Dodany: 10.10.2013 18:20|Autor: lutek01

Między blokami


Polska architektura jaka jest, każdy widzi. Mamy się czym szczycić - żeby wymienić tylko zespoły architektoniczne i urbanistyczne w Krakowie, Gdańsku, Tarnowie czy Zamościu, ale i mamy się czego wstydzić - tu za przykład powinny posłużyć liczne inwestycje sprzed kilku, kilkunastu lub kilkudziesięciu lat, np. "kosmiczny" hotel w Wodzisławiu Śląskim czy słynna futurystyczna stacja benzynowa w Rytrze. Pewnie, że przestrzeń czasowa między wspomnianymi projektami jest ogromna, a ich skala, funkcje i okoliczności powstania skrajnie różne i nie można tych obiektów porównywać, ale też nie o to chodzi. Bardziej o to, że architektura jest przestrzenią, w której mieszczą się realizacje wybitne, dziedzictwo narodowe, świadkowie przemian historycznych i społecznych, z których jesteśmy dumni oraz projekty mizerne, marne, które jednostki co bardziej wrażliwe na estetykę mijają spuszczając wzrok.

Gdzieś w tej przestrzeni znajdują się lub znajdowały budynki i założenia urbanistyczne "źle urodzone". Co to znaczy? Tu oddaję głos autorowi:

"Urodziły się [te obiekty] w złym czasie, trudnym, bolesnym, byle jakim i parszywym. I jakby tego wszystkiego było mało, gdy czasy się zmieniły, kojarzono je już tylko z tamtą peerelowską bylejakością"[1].

"Źle urodzone" są zatem obiekty architektoniczne epoki PRL-u, które nie do końca wiadomo, jak sklasyfikować. Ani to arcydzieła architektury, no bo jak masywna bryła dworca Warszawa Centralna może się równać z tajemniczym gotykiem czy dostojnym klasycyzmem, ani nowoczesne rozwiązania, bo gdzie im tam do eleganckich przeszklonych apartamentowców. Trudno też je nazwać zemstą szalonego architekta, bo jednak jest w nich jakaś przemyślana koncepcja, jakieś proporcje, detale, w których jak w lustrze odbijają się realia epoki, w jakiej powstały.

Filip Springer każe więc nam - mieszkańcom blokowisk, narzekającym często na zbyt wąskie balkony, nieustawność mieszkań, niskie sufity, brak zieleńców, gdzie można by wypoczywać z dziećmi czy inne niewygody życia na osiedlach, w punktowcach i superjednostkach oraz nam - codziennym użytkownikom dworców, instytucji, hal sportowych, muzeów i kin - spojrzeć inaczej na obiekty architektoniczne, które dziś tak łatwo osądzamy (i często burzymy), że brzydkie, komunistyczne, szare, ponure, że nie spełniają swoich funkcji, zabierają przestrzeń i w ogóle już się przeżyły. Springer daje nam solidną wiedzę na temat autorów tych jakże dziś pogardzanych budynków, okoliczności ich powstania, problemów, z jakimi borykali się ich realizatorzy oraz oczekiwań, jakie miały spełnić. Czytając "Źle urodzone" dowiadujemy się na przykład, że prestiżowe projekty architektoniczne musiały zostać zaaprobowane przez aktualnie urzędującą władzę, żeby "przejść". Logiczne - powie każdy, kto choć trochę zna powojenną historię Polski. Ale czy w takim razie powinny nas dziwić dzieci będące efektem mariażu architektury i ówczesnej polityki? To bardzo często decyzje tzw. góry oraz okoliczności, w jakich powstawały opisane rozwiązania architektoniczne (np. braki materiałowe czy konieczność szybkiego zapewnienia mieszkań wielu ludziom) miały największy wpływ na architekturę tamtych lat. To uwarunkowania społeczne, historyczne i polityczne powodowały, że koncepcje świetnych architektów i urbanistów rozmijały się z rzeczywistością lub nie zawsze zaspokajały ludzkie potrzeby. Za przykład niech posłuży realizacja warszawskiego osiedla Rakowiec, zaprojektowanego przez jednego z największych polskich architektów tamtej epoki - Oskara Hansena oraz jego żonę, Zofię Hansen. Stworzyli oni koncepcję Formy Otwartej i zgodnie z nią zaprojektowali mieszkania warszawskiego osiedla:

"Ku zdziwieniu wszystkich układ każdego mieszkania konsultuje [Oskar Hansen] z jego przyszłymi mieszkańcami. Dzieje się to w czasach, w których architekci odmieniają słowo »typizacja« przez wszystkie przypadki. (...) Osiedle owszem, powstaje, kłopot jednak w tym, że w czasie przydzielania kluczy obowiązuje już spółdzielczy automat. Ludzie dostają te lokale, które są akurat wolne, a nie te, o których rozmawiali z architektami"[2].

Reportaż "Źle urodzone" Filipa Springera uważam za pozycję bardo dobrą i nowatorską. Może po jej przeczytaniu nie będziemy już tak chętnie i bezmyślnie ferować wyroków na budownictwo PRL-u. Czyż jego winą jest, że źle się urodziło?



---
[1] Filip Springer, „Źle urodzone. Reportaże o architekturze PRL-u", wyd. Karakter, 2011, s. 7.
[2] Tamże, str. 249.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1985
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: ka.ja 05.01.2014 13:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Polska architektura jaka ... | lutek01
Czytam od tygodnia, codziennie po kawałku, koniecznie z dostępem do internetu, bo choć zdjęcia w książce są świetne, to jednak jest ich za mało, żeby się zorientować w tych budynkach, których nie znam i zdecydowanie za mało, żeby przywołać wyraźne wspomnienia tych, które znam. Ależ ja przez Springera zatęskniłam za dworcem w Katowicach! Odrażający był, to fakt, ale jaki miał być, skoro go tak traktowano? A przecież gdyby nie ten smród, brud, tłumy podejrzanych typków i idiotyczne, samowolne przeróbki, to byłby całkiem inny dworzec! I ten, i wiele innych zbudowanych za PRL-u.

Czy ktokolwiek narzekałby na katowicką Suprejednostkę, gdyby wykonawcy spełnili plany architekta? Czy większość potworków architektonicznych to nie są interesujące piękności, które oszpecono i zaniedbano? Która miss świata wyglądałaby lepiej, gdyby ją wytarzać w rynsztoku, wybić zęby i ubrać w koszmarnie wstrętne, krzykliwe ciuchy z bazaru?

Przy okazji wyszły na jaw moje rodzinne koligacje z kilkoma opisanymi projektami i to mnie wzrusza dodatkowo.
Użytkownik: lutek01 05.01.2014 17:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytam od tygodnia, codzi... | ka.ja
Ha, ja też "doglądywałem" zdjęcia w necie :)
Co d dworca w Katowicach, to tam była niezła awantura - to akurat śledziłem na bieżąco. Jest tak jak piszesz - doprowadzić do cywilizowanego stanu i byłoby ok, no ale wtedy nie byłoby Galerii Katowice i wielkich przestrzeni komercyjnych, więc dworzec musiał paść. Zamiast tego jest mały, elegancki ersatz, "ćwierćdworca" z wielkim przyklejonym do niego wrzodem - galerią. Dobrze chociaż, że ktoś to sfotografował i wydał.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: