Dodany: 08.10.2013 10:00|Autor: Bookshelf

Usiąść i zapłakać


Czytam dużo książek i zawsze staram się, żeby były różne zarówno tematycznie, jak i pod względem stylu. Ta powieść jest ostatnią pozycją autora, po którą sięgnąłem. Począwszy od "Alchemika", poprzez "Zahir", "Jedenaście minut", po "Pielgrzyma" - każda kolejna pozycja wydawała mi się gorsza od poprzedniej. Dlaczego zatem brałem je do rąk? Chyba po to, żeby zgłębić fenomen autora. Niestety do dziś nie pojmuję, co zdecydowało o jego popularności. Lektura "Na brzegu rzeki Piedry..." spowodowała, że osiągnąłem dno absolutne i sam do siebie rzekłem: nigdy więcej.

Fabuła nie zaskakuje niczym szczególnym. Prosta, banalna, wręcz, powiedziałbym, prymitywna. Na pierwszym planie: ona i on, jakież to oryginalne. Ona - ucieleśnienie praktycyzmu, wygody, stabilizacji; on - jest jej przeciwieństwem, uosabia to, co duchowe. Wzajemna relacja doprowadza ich do przemyśleń, głębokich niczym bezdenna studnia i oczywiście powoduje, że doznają przemiany. Pod wpływem wielkiej miłości oboje wyrzekają się dla siebie tego, co dotąd uważali za najważniejsze.

Autor prezentuje tu, skądinąd ciekawą, koncepcję miłości. Do tej pory myślałem, że miłość ma uczyć zrozumienia. Ma być inspiracją, próbą połączenia dwóch różnych światów. Ot, takie spotkanie odmiennych osobowości, pozwalające uczyć się od siebie nawzajem, rozwijać. Przesłanie płynące z tej opowieści jest dla mnie wynaturzeniem miłości i nieudolną próbą pokazania, że dobra miłość to taka, dla której porzucamy swoje ideały. Pytanie nasuwa się samo: po co? Nie można tego połączyć?

Wzniosłość w wersji dla ubogich.

Kolejną rzeczą jest język. Dialogi, wymiana poglądów między bohaterami, budzą jednocześnie rozpacz i śmiech. Z czystym sumieniem mogę napisać, że to najgorsza książka, jaką czytałem w życiu. Podsumowanie nawiązuje do tytułu: nic, tylko siąść i płakać.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2661
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 8
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 17.10.2013 11:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytam dużo książek i zaw... | Bookshelf
Nie będę się już wdawał w dywagacje na temat wykreowania "sławy" Coelho, ale chętnie odniosę się do tematu "miłości" z opisanej książki.

Zdaje mi się, że to właśnie jej idealistyczne ujęcie chwyta za serce swoim pseudoromantycznym bełkotem i frazesami. Skąd to się bierze? Moim zdaniem jest to naturalne następstwo pokutowania w naszej kulturze błędnych w swej istocie sloganów (w których konstruowaniu Coelho jest nb. mistrzem - Wielki Mistrz Banału). Ile razy słyszymy takie treści:
- Mierz siły na zamiary
- Prawdziwa miłość nie przemija
- Miłość powinna być bezwarunkowa
- Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni
- Przeciwieństwa się przyciągają
- Nie kocha się "za coś"

Tymczasem poprawne wersje (nieidealistyczne, odpowiadające obserwacjom natury ludzkiej i historii świata) są następujące:
- Mierz zamiary na siły
- Zauroczenie przemija, miłość trzeba zbudować i o nią dbać, i pilnować się, aby nie przeżyć zauroczenia inną osobą
- Miłość najczęściej jest "pomimo wad" i wymaga kupy cierpliwości i niezadufania w sobie (bo sami z sobą często z trudem wytrzymujemy)
- Stosuj imperatyw kategoryczny, sądź i bądź zawsze gotów na to, że i ciebie osądzą
- Na dłuższą metę jest niemal niemożliwe, aby być w dłuższym związku z osobą o zdecydowanie różnych poglądach
- Tak, zawsze kocha się "za coś" - nie za prezenty, tylko za jakąś cechę: humor, opiekuńczość, hojność, ideały i wierność im, itd.; także za czyny - czyli potrafi ująć zachowanie w jakiejś sytuacji; i gdy tego zaczyna brakować, to i miłość stygnie

U Paulo Coelho relacje bohaterów, ich przeżycia i emocje wyglądają jak wierszydła podlotka - same bzy/sny/łzy i kupa farmazonów. Tylko jak z tym walczyć, gdy w zrelatywizowanym świecie nie wolno niczego skrytykować? Pochylmy się może nad emocjami pierścienic, nad dramatami mięczaków, nad egzystencjalnymi dylematami krów z pastwiska. Nadajmy im tę samą wagę co ludzkie problemy. Tylko po co? To wszystko jest chyba pisane pod osoby, które charakteryzuje głównie miłość własna i chętnie zagłębią się w swoje wnętrze po raz milion enty.

Bookshelf dotyka tu delikatnego problemu idealizmu - do niego też odnosi się przedostatni i ostatni punkt wyżej wymienionych i "poprawionych" sloganów. Idealizm w miłości moim zdaniem może mieć dwie skrajne postaci: albo szukanie księcia z bajki, albo wyidealizowany obraz samego związku jako takiego. W pierwszym przypadku ideał jest nieosiągalny i "marzycielka" będzie wiecznie skakać z kwiatka na kwiatek, nie zwracając uwagi, czy sama jest takiego księcia godna. W drugim przypadku nasuwa się Lacan ze swą definicją miłości: "Dawanie czegoś, czego się nie posiada, komuś, kto nie istnieje". Oznacza to (także, prócz np. idealizowania drugiej osoby) takie skupienie na samym związku, że zatracają się cechy osobowe jego uczestników. I chyba takim właśnie związkiem jest ten opisany w "rzece Piedrze": uzupełnianie się przeciwieństw (bzdura i niemożliwość), rezygnacja z siebie w imię miłości (jak pojmowanej? to chyba się nadaje na terapię współuzależnień!), porzucenie ideałów "dla drugiej strony" (to może w tym momencie przestanie się być fascynującym i urzekającym). Mało realne, ale za to jak pięknie brzmi!
Użytkownik: Mmyszunia 17.10.2013 11:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie będę się już wdawał w... | LouriOpiekun BiblioNETki
Czytam i myślę, myślę i czytam. Popieram Louri. U Coelho dużo jest górnolotnych zwrotów, pięknych frazesów ale nijak się one mają do realnego świata. Przeczytałam niejedno "dzieło" tego autora a teraz po kilku latach zaledwie nie umiem powiedzieć o czym konkretnie były. Nie zapadły w pamięć, nie przekładają się na życie.
Użytkownik: Pingwinek 23.03.2020 18:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytam i myślę, myślę i c... | Mmyszunia
Ja treść też niezbyt pamiętam (ale uczciwie powiem, że zapominam przy wielu książkach) - natomiast cytaty... Ach, niektóre chciałabym zapomnieć, a nie potrafię! ;D
Użytkownik: imogena 17.10.2013 12:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie będę się już wdawał w... | LouriOpiekun BiblioNETki
Louri, z tymi "poprawionymi sloganami" trafiłeś w samo sedno! Mogłabym się podpisać zresztą pod całą Twoją wypowiedzią, może tylko z wyjątkiem ostatniego zdania (te bzdury wcale nie brzmią pięknie - jak może pięknie brzmieć coś, co składa się z fałszywych nut?)

Co do Coelho - nie udało mi się przebrnąć przez ani jedną jego książkę w całości. A miałam ze dwa-trzy podejścia i za każdym razem bałam się, że mi zęby powypadają od zgrzytania. Niemniej: czy recenzowanie tego typu książek nie jest zwyczajnym kopaniem leżącego? Pamiętam jak kilka lat temu ze znajomym otworzyliśmy po egzemplarzu "dzieła" owego autora. To było przy jakimś stoisku z książkami w hipermarkecie. Na zmianę czytaliśmy głośno przypadkowe fragmenty, oczywiście ze stosownym patetycznym zaśpiewem. Większość przechodzących ludzi uśmiechała się lub wręcz chichotała. To chyba mówi samo za siebie :)
Użytkownik: Pingwinek 23.03.2020 18:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Louri, z tymi "poprawiony... | imogena
Chyba nie całkiem kopanie leżącego - leżący ma się świetnie, nadal pisze, wydaje i zarabia kupę kasy.

(A jeśli idzie o co "lepsze" fragmenty - oj, miałyśmy z przyjaciółką fazę na podśmiewajki z coelhizmów...)
Użytkownik: Bookshelf 17.10.2013 13:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie będę się już wdawał w... | LouriOpiekun BiblioNETki
Temat sławy Coelho wydaje mi się oczywisty. Społeczeństwo się banalizuje, wraz z nim banalizują się książki. Popularność tego typu publikacji jest dla mnie odzwierciedleniem tego typu zjawisk. Społeczeństwo banalne, posługujące się prostackim i ubogim językiem, nie będzie przecież szukało książek ambitnych, przy których się trzeba wysilić. Nazwałbym to zjawisko intelektualnym lenistwem. Mogę się założyć, że po książki Coelho sięgają te same osoby, które z upodobaniem oglądają w TV programy z serii "Wybacz mi". Prawdziwa miłość to dla nich przede wszystkim miłość, której sami nie mają. Niedościgniony ideał dla kobiety, która ogląda z wypiekami na twarzy kolejny odcinek "Na Wspólnej", kiedy jej mąż pochrapuje na kanapie w poplamionym buraczkami T-shircie.

Bardzo mi się podoba Louri Twoja wypowiedź. Dotyka sedna. Dla mnie miłość opisywana przez Coelho to miłość dla ubogich. Nie wiem, czy potrafię to dobrze wyjaśnić, nie jestem mistrzem porównań. Coś w stylu osoby, która bardzo chce mieć swój portret, ale idzie po niego do rysownika z Krupówek.

Dla porównania dodam, że kilka dni temu w moje ręce trafiła inna książka, którą pozwoliłem sobie zrecenzować dla biblionetki. Była dla mnie jak uderzenie kamieniem w głowę. I co się okazuje? Że o miłości da się pisać bez zadęcia. Bez tandety i, co najważniejsze, bez scen łóżkowych. A jednak z każdej linijki wylewa się nieprawdopodobne uczucie, wręcz po mistrzowsku wplecione w obrazy z codzienności, w ciekawe miejsca, w losy innych ludzi. Ciekaw jestem, czy dzisiaj ktokolwiek potrafi docenić takie książki. Moim zdaniem to one są antidotum na żenującą tandetę, która nas zalewa.
Użytkownik: Pingwinek 23.03.2020 18:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Temat sławy Coelho wydaje... | Bookshelf
Masz sporo racji. Tylko nie podajesz w ostatnim akapicie tytułu książki...
Użytkownik: Pingwinek 23.03.2020 18:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie będę się już wdawał w... | LouriOpiekun BiblioNETki
Trzeźwe spojrzenie. Ale powiem Ci, że wcale nie brzmi niepięknie. Prawda może być piękna :)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: