Dodany: 01.10.2013 21:55|Autor: asia_

Książki i okolice> Konkursy biblionetkowe

„ALE W GRENADZIE ZARAZA…”, czyli CHOROBY WYWOŁYWANE przez MIKROBY w LITERATURZE - KONKURS nr 168


Przedstawiam przygotowany przez Dot59 KONKURS nr 168.



„ALE W GRENADZIE ZARAZA…”, czyli CHOROBY WYWOŁYWANE przez MIKROBY w LITERATURZE


"(…)Patrzcie, o giaury! jam siny, blady,
Zgadnijcie, czyim ja posłem? -
Jam was oszukał, wracam z Grenady,
Ja wam zarazę przyniosłem.(…)”

[Adam Mickiewicz, „Konrad Wallenrod”]


Wirusy, bakterie i inne mikroby dręczą ludzkość od samego początku jej istnienia. Ich działalność nie zawsze jest tak błyskawiczna i spektakularna, jak w przypadku nieszczęsnego Almanzora i równie nieszczęsnych Hiszpanów; niekiedy atakują pomału i podstępnie, ale efektem jest zawsze jakaś choroba, czasem tylko dokuczliwa, czasem straszna i śmiertelna. Przed ekipą Biblionetkowych epidemiologów-amatorów (trudne?) zadanie: zidentyfikować 30 drobnoustrojów, grasujących po mniej lub bardziej znanych dziełach literackich.
Jeśli w tekście padają imiona/nazwiska wyjątkowo ważnych postaci, zostały utajnione i zastąpione literami X,Y,Z, mniej ważne oznaczone są pierwszymi literami imion/nazwisk.
Termin nadsyłania odpowiedzi upływa w sobotę 12 października o północy.
Za każdy fragment można otrzymać 2 punkty – odpowiednio po jednym za autora i tytuł - maksymalnie 60 punktów; liczba strzałów nieograniczona Jeżeli więcej osób zdobędzie taką samą liczbę punktów, zostaną uhonorowane w kolejności nadesłania finałowych maili.
Odpowiedzi wysyłajcie na adres: [...]. W tytule podajcie swój nick biblionetkowy.
Jeżeli nie życzycie sobie podpowiadania, czy znacie dusiołka/ rodzica, zaznaczcie to w pierwszym mailu. Wszystkie dusiołki znajdziecie w moich ocenach.
Odpowiedzi na maile spodziewajcie się raczej późnym popołudniem lub wieczorem.

Zapraszam do zabawy!




1.


- (…) W przeszłości, przed wieloma wiekami, zdarzały się wielkie epidemie w dużych miastach. Wyczytałem to z zapisków. Niektórzy ludzie nagle się rozchorowują, mają bardzo wysoką gorączkę, przeraźliwe bóle głowy, wymioty, palące bóle pleców. Zanim umrą, szaleją ze straszliwego bólu przez wiele dni, a nawet tygodni. Nieliczni zdrowieją. Beth tak choruje. Jeszcze jej się bardzo pogorszy. Widziałem ludzi z taką jak jej chorobą, którzy wyzdrowieli. Ma niewielką szansę. Czasem chorzy wyglądają jak ten pierwszy chłopiec. Czarna śmierć ogarnia ich i trawi ich ciała. Innych dręczą straszliwie bolesne obrzmienia pod pachami, na szyi i w pachwinach. Ogromnie cierpią i w końcu umierają. Bert tak choruje. Jeżeli chorobę uda się skierować ku głowie, przeciąć obrzmienie i usunąć jad, zdarza się, że tacy chorzy zdrowieją.
- A co z Lily? - spytała X. - Co z tymi znakami, jak to nazwałeś?
- Nigdy przedtem ich nie widziałem, ale czytałem o nich w naszych zapiskach. Znaki mogą się pojawić na nogach, czasami też na piersi. Ludzie, którzy je mają, rzadko kiedy wiedzą, że są chorzy. Jest tak aż do śmierci. Pewnego dnia ku swemu przerażeniu odkrywają, że mają znaki na ciele, i krótko potem umierają. Ich śmierci nie towarzyszy żaden ból lub jest bardzo niewielki. (…). Zapiski mówią, że znaki były charakterystyczne dla najgorszych z wielkich epidemii moru, które zabiły największą liczbę ludzi.



2.


— A ci Murzyni?
— Ci Murzyni śpią i nie rozbudzą się więcej.
— Nie rozumiem…
— Chorzy są na śpiączkę.. To są ludzie znad Wielkich Jezior, gdzie ta straszna choroba panuje ciągle - i zapadli na nią wszyscy, prócz tych, którzy przedtem pomarli na ospę. Został mi tylko ten jeden chłopak…
X-a uderzyło teraz dopiero to, że w chwili, w której zsunął się był do wąwozu, żaden Murzyn nie poruszył się, nie drgnął nawet — i że w czasie całej rozmowy spali wszyscy: jedni z głowami opartymi o skałę, drudzy z pospuszczanymi na piersi.
— Śpią i nie rozbudzą się już? — zapytał, jakby jeszcze nie zdając sobie sprawy z tego, co usłyszał.
(…)
— Tamci się już nie rozbudzą, a raczej źle mówię: każdy z nich budzi się na krótko przed śmiercią i w obłąkaniu ucieka w dżunglę, z której już nie wraca… Z dwustu ludzi pozostało mi sześćdziesięciu. Wielu uciekło, wielu umarło na ospę, a niektórzy posnęli w innych parowach.
X z litością i przerażeniem począł przypatrywać się śpiącym. Ciała ich były barwy popielatej, co u Murzynów oznacza bladość. Jedni mieli oczy zamknięte, drudzy na wpół otwarte, ale i ci spali głęboko, gdyż źrenice ich były nieczułe na światło. Niektórym popuchły kolana. Wszyscy byli przeraźliwie chudzi, tak że przez skórę można im było policzyć żebra. Ręce ich i nogi drżały nieustannie bardzo szybko. Owe błękitne wielkie muchy obsiadły im gęsto oczy i wargi.
— Czy nie ma dla nich ratunku? — zapytał X.
— Nie ma. Nad Wiktoria-Nianza choroba ta wyludnia całe wsie. Czasem sroży się bardziej, czasem mniej. Najczęściej zapadają na nią ludzie z wiosek położonych w pobrzeżnych zaroślach.



3.


Bez wątpienia czynnik chorobotwórczy, na jaki natrafili, wywoływał śmierć ludzi. W rzeczywistości jednak nie był przystosowany do ich organizmów, ponieważ ginął wraz z nimi. Nie można go było przenieść ze zwłok na zwłoki. Na sekundę czy dwie wnikał do organizmu gospodarza, po czym ginął wraz z nim.
Daje to intelektualną satysfakcję, pomyślał.
Musieli teraz wyizolować go, zrozumieć jego funkcjonowanie i znaleźć lekarstwo.
Burton wiedział już co nieco o mechanizmie przenoszenia i sposobie, w jaki mikroorganizm wywoływał śmierć: poprzez wykrzepianie krwi. Pozostawało pytanie: w jaki sposób dostawał się do wnętrza ciała?
Ponieważ najprawdopodobniejsze wydawało się przenoszenie drogą powietrzną, należało przypuszczać, że kontakt zachodził przez płuca i skórę. Być może mikroorganizmy torowały sobie drogę bezpośrednio przez naskórek, może wdychano je, a może i to, i to.
Jak to ustalić?



4.


— (…) Nadeszła więc przez powietrze wieść o nieznanej chorobie, która wybuchła nagle w Nowym Jorku. W tym najwspanialszym mieście Ameryki mieszkało wówczas siedemnaście milionów ludzi. Nikt nie przejął się zbytnio ową wiadomością. Wydawało się to drobnostką. Zdarzyło się zaledwie kilka wypadków śmierci. Niemniej śmierci te były bardzo gwałtowne i poprzedzone nagłym mocnym zaczerwienieniem całego ciała i twarzy. W dwadzieścia godzin później taka sama wiadomość nadeszła z Chicago. Tego samego dnia dowiedziano się, iż Londyn, największe po Chicago miasto na świecie, od dwóch tygodni potajemnie walczy z zarazą, lecz cenzuruje depesze, żeby ukryć przed światem fakt, że dotknięte jest epidemią. Wyglądać to zaczęło dość poważnie, ale my, mieszkańcy odległej Kalifornii, czuliśmy się spokojni. Nikt nie wątpił, że bakteriolodzy znajdą sposób opanowania tej nowej choroby, jak opanowali już tyle innych. Niepokojąco wyglądała tylko owa niezmierna szybkość, z jaką nowe bakterie niszczyły organizm ludzki, i fakt, że każdy wypadek zachorowania bywał śmiertelny. Nikt nie powracał do zdrowia. Znaliśmy już co prawda cholerę azjatycką: mogłeś jeść obiad wieczorem z kimś zupełnie zdrowym, a nazajutrz rano widzieć, jak go wiozą na śmiertelnym wozie. Ale ta nowa plaga była jeszcze znacznie gwałtowniejsza. Od chwili pojawienia się pierwszych oznak choroby aż do chwili śmierci upływała przeważnie godzina. Niektórzy męczyli się po kilka godzin. Inni znów umierali po upływie dziesięciu, piętnastu minut.
Serce biło coraz śpieszniej, gorączka rosła. Potem szkarłatna barwa rzucała się jak ogień na całe ciało i twarz. Niektórzy nie odczuwali wzrostu gorączki i bicia serca, toteż dopiero ujrzawszy ów szkarłat skóry, pojmowali, że są chorzy. Razem z ową czerwonością przeważnie rozpoczynały się konwulsje. Nie trwały jednak długo i nie były bardzo ciężkie. Jeśli ktoś je przeżył — leżał potem zupełnie nieruchomo i spokojnie, czując tylko, jak z wolna bezwład ogarnia ciało od nóg ku górze. Najpierw kostniały stopy, potem łydki, dalej uda, kiedy zaś martwota docierała do serca — człowiek umierał. Podczas choroby ludzie nie spali i nie bredzili — zachowywali przez cały czas zupełną przytomność umysłu, aż do chwili, w której nagle zatrzymywało się serce. Następnym dziwem tej choroby była szybkość pośmiertnego rozkładu ciała. Ledwie człowiek umarł — zwłoki wprost rozkładały się, rozsypywały, nikły w oczach. Była to jedna z przyczyn tak gwałtownego szerzenia się zarazy. Biliony bakterii znajdujące się w każdych zwłokach uwalniane były błyskawicznie szybko. Z powodu tego wszystkiego bakteriolodzy mieli bardzo małą możność walki z nową zarazą.



5.


S. nie czuje się dobrze. Stale podekscytowany, miewa prawie codziennie stany podgorączkowe, dreszcze, łamanie w kościach i ciągły ból gardła. Na rękach znów pojawiły się owrzodzenia, mimo że farbami olejnymi maluje bardzo rzadko. Środki stosowane przez ciotkę nie pomagają. Któregoś wieczoru w kawiarni u T. , kiedy w rozmowie z A.K. skarżył się na swe dolegliwości, usłyszał:
- Nie podoba mi się to. Byłeś u lekarza wenerycznego?
- Zwariowałeś?
- Idź. Musisz uwierzyć, znam się na tym. Z własnego doświadczenia. – A pochwyciwszy zdumione spojrzenie S., uzupełnił: - Miało się tego pecha. Radzę ci, nie zwlekaj. Im prędzej, tym lepiej.
S., poruszony, zaraz opuścił lokal. (…)
Doktor zbadał go, zadał kilka pytań i stwierdził:
- Jest pan poważnie chory. To syfilis.
S. zbladł.
- Przypuszczam, że pan zdaje sobie sprawę ze skutków tej choroby…



6.


Kiedy wrócili do domu, Helen nalegała, żeby Jason zmierzył temperaturę. Miał trzydzieści osiem stopni gorączki. Po dyskusji, czy powinni zadzwonić do doktora Goldsteina, ich domowego lekarza, w końcu się na to nie zdecydowali. Nie chcieli podczas weekendu zawracać lekarzowi głowy. (…). Jason spał kiepsko. W nocy tak się spocił, że musiał wziąć prysznic. Kiedy się wycierał, dostał zimnych dreszczy.
- Dosyć tego - stwierdziła Helen. Owinęła trzęsącego się męża w kilka koców. - Rano telefonujemy do doktora.
- A co on mi poradzi? - wychrypiał Jason. - Mam grypę, i tyle. Każe mi siedzieć w domu, łykać aspirynę, pić dużo płynów i wypoczywać.
- Może przepisze ci jakieś antybiotyki - zasugerowała Helen.
- Zostało trochę antybiotyków z zeszłego roku - przypomniał sobie Jason. - Są w apteczce. Przynieś je! Nie trzeba mi lekarza.
W sobotę było jeszcze gorzej. Późnym popołudniem Jason przyznał, że mimo aspiryny, płynów i antybiotyków czuje się o wiele gorzej. Nieprzyjemne uczucie w piersi przeszło w ból. Gorączka podskoczyła mu do czterdziestu dwóch stopni, dusił go również kaszel. Ale najbardziej uskarżał się na dotkliwy ból głowy i bóle mięśni.(…).
Po długim czekaniu na swoją kolej Jason został w końcu zbadany przez lekarza z ostrego dyżuru. Doktor nie krył swojego zdumienia stanem zdrowia Jasona, zwłaszcza po prześwietleniu jego klatki piersiowej. Helen odetchnęła z ulgą, gdy lekarz przyjął Jasona do szpitala i przekazał go doktorowi Heitmanowi, który zajmował się pacjentami doktora Goldsteina. Orzeczenie brzmiało: grypa i początki zapalenia płuc. Jasonowi zaczęto dożylnie podawać antybiotyki.
Gdy tuż przed północą przywieziono go do pokoju szpitalnego, czuł się tak źle jak nigdy w życiu. Skarżył się na ból w piersi, który przy każdym kaszlnięciu stawał się nie do zniesienia, i na uporczywy ból głowy. (…) O dwunastej trzydzieści pięć nad ranem Jason P. po raz ostatni w życiu zapadł w sen.



7.


Na początku człowiek uczuwa rozstrój duchowy, który szybko się pogłębia i przechodzi w stan bliski rozpaczy. Jednocześnie opanowuje go osłabienie fizyczne, obejmujące nie tylko mięśnie i ścięgna, lecz rozszerzające się również na działalność organów wewnętrznych, zwłaszcza żołądka, który ze wstrętem odmawia przyjmowania pokarmów. Powstaje silna potrzeba snu, lecz mimo wielkiego zmęczenia sen jest niespokojny, lekki, pełen trwogi i nie orzeźwiający. Mózg boli, jest ciężki, jakby otulony mgłą, od czasu do czasu przychodzą zawroty głowy. Nieokreślony ból we wszystkich członkach. Niekiedy bez powodu płynie krew z nosa. - To jest introdukcja.
Potem następuje silny atak dreszczów, które wstrząsają całym ciałem, zęby szczękają; jest to oznaka nadchodzącej gorączki, która natychmiast podnosi się do najwyższego stopnia. Na skórze piersi i brzucha pokazują się pojedyncze czerwone plamy wielkości ziarnka grochu, które znikają pod naciskiem palca, lecz natychmiast powracają. Puls jest coraz szybszy; wykazuje około stu uderzeń na minutę. Tak przechodzi pierwszy tydzień, przy temperaturze czterdziestu stopni.
W drugim tygodniu chorego nie męczą już bóle głowy i członków; znacznie częstsze są jednak zawroty głowy, a w uszach panuje taki szum, że po prostu utrudnia słyszenie. Twarz nabiera tępego wyrazu. Usta są najczęściej otwarte, oczy zaś na pół przymknięte i obojętne. Świadomość jest przyćmiona; chorego opanowuje śpiączka; często zapada w ciężkie odurzenie nie zasypiając jednak na dobre. Występuje maligna, głośne, podniecone majaczenie. Bezsilność i zobojętnienie doprowadzają do objawów niechlujnych i wstrętnych. Dziąsła, zęby oraz język chorego pokryte są czarniawym nalotem, który zatruwa oddech. Chory leży nieruchomo, ze wzdętym brzuchem, na wznak, w stanie zupełnego bezwładu. Wszystko w nim pracuje pospiesznie, niespokojnie i powierzchownie, zarówno oddech, jak i puls wykazujący do stu dwudziestu lekkich, drgających uderzeń na minutę. Powieki są na pół zamknięte, policzki zaś nie płoną już jak z początku - nabrały teraz niebieskawego odcienia. Czerwone plamy wielkości grochu na piersi i brzuchu stały się liczniejsze. Temperatura dochodzi do 41 stopni...
W trzecim tygodniu osłabienie dosięga szczytu. Głośne majaczenia ustają; nikt nie wie, czy duch chorego pogrążył się w pustej nocy, czy też, obcy i odwrócony od stanów ciała) przebywa w odległych, głębokich, cichych marzeniach, o których nie wieści żaden dźwięk ani żaden znak. Ciało pogrążone jest w bezgranicznej nieczułości. - Jest to chwila decydująca..



8.


(…) ściana jej pokoju była nieznośnie biała i lekko pofałdowana, a nie, jak dotąd, prosta i płaska. Dziewczyna przeniosła wzrok na okno, lecz to, co w nim ujrzała, wcale jej nie uspokoiło. Roleta poruszana przeciągiem, który wypychał ją powoli na zewnątrz, z cicha szurając po podłodze sznurkiem przeznaczonym do jej zwijania, przeraziła ją, zupełnie jakby po pokoju skradało się jakieś zwierzę. Zamknęła oczy, czując w skroniach pulsowanie krwi tak mocne, że każde uderzenie serca zdawało się uciskać jakiś nerw, przeszywając czoło igiełką bólu. To wcale nie musiał być ten sam ból co poprzednio, lecz głowa bolała na pewno, co do tego nie mogło już być wątpliwości. Odwróciła się na drugi bok, w nadziei że chłodna pościel uśmierzy jej dolegliwość, a gdy ponownie otworzy oczy, pokój będzie wyglądał tak samo jak zawsze. Po długiej serii nieudanych eksperymentów tego rodzaju musiała wreszcie uznać, że problem nie ulega kwestii. Wstała z łóżka i stanęła prosto, przytrzymując się mosiężnej gałki na ramie łóżka. Metal, w pierwszej chwili lodowato zimny, szybko zrobił się tak samo gorący jak jej dłoń, a ból głowy i całego ciała, w połączeniu z chwiejnością podłogi, przekonał ją, że o wiele lepiej jest leżeć niż wstać i chodzić, położyła się więc z powrotem. Ta odmiana ją orzeźwiła, lecz nie trwało to długo i wkrótce leżenie zrobiło się tak samo męczące jak przedtem stanie.



9.


Taki to powiew moru na polach rozsiał groby,
Oniemił drogi gwarne, miasto wyludnił doszczętnie,
Ziemię Cekropsa przed laty śmiertelnem znacząc piętnem.
Zrodził się mór w Egipcie, a stamtąd lotną drogą
Ponad wodą i ziemią przepłynął, aby srogo
Spaść na ród Pandijona od starców do pacholąt,
Tak że pokotem padali za nagłej słabości wolą.
Najpierw im głowę płonącą ból gorączkowy łamał
I oczy krwawym ogniem świeciły w swoich jamach.
Gardło w środku krwawiło, czarne od srogich wrzodów,
Głos w krtani napuchniętej ginął, a bliżej wchodu
Język, ów tłumacz myśli, osłabły i chropawy,
Z trudem się ruszał, sącząc spod zębów wyciek krwawy.
Potem już żar choroby przez gardziel w pierś wciśniony
Skoro serce zmęczone ujął w boleści szpony,
Wtedy już wrota życia pękały nieuchronnie.
Oddech smrodem dokoła zionął tak, jako zionie
Smród z gnijącego trupa, porzuconego w rowie,
A duch, straciwszy siłę więcej niźli w połowie,
Mdlał z ciałem już na samej granicy śmierci lichej.
Niepokój i strach drżący, i jęk, i skargi ciche
Mieszały się z boleścią nad ludzką wytrzymałość.
Wymioty z czkawką ostrą wstrząsały słabe ciało
Dniem i nocą, jak gdyby nie dosyć nieszczęśliwych
Gnębił po drżących członkach żar i ból dokuczliwy.
Nie poznałbyś na pozór, że ciało chorych płonie.
Bo upałem zbyt wielkim nie piekło w obce dłonie;
Chłodne prawie na wierzchu, skrywało wewnątrz pożogę,
Ale miało na sobie plamy i cętki mnogie,
Jak człek, któremu w żyłach zapłonął święty ogień.
A gorzeli biedacy w calutkiem ciele do kości
I w żołądku, jak w piecu, żar piekł ich bez litości.



10.


(…) Tamsin jest dwudziestotrzyletnią nauczycielką tenisa. Była na obozie szkoleniowym na północ od miasta, złamała nogę i rozcięła ją sobie, grając w siatkówkę na plaży. W tym momencie jej pierwszy błąd polegał na tym, że czekała z porządnym wyczyszczeniem rany, dopóki nie dostała się na pogotowie. Drugi błąd był taki: powiedziała lekarzom, że jej szczepionka przeciwtężcowa jest aktualna, tymczasem nie była. (…).
- To było najbardziej przerażające doświadczenie mojego życia – mówi, gdy poznaję ją w szpitalu. – Miałam gorączkę, pociłam się, czułam się do dupy. Potem dostałam kurczowych spazmów w całym ciele. Jakbym była opętana, nie byłam w stanie tego kontrolować. To, co się dzieje z twoją twarzą, to najgorszy koszmar. Myślałam, że szczękościsk to coś egzotycznego, co przeszło do historii razem z Dickensem. Myślałam, że to wymyślona choroba, ale ja czułam, jak mi zamraża twarz. Czułam, jak szczęka mi się ściska w rodzaj maski pośmiertnej. Nie wiedziałam, co się potem stanie. Myślałam, że płuca mi się zatrzymają albo serce. Myślałam, że moje własne ciało mnie zabije.
- Typowy szczękościsk.
- A wszystko dlatego, że moja mama była starą hipiską, która nie chciała dawać dzieciom trucizny, czyli szczepionki (…).



11.


- W sumie B. wygląda dobrze - zaczął C.- Jest oczywiście trochę blada i nieco odwodniona. Ma także ogólne bóle jamy brzusznej. Poza tym jednak wydaje się w porządku.
- A ten krwotok? - zapytała T. Bała się, że C. ich zbędzie.
- Proszę mi pozwolić dokończyć -odparł C. - Zapoznałem się również z wynikami badań laboratoryjnych. W porównaniu z dniem wczorajszym nastąpił niewielki spadek hemoglobiny. Nie jest to spadek znaczący, ale uwzględniając to lekkie odwodnienie, może się okazać ważny, biorąc pod uwagę krwotok. Wystąpił też drobny spadek liczby płytek krwi. Poza tym wszystko jest w granicach normy.
- Jak brzmi wstępna diagnoza? - zapytał K.
- Powiedziałbym, że choroba przewodu pokarmowego wywołana przez bakterie - odpowiedział C.
- A nie wirusa? - spytał K.
- Nie, myślę, że to bakterie - odrzekł C. i spojrzał na D. - Zdaje się, że pan miał podobne wrażenie wczoraj wieczorem, prawda?
- Istotnie.
- Ale dlaczego nie miała gorączki? -spytał K.
- Właśnie to, że nie miała gorączki, każe mi myśleć, że raczej była to toksemia niż infekcja wirusowa - mówił C. - Co zgadzałoby się z normalną liczbą białych ciałek krwi.



12.


- To nie jest zwykłe zatrucie, ma też opuchniętą wątrobę.
- To groźne?- zaniepokoiła się R.
- Raczej tak, ale jeszcze nie wiem, co to za choroba.
(…) R. skwapliwie przysunęła lichtarz.
- Oczy szkliste, źrenice w normie, przekrwienie wnętrza powieki…- mamrotał młodzieniec w skupieniu, jakby miał za plecami wymagającego nauczyciela. - Podejrzenie choroby zakaźnej. Dziąsła… w normie. Język.. obłożony. (…)
Przykrył dziecko na powrót kocem. Po raz pierwszy spojrzał R. prosto w oczy. Bardzo poważnie.
- To bagnica- szepnął.
R. pobladła. Bagnicę nazywano „chorobą brudnej wody” Zapadali na nią dokerzy lub ludzie żyjący w pobliżu podmokłych terenów. Z tego, co wiedziała, można było zachorować, pijąc wodę z rzeki lub jedząc małże czy niedogotowane ryby. Mówiono, że chorzy na bagnicę mają robaki we krwi, co już samo w sobie wydawało się wystarczająco wstrętne, pomijając fakt, że ponad połowa zwykle umierała.



13.


M. słuchała, jak S. oddycha: wstrzymywała oddech, potem wypuszczała powietrze i znów wstrzymywała.
- Co robisz?
- Nic.
- Dlaczego tak śmiesznie oddychasz?
- Nie ma w tym nic śmiesznego. Próbuję nie przełykać.
- Nie oddychając?
- Tak.
- Dlaczego próbujesz nie przełykać?
- Boli mnie gardło. Chyba jestem chora.
- Masz gorączkę?
- Skąd mogę wiedzieć? Chcesz mnie dotknąć i zobaczyć?
M. nie chciała.
- Dlaczego nie chciałaś pić? Z powodu gardła?
- Już ci mówiłam - odparła S. - Nie chce mi się pić.
M. zamilkła.
- Przestałaś jeść jagody - dodała po chwili.
- Ty też. Mam dość.
- Nie chce ci się pić. Nie jesteś głodna.
- Jestem chora, mówiłam ci.
- Coś cię jeszcze boli?
- Nie.
W środku nocy leżąca na boku M. obudziła się, a raczej obudziła ją S. która podrygiwała nerwowo, leżąc obok niej. M. początkowo nie reagowała, czekając, aż S. się uspokoi. Jednak kiedy przez kilka minut tarła plecami o ziemię, drapała się po głowie i rzucała z jednego boku na drugi, M. nie mogła już tego wytrzymać. (…). Choć w końcu udało się jej zasnąć, spała niespokojnie ze świadomością, że tuż obok niej leży wstrząsane drgawkami ciało.



14.


Matka w gorączce, wymiotach, wśród nieustannej biegunki, z wypuczonym brzuchem czekała na zgon. Była skazana na śmierć, albowiem odcięta za życia od wszelkiej pomocy, od wszelkiego kontaktu z ludźmi. Była tak wycieńczona, że nie mogła ruszać ręką, nie miała siły wołać o garnuszek wody, którego i tak by jej nie przyniesiono z obawy o zakażenie. Ojciec na boisku zbijał trumnę z desek świerkowych, albowiem matkę rodu przeznaczono na skonanie. Wybrała ją cholera i nie leżało w ludzkiej mocy, tak sądzili, wydrzeć człowieka z jej pazurów. Chora męczyła się w gorącu i smrodzie, w nieustannych drgawkach. Zdążyła pokazać ręką, że chce jej się pić. Podano jej na chlebnej łopacie garnuszek wody. Było to bezcelowe, albowiem jak mówił Ch., na wysokości napadu nie da się już ugasić pragnienia, wskutek zniknięcia absorpcji w żyłach żołądka.



15.


Popatrzyłam na okrywający go koc i dostrzegłam, że faluje lekko poruszany jego oddechem. Nachyliłam się, by się przyjrzeć dokładniej, i wyraźnie zobaczyłam na twarzy i szyi A. lekko wypukłe krosty, różowe na purpurowym. Piękny kolor, ale dla płatków róży lub goździka. Cofnęłam się o dwa, trzy kroki. Przyśpieszone bicie mojego serca brzmiało w uszach jak galopujący oddział huzarów wymachujących szablami, by odrąbać nam głowy od ciał. Krążyły opowieści o całych rodzinach, które rano budziły się w zdrowiu, a wieczorem odnajdywano ich martwe, gnijące ciała na podłodze. A. zakaszlał nagle, w przerażeniu zasłoniłam twarz i odwróciłam się. Wstydziłam się swojej odrazy, nie na tyle mocno jednak, by przy nim zostać. Ile sił w nogach pognałam po schodach i skryłam się na bezpiecznym poddaszu.
Chociaż wiele nas to miało kosztować, babka uparła się, żeby przywieźć jedynego medyka w A... R. wyruszył natychmiast, ale potrzebował czterech godzin, żeby wrócić z lekarzem. Ten zatrzymał się w sporej odległości od A., starając się nie dotknąć niczego w pokoju. Z twarzą zasłoniętą wielką chustką przyglądał się choremu przez czas potrzebny na zrobienie trzech oddechów, po czym uciekł w popłochu drzwiami wejściowymi. (…). Wskakując na konia, powiedział ojcu, że musi ogłosić alarm, wydać nakaz izolacji naszej rodziny i przysłać konstabla, by odczytał go wszystkim.



16.


Inaczej było z przewlekłą chorobą. Żołnierz czuł w marszu jakby cios od kuli. Nieraz przysięgały się stare wiarusy, że ich kula przebiła, gdy naokół było cicho, a nieprzyjaciela nigdzie. Zaraz następowało wielkie osłabienie, dochodzące aż do omdleń. Ręce i nogi przeszywał ból, jakby były połamane. Trzęsące zimno. Wszczynał się wielki trzask w czole, potem we wszystkich stawach i w krzyżu. Nieszczęśliwi słyszeli uderzenie pulsu w skroniach, oczy im wysadzało na wierzch i przemieniało w słup. Straszliwa bojaźń i wielka, niezgruntowana tęsknota nie daje pono spocząć biednej myśli. Nigdzie ulgi. Dech pędzi, jakoby ci Murzyn piersi zgniótł kolanami. Już po upływie dnia twarz nabrzmiewa i zaczyna się czerwienić jak u człowieka mocno spitego winem. Myśli okropne hulają, a sen za oceany ucieka. Wnet skóra żółknie, a białka oczu staną się jak szafran. Na trzeci dzień zwidzi się choremu, że już przeszło, już lepiej. Ale oto zacznie ustami, nosem, uszami, a nieraz wprost ze skóry na szyi, na policzkach ciec wolno krew rzadka, czerwono-ruda. Nogi zimne jak marmur, oczy ze szkła. Pot zimny, czarne womity, gangrena rąk i nóg - i wreszcie upragniona śmierć.



17.


Lecz noc, która przyszła, pełna była bólu i jęku. Zachorował na czerwonkę. A to było okropne. Nie zmrużył oka do świtu. Raz za razem, ściskające w krótkich odstępach, paskudne boleści. W końcu - nie spał nikt, wszyscy biegali pod wydmy. W taką ciemną noc do latryny strach wdepnąć.
Wycieńczony M. pojękiwał i pochlipywał, zanim z posłania się zwlókł, aby biec za potrzebą, coraz dokuczliwszą. Po omacku wszyscy biegali tam i z powrotem, czym prędzej przykucając po drodze. Tylko otulona kocem Z. nie zachorowała. (…) Słońce wstało, lecz co z tego za pociecha? Skoro nic nie zmienia się na lepsze, prócz nieustannych boleści ogarnia osłabienie, wciąż leci krew i śluz. Zwykle dzieje się tak na początku krwawej dyzenterii, choroby znanej od czasów Hipokratesa, od zarania wojen, a pewnie - od zarania świata, raju i jego owoców, skąd wygnała Adama i Ewę spod drzewa wiadomości dobrego i złego, gdy kwitło opatrzone przestrogą: MYĆ OWOCE PRZED JEDZENIEM!...



18.


A mnie już prawie nikt nie dawał nadziei. Nawet radzić mało kto już radził, bo za późno było na rady, a uklęknąć i pomodlić się za spokój duszy jeszcze nie wypadało. (…)
Zanosiłem się sinym kaszlem, spadającym jakby gdzieś w dół po drabinie, gdzieś w ciszę, że w izbie robiło się jakby makiem zasiał, ciszej niż kiedy zmartwienie skuje ludzi, tak cicho, że nie wiadomo było, czy to jeszcze kaszel, czy już śmierć, a trwał ten kaszel nieraz wieczność całą.



19.


Co do mnie, to wiedziałam, niestety za późno, jaki to krup. Wiedziałam, że to nie jest taki zwykły krup - „fałszywy”, jak go nazywają lekarze - lecz krup „prawdziwy” - bardzo niebezpieczny i prawie zawsze kończący się śmiercią. Ojca nie było, a najbliższy doktor mieszkał w L. Nie mogłam nawet telefonować i żadna furmanka nie mogła się przedrzeć przez zasypane drogi.
Mały X. stoczył zaciętą walkę o swe młode życie. Obydwie z Y. próbowałyśmy wszystkich środków, które znalazłyśmy u ojca, lecz X. czuł się coraz gorzej. Serce się krajało, patrząc na niego i słuchając jego ciężkiego oddechu. Oddychał z trudem, biedactwo, a twarzyczka jego miała barwę sinożółtą, i wyciągał rączęta, jakby błagając nas o ratunek. Przyłapałam się na myśli, że chłopcy otruci gazami na froncie musieli tak samo wyglądać, i jeszcze bardziej zaniepokoiłam się o X-a. Z każdą minutą rosło mu coś w gardle i tamowało oddech.



20.


Ale o godzinie dziesiątej przed południem (a pracowali od siódmej rano) F. odłożył widły na bok i rzekł do matki, przędącej kądziel w sieni:
- Wygarnujcie teraz wy, bo coś mnie kłuje w boku.
Siadł w sieni i już nie wstał. Zbladł w oczach i kazał sobie zdjąć ugnojone buciary. Przenieśli go do świetlicy, zaparzyli herbatę z rumianku. Skarżył się na głowę i piersi. Okadzili go ziarnami z jałowca i posłali po księdza. (…)
O trzeciej po południu F. zaczął umierać. Oddychał bardzo ciężko, ze świstem i rytmicznie. Głowę miał uniesioną wysoko, gdyż inaczej dusił się. Zebrali się koło niego ludzie i zaczęli gwarzyć. (…)
O piątej spadł prędko zmierzch i wrony poczęły niespokojnie kołować nad lasem, drąc się niemiłosiernie. Chory obudził się. Wątłe jego piersi poruszały się rytmicznie i ciężko. (…)
- Co ci, F.?
- Nic, matusiu.
- Gdzie cię boli?
- Dusi mnie.
- Dać ci kropli na serce?
- Nie, wody.



21.


Pierwszym sygnałem nadciągającego ataku (…) jest wewnętrzny niepokój, który zaczynamy odczuwać nagle i bez powodu. Coś się z nami stało, coś niedobrego. Jeżeli wierzymy w duchy - wiemy co: to wszedł w nas zły duch, ktoś rzucił na nas czary. Ten duch obezwładnił nas i przygwoździł. Toteż wkrótce ogarnia nas otępienie, marazm, ociężałość. Wszystko nas drażni. Przede wszystkim drażni światło, nienawidzimy światła. Drażnią nas inni - ich hałaśliwe głosy, ich odrażający zapach, ich szorstki dotyk.
Ale nie mamy dużo czasu na te odrazy i wstręty. Bo szybko, a czasem nagle, bez żadnych wyraźnych znaków ostrzegawczych, przychodzi atak. Jest to nagły, gwałtowny atak zimna. Zimna podbiegunowego, arktycznego. Oto ktoś wziął nas nagich, rozpalonych w piekle Sahelu i Sahary, i rzucił wprost na lodowatą wyżynę Grenlandii i Spitsbergenu, między śniegi, wichry i zamiecie. Co za wstrząs! Co za szok! W sekundę robi się nam zimno, przeraźliwie, przeszywająco, upiornie zimno. Zaczynamy dygotać, trząść się, szamotać. Od razu jednak czujemy, że nie jest to dygot, jaki znamy z wcześniejszych doświadczeń, ot, kiedy zmarzliśmy zimą na mrozie, lecz że są to miotające nami wibracje i konwulsje, które za chwilę rozerwą nas na strzępy. I żeby jakoś ratować się, zaczynamy błagać o pomoc. (…) Ale nawet otuleni tuzinem kocy, kurtek i płaszczy szczękamy zębami i jęczymy z bólu, ponieważ czujemy, że to zimno nie przychodzi z zewnątrz - na dworze jest czterdziestostopniowy upał! - lecz, że mamy je wewnątrz, w sobie, że te Grenlandie i Spitsbergeny są w nas, że wszystkie kry, tafle i góry lodowe płyną przez nas, przez nasze mięśnie i kości. I może myśl ta napełniłaby nas lękiem, gdybyśmy byli w stanie zdobyć się jeszcze na wysiłek odczuwania czegokolwiek. Ale myśl owa przychodzi w chwili, kiedy po kilku godzinach szczyt ataku stopniowo mija i zaczynamy bezwładnie zapadać w stan krańcowego wycieńczenia i bezsiły.



22.


— Na majówce czułem w sobie jakieś dreszczyki, jakieś coś w rękach i w nogach, alem uwagi nie zwracał. Dopiero w nocy u K. przy wińcie zastanowiłem się, co to być może. Czyżby tyfusik? W głowę mię czasem uderzał dziwny jakiś żar, miałem duszenie w okolicy serca i nie to że bolesne, bo prędzej zabawne dławienie w mięśniach i stawach. Uważasz pan, co ja mówię? Wyszedłem wtedy, pamiętam, do sąsiedniego pokoju chcąc zebrać myśli. Byłem we fraku, więc mię trapiło pytanie, czy mi po prostu nie zimno. Jedna z ładnych kobiet zbliżyła się do mnie i zaczęła, jak to mówią, flirtować na złość Marcie. A kiedy tak plotła mi jakieś miłe trzy po trzy, nagle mię jak drągiem zwaliła myśl: a nuż to jest soczek z tego zgnilca? Panie, dużom później przeżył, ale nigdy i nic gorszego nad tamtą chwilę, kiedym się uśmiechał do owej damy. Rozumiesz mię pan? — zapytał wyciągając ku R. skurczoną rękę ze zgiętymi palