Dodany: 16.10.2013 22:12|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Przyszła poetka ujawnia się


No i są! Pisane przez mniej więcej pięćdziesiąt lat, ręcznie, w zwykłych szkolnych zeszytach, utrwalające codzienność niezwykłej kobiety, która już za młodu zdradzała nieprzeciętny potencjał intelektualny, a w kilka lat od rozpoczęcia tych zapisków, ledwie wszedłszy w wiek dorosły, sprawiła, że jej słowami mówiła – a jeśli nie mówiła, to podśpiewywała je pod nosem - nieledwie cała Polska. Mowa oczywiście o Agnieszce Osieckiej i jej dziennikach, których tom pierwszy po długich przygotowaniach oddano właśnie do rąk czytelników (co dociekliwsi, a przy tym dysponujący odpowiednimi narzędziami multimedialnymi, mogli dokopać się już wcześniej do skanów przechowywanych w Publicznym Cyfrowym Archiwum Agnieszki Osieckiej, ale nie da się ukryć – wydanie książkowe czyta się o wiele wygodniej). Wiadomo, jak to jest z dziennikami: nie zawsze są aż tak dobrą lekturą, jak by się oczekiwało; niektórzy – nawet autorzy świetnych dzieł, nawet ludzie znani z barwnych i błyskotliwych wypowiedzi przed kamerą i mikrofonem - jakoś nie mają daru do utrwalania swej codzienności; jedni opisują ją w słowach sztywnych i nazbyt wyważonych, zupełnie jakby pisali sprawozdanie z obowiązkowych zajęć, inni znowu obnażają się jako osoby tak egoistyczne, zawistne i małostkowe, że aż przykro czytać ich wynurzenia, zwłaszcza gdy się je konfrontuje z twórczością… Więc jeśli mamy przed sobą dzienniki naszego literackiego idola, bywa, że się ociągamy z zajrzeniem do środka z obawy przed rozczarowaniem. W tym konkretnym przypadku czynnikiem rozczarowującym mógł być jeszcze fakt, że – jak łatwo obliczyć – pierwszy tom dzienników Osieckiej obejmuje nader wczesny okres jej życia, kończy się bowiem w chwili, gdy przyszła autorka „Apetytu na czereśnie” liczyła sobie… czternaście lat i parę miesięcy! (przecież pamiętamy, cośmy smarowali w tym wieku we własnych pamiętnikach… i nie tylko my, bo na przykład pisane od 15 roku życia dzienniki Nałkowskiej jeszcze długo irytowały pensjonarską egzaltacją…). Ale trzeba było zrobić ten pierwszy krok.

Dziewięcioletnia Agusia, opisująca w miniaturowym pamiętniczku kilka dni ferii świątecznych 1945/46, nie zdradza jeszcze zadatków na kogoś, kto będzie piórem zarabiał na życie. Chociaż… między dziecinne i nieporadne zdania wkradają się sformułowania jak na dziewięciolatkę trochę nietypowe: „Teraz będę pisać nieco obrazowiej […] musiałam streścić szereg lat”[1].

Potem zapiski urywają się na ponad trzy lata. Gdy zaczynają się ponownie, niespełna trzynastoletnia ich autorka podpisuje się na okładce nie swoim nazwiskiem, lecz pseudonimem „Bożena Ostoja”(jak przypuszczałam, a potwierdzenie znalazłam w nocie wydawniczej na końcu, Ostoja to herb przodków ze strony ojca, a czemu akurat Bożena? Pewnie z takiego samego powodu, z jakiego Ania Shirley pragnęła nazywać się Kordelia – w tym wieku rzadko jest się zadowoloną z własnego imienia…).

Wydaje się, że niczym się nie różni od swoich rówieśniczek. Smuci się niesprawiedliwie (przynajmniej jej zdaniem) wystawioną czwórką z polskiego, krytykuje nielubianą nauczycielkę („wstrętna jędza, zimna nie jak lód, ale jak glista”[2]), opisuje przebieg klasówek i rozgrywanych na przydomowym boisku meczów siatkówki, później także treningów pływackich, wylicza, gdzie była i kogo po drodze spotkała lub co widziała. Pisuje wiersze, na razie w żaden sposób niesygnalizujące wielkiego talentu poetyckiego:

„Żal w sercu się budzi,
Gdy patrzę w mórz rozległą toń,
Lecz smucą się serca wszystkich ludzi,
Gdy deszcz za oknem szumi i ciche zaklęcia szepce doń.”[3]

Jeszcze trafiają się jej błędy stylistyczne i interpunkcyjne, jeszcze nadużywa cudzysłowów i wielkich liter, ale już od czasu do czasu w opisach daje się dostrzec zapowiedź wielkiej wrażliwości na piękno natury, a w komentarzach do nich nieźle wyrobiona autoironia („przed nami, z wysokiej na 6 ½ piętra skały, staczała się z ogłuszającym hukiem, pluskiem i szumem wielka, pieniąca się, biała masa wodna w dół, w dół, w dół… Aż oczy bolały od patrzenia i jakaś siła niewidzialna ciągnęła człowieka w tę przepaść, na pewną śmierć, jak ćmy lecą w ogień… Ale człowiek niegłupi, więc nie wpadał, tylko szedł do kiosku granicznego i wypijał 2 butelki ciemnego piwa duszkiem […]”[4]; „usiadłam sobie z wdziękiem na »tym, o czym się nie mówi« i »o czym nawet myśleć nie można« i zjechałam na dół z gracją trzynastoletniej krowy w podrygach, a ziemia i góry drżały w posadach…”[5]). Oczywiście świeżo upieczona dziewiątoklasistka [Osiecka odbywała pierwszy etap edukacji w nieco przyspieszonym tempie – w wieku sześciu i pół lat została zapisana do od razu do klasy drugiej, później jeszcze „przeskoczyła” z czwartej do szóstej] „buja się” co chwilę w innym chłopcu, a czasem w dwóch naraz, i drobiazgowo analizuje swoje uczucia. Może to tylko kwestia epoki, ale o ileż bardziej stonowane i racjonalne są te przemyślenia od afektowanych wynurzeń Nałkowskiej: „Bo życie stawia mi dziwne przeszkody: Romek kochał mnie ponad wszystko, ale ja jego nienawidzę; Jurek może mnie lubi, nawet bardzo, ale on nie marzy jeszcze o tym, on jest w tym bardzo dziecinny, a ja potrzebuję miłości, takiej prawdziwej, chociaż właściwie dziecinnej miłości […]. Marzenia, wszystkie głupie marzenia o rzeczach głupich, nieistotnych, niepotrzebnych 13-letniej dziewczynce, a jednak nurtujące wciąż mój umysł, a może naprawdę już serce?”[6]. Z podobną wnikliwością bada i opisuje swoje przyjaźnie, których temperatura i natężenie zmieniają się w sposób równie dynamiczny, jak w przypadku uczuć do chłopców. O jednej z dziewcząt pisze: „ma wysoki, piskliwy głos, bardzo nierówną naturę i jest właściwie beznadziejnie głupia, i czasami gra mi na nerwach”[7], ale już trzy miesiące później: „Znalazłam bratnią duszę! […] Mam wrażenie, że oprócz mamy, to jedna Eliza, chociaż z niebywałym trudem, mogłaby mnie zrozumieć i moją naturę […]. Wiem jednak, że Eliza by nic z tego nie skorzystała, i że jest jasna, prosta […] i dlatego nie mam prawa prosić o jej przyjaźń”[8].

O wiele mniej miejsca poświęca nastoletnia diarystka swoim rodzicom i panującym w rodzinie relacjom – a jednak dość, by dało się zrozumieć żal, wyartykułowany później dość wyraźnie w tekście „Zabiłam ptaka w locie”, i by można było się doszukiwać przynajmniej fragmentarycznie podłoża chaosu panującego przez prawie całe życie w jej związkach z mężczyznami. „Przyjdzie on, wielki, opisywany w gazetach, »grywany« w radio, mający swoją orkiestrę, dumny kompozytor, artysta z talentem i bez chęci, władca, człowiek pieniądza, kochający do szaleństwa ojciec, u którego miłość zamienia się w tyranię i piekielną zazdrość, i zacznie się… Za piętnaście minut… Piekło na ziemi…”[9]; „Aż śmieszy mnie nieraz to ubóstwienie ojca dla mnie z całkowitym pominięciem Mamy – bolesna ironia, spotykana zawsze, na każdym kroku. I Mama, taka niby niezależna i samodzielna, a w gruncie rzeczy taka uległa i zastraszona”[10].

Dom to jednak również azyl, w którym zapomina się o otaczających realiach. Cztery lata po wojnie Warszawa nie jest przecież jeszcze w pełni odbudowana, wielu ludzi musi żyć w biedzie – ale tej rodzina Osieckich nie doświadcza. Nie tylko nie brakuje im na codzienne sprawunki, ale starcza i na pensję dla gosposi, i na prywatne lekcje dla Agnieszki - która nie przerwała rozpoczętej jeszcze w czasie wojny nauki francuskiego i niemieckiego, zaraz po wojnie doszedł do tego i angielski – a nawet na… futro dla trzynastolatki („śliczne, ale strasznie drogie foki, takie modne, wcięte”[11]). Szkoła, przynajmniej oficjalnie, musi zachowywać „postępową” postawę, gonić uczniów na rozmaite „masówki” („byłyśmy zmuszone jechać z SP na Powązki, żeby uczcić groby żołnierzy radzieckich i polskich bojowników o demokrację. […] pojechałyśmy – wciśnięte w samochód jak śledzie w beczce, z czerwoną »szturmówką« i czerwonymi z zimna nosami. […] Dyrektorka […] wzięła naszą klasę na groby powstańców z AK […]. Myślała, że uczynkiem tym spowoduje, iż będziemy wzorowe przy przemówieniach, defiladach, wartach i ciągu dalszym całej uroczystości”[12]) i organizować uroczystości wydające się czystą parodią („Miałyśmy naszą szkolną Gwiazdkę. Pierwsza część była poświęcona przedterminowemu wykonaniu Planu Trzyletniego, a potem zapaliłyśmy świeczki na choince”[13]). Dziecinne zachowanie na zebraniu ZMP może skutkować nieoczekiwanymi konsekwencjami: „z ZMP mnie wyrzucą, a ze szkoły »na razie« nie” […] W końcu »skazali« mnie na 3 miesiące próby (ale nie na zawieszenie!). Muszę się stać aktywistką i bardzo uważać na to, co mówię”[14]. Ale choć od czasu do czasu młodocianej pamiętnikarce wymyka się jakiś frazes najwyraźniej przyswojony z propagandowych lekcji („szczęk kajdan na robotniczych i spracowanych rękach, żądających tylko prawa bycia człowiekiem”[15]), nie sposób powiedzieć, że dała się zaimpregnować marksistowską ideologią (choć nie pozostała też przy odziedziczonym po przodkach światopoglądzie katolickim). Nie, dla niej najważniejsze jest „jak najmocniej, najpełniej, najdłużej żyć pełnią życia. Czuć, że się żyje. Znaleźć nie jeden – tysiące celów w życiu. Odszukać siebie i swoją duszę. Znać i kochać świat, życie i innych ludzi. Cały czas pamiętać, że żyje się tylko raz i to bardzo krótko”[16]…

W ciągu półtora roku – od V 1949 do XII 1950 – wyraźnie widać, jak zmienia się w jej zapiskach proporcja pensjonarskiej paplaniny do głębszych przemyśleń, często o wiele doroślejszych, niżby można było oczekiwać po dziewczynce między trzynastym a czternastym rokiem życia. Ale ona już nie czytuje, jak koleżanki z klasy, „Montgomery, Kuncewiczowej i Czarskiej”[17] – ona zachwyca się „Przedwiośniem” i zupełnie dziś nieznaną powieścią „Niedopyrz” Sadzewicza, czyta Zapolską, Słowackiego, Diderota, Hugo, Goethego (tego ostatniego w oryginale). Rozważa istotę prawdy, sens religii, naturę relacji międzyludzkich. Rozbiera na czynniki pierwsze postawy kolegów… i swoje własne, zdradzając przy tym całkiem niezłą intuicję psychologiczną. I choć nielicznym wierszom nadal jeszcze daleko do tych, które znamy i umiemy na pamięć – w samym tekście można już natrafić na frazy pełne poezji („Wszystko w przyrodzie jest nagłe, zimne i jaskrawe […]”[18]; „Czy Los może mieć katar? Czy życie ma twarz?”[19]) i na dowody specyficznego poczucia humoru:

„[…] pójdę spać zaraz. O, już śpię!
Niech żyje logika i piękny styl literacki!!!
Okrzyki – chór przodowników radosnej głupoty.
Kurtyna – małpio opada i wesoło ziewa.
autor(ka) – nie ujawnia się.”[20]

Jakaż to radość dla wszystkich wielbicieli jej twórczości, że jednak ujawniła się, tak skrzętnie zapisując historię swego dojrzewania duchowego i literackiego, że nie zniszczyła – jak to robi większość nastoletnich dziewcząt, gdy tylko poczują się doroślejsze – tych swoich notatek, lecz przechowała je w jakichś niedostępnych zakamarkach, by w kilkanaście lat po śmierci za ich pośrednictwem ukazać się swoim czytelnikom, jak zawsze pełna wdzięku, a przy tym jeszcze bardziej szczera i bezpośrednia, niż w „Rozmowach w tańcu” czy „Szpetnych czterdziestoletnich”! Że je tak precyzyjnie i tak poręcznie (z przypisami u dołu strony, a nie na końcu!) opracowano, że wydano na ładnym papierze i w solidnej oprawie z reprodukcją mało znanej, a pełnej uroku fotografii na pierwszej stronie okładki! I tylko żal, że nam, którym było dane podziwiać poetkę „na żywo”, pewnie naszego własnego życia nie starczy, by wspólnie z nią przeżyć do końca jej życie utrwalone na papierze – bo skoro w jednym tomie zawiera się półtora roku, niechby i dwa, będzie ich przypuszczalnie dwadzieścia kilka; gdyby wydawano jeden w roku, może by się chociaż ci młodsi załapali na całość, ale i tego nie wiadomo – ponoć po ukazaniu się tomów obejmujących lata 1951-58 ma nastąpić przerwa…



---
[1] Agnieszka Osiecka, „Dzienniki. 1945-1950”, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2013, s. 37.
[2] Tamże, s. 67.
[3] Tamże, s. 65.
[4] Tamże, s. 54.
[5] Tamże, s. 53.
[6] Tamże, s. 65.
[7] Tamże, s. 63.
[8] Tamże, s. 109-110.
[9] Tamże, s. 75.
[10] Tamże, s. 207.
[11] Tamże, s. 100.
[12] Tamże, s. 94-95.
[13] Tamże, s. 120.
[14] Tamże, s. 153-156.
[15] Tamże, s. 345.
[16] Tamże, s. 322.
[17] Tamże, s. 62.
[18] Tamże, s. 204.
[19] Tamże, s. 394.
[20] Tamże, s. 404.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3290
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 6
Użytkownik: misiak297 17.10.2013 15:30 napisał(a):
Odpowiedź na: No i są! Pisane przez mni... | dot59Opiekun BiblioNETki
Piękna recenzja i zasłużone polecenie:)
Użytkownik: BardMirMił 17.10.2013 15:32 napisał(a):
Odpowiedź na: No i są! Pisane przez mni... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dokładnie :) Zaraz zaglądam do książki :)
Użytkownik: Pawel_P 22.10.2013 12:38 napisał(a):
Odpowiedź na: No i są! Pisane przez mni... | dot59Opiekun BiblioNETki
Genialna recenzja. Lece po książkę.
Użytkownik: mattid 22.10.2013 22:54 napisał(a):
Odpowiedź na: No i są! Pisane przez mni... | dot59Opiekun BiblioNETki
Boska recenzja! Wielbicielką twórczości Osieckiej nie jestem, ale Pani recencji taaaak :-) I dzięki temu "Dzienniki..." bach do schowka!
Użytkownik: alva 22.10.2013 22:57 napisał(a):
Odpowiedź na: No i są! Pisane przez mni... | dot59Opiekun BiblioNETki
*mamrocząc gniewnie pod nosem niecenzuralne wyrażenia na temat własnej siły woli, a raczej jej braku, wrzuca książkę do schowka*
Do końca roku żadnej recenzji nie przeczytam, niech mnie Ślepy Io! I w ogóle na Biblionetkę nie wejdę, o!
Użytkownik: margines 23.10.2013 00:17 napisał(a):
Odpowiedź na: No i są! Pisane przez mni... | dot59Opiekun BiblioNETki
Przeczytałem wpis Alvy i... też cisnęło mi się coś na kształt właśnie wspomnianego wpisu:P, ale... Niech to dunder świśnie! Nie da się przejść obojętnie obok czytatek/recenzji Dot!
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: