Dodany: 26.11.2013 23:03|Autor: Alos

Pozytywne zaskoczenie


"Wielki marsz" to wydana pod pseudonimem Richard Bachman powieść Kinga z 1979 roku. Nie jest to, tak typowy dla tego autora, horror. Trudno tu określić ramy gatunkowe. Thriller? Dramat? Może powieść psychologiczna? W każdym razie jest to najlepsza, obok "Regulatorów", jego powieść z tych wydanych pod pseudonimem, z jakimi miałem styczność.

Bliżej nieokreślony czas. Najprawdopodobniej niedaleka przyszłość. Na terenie Stanów Zjednoczonych Ameryki odbywa się coroczna impreza nazywana Wielkim Marszem. Pieczę nad nią sprawuje wojsko. To ono pilnuje zawodników, a głównodowodzącym jest Major. Spośród wszystkich zgłoszonych, którzy przeszli testy inteligencji i sprawności, Major losuje dwustu uczestników. Pierwsza setka to główny skład. Druga – rezerwowy. Zasady są proste. Marsz trwa, dopóki nie zostanie na nogach ostatni zawodnik. Nie wolno przeszkadzać innym maszerującym. Nie wolno się zatrzymać lub zwolnić poniżej sześciu kilometrów na godzinę. Można dostać trzy ostrzeżenia. Następne oznacza koniec udziału w wyścigu. Nagrodą dla zwycięzcy jest spełnienie jego dowolnego marzenia.

Na największą uwagę zasługuje oczywiście miejsce akcji. King po raz kolejny wysilił się i nie poszedł po najmniejszej linii oporu, tworząc z marszu tło dla retrospekcji i przemyśleń głównego bohatera. Sama impreza stanowi centrum świata przedstawionego. Przebłyski przeszłości to zaledwie drobne mignięcia, przemyślenia tyczą się głównie marszu lub rzeczy z marszem związanych, a akcja toczy się przede wszystkim na drogach Nowej Anglii, a nie w głowie maszerujących.

"Wielki marsz" jest powieścią krótką. Czyni ją to bardziej intensywną. Nie ma tutaj zbędnego zagłębiania się w nieistotne fragmenty życia bohaterów. Jeżeli już poznajemy któregoś z uczestników, wynika to z samej akcji, a nie z chęci autora, by wpleść dramatyczne wątki w opowiadaną historię. Niewielka objętość tej pozycji ma też negatywne strony. Zakończenie jest ucięte, skrócone jakby na siłę. Brak przemyśleń, brak emocji – po prostu koniec. Zdecydowanie zmarnowany potencjał.

Nie obyło się niestety bez sztampy. Bohaterowie są schematyczni do bólu. Oczywiście muszą być też wyjątkowi. To samo z imprezą. Nie może to być po prostu marsz. Któryś z kolei typowy marsz, jakich wiele. Musi mieć chociażby jeden element, który czyniłby z niego Marsz przez duże "m". Pozostawia to brzydką rysę na całkiem udanym obrazie.

Osobiście nie lubię utworów, które prezentują mi jakiś świat, czas, alternatywną rzeczywistość bez przedstawienia chociażby ogólnego zarysu czy tła historycznego. Im ciekawszy utwór, tym bardziej mnie to irytuje. Taki zabieg znalazłem też w "Wielkim marszu" i, o dziwo, uznaję go za zaletę tej pozycji. O samym świecie, w jakim toczy się akcja, nie wiemy praktycznie nic. Nie znamy ani powodów, dla których wymyślono Wielki Marsz, ani sytuacji politycznej czy to w USA, czy na świecie – po prostu nic. Pozwala to skupić się na samej drodze, ludziach i, poniekąd, ich bólu – bo ten jest nieodzowną częścią każdego stawianego przez nich kroku.

Świetny i łatwo przyswajalny styl Kinga, ograniczenie czasu i miejsca akcji do drogi i samego marszu oraz otwarte zakończenie, które może (ale nie musi) być pretekstem do dyskusji - to główne zalety "Wielkiego marszu".

Oceniam na 7 w skali dziesiętnej. Spodziewałem się gorszej książki.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1038
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: