Dodany: 06.03.2008 23:44|Autor: Macabre

"Łopatologicznie"


W 1755 roku doszło do wielkiego trzęsienia ziemi w Lizbonie. Miasto zostało zrujnowane, wśród ludzi wyzwoliły się najgorsze instynkty, doszło do masowych grabieży, gwałtów, mordów. Zginęło 60 tysięcy ludzi. Sprawiedliwi i niesprawiedliwi. Winni i niewinni. W dzień Wszystkich Świętych, w stolicy inkwizycji. Teraz to tylko cyfry. Jak nie budzi przerażenia fakt, iż 1/3 ludności Europy pożegnała się z życiem w latach 1348-1350, tak nie robi na nas wrażenia to, co wydarzyło się 253 lata temu. Wtedy był to jednak szok, ugodzenie w, zdawać by się mogło, stabilne już fundamenty cywilizacji europejskiej. Dla Franciszka Marii Aroueta również był to szok. I potwierdzenie jego deistycznego światopoglądu, w którym nie było miejsca dla opatrznościowej ingerencji niebios. To wydarzenie było impulsem do napisania pięknego "Poematu o trzęsieniu ziemi w Lizbonie". Również "Kandyd" w dużym stopniu zawdzięcza swoje powstanie temu tragicznemu wydarzeniu. Tyle że "Kandyd" to tylko zbiór sztuczek niezbyt wysokich lotów. No i cała dorobiona do tego ideologia.

Ta niedługa tzw. powiastka filozoficzna godzi przede wszystkim w Leibniza i jego przekonanie, iż "ziemia jest najlepszym z możliwych światów". Dzięki Wolterowi to właśnie z tymi słowami kojarzymy słynnego niemieckiego filozofa. Stąd obraz naiwnego i dobrotliwego pana w peruce, który nie wiedział, jak świat wokół niego się kręci. To nic, że Leibniz był genialnym matematykiem i przyczynił się m.in. do rozwoju badań nad systemem dwójkowym (opiera się na nim chociażby dzisiejsza informatyka), w końcu skrytykował go najbardziej reprezentatywny umysł Oświecenia i to właśnie tę pierwszą charakterystykę mimowolnie przywołuje nasza wyobraźnia.

Jak Franciszek Maria Arouet zabrał się do pracy? Poszedł na łatwiznę, krótko rzecz ujmując. Postanowił przekazać nam swoje myśli drogą "łopatologiczną", a więc drogą całkowitej negacji optymistycznej koncepcji Leibniza. Naprawdę, chciałbym uwierzyć, że to takie trudne i wyszukane, ale mój niezależny umysł dzielnie się przed tym broni. Aby zanegować czyjeś poglądy, wystarczy dać ich całkowite przeciwieństwo (antypody czyichś myśli). I Wolter to robi. Przedstawia nam wizję najgorszego z możliwych światów. Fabuła jest naturalnie bardzo prosta. Bohaterem jest Kandyd (z francuskiego: dobroduszny, naiwny), wychowanek Panglossa (w którego postaci Wolter najdobitniej zawarł charakterystykę Leibniza). Pangloss wierzy, że nie ma skutku bez przyczyny i że wszystko istnieje z konieczności dla najlepszego celu. Kandyd, naturalnie, uczy się od swojego mistrza postrzegać otaczającą go rzeczywistość w podobny sposób. Obaj żyją u barona na zamku, aż do czasu, kiedy to nasz głupkowaty młodzieniec zostaje oskarżony o romansowanie z piękną córką barona, Kunegundą. W konsekwencji zostaje wyrzucony z tej "oazy szczęśliwości" i rusza w świat w poszukiwaniu miejsca dla siebie. Potem Wolter robi się coraz bardziej wtórny i coraz bardziej, i coraz bardziej... Wojska najeżdżają kogoś tam, mordują, kobiety opowiadają, jak były gwałcone, jak straciły bliskich, jak były sprzedawane i kupowane, towarzysze Kandyda giną (najczęściej w mało przyjemnych okolicznościach), a nasz naiwniaczek ciągle wpada w kłopoty. Cały ciąg powielanych zdarzeń, lekko tylko modyfikowanych, opierających się jednak cały czas na tej samej, prostej zasadzie przedstawienia wszystkiego w jak najczarniejszych barwach. Ta zasada łączy się w dodatku z nie tyle jowialnym czy rubasznym, co prymitywnym humorem. Tak wygląda rozprawa z optymistycznymi poglądami Leibniza.

