I zachwyca, i rozczarowuje
Przez ostatnie parę dni znów przebywałem w Wałbrzychu Joanny Bator. Moja poprzednia wizyta w tym mieście, gdy autorka była mi przewodnikiem ("Piaskowa Góra"), należała do niezwykle udanych. To była proza najwyższej jakości - poukładana, dobrze przemyślana, ciekawa, wciągająca. Sięgając po "Ciemno, prawie noc" wiedziałem, że będę miał do czynienia z co najmniej dobrą literaturą. Jednak w gruncie rzeczy zapomniałem już, jak świetną pisarką jest Joanna Bator. Jak potrafi wciągnąć czytelnika w wykreowany przez siebie świat - boleśnie realistyczny i magiczny zarazem. Niepokojący, ale i fascynujący. Jednocześnie pełen piękna i okrucieństwa.
Taki jest świat w "Ciemno, prawie noc". Zgodnie z tytułem - to powieść niejako zanurzona w mroku. Nie chodzi tylko o to, że wiele wydarzeń rozgrywa się w ciemnościach. Również o tajemnice, które nie powinny ujrzeć światła dziennego. I o zło, które wylęga się niespodziewanie i nie daje się zgładzić (może być co najwyżej neutralizowane), przybiera postać bezwzględnych (choć metaforycznych - bo metafora to ważny element świata Bator) kotojadów. Ale i w tym posępnym mroku błyska czasem światełko nadziei - a to za sprawą kociar, kobiet poświęcających się opiece nad kotami i... naprawiających świat.
"Ciemno, prawie noc" składa się z kilku płaszczyzn (co skrupulatnie wypunktowują kolejni recenzenci). Można je opisać w ten sposób:
1) Historia Alicji Tabor - to narratorka - dziennikarki, która powraca do rodzinnego Wałbrzycha, aby napisać reportaż o trójce zaginionych dzieci; Andżelika, Patryk i Kalinka zniknęli w niejasnych okolicznościach. A jednak w Wałbrzychu Alicja musi zmierzyć się z własnymi demonami. Nie może uciec - jak to ma w zwyczaju - każda droga i tak prowadzi do zaniedbanego domu. Stopniowo poznajemy naznaczone rozmaitymi nieszczęściami życie Alicji - która udaje Pancernika, a tak naprawdę pozostała małą, przerażoną Siuśmajtką. Ona sama musi odkryć niewiadome nagromadzone wokół jej rodziny. Ale tu historie łączą się ze sobą - bo historia Alicji jest też historią Ewy (to chyba najbardziej fascynująca i najlepiej nakreślona postać w "Ciemno, prawie noc"!), która - mimo że już nie żyje - wciąż jest w jakiś sposób obecna w życiu młodszej siostry. To również historia ich ojca, który uciekał przed życiem w podziemia, gdzie szukał skarbu - pereł niezwykłej księżnej Daisy (zresztą autentycznej postaci) - i nie mógł go znaleźć. A także Anny Lipiec, matki Ewy i Alicji - kobiety-potwora albo kobiety skrzywdzonej.
2) Historia Łabędzia - cwanego hochsztaplera, który wypłynął na śmierci uwielbianego przez tłumy, uważanego za proroka Jana Kołka. Kiedy śledzi się te sceny, czyta natchnione, pełne patosu przemowy Łabędzia na wałbrzyskim rynku, kiedy obserwuje się z dystansem jakby zahipnotyzowany tłum, nie sposób nie pomyśleć o ogólnopolskiej akcji "gdzie jest krzyż". Bo choć w "Ciemno, prawie noc" chodzi o figurę Matki Boskiej, to jednak Bator wykorzystała autentyczne kwestie, które padały na Krakowskim Przedmieściu (kto śledził tę masową gorączkę choćby poprzez krótkie filmiki zamieszczone na Youtubie, bez trudu odnajdzie dosłowne cytaty z wypowiedzi zgromadzonych tam osób). Autorka świetnie oddaje walkę za poronioną ideę, fanatyzm i związaną z nim nienawiść (całość potęgują jeszcze rozdziały "Bluzgi", składające się wyłącznie z wulgarnych wpisów na jednym z forów internetowych). Historia wzniesienia i upadku Łabędzia może i jest momentami groteskowa (mogłaby pewnie wyjść spod pióra Gombrowicza), ale bardziej chyba jednak przerażająca. Coś takiego wszak niedawno się działo - i być może jeszcze będzie miało miejsce.
3) Historia porwań dzieci - w końcu to zbrodnia sprowadza Alicję do Wałbrzycha. I z tymi wydarzeniami łączą się inne historie - żyjącej w nędzy Barbary Mizery obarczonej nadmiarem potomstwa; staruszki Zofii Sochy, która opiekuje się wnukiem porzuconym przez matkę; Mariana Waszkiewicza, dyrektora domu dziecka "Aniołek", z którego zniknęło najmłodsze z dzieci; maltretowanego rodzeństwa, które dokonuje zemsty. Kto porwał niekochane dzieci? Zgroza narasta ze strony na stronę.
W "Ciemno, prawie noc" opowieść goni opowieść, konwencje mieszają się ze sobą, tematyka jest bardzo zróżnicowana, a nawiązania literackie wyraźne (choćby do "Alicji w Krainie Czarów", powieści gotyckich pokroju "Mnicha", a także... samej "Piaskowej Góry". Nad wszystkim dominuje nastrój niepokoju i grozy, makabra z domieszką realizmu magicznego (to, co na wskroś realistyczne sąsiaduje z tym, co dziwaczne, jakby nie z tego świata). Świat wykreowany przez Bator wciąga - tutaj nie ma łatwych odpowiedzi, przewidywalnych rozwiązań fabularnych czy szablonowych bohaterów. Tym bardziej szkoda, że powieść, chociaż momentami zachwyca... zarazem nieco rozczarowuje.
O ile "Piaskowa Góra" wydawała mi się zwartą całością, która runęłaby, gdyby wyjąć choćby jedno słowo, o tyle "Ciemno, prawie noc" przypomina układankę - a jednak nie wszystkie klocki pasują do siebie, i to jest największy zgrzyt w tej prozie. Joanna Bator proponuje patchwork rozmaitych historii, form i konwencji, ale to się zwyczajnie nie sprawdza. Choć poszczególne historie bronią się jako odrębne całości, razem za nic nie chcą współgrać. Ma się wrażenie, że konstrukcyjnie ta powieść trzyma się na słowo honoru, a trzy wymienione płaszczyzny nie łączą się ze sobą tak, jak powinny. Im bliżej końca, tym trudniej oprzeć się wrażeniu przekombinowania. Wyjaśnienie zagadki porywania dzieci rozczarowuje, Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu Do tego "Ciemno, prawie noc" jest książką bardzo nierówną. Fragmenty zachwycające (cała historia rodziny Taborów, jakby wyjęta z powieści Jelinek czy Ostrowskiej) umieszczone są obok scen nieco nużących, wyraźnie zbędnych (rozbudowana opowieść Mariana Waszkiewicza o jego życiu). Język powieści przeważnie oczarowuje - jest żywy, pełen pięknych metafor i osobliwych porównań - a jednak i tu zdarzają się pojedyncze sztuczne dialogi. Nie zaszkodziłoby też, gdyby Joanna Bator użyła czasem klawisza Backspace - wtedy czytelnik na pewno nie odniósłby wrażenia przegadania. "Bluzgów" jest trochę za dużo (trzy porcje - zupełnie niepotrzebnie!), a jedna ze scen erotycznych została niepotrzebnie rozbudowana - i nie wiadomo, czy bardziej bawi, czy zniesmacza. Opis zbliżenia przypomina ten, jaki możemy spotkać w debiutanckiej książce Ilony Felicjańskiej czy powieściach Agnieszki Lingas-Łoniewskiej. Opis - dodajmy - z którego można było zrezygnować bez szkody dla całości.
Problem z oceną powieści Joanny Bator polega na tym, że w gruncie rzeczy jest ona z jednej strony naprawdę dobra, ale z drugiej - nie do końca przemyślana. "Ciemno, prawie noc" zachwyca - tak, zachwyca! Ale jednocześnie - tylko czasami, ale jednak - rozczarowuje. Zbyt dużo grzybów dostało się do tego literackiego barszczu, a łączenie wszystkiego skończyło się wolną amerykanką. W "Ciemno, prawie noc" jest materiału na trzy powieści - wtłoczenie tego w jedną nie wyszło jej na dobre.
Mimo wszystko czas przeznaczony na lekturę nie będzie czasem straconym. Zachęcam do sięgnięcia po "Ciemno, prawie noc" i dzielenia się swoimi wrażeniami. To jedna z tych wyjątkowych pozycji, o których można pisać bez końca. I niewątpliwie wartościowa - mimo pewnych mankamentów.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.