okazuje się, że tylko Walker zajmie się tym, po co oficjalnie przyjechali obaj. Whicher dostanie inne zadanie, niełatwe i odpowiedzialne.

Zniknęła żona grafa Dołgorukiego. Jeśli, tak jak ja, nie doceniacie wagi problemu, spieszę z wyjaśnieniem, że graf jest nie byle kim, bo "bratankiem księcia Wasilija Andriejewicza Dołgorukiego, szefa III Oddziału Kancelarii Osobistej Jego Cesarskiej Mości i Korpusu Żandarmów"[1]. Brzmi to równie przydługo co poważnie. Zwłaszcza jeśli prawdą jest pogłoska, że ród ten "pochodzi w prostej linii od samego Jurija Dołgorukiego"[2], który - o ile to ten sam Jurek, o którym myślę - uważany jest za założyciela Moskwy. Krótko mówiąc, ślad po wysoko postawionej arystokratce, krewnej cara, zaginął. Whicher, zwany księciem detektywów, wraz z carskim inspektorem Mikołajem Czernyszewskim zabiera się do pracy.

"Śledztwo jest jak wędrówka po chwiejnym moście zbudowanym z niegodnych zaufania dowodów: zeznania świadków są subiektywne i skażone ułomnością ludzkiej pamięci, ślady materialne można interpretować na setki sposobów, logiczne wywody nie są warte funta kłaków, gdy u ich podstaw leżą fałszywe przesłanki"[3] - oto filozofia pana Whichera, który bardzo szybko będzie się musiał odnaleźć w warszawskich mrocznych zaułkach, niebezpiecznych kątach, gdzie oprócz zwykłych włóczęgów grasuje także seryjny morderca. Zniknięcie arystokratki nie jest jedynym problemem stolicy. Co jakiś czas to tu, to tam ktoś znajduje zmasakrowane zwłoki. Czy to możliwe, że sprawa ta (prowadzona przez Czernyszewskiego) może się łączyć ze sprawą zaginięcia żony Dołgorukiego? Wszystko wskazuje na to, że jednak nie, ale ktoś to musi sprawdzić. Dzięki temu drugiemu wątkowi będziemy nie tylko przepytywać ludzi z wyższych sfer i prowadzić śledztwo "na salonach", ale także ruszymy tam, gdzie lepiej nie zapuszczać się po zmroku, a niebezpieczeństwo ma wiele twarzy, czasami okrutnych i bezwzględnych.

"Pan Whicher w Warszawie" nie wciągnął mnie od pierwszych stron. Może dlatego, że ledwie skończyłam jedną z powieści Marka Krajewskiego, który nie tylko stworzył ciekawą historię, ale zaczarował mnie językiem i o ile jego Wrocław zahipnotyzował mnie momentalnie, o tyle Warszawa Chodkowskiej-Gyurics i Bochińskiego - już niekoniecznie. Na dodatek drażnił mnie główny bohater powieści. Whicher, ze swoim krytycznym podejściem do ludzi, nie wzbudził mojej sympatii. Ach, te jego seksistowskie komentarze! Te złośliwości! Trudno mi było polubić kogoś, kto ma o sobie tak wielkie mniemanie, że krępuje go perspektywa pokazania się publicznie z człowiekiem, który według niego ma kiepskie wyczucie stylu. Żeby tu jeszcze chodziło o wielką galę, ale nie - Whicher kłamstwem wykręcił się od pójścia "na jednego", bo nie podobał mu się seledynowy fular towarzysza. I pewnie bym do reszty znienawidziła zarozumialca, gdyby nie rozbroił mnie komentarzem: "taki kolor mogła mieć co najwyżej sałata w snach szalonego królika po trzydniowej wizycie w palarni opium"[4]. A niech mu będzie, wielcy detektywi widocznie muszą mieć swoje dziwactwa, wystarczy spojrzeć na Holmesa czy Poirota. Z czasem polubiłam go ze wszystkimi jego wadami i zaletami.

Whicher jest wzorowany na prawdziwej postaci. Serio, serio. Był nawet inspiracją dla Charlesa Dickensa. Duet Chodkowska-Gyurics - Bochiński w swojej powieści umieścił zresztą wiele postaci historycznych, umiejętnie łącząc prawdę z fikcją. Tak, im bardziej zagłębiałam się w tę historię, tym bardziej wciągałam się w akcję i zapominałam o porównywaniu jej do powieści Krajewskiego. Dopracowane tło, ciekawi bohaterowie (czyż Whicher bez swoich złośliwości byłby tak samo interesujący?), fabuła, która nie pędzi na złamanie karku, lecz niespiesznie zmierza do finału, całkiem zgrabnie zaprezentowanego. Do tego odpowiednio mroczny klimat, świat arystokracji i elegancji ładnie skontrastowany z tym stanowiącym codzienność biedniejszych warstw społecznych. Będziemy świadkami intryg, bójek, przesłuchań, żmudnych obserwacji. Weźmiemy nawet udział w spotkaniu z medium. Zetkniemy się z pogróżkami, szantażami, mniej lub bardziej chwalebnymi metodami postępowania w toku śledztwa.

Osadzenie akcji w XIX wieku gwarantuje dodatkowe atrakcje, jak choćby możliwość obserwowania ówcześnie stosowanych metod śledczych. Ot, choćby banalne w dzisiejszych czasach ustalenie, czy krew z potencjalnego miejsca zbrodni jest ludzka, jak twierdzą detektywi, czy może jednak zwierzęca, jak próbuje wszystkim wmówić właścicielka zbryzganego płynem ustrojowym pomieszczenia (kucharka pewnie zarżnęła tego dnia kurę albo rybę). W 1862 roku "krew męska pachnie męskim potem, kobieca - kobiecym, żabia wydziela aromat trzciny bagiennej, wołowa - obory, świńska - chlewu, i tak dalej, i tak dalej"[5]. Zanim jednak przeprowadzicie eksperymenty w domu, pamiętajcie - posokę należy uprzednio potraktować kwasem siarkowym i zagotować.

"Pan Whicher w Warszawie" z pewnością zainteresuje miłośników kryminałów historycznych. Duet Chodkowska-Gyurics i Bochiński stworzył intrygującą powieść o ciekawym wątku śledczym oraz interesującym tle akcji. Na pierwszym planie jest więc śledztwo, na drugim polityczne rozgrywki. Wprowadzenie, obok narratora wszechwiedzącego, pamiętników Whichera pozwala wczuć się w sytuację inspektora, który niejednokrotnie znajdzie się w niełatwej sytuacji, poznać przebieg niektórych wydarzeń z pierwszej ręki. Dużym plusem jest umieszczenie w książce rycin, które pozwalają przyjrzeć się czy to opisywanym miejscom, czy to przedmiotom, oraz uzmysłowienie czytelnikom w "Posłowiu", co jest w tej historii prawdą, a co fikcją.

Krótko mówiąc: nominacja do Nagrody Wielkiego Kalibru jak najbardziej zasłużona.


---
[1] Agnieszka Chodkowska-Gyurics, Tomasz Bochiński, "Pan Whicher w Warszawie", Instytut Wydawniczy Erica, 2012, s. 23.
[2] Tamże.
[3] Tamże, s. 18.
[4] Tamże, s. 176.
[5] Tamże, s. 261-262.


[Recenzję wcześniej opublikowałam na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 593
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: