Dodany: 10.10.2013 15:28|Autor: misiak297

Książka: Opium w rosole
Musierowicz Małgorzata

3 osoby polecają ten tekst.

Ku pokrzepieniu serc


[Uwaga: w recenzji odnoszę się do szczegółów fabuły i zakończenia.]


"Opium w rosole" to jedna z najbardziej przygnębiających i poruszających zarazem części Jeżycjady. Tu już nie dominują ciepło, dobroć i pozytywna energia promieniująca z domu Borejków - bo też słynna rodzina z Roosevelta tym razem została umieszczona na drugim planie. Wszystko rozgrywa się w pierwszych miesiącach 1983 roku - jest ponuro, szaro, depresyjnie. Panuje powszechny marazm. Niektórzy bohaterowie - ze względu na ówczesną sytuację polityczną - nie pojawiają się na kartach powieści. Zostają po nich tylko symboliczne puste talerze (jak ten w domu Borejków, czekający na powrót internowanego nestora rodu). A jednak i w tej ponurej rzeczywistości jest miejsce na rozkwit pierwszych młodzieńczych uczuć.

Tym razem nie chodzi o kolejną Borejkównę. Główną bohaterką jest Kreska, czyli Janina Krechowicz, wnuczka Dmuchawca, zakochana w szkolnym koledze i zarazem korepetytorze - przystojnym osiemnastoletnim blondynie, Macieju Ogorzałce. Jednak przedmiot jej uczuć oddał swe serce pięknej i pociągającej Matyldzie Stągiewce. Tak w skrócie można by nakreślić wątek miłosny "Opium w rosole" - nieodzowny dla Jeżycjady. Tym razem jednak Małgorzata Musierowicz równorzędnie potraktowała postaci powieściowej heroiny i jej amanta (do tej pory było inaczej - czytelnik rzadko mógł spojrzeć na sytuację romansową oczami przedstawiciela płci uznanej za brzydszą: Jerzy Hajduk, Janusz Pyziak czy Klaudiusz stosunkowo rzadko byli dopuszczani do głosu). Bo w "Opium w rosole" w historii miłosnej chodzi właśnie o mężczyznę - jego przemianę, dojrzewanie. Kreska nie musi się zmierzyć z nagłym życiowym problemem - jak Gabrysia - i nie ulega zdumiewającej metamorfozie na podobieństwo Idy. Wręcz przeciwnie - dość szybko (podczas wyjścia do opery) brzydkie kaczątko ukazuje łabędzie piórka, a ekscentryczna dorastająca dziewczyna zamienia się w gotową do miłości kobietę (i cóż z tego, skoro obiekt jej uczuć tego nie zauważa!).

Tymczasem Maciek wikła się w relację noszącą znamiona toksyczności. Matylda zamiast przyjąć go takim, jakim jest, próbuje go przerobić według swojego widzimisię. Ich randki rozpięte są między aprobatą a dezaprobatą okazywaną przez dziewczynę. Wreszcie ta femme fatale zwyczajnie bawi się zakochanym, czego on nie dostrzega. Dopiero później dociera do Maćka, że spotkania z fascynującą dziewczyną są puste i pozbawione sensu:

"Matylda wyjęła lusterko i oglądała sobie rzęsy, Maciek zaś (...) myślał, że skoro człowiek przesypia prawie jedną trzecią swojego życia, to powinien starać się maksymalnie wykorzystać nieliczne godziny, kiedy to nie leży bez świadomości. Jak najwięcej zrobić, jak najwięcej przeczytać, jak najwięcej się nauczyć i jak najwięcej pojąć z tego świata, na którym jest tylko gościem. I jak najwięcej dać temu światu. Czy może dokonać tego wszystkiego, przesiadując w Horteksie z Matyldą? Szkoda tego czasu, szkoda..."[1].

W owej chwili, jakby w odpowiedzi na te rozmyślania, przed oczami Maćka pojawia się obraz Kreski. A jaka właściwie jest Kreska? Spójrzmy na pierwszą scenę, w której się pojawia:

"Kreska była delikatnym, miłym i zbzikowanym stworzeniem o promiennych burych oczach z wielkimi rzęsami (...). Była ładna - której to cechy nie zdołała jeszcze całkowicie zniweczyć przez swój sposób ubierania się. Nosiła jakieś dziwaczne płaszcze, jakby ze starej ciotki, długie kamizele własnej roboty, pozszywane z łatek, kolorowe getry z włóczki oraz takież czapki-uszatki, swetry-olbrzymy i parometrowe szale z frędzlami. Posuwała się nawet niekiedy do własnoręcznego wykonywania butów i torebek. Wszystko to wyglądało raczej biednie, ale zabawnie i modnie. (...) Kreska była niestety przeraźliwie rzeczowa, odpychająco koleżeńska, i w ogóle zachowywała się jak kapral"[1].

Kogo nam to przypomina? Oczywiście! Taka sama była Gabrysia Borejko - zaradna, rzeczowa, pozbawiona romantyzmu. Kreska nosi co prawda inne szaty niż jej poprzedniczka z "Kwiatu kalafiora" - ale jednak to ten sam typ dziewczyny. Wydaje się, że Musierowicz go gloryfikuje. Jej sympatia na pewno nie leży po stronie Matyldy Stągiewki - postaci skądinąd ciekawej: za jej urodą, zachowaniem i traktowaniem zakochanych w niej chłopców jak zabawki kryją się minione traumy. Wszak z Matyldy - dawniej nie tak pięknej i nie tak pociągającej - kiedyś śmiali się szkolni koledzy. I naprawdę szkoda, że Musierowicz nakreśliła tę postać w taki sposób, że nawet znając jej przeszłość - nie sposób jej polubić. To osoba głupia, ograniczona, fałszywa i momentami prostacka. Maciej w końcu kieruje swoje uczucia we "właściwą" stronę - czyli w stronę Janki. Przeznaczeni sobie ludzie się zejdą i w dalszych tomach okażą zgodnym, szczęśliwym małżeństwem. W świecie Musierowicz tak właśnie musi być.

A jednak na tym nie może zakończyć się omówienie tej powieści. Bo obok Kreski jest tu jeszcze inna dziewczęca bohaterka. I choć na okładce bodaj wszystkich wydań "Opium w rosole" wyeksponowana została Kreska, a jej mała przyjaciółka pozostaje w tle, to jednak wątek Aurelii Jedwabińskiej vel Genowefy Bombke/Sztompke/Lompke/Pompke/Zombke pozwala się w pełni zachwycić piątym tomem Jeżycjady i stawia go znacznie ponad innymi.

Kim jest sześcioletnia Genowefa? Ano, tajemniczą osóbką z blokowego osiedla, która przychodzi na obiadki do mieszkańców Jeżyc. Jest zdumiewająco dobrze ubrana ("w drogi kożuszek, czerwony berecik z prawdziwego mohairu, takiż puszysty szalik oraz eleganckie skórzane botki zagraniczne na grubej plastykowej podeszwie"[3]), wygadana, wesoła i ze skłonnością do konfabulacji. A jednak urocza Genowefa (bo dziecko jest tak nieszczęśliwe, że nawet nie chce swojego imienia) to tylko maska wrażliwej Aurelii - spragnionej rodzinnego ciepła, szczerego uczucia, którego brak w gustownie urządzonym mieszkaniu przy Norwida. Zapracowana matka dziewczynki - pełna wewnętrznego chłodu, nieprzystępna i surowa nauczycielka Ewa Jedwabińska, choć niewątpliwie kocha córkę, nie potrafi okazać jej miłości. To właśnie przy Roosevelta - w domu Borejków, Lewandowskich czy Ogorzałków (a nade wszystko w mieszkanku profesora Dmuchawca i jego wnuczki Kreski) Aurelia czuje się naprawdę szczęśliwa i kochana. Pani Marta Lewandowska goszcząca Genowefę zauważy:

"Jadła chętnie, lecz nieuważnie, zajęta przede wszystkim tym, co działo się przy stole. Poufałe żarty, docinki i rozmowy zdawały się ją zachwycać. Wodziła lśniącymi oczami od jednej osoby do drugiej i radośnie wtórowała każdemu wybuchowi śmiechu"[4].

Jakież to inne od zwykłego zachowania Aurelii, "wiecznie skulonej, apatycznej, patrzącej ponuro spode łba"[5]!

Musierowicz potrafiła przekazać tragedię swojej małej bohaterki. W tym wątku jest mnóstwo prawdziwego dramatyzmu, wobec którego trudno pozostać obojętnym. Jestem przekonany, że to właśnie ta historia - dziecka z bogatego domu, mającego wszystko prócz miłości, gdyż zimna matka nie potrafiła mu tej miłości okazać należycie - zachwyca w "Opium w rosole", wzrusza, każe powracać do powieści i odkrywać ją na nowo. A nieodzowna dla Jeżycjady historia miłosna - wypada przyzwoicie, ale dosyć blado. I tylko szkoda, że autorka tak rzadko w należących do tego cyklu powieściach tworzy równie rozdzierające czytelnicze serce sceny, jak te z "Opium w rosole" (np. wszystko, co rozgrywa się w mieszkaniu Jedwabińskich), a skupia się raczej na banalnych historiach miłosnych (dość wspomnieć chociażby, że dramatyczna konfrontacja Laury z ojcem w "McDusi" zostaje przerwana przez wcześniejszą spowiedź bohaterki).

"Opium w rosole", przy całej swojej mroczności i dramatyzmie, niesie pozytywne przesłanie. Cokolwiek się dzieje, człowiek nie powinien się poddawać. Trzeba robić swoje na przekór okolicznościom i budować dobry świat. Taką postawę prezentuje Gabrysia - porzucona żona samotnie wychowująca małą Pyzę. Nie jest to bohaterka ze stali, potrafi płakać nad swoim losem, ale tylko przez chwilę. Tłumaczy zdumionej jej pogodą ducha Jance:

"Nikomu nie przyjdzie nic z tego, że się rozkleję. (...) Być radosnym i dobrym, kiedy świat jest smutny i zły, to mi dopiero odwaga! (...) To, że nas przypadkiem zło dotyka, nie znaczy wcale, że jesteśmy szczególnie pokrzywdzeni. Trzeba to przyjąć jak jeszcze jedną próbę, którą los nam zadał - i spokojnie robić swoje"[6].

Tak, to zdecydowanie książka napisana ku pokrzepieniu serc. Dobro zwycięża, dobrzy ludzie wygrywają, zakochani się łączą, Ewa Jedwabińska staje się innym człowiekiem, a Aurelia zyskuje prawdziwy dom. "Opium w rosole" krzepi nadal, choć mroczne czasy, w jakich powstawała, już dawno minęły. Bo też problemy w niej poruszone są uniwersalne.

I jedyne, co może razić - a co nie do końca usprawiedliwia konwencja - to kontrasty, na których zbudowana jej ta powieść, a może i cała Jeżycjada. Nie zawsze jest tu miejsce na szarość - wszystko zdaje się czarno-białe. Kreska jest tą dobrą, Matylda tą złą. Jedwabińska jako nauczycielka (nie bez powodu zwana przez swoich podopiecznych "Ewcią Sopel") przegrywa sromotnie z otwartym, pełnym ciepła Dmuchawcem. Gdzie bogactwo i luksus, tam i chłód (mieszkania Jedwabińskich i Stągiewków). Gdzie panuje bałagan, jest beztroska rodzinna atmosfera (mieszkanie Lewandowskich czy Ogorzałków do złudzenia przypomina mieszkanie Borejków!). Jednak chyba najwyrazistszy kontrast uwidacznia się w postaciach matek. Robiącą karierę naukową Ewę Jedwabińską stać tylko na psychologiczne formułki i uogólnienia (swojej wiedzy psychologicznej nie wykorzystuje w ogóle w odniesieniu do córki). Jedwabińska jest pokazywana jako toksyczna matka - w opozycji do Mili Borejko, Gabrysi czy pani Lelujkowej, która mówi:

"Ja jestem niewykształcona (...), ja umiem tylko kochać te moje dzieci i kocham je szczerze, a jakby trzeba było to za nie życie oddam"[7].

Ten uproszczony podział świata (a zwłaszcza podział na matki dobre: karmicielki, kapłanki domowego ogniska - i złe: oddane pracy zawodowej kosztem uczuć własnych dzieci) może razić - i razi - nie tylko w "Opium w rosole", ale i w całej Jeżycjadzie. Jednak Małgorzata Musierowicz przyzwyczaiła odbiorców, że tworzy taki właśnie świat - jeśli uda nam się przymknąć na to czytelnicze oko, lektura kolejnych tomów poznańskiego cyklu będzie prawdziwą przyjemnością. A "Opium w rosole" może stać się doskonałym lekiem na wszelkie chandry.



---
[1] Małgorzata Musierowicz, "Opium w rosole", wyd. Akapit Press [brak roku wydania], s. 79.
[2] Tamże, s. 25-26.
[3] Tamże, s. 10.
[4] Tamże, s. 12.
[5] Tamże, s. 169.
[6] Tamże, s. 57-58.
[7] Tamże, s. 120.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 15704
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 51
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 11.10.2013 13:58 napisał(a):
Odpowiedź na: [Uwaga: w recenzji odnosz... | misiak297
Gdyby z tym podziałem matek było tak prosto, jak piszesz, to może i mógłby razić. Ale to wcale nie jest tak.
Zaczynając od "Szóstej klepki" - mama Żakowa jest jak najbardziej oddana swojej pracy, a przecież pod względem ciepła i życzliwości (również dla obcych) wcale nie ustępuje mamie Borejkowej!- poprzez wszystkie pozostałe tomy absolutnie nie brak przykładów matek pracujących i mimo to wkładających masę serca i sił w wychowanie swojego potomstwa. A matka Kreski wychowała taką, a nie inną córkę, nie pracując? A Gaba, nie mówiąc już o Idzie?
A Ewa Jedwabińska nie dlatego jest kłująca i lodowata, nie dlatego nie potrafi okazać miłości własnemu dziecku, że oddana pracy! Bo przecież tej pracy ona tak samo nie kocha, nie ma nawet cienia życzliwości dla uczniów. Nie wiemy dlaczego (i to, rzeczywiście, szkoda!) nie umie w pełni rozwijać albo tylko nie umie wyrażać miłości/ sympatii; pewnie tkwi w tym jakaś trauma z przeszłości. Wiemy, w jakim domu został wychowany Eugeniusz, to znaczy, dowiadujemy się później, w "Dziecku piątku" - i to procentuje, gdzieś w nim tkwi ta iskierka, która później się trochę rozdmucha, pozwoli mu ocieplić relację z córką (zawsze ryczę przy tej scenie!).
A związek bałaganu z rodzinną atmosferą jest raczej dobrze psychologicznie udokumentowany; ktoś, kto nie jest obsesyjnie skupiony na estetyce, na porządku, ma większe szanse, żeby rozpoznać potrzeby emocjonalne swoich bliskich. I odwrotnie, jakże często ktoś, kto się czuje niezaspokojony emocjonalnie albo sam nie potrafi komuś okazać uczuć, ucieka w aktywności zastępcze, pucuje kuchenkę i pastuje parkiet z taką czułością, jak powinien przytulać współmałżonka czy dzieci...
Użytkownik: misiak297 11.10.2013 22:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Gdyby z tym podziałem mat... | dot59Opiekun BiblioNETki
A jednak jest w tym coś, że Musierowicz gloryfikuje matki oddane rodzinie i wychowaniu dzieci. Pamiętasz tę tyradę Mili Borejko w "Kwiecie kalafiora", która wyraźnie kłóci się z tym, czego dokonała Kal Amburka? Tu się MM pogubiła trochę.

Oczywiście, Ewa Jedwabińska nie lubi swojej OBECNEJ pracy - była stworzona do kariery naukowej, a nie do uczenia dzieci. To dlatego zadręcza uczniów ankietami na lekcjach wychowawczych, dlatego wszystko sprowadza do psychologii. I można mieć żal do Musierowicz, że Ewa w tym jest tak... nie wiem, jak to określić... karykaturalna? Ta postać - choć odpychająca - nie zasługiwała na takie potraktowanie.

Niestety, będę się upierał przy swoim - Musierowicz trochę nachalnie pokazuje swoją aprobatę lub dezaprobatę dla pewnych postaw. Czasem to aż niemiło bije po oczach (jak choćby w przypadku matek z "Opium w rosole" - tutaj po raz pierwszy chyba zachodzi ten wyraźny kontrast między pracującymi a niepracującymi), bywa że trąci strasznymi kalkami rodem z idyllicznych wyobrażeń (obraz rodziny Lewandowskich), albo z błędnych wyobrażeń (pamiętam ten pełen jadu wywód feministki bodaj w "Nutrii i Nerwusie").
Użytkownik: Monika.W 11.10.2013 23:17 napisał(a):
Odpowiedź na: A jednak jest w tym coś, ... | misiak297
"Ten uproszczony podział świata (a zwłaszcza podział na matki dobre: karmicielki, kapłanki domowego ogniska - i złe: oddane pracy zawodowej kosztem uczuć własnych dzieci) może razić - i razi - nie tylko w "Opium w rosole", ale i w całej Jeżycjadzie."
A tu się nie zgodzę. O ile może w "Opium", to na pewno nie w całej Jeżycjadzie. I częściach wcześniejszych - wspomniana już przez Dot Mama Żakowa, Kulawikowa, ciotka Kłamczuchy; i w częściach późniejszych - choćby Gabriela czy Ida. Wszystkie są oddane pracy zawodowej. I żadna nie zaniedbuje dzieci (od razu uprzedzam - nie twierdzę, że są idealnymi matkami).
Natomiast jeśli matka oddaje się pracy zawodowej kosztem uczuć własnych dzieci, to bardzo, bardzo źle. Po prostu nie powinna mieć wtedy dzieci. I dokonać świadomego wyboru.
To tyle o zarzutach co do matek pracujących.

A odnośnie całej recenzji - dziś bardzo długo rozmawiałam z moją siostrą (jeszcze sporo starszą ode mnie) o Jeżycjadzie, a to w kontekście artykułu w ostatnim numerze Książek (tak się chyba nazywa ten miesięcznik Agory). Rozpracowałyśmy wszystkie zarzuty z artykułu i akurat dużo czasu poświęciłyśmy "Opium" (jedna z moich ulubionych części cyklu). A teraz przeczytałam Twoją recenzję. I musze stwierdzić - zupełnie inaczej odbieram te książkę. Na co innego zwracam uwagę, inne rzeczy pamiętam, inne są dla mnie ważne. Ale pewnie dlatego, że czytałam ją pierwszy raz właśnie w roku wydania. I nie wiem, czy słowo marazm dobrze oddaje tamten okres. Trwający stan wojenny, szarość, szarość, szarość, poczucie zniewolenia, totalny brak wszystkiego. To było poczucie zupełnej beznadziei. To było coś gorszego niż marazm.
Użytkownik: misiak297 11.10.2013 23:36 napisał(a):
Odpowiedź na: "Ten uproszczony podział ... | Monika.W
Właściwie masz rację, Moniko. W całej Jeżycjadzie chyba rzeczywiście nie. Ale jednak znów tu przywołam monolog mamy Borejkowej z "Kwiatu kalafiora"...

Czy można przeczytać gdzieś w Internecie ten artykuł? Jestem go bardzo ciekaw.
Użytkownik: Monika.W 11.10.2013 23:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Właściwie masz rację, Mon... | misiak297
Szukałam artykułu, ale nie znalazłam. "Książki" nie mają chyba nawet strony www. Ale nie tracisz dużo - to nie jest żadna dobra praca krytyczna. Powiedziałabym - publicystyka pisana pod zadaną tezę.

Zaś co do monologu Mili z KK - już na ten temat dyskutowaliśmy pod recenzją KK. I tak pięknie się różniliśmy.
Użytkownik: misiak297 11.10.2013 23:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Szukałam artykułu, ale ni... | Monika.W
Tak, pamiętam! I napisałaś wtedy, że Mila "chyba przestała pasować MM do idei dalszego cyklu", stąd w Kalamburce jak królik z kapelusza wyskakuje jej talent dramatopisarski. Wydaje mi się, że podobnie jest z Ewą Jedwabińską - tyle że ta celowo miała odstawać od cyklu (jako ta zła, ta niedobra) - w opozycji do niekształconych, ale kochających i robiących obiadki pań Lelujkowej czy Lewandowskiej. Musierowicz Ewy nie lubi i dodatkowo "dokopuje" jej karykaturą, o której pisałem przy komentarzu Dot - moim zdaniem zupełnie niepotrzebną.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 11.10.2013 23:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Właściwie masz rację, Mon... | misiak297
Przywiozę Ci ten numer na najbliższe spotkanie, chcesz?
Użytkownik: misiak297 11.10.2013 23:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Przywiozę Ci ten numer na... | dot59Opiekun BiblioNETki
Jasne!:) Chyba że masz skaner i nie musielibyśmy czekać na spotkanie!:)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 12.10.2013 00:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Jasne!:) Chyba że masz sk... | misiak297
A owszem, skaner mamy, jeśli stronica nie będzie za duża do niego, to zobliguję Miciusia do wykonania tej procedury :-).
Użytkownik: Monika.W 12.10.2013 08:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Przywiozę Ci ten numer na... | dot59Opiekun BiblioNETki
A jak Ci się podobał artykuł?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 12.10.2013 10:43 napisał(a):
Odpowiedź na: A jak Ci się podobał arty... | Monika.W
A... w kwestii spojrzenia Musierowicz na rodzinę jako taką, to mniej więcej podobnie, jak polemiczne wystąpienia Misiaka - wypada mi docenić cudzy punkt widzenia, ale co ja poradzę, że go nie podzielam albo przynajmniej nie całkiem?
Natomiast za lekkie nadużycie autorki artykułu uważam zarzut, że pisarka "szczyciła się 'Opium w rosole' zawierającym rzekomo krytykę stanu wojennego (...) cała krytyka kończy się jednak na aluzjach", a "bohaterowie 'Opium' boleją raczej ogólnie nad zbrodniami i kłamstwami panoszącymi się 'na całym globie' niż nad dyktaturą Jaruzelskiego. Poza tym nawołują do miłości i wybaczenia oraz napominają się nawzajem, że nie wolno nienawidzić złego człowieka. Zapewne również generała".
Użytkownik: Monika.W 12.10.2013 11:02 napisał(a):
Odpowiedź na: A... w kwestii spojrzenia... | dot59Opiekun BiblioNETki
Ta część artykułu była mocno obdyskutowana przeze mnie i siostrę. I zaintrygował mnie ten Kontredans Nurowskiej, w której podobno otwartym tekstem krytykuje stan wojenny (w 1983 roku). Patrzyłam w Biblionetce, ale poza średnimi ocenami nic nie ma. Aż przeczytam.

Zaś co do innego punktu widzenia - mnie się nie spodobało pisanie pod tezę. W każdym razie ja Jeżycjady nie odbieram ani jako cyklu anty-feministycznego ani napastliwie pro-katolickiego. Owszem, nie wpisuje się w nurt "liberalizmu światopoglądowego" propagowanego przez GW, który zdaje się wyznawać autorka. Ale chyba trudno z tego czynić zarzut? A tak odebrałam wywody autorki.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 12.10.2013 11:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Ta część artykułu była mo... | Monika.W
To chyba jest tak, że jaka Jeżycjada jest, każdy widzi. Tyle, że każdy widzi to, czego szuka, niezależnie od tego, czy szuka w aspekcie wartości pozytywnych, którymi chce siebie lub kogoś wzbogacić, podbudować czy negatywnych, które chce skrytykować. Ja potrzebuję czegoś, co mnie na przemian rozbawi i wzruszy - mam. Ktoś chce zobaczyć przemiany społeczne w Polsce - i ma.
Ktoś próbuje dostrzec natarczywy katolicyzm albo antyfeminizm - i ma, choć, dalibóg, z mojego punktu widzenia trudno obśmianie monologu jednej nawiedzonej pani uznać za przejaw antyfeminizmu, postawy Almy Pyziak i jej przyjaciółki za dowód, iż "kobieta bezdzietna w 'Jeżycjadzie' jest zawsze groteskowo pokręcona", a fakt, że mniej więcej w co drugim tomie wspomniane jest wyjście do kościoła, a raz nawet spowiedź, za prokatolickie manifestacje. Matko jedyna, przecież w naszym społeczeństwie nadal jeszcze większość rodzin jest pełna i integralna, większość przyznaje się do wyznania katolickiego (i przynajmniej ślub bierze w kościele), większość kobiet ma dzieci!
Skojarzenie z "Anią" również mi się nasunęło, różnica w niej bodaj taka, że nie było potrzeby piętnowania byłego systemu i zamiast katolicyzmu był protestantyzm, a nawet bardziej szczegółowo, bo przecież prezbiterianie zawsze byli tymi lepszymi, a metodyści tymi gorszymi. Ale kult rodziny był równie mocno wyrażony.
Użytkownik: misiak297 12.10.2013 12:04 napisał(a):
Odpowiedź na: To chyba jest tak, że jak... | dot59Opiekun BiblioNETki
Nie wiem, czy to jest kwestia "szukania" czegoś konkretnego. Ja na przykład nie czytam powtórnie Jeżycjady z tezą "znajdźmy antyfeminizm, prokatolicyzm, konserwatyzm", tylko z nastawieniem: "Zobaczę to, czego nie dostrzegłem. Co Jeżycjada ma mi do powiedzenia tym razem?". Tym, co dostrzegę, dzielę się w recenzjach. Chcę napisać, że czasem te wartości pozytywne czy negatywne same się znajdują - bez względu na lekturowe nastawienie. I choć również mnie Jeżycjada bawi i wzrusza - zawiera zarazem te elementy, które mi tam zgrzytają.

Z tym "monologiem nawiedzonej pani" jest kłopot o tyle, że chyba ów monolog wynikał zarówno ze światopoglądu Musierowicz, ale też z mylnego rozumienia feminizmu. Pani w przedziale (chyba działaczka feministyczna) przedstawia feminizm tak, jak jest on powszechnie błędnie rozumiany.

Promowanie pewnych wartości? Hm... chodzenia do spowiedzi bym się nie czepiał - ale fakt, że często bohaterki Musierowicz wyznają te same wartości, brakuje trochę alternatywy. Przykład: wszystkie siostry Borejkówny są świetnie ułożone, cudownie dogadują się z rodzicami. Nawet Patrycja - która przeżywała ciekawy okres buntu - zrobiła się ostatecznie w tym aspekcie podobna. Oczywiście wiem, że te rzeczy się zmieniają wraz z czasami i kolejnymi tomami - np. Róża zajdzie w przedślubną ciążę).
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 12.10.2013 13:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem, czy to jest kwe... | misiak297
A nie, Misiaku, to szukanie pod tezę nie było adresowane do Ciebie, tylko do autorki artykułu - u niej to widać niestety.
Użytkownik: aleutka 13.10.2013 22:27 napisał(a):
Odpowiedź na: A... w kwestii spojrzenia... | dot59Opiekun BiblioNETki
Cala krytyka konczy sie na aluzjach? Nie czytalam tego artykulu, ale zdaniem autorki jak mialaby sie konkretnie wyrazac w powiesci mlodziezowej? Bodajze w Tym razem serio Musierowicz mowila, ze pierwsza wersja Opium byla znacznie bardziej ponura i wprost, mowila o internowaniu, przesladowaniach zupelnie otwarcie - i wszyscy w wydawnictwie wiedzieli, ze w takiej formie nigdy przez cenzure nie przejdzie...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 14.10.2013 17:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Cala krytyka konczy sie n... | aleutka
Autorka artykułu najwyraźniej uważa, że aluzje to za mało - argumentując, że "kiedy ukazała się ta część sagi, w literaturze oficjalnego obiegu już od dawna wolno było pisać o stanie wojenny bardziej bezpośrednio". Po czym dodaje, że "Musierowicz musiała zatem wykonać bardziej zdecydowany gest wymazania swoich związków z PRL-em. W tym celu napisała retrospektywną 'Kalamburkę'(2001), której bohaterowie żyją w latach powojennych, ale mają współczesną, antykomunistyczną świadomość. Oczywiście, wszyscy od urodzenia byli w opozycji" itd.
Podobnych złośliwości jest tam więcej, widać, że autorka Musierowicz nie lubi i ze wszystkich sił się stara tę antypatię uzasadnić.
Użytkownik: Czajka 14.10.2013 21:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Autorka artykułu najwyraź... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dorotko, ja lubię Musierowicz, nie raz dawałam temu wyraz pisany, ale, niestety, co do Kalamburki mam identyczne zdanie. To było dla mnie niesmaczne. Nigdy wcześniej ani później nie było w żadnym tomie tyle namolnej, łopatologicznej i poprawnej polityki.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 14.10.2013 21:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Dorotko, ja lubię Musiero... | Czajka
Ach... a może, skoro tak natarczywie zarzucano jej "związki z PRL-em" (ciekawe, gdzie mieli wydawać książki pisarze, którzy mieli pecha przynajmniej kawałek dorosłego życia w tym ustroju przeżyć?), to żeby jej nie zjedli na surowo, wsadziła w tekst kilka takich poprawnych politycznie akcentów... Bo że napisała "Kalamburkę" tylko po to, żeby dorobić bohaterom prawomyślne życiorysy, jednak nie byłabym skłonna wierzyć.
Użytkownik: misiak297 14.10.2013 21:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Ach... a może, skoro tak ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Autorka artykułu nieco przesadza, ale jednak gdzieniegdzie trochę racji ma. W Jeżycjadzie - będę się przy tym upierał - występuje trochę czarno-biały podział świata. Karykatura feministki w "Nutrii i Nerwusie" jest niesmaczna. Stwierdzenie Róży trzymającej w ramionach małą Milę, że po dwudziestu latach bezsensownego życia wreszcie nadszedł czas spełnienia, po prostu irytuje (jakby kobieta automatycznie musiało = matka!). Swoją drogą zastanawiam się, ile jest kobiet, które nie są matkami w Jeżycjadzie...

Co do "Kalamburki" - a jest o niej w artykule sporo - nie będę się wypowiadał, bo tę część bardzo słabo pamiętam. Ale w sumie znając "Jeżycjadę", byłbym skłonny uwierzyć, że autorka chciała dorobić bohaterom "poprawne" życiorysy.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 14.10.2013 22:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Autorka artykułu nieco pr... | misiak297
Misiaku, w Jeżycjadzie kobiet, które nie są matkami, jest odsetkowo mniej więcej tyle, ile w przeciętnej dzielnicy dowolnego miasta. Oczywiście, sama przynależność do płci żeńskiej automatycznie nie zmusza do macierzyństwa, ale niestety natura tak to urządziła, że gdyby nie było kobiet (podobnie jak osobników żeńskich jakiegokolwiek gatunku zwierząt), to by też nie było dzieci, ergo: ludzkość wymarłaby po jednym pokoleniu. A skoro biologia predysponuje, czyni to na tyle mądrze, że większość kobiet chce mieć dzieci, a mając je, odczuwa przy tym coś w rodzaju spełnienia (pomijając uwarunkowania zewnętrzne, które mogą to odczucie osłabić lub zniweczyć).
A karykatura feministki nie jest ani trochę mniej smaczna, niż karykatura prymitywnego dorobkiewicza (Majchrzak), tępawego partyjniaka (Pieróg), nauczycielki bez powołania (pani Sznytek) czy laluni, której bogaci rodzice wmówili, że najważniejsza jest uroda bez skazy i drogie ciuchy (Matylda). Nie mówiąc o Ignacym Grzegorzu, który jest niejako karykaturalnym ucieleśnieniem Borejkowości - przecież on też śmieszy i irytuje, czyż nie?
Użytkownik: misiak297 14.10.2013 23:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Misiaku, w Jeżycjadzie ko... | dot59Opiekun BiblioNETki
Ale karykatura feministki - pisałem o tym gdzieś wyżej - wynika u Musierowicz z nieznajomości ideologii feministycznej. To takie bardzo spaczone postrzeganie tego nurtu. Tym bardziej niesmaczne.

A swoją drogą zastanawiam się, czy Musierowicz tworząc Ignasia, miała w zamyśle wykreowanie karykatury Borejkowatości - jak to celnie nazwałaś! - czy też tak jakoś samo wyszło.
Użytkownik: Szeba 27.10.2013 23:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale karykatura feministki... | misiak297
Z tego, co ja czytałam, to karykatura feministki była zwykłą zemstą i to pod adresem konkretnej osoby - Kingi Dunin. Nie za bardzo pamiętam tę scenę, więc chyba nie była zbyt demoniczna ;) Ponieważ książki Dunin są raczej kiepskie, uważam że choćby z tego powodu MM zrobiła błąd taką swoją reakcją. Sama zemsta - prztyczek w nos, też nie jest niczym fajnym. Można to było zrobić inaczej, tj. po Musierowiczowsku robiąc dalej swoje.

Skoro jednak zauważasz, że autorka nawet swoich pozytywnych bohaterów potrafi bezlitośnie odmalować niczym ich własną karykaturę, to co ci przeszkadza karykatura feministki w tym towarzystwie? ;)
Dla mnie Ignaś to taki następca-kontynuacja Ignacego, ale bardziej jeszcze Konrada. Bernard też by się nadał. To problem schematu, nie karykatury.
Użytkownik: misiak297 15.10.2013 11:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Misiaku, w Jeżycjadzie ko... | dot59Opiekun BiblioNETki
A właśnie - a propos artykułu. W jeszcze jednej kwestii zgodzę się z autorką - choć nie ona pierwsza na to wpadła, przed nią było paru krytyków i zapewne jeszcze więcej czytelników. Wszystkie dziewczyny w Jeżycjadzie dążą do małżeństwa. Nie ma tu miejsca na alternatywę. Choćby się buntowały - jak Patrycja czy Laura - ostatecznie kończą przy ołtarzu. Szczególnie zgrzyta mi to przy Laurze - ten ślub kościelny, to wymigiwanie się spowiedzią, zupełnie mi do niej nie pasuje. Nie z jej buntem. Dziś konkubinat wśród młodych ludzi (i nie tylko młodych) wydaje mi się łatwiej akceptowalny w obecnych czasach - stanowi pewną alternatywę do przyjęcia. I ten konkubinat właśnie pasowałby mi do Laury - a nie ślub kościelny.
Użytkownik: Monika.W 15.10.2013 12:31 napisał(a):
Odpowiedź na: A właśnie - a propos arty... | misiak297
Misiaku - popatrz na jej pokolenie, nie na swoje (mam wrażenie, że jesteś młodszy). Różnica jest ogromna. Konkubinat stanowi alternatywę do przyjęcia, ale standardem jest małżeństwo. Ot, taka rzeczywistość. Czy podoba się ona autorce artykułu, czy nie.
Przykładowo - w moim pokoleniu jestem jedynym znanym mi przypadkiem wśród znajomych, rodziny, przyjaciół, itp., stałego związku bez ślubu.
Użytkownik: misiak297 15.10.2013 13:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Misiaku - popatrz na jej ... | Monika.W
Zgadzam się z Tobą, że standardem jest małżeństwo.

Właśnie pod względem pokolenia na to patrzę - i czy ja wiem? Ten argument sprawdziłby się w przypadku Patrycji, to chyba jeszcze nie te czasy. Ja jestem niewiele od Laury młodszy, moja siostra niewiele starsza. Oboje żyliśmy w konkubinatach przy pełnej akceptacji naszej rodziny. Sporo moich rówieśników też tak żyło - oczywiście, wszystko prędzej czy później mogło prowadzić do ślubu. Ja tego ślubu Laurze nie odmawiam, ale widziałbym ją raczej w nieco dłuższym przedmałżeńskim konkubinacie.
Użytkownik: Szeba 27.10.2013 23:06 napisał(a):
Odpowiedź na: A właśnie - a propos arty... | misiak297
Hm, właśnie, czy to człowiek czyta książkę, czy książka człowieka? ;) Bo mnie do Laury kompletnie nie pasuje konkubinat!
To jest w ogóle jedna z bardziej skomplikowanych postaci w "Jeżycjadzie", mimo całej tej karuzeli następujących po sobie pokoleniowo a coraz bardziej podobnych do siebie figur. To, co pokazuje na zewnątrz zwykle kłóci się z tym, co dziewczyna ma i przeżywa naprawdę. Z powierzchowności pokrzywa, w rzeczywistości spragniona miłości, zainteresowania itd. - to ją wreszcie odmienia, a raczej po prostu otwiera. No, powiedzmy, bo pewnie nie tak do końca.
Laura śpiewa w chórze (kościelnym?), jest głęboko uduchowiona, więc pewnie i religijna. Faktycznie wyznaje tzw. tradycyjne wartości. Jej bunt jest kwestią _charakteru_, a nie światopoglądu. I wszystko się zgadza - ślub, w bieli, kościelny a konsumpcja dopiero po ;)
Losów Patrycji, przyznaję bez bicia, za bardzo w tej chwili nie pamiętam, więc nie będę nadinterpretowała ;)

Użytkownik: aleutka 14.10.2013 23:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Autorka artykułu najwyraź... | dot59Opiekun BiblioNETki
Autorka najwyrazniej mysli ze w komunizmie wszystkie wydawnictwa dysponowaly wspolczesna, wolnorynkowa wolnoscia decyzyjna. Owszem, pierwsze wydanie Opium ukazalo sie bodajze w 1986, no ale do wydawnictwa zostalo zdane znacznie wczesniej, to moglo trwac lata wtedy. Cenzura (niekiedy wielokrotne poprawki), przydzial papieru (odgorny zupelnie)... Nie bylo az tak drastycznie jak u Chmielewskiej, ktora wspominala, ze jeden z jej utworow MAW trzymal lat dziewiec. Przyjety do druku i przeznaczony do produkcji. Ale nadal wiele wody uplynelo miedzy zakonczeniem prac autorskich a fizycznym wydaniem ksiazki w przypadku Opium. Zdumiewaja mnie takie jadowite zalozenia i brak domniemania niewinnosci. To sie nawet przestepcom nalezy...

Chcialam cie nawet poprosic o ten skan, jesli sie uda, ale teraz zaczelam sie wahac...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 15.10.2013 00:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Autorka najwyrazniej mysl... | aleutka
Nie musisz się wahać - sprawdź pocztę :-).
Użytkownik: aleutka 15.10.2013 08:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie musisz się wahać - sp... | dot59Opiekun BiblioNETki
O, doceniam, dzieki. Juz rozpoznaje ten styl i rodzaj argumentow i nawet mi sie dyskutowac z nimi niespecjalnie chce. Teza teza pogania i nie moge sie oprzec calkowicie rzecz jasna subiektywnemu wrazeniu, ze to na zamowienie pisane albo pod modny trend. Wycieczki osobiste to juz ponizej niesmaku. Bo autorka artykulu oczywiscie siedzi w glowie Musierowicz, i stad jej doglebna znajomosc kompleksow i fobii autorki Jezycjady. Ad personam to chwyt niegodny, pisali o tym juz starozytni.
Użytkownik: misiak297 15.10.2013 10:31 napisał(a):
Odpowiedź na: O, doceniam, dzieki. Juz ... | aleutka
Aha, a propos artykułu... Ktoś mógłby mi przypomnieć, czy w "Brulionie..." rzeczywiście występowała Ida? Mam niejasne wrażenie, że jeśli idzie o rodzinę Borejków w tym tomie, pamiętam, że całkiem epizodycznie pojawiły się Mila i Natalia. A może się mylę?
Użytkownik: Czajka 15.10.2013 14:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie musisz się wahać - sp... | dot59Opiekun BiblioNETki
Jeśli to nie kłopot, to ja też poproszę. :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 15.10.2013 14:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeśli to nie kłopot, to j... | Czajka
Z przyjemnością!
Użytkownik: misiak297 15.10.2013 14:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeśli to nie kłopot, to j... | Czajka
A tu kolejny ciekawy artykuł o Jeżycjadzie:

Ciekawy felieton Tomasza Piątka o Musierowicz
Użytkownik: vikt 15.10.2013 14:57 napisał(a):
Odpowiedź na: A tu kolejny ciekawy arty... | misiak297
Szkoda, że artykuł nierzetelny, przerost formy nad treścią niestety.
Użytkownik: misiak297 15.10.2013 15:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Szkoda, że artykuł nierze... | vikt
A może gdybyśmy przymknęli oko na tę specyficzną retorykę, w tym artykule znalazłoby się coś z prawdy?:)
Użytkownik: Czajka 15.10.2013 18:14 napisał(a):
Odpowiedź na: A może gdybyśmy przymknęl... | misiak297
Na pierwszy rzut oka na pewno prawdą jest to, że Musierowicz nie pisze jak pan Piątek - to widać nawet po tytułach. Nie rozumiem tylko, dlaczego to miałby być zarzut. :)
Użytkownik: vikt 16.10.2013 13:29 napisał(a):
Odpowiedź na: A może gdybyśmy przymknęl... | misiak297
a ja się nie czepiam retoryki - nawet mi się podoba, czepiam się błędów merytorycznych:)
Użytkownik: aleutka 26.10.2013 13:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie musisz się wahać - sp... | dot59Opiekun BiblioNETki
Polemika tutaj:)

http://foch.pl/foch/1,132037,14838571,Teraz_to_ja_​jestem_w_zlym_humorze__W_obronie_Malgorzaty.html
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 26.10.2013 17:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Polemika tutaj:) http:... | aleutka
Dzięki, TO jest naprawdę doskonały tekst, autorka wypowiedziała wszystko i ładniej, i dobitniej, niż ja bym potrafiła! Zgadzam się z nią od pierwszego do ostatniego słowa!
Użytkownik: aleutka 26.10.2013 23:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki, TO jest naprawdę ... | dot59Opiekun BiblioNETki
A ja bezpowrotnie zmarnowalam pietnascie minut swojego zycia, bo autorka polemiki podala linka do bloga pani Szybowicz i poczytalam to co tam napisano o Teresce i Okretce. Pewnych ideologin feminizmu nie sposob zadowolic i chyba nawet nie warto probowac. Szkoda zachodu, bo zamiast literatury powstana poprawne ideologicznie i politycznie koszmarki.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 11.10.2013 23:24 napisał(a):
Odpowiedź na: A jednak jest w tym coś, ... | misiak297
Ale wiesz, ja dalej będę broniła tezy, że Ewa jest taka, jaka jest, nie dlatego, że jest matką pracującą, tylko dlatego, że w wyniku czegoś, o czym nie wiemy, jest zimna, sztywna, a do tego rozczarowana pracą, rozczarowana małżeństwem i dzieckiem pewnie też, bo w tej swojej sztywności uroiła sobie, że Aurelia będzie jak taki chodzący obrazek, nie będzie grymasić, nie będzie się brudzić, będzie wykonywała polecenia bez pytania i tak dalej. Mało to takich rodziców? I takich ludzi w ogóle? Gdyby jej nie było, toby nie było na kim pokazać toksycznych relacji w rodzinie, a jak się taka postać pojawia, to powiadasz, że karykaturalna...
Użytkownik: misiak297 11.10.2013 23:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale wiesz, ja dalej będę ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Nie, to nie tak, być może źle się wyraziłem. Co do postaci Ewy, to się zgadzamy. Natomiast fakt, że Ewa jest w tej swojej pasji (nie mówię o nauczaniu, ale o psychologii) trochę karykaturalna pozostaje przykry. Tak jakby Musierowicz traktowała tę bardzo nieszczęśliwą przecież kobietę z niepotrzebną autorską złośliwością (w tym widzę karykaturę). Ale to właśnie tak w Jeżycjadzie jest - analogicznie Matylda (też ciekawa!) to ta zła, Kreska ta dobra... To trochę wkurza.
Użytkownik: Monika.W 12.10.2013 09:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie, to nie tak, być może... | misiak297
Oczywiście, że postaci w Jeżycjadzie są przerysowane. I że Jeżycjada promuje pewne wartości. Tak samo jak Ania z Zielonego Wzgórza - to ta sama klasa i rodzaj literatury.
Użytkownik: misiak297 12.10.2013 09:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Oczywiście, że postaci w ... | Monika.W
Momentami to przerysowanie wydaje mi się niepotrzebne - ale może to kwestia tego, że już nie jestem nastolatkiem (czyli - jakby nie było - docelowym czytelnikiem Jeżycjady) i mam trochę inne spojrzenie na literaturę czy oczekiwania wobec niej. Nie wiem....
Użytkownik: Marylek 11.10.2013 23:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Gdyby z tym podziałem mat... | dot59Opiekun BiblioNETki
"A związek bałaganu z rodzinną atmosferą jest raczej dobrze psychologicznie udokumentowany; ktoś, kto nie jest obsesyjnie skupiony na estetyce, na porządku, ma większe szanse, żeby rozpoznać potrzeby emocjonalne swoich bliskich. I odwrotnie, jakże często ktoś, kto się czuje niezaspokojony emocjonalnie albo sam nie potrafi komuś okazać uczuć, ucieka w aktywności zastępcze, pucuje kuchenkę i pastuje parkiet z taką czułością, jak powinien przytulać współmałżonka czy dzieci..."

Ooooo! To, to, to! Jeżycjada nie dla mnie, ale powyższe zdania chyba wydrukuję i powieszę sobie gdzieś - jak znajdę miejsce... ;)
Użytkownik: aleutka 13.10.2013 22:14 napisał(a):
Odpowiedź na: [Uwaga: w recenzji odnosz... | misiak297
Moim zdaniem porownanie Kreski do Gabrysi (ze to ten sam typ, zaradny, rzeczowy, pozbawiony romantyzmu) nie ma racji bytu. To klasyczny cytat wyjety z kontekstu. Opis,ktory cytujesz pojawia sie gdy Maciek otwiera Kresce drzwi - Kreska pojawia sie w ksiazce po raz pierwszy i jest widziana z perspektywy Macka wlasnie, jego oczami. A wobec Macka Kreska zachowuje sie specyficznie, ma pewna tajemnice, ktorej nie chce ujawnic :) Tylko wobec Macka jest rzeczowa i kapralska (pozniej pojawia sie wrecz stwierdzenie, ze Kreska staje sie wobec Macka szorstka i rzeczowa niejako w samoobronie, do pewnego stopnia nie potrafi zdjac tej maski, choc dobrze widzi, ze Macka to drazni i zlosci i wcale nie jest jej naturalnym zachowaniem). Kiedy natomiast budza sie w niej nadzieje zwiazane z Opera w Kresce naturalnie zupelnie ujawnia sie jej niekapralska dziewczecosc. Generalnie jest Kreska odwrotnoscia Gabrysi w kazdym niemal aspekcie, ktory wspominasz - sama, wlasnym pomyslem, sumptem i determinacja zdobywa sukienke na wyprawe do Opery (Gabrysi nigdy nie chcialoby sie az tak starac w kwestiach odziezowych, zwlaszcza sukienkowych) i jest Kreska naprawde romantyczna - rozpamietuje chwile, kiedy sie spotkali, rozmarza nad tym jak z oczu Macka robia sie przecinki, kiedy on sie smieje, a kiedy jest zakochana z wzajemnoscia kontempluje swoja musujaca radosc . (Gabrysia w ogole nie mysli w ten sposob).
To ze obie sa zaradne zostaje wymuszone przez okolicznosci zewnetrzne. Zaradne i generalnie dzielne moga byc osoby o bardzo roznych temperamentach i charakterach i tak wlasnie jest w przypadku Kreski i Gabrysi. I tak wydaje mi sie ze Musierowicz preferuje dzielne dziewczeta. Nawet jesli sa tak kruche i bezbronne jak Genowefa (pozniej takze w Dziecku piatku).

Mieszkanie Ogorzalkow nie przypomina mi w niczym mieszkania Borejkow. Mieszkanie Borejkow jest rodzinne i to widac. A u Ogorzalkow dla mnie znowu widac wyraznie, ze to mieszkanie dwoch facetow, dla ktorych dom jest urzadzony doskonale praktycznie - z ich punktu widzenia, a to ze komus przeszkadzaja wedki, ktore moga spasc na glowe w kazdej chwili to problem tego kogos.

Nie uwazam zeby w Jezycjadzie gloryfikowano kaplanki domowego ogniska. Sporo kobiet w Jezycjadzie pracuje, chocby dorywczo. Sa wsrod dobrych matek robiace kariere naukowa lekarki i wykladowcy uniwersyteccy, nauczycielki, artystki. Tego zarzutu kompletnie nie kupuje.

A co do porzadku pozwole sobie zauwazyc, ze u Stagiewkow dba o niego gosposia, a dla Ewy urzadzanie mieszkania i utrzymywanie go w idealnym ladzie to klasyczna aktywnosc zastepcza. Generalnie w domu gdzie jest wiecej niz jedno dziecko w wieku przedszkolnym utrzymywanie idealnego porzadku schodzi na plan dalszy zupelnie naturalnie :)

PS Zgodze sie, ze historia milosna w tym tomie wypada blado. Znacznie ciekawszy jest watek Geniusi, a dla mnie takze Lelujki. Czytajac ksiazke po raz pierwszy mialam szczera nadzieje, ze Kreska sie zorientuje jaki skarb ma w zasiegu wzroku i rozszerzy znajomosc z Lelujka o cos jeszcze poza matematyka. Maciek wydawal mi sie zawsze nadetym, egocentrycznym bufonem :)
Użytkownik: misiak297 14.10.2013 21:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Moim zdaniem porownanie K... | aleutka
Rzeczywiście, nie spojrzałem na postać Kreski w ten sposób. Jako ciekawostkę dodam, że bodaj Biedrzycki jako pierwszy stwierdził, że postać Gabrysi jest tą "matrycą", z której powstają wszystkie dalsze bohaterki cyklu. Nie przytoczę całego cytatu, bo nie posiadam książki.

Co do mieszkania Ogorzałków - oczywiście, że jest kawalerskie. Jest w "Owr" taki fragment, w którym znajduje się opis tejże przyjaznej atmosfery.

Na zakończenie dodam, że ja też nie lubiłem Maćka i przy pierwszej lekturze miałem nadzieję, że Kreska będzie z Lelujką.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 14.10.2013 22:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Rzeczywiście, nie spojrza... | misiak297
I ja też byłam za Lelujką! Nie, żebym Maćka nie lubiła, ale Jacek w moim odczuciu zasługiwał na więcej...
Użytkownik: aleutka 16.10.2013 14:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Rzeczywiście, nie spojrza... | misiak297
Gabrysia jako matryca? Jak spojrzec calosciowo na Jezycjade to troche do Gabrysi jest podobna Cesia (ale ona jest znacznie bardziej niepewna siebie i niesmiala, samo to ze potrafi niezwykle kompetentnie zajmowac sie domem nie wystarczy), troche Patrycja, zwlaszcza w pozniejszych tomach, a najbardziej chyba Bella Rojek i Roza. I to chyba wszystko, w tej chwili inne mi nie przychodza do glowy. 4 dziewczyny na ile? Dwadziescia tomow? Jaka matryca?
Użytkownik: lutek01 08.10.2014 00:00 napisał(a):
Odpowiedź na: [Uwaga: w recenzji odnosz... | misiak297
Bardzo dobra recenzja i mogę się pod nią podpisać.
Lubię Jeżycjadę za ciepły i bezpieczny świat, który jest w niej stworzony, ale jednak dla mnie to literatura nieskomplikowana i opierająca się na szablonach. Podobne sceny, podobne postaci, podobne charaktery, podobne problemy. Przeczytałem dopiero pięć pierwszych tomów, ale we wszystkich napotkałem te same archetypy: matki-Polki, dziarskiego młodzieńca, zaradnej dziewczyny (oczywiście pierwszy raz zakochani), ojca intelektualisty-humanisty, niesfornego dzieciaka itd. Jakieś różnice są, ale i tak dla mnie większość z tych postaci jest jakaś taka kanciasta. Nie przekonują mnie, no.
A Gabriela w ogóle jest dla mnie niestrawna. Chyba byśmy się nie polubili ;-)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: