Dodany: 10.03.2008 11:12|Autor: norge
”W momencie, gdy docieramy do ludzkich uczuć, prawda przestaje być istotna”*.
Pierwsze rozdziały książki Dawkinsa mnie znużyły. Naszpikowane teologią, filozofią, teorią darwinizmu i fizyką, wydały mi się trudne do przebrnięcia. Zaczęłam wątpić, czy autor osiągnie swój jasno sprecyzowany cel, czyli nawrócenie mnie na ateizm. Dopiero kiedy doszłam do rozdziału pt. "Korzenie religii", sytuacja zmieniła się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nie, żebym się zaczęła jakoś szczególnie nawracać; zafascynował mnie raczej błyskotliwy, rzetelny, inteligentny i do bólu logiczny sposób narracji. Zadziałała również moja wrodzona chęć do zastanawiania się, stawiania pytań i analizowania wszelakich zjawisk.
Dawkins nie skupia się na krytyce Kościoła czy innych religii tego świata. On neguje istnienie samego Boga. Próbuje udowodnić, że Bóg jest ludzkim urojeniem i ucieczką od odpowiedzialności. Od odpowiedzialności za znalezienie prawdziwego wyjaśnienia tego, czego człowiek nie jest w stanie objąć umysłem. Prezentowane opinie są ostre i - jak mi się wydaje - jednostronne. Według jednej z nich religia stanowi "...obrazę dla ludzkiej godności. Gdyby jej nie było, mielibyśmy dobrych ludzi robiących dobre rzeczy i złych ludzi czyniących zło. Tylko religia może sprawić, że dobrzy ludzie robią złe rzeczy"*. Próżno szukać w "Bogu urojonym" przykładów zjawisk pozytywnych, których genezę można wytłumaczyć istnieniem Boga. Zresztą Dawkins od razu zastrzega: "Ludzie czerpią pocieszenie z wiary, to prawda, ale z tego wcale nie wynika, że przedmiot ich wiary istnieje"*.
W kraju, w którym mieszkam religia stanowi w zasadzie temat tabu. To sfera prywatna, o której się publicznie nie rozmawia. Bóg jest tu dla większości pojęciem einsteinowskim, czyli synonimem Natury, Wszechświata i praw nim rządzących, poetycką metaforą pozbawioną jakichkolwiek ponadnaturalnych konotacji. Nie przeszkadza to ludziom w przywiązaniu do kulturowej tradycji chrześcijaństwa, uczestnictwie w religijnych ceremoniach czy obecności Biblii i innych świętych ksiąg w kanonie edukacyjnym. Czy może być jednak coś niestosownego w rzeczowej i otwartej dyskusji na temat Boga, religii i wiary? Dlaczego niechętnie zadajemy sobie i innym pewne pytania? Zainspirowana książką Dawkinsa, postanowiłam spróbować...
Czy naukowcy mają prawo wypowiadać się o Bogu?
Czy religia w rzeczywistości uczy nas, że cnotą jest trwanie w niewiedzy?
Czy przekonaniom religijnym należy okazywać jakiś szczególny respekt i traktować je z automatycznym szacunkiem, jaki nie należy się żadnym innym przekonaniom?
Jaka jest moja osobista hipoteza Boga? W co/kogo wierzę?
Jakie moje własne potrzeby psychiczne zaspokajane są poprzez wiarę w Boga?
Czy bez Boga i religii jesteśmy w stanie stwierdzić, co jest dobre, a co złe?
Czy Biblia i Nowy Testament mogą być dla nas źródłem moralności, czy też należy interpretować je symbolicznie i alegorycznie?
Dlaczego religia nasila podziały między ludźmi i pogłębia szkody, jakie powodują?
Czy indoktrynacja religijna dziecka (poczucie grzeszności, obrazy mąk piekielnych, wieczne potępienie) może być dla niego traumą?
Niezależnie od zastosowanego tonu i jakości argumentów, jakich używa Dawkins, zmuszają one do zastanowienia. A jest się nad czym zastanawiać. Każdy człowiek musi zrobić to sam. Mniej lub bardziej świadomie określić swoje poglądy na Wszechświat, życie, śmierć i źródła ludzkiej moralności.
Polecam.
---
* Richard Dawkins, „Bóg urojony”, tłum. Piotr J. Szwajcer, Wydawnictwo CiS.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.