I pomyśleć, że to ten sam autor, który tak subtelnie wyraził we wspomnianym wyżej poemacie tragedię, jaka miała miejsce w Lizbonie.

Oczywiście, to jeszcze nie wszystko. Książkę wypadało zakończyć jakąś głęboką myślą. Do rangi takowej urasta słynne hasełko, wedle którego trzeba uprawiać własny ogródek. I tu pojawia się pytanie: jakie zło właściwie opisywał Wolter? To zewnętrzne, przypadkowe, czy też to wynikające z ingerencji Kandyda w bieg wydarzeń? Zdaje się, że to pierwsze. W takim razie, jaką wartość ma owo uprawianie ogródka, skoro zło zawiera się otaczającym nas świecie, w innych ludziach? Czy o wartości takiej postawy będzie można mówić tylko do momentu, gdy ten sielski spokój znowu zostanie zakłócony przez czynniki zewnętrzne? Kandyd, Kunegunda, Pangloss żyją sobie spokojnie, a co z hordami nieprzyjaciół, żądnych krwi morderców, gwałcicieli i innych, którzy tylko czyhają na sposobną chwilę? W końcu Wolter przez całą książkę udowadniał, "łopatologicznie" pokazywał, że zło leży w czynnikach zewnętrznych i że wcale nie jest wynikiem naszego myślenia. Nie byłoby problemu, gdyby autor nie nadał temu słynnemu stwierdzeniu (o uprawianiu własnego ogródka) wrażenia alternatywy. Tymczasem nie jest to żadna alternatywa. Naiwne i mało oryginalne zakończenie, ale adekwatne do poziomu wcześniejszego dowodzenia własnych racji, a raczej krytykowania czyichś. Trudniej jest coś budować, łatwiej niszczyć i negować.

W myśleniu Leibniza wskazuje się luki. Skoro wszystko jest wynikiem pewnej konieczności i powstało dla słusznego celu, to znaczy, że wybór między złem a dobrem jest zbędny, bo i tak wszystko, co zrobimy jest słuszne. Nie wiem, co miało większy udział w rozwinięciu się relatywizmu: optymizm, czy pesymizm?

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5587
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: 83marcin 14.08.2008 22:33 napisał(a):
Odpowiedź na: W 1755 roku doszło do wie... | Macabre
Nie bardzo rozumiem te zrzędzenie nad "łopatologią", "wtórnością", "prostotą" itp. "Kandyd" to powiastka filozoficzna, która z założenia ma być właśnie takim krótkim i dosyć prostym utworem. Fabuła nie musi być specjalnie wyrafinowana, bo nie o to tutaj chodzi. Losy głównego bohatera to tylko przykłady nieszczęść, które mogą spotkać człowieka, a przez to podważają sens twierdzenia, że "żyjemy na najdoskonalszym ze światów". To, że te nieszczęścia kumulują się w życiu Kandyda nie oznacza, że autor widzi świat w "najczarniejszych barwach", tylko że chce podać jak największą liczbę przykładów dla swojej tezy. A przedstawia ją w sposób jak najprostszy i z humorem, aby utwór był lekkostrawny (w czytaniu) i trafił do szerszego kręgu odbiorców.
Użytkownik: izkabellla 21.09.2009 11:25 napisał(a):
Odpowiedź na: W 1755 roku doszło do wie... | Macabre
W tak krótkim dziele jest zawarty cały geniusz filozofii oświecenia w jeszcze nie w skrajnej formie tej gruboskórnej epoki. Voltaire wykazał się kunsztem lirycznym, zwięzłością akcji, olbrzymią siłą przekazu. Nie do końca zgadzam się z jego wizją i przesłaniem lekturki, ale warto po nią sięgnąc nawet żeby się przekonac że ta książka jest dowodem geniuszu Voltaira.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: