Lśnił lunapark
Z tą książką mam duży problem. Z jednej strony: renoma autora jako cenionego poety, zachwyty znanego pisarza, że niektóre zdania zbliżają się do tych, które spłodził Schulz, długa galeria błyskotliwych fragmentów, panowanie nad językiem i trafiające w punkt poczucie humoru; z drugiej: spora liczba uchybień, których czytelnik nie może pominąć w swoim zdawczym protokole.
Różycki sięga po konwencję, w której powieść traktuje o perypetiach bohatera przechadzającego się swobodnie po własnym śnie, następującym zaraz po okolicznościowej libacji. Otóż wydaje mi się, że można o tym powiedzieć coś więcej, a nie tylko wygłaszać rytualne narzekania na to, iż taki zabieg jest zbyt oczywisty, bo pozwala autorowi porzucić świat aktualnie obowiązującej fizyki i plątać węzły przyczynowe, a na końcu pańskim gestem obudzić bohatera i po prostu zostawić czytelnika sam na sam z tym - jednak spodziewanym - faktem.
Moja wątpliwość brzmi: czy obowiązkowo należy doprowadzać do tego, że powieki bohatera stają się coraz cięższe? Wydaje się, że zabiegiem o wiele trudniejszym jest opisywanie świata przedstawionego jako realnego, ale jednak zaskakującego, nieoczywistego, wprawiającego w konfuzję. Od snów nikt nie wymaga przecież uporządkowania, przemyślanej architektury, natomiast świat mógłby jednak spełniać te postulaty. I dlatego właśnie opisanie świata, który istnieje, ale niektóre jego aspekty okazują się nieoczekiwane, jest posunięciem tak skutecznym, jeśli chodzi o przykucie uwagi czytelnika.
Być może przypisywanie autorowi książki Schulzowskich ambicji jest z mojej strony sporym nadużyciem, choć niektóre fragmenty "Bestiarium" to oczywiste puszczanie oka w kierunku Drohobycza. Niektóre nawiązania do stylu autora "Mesjasza" są celne i błyskotliwe. Inne natomiast ocierają się o sztuczność, imitację rytmu i wyliczeń, które pozbawione osadzenia w imponującym rusztowaniu świata, jakie daje Schulz - po prostu wypadają blado.
Skoro jednak tak jest, należy na "Bestiarium" spojrzeć nieco inaczej. W końcu Różycki to Różycki i napisał książkę na własny rachunek. Nie należy więc rozliczać go z tego, że nie zrealizował choćby w części jakiegoś, choćby i legendarnego, literackiego zamysłu. Warto docenić portrety dziwacznych postaci nakreślone z humorem i wyczuciem, nieźle poprowadzone sceny i mocno oddziałujące na wyobraźnię sformułowania. Czy to mało?
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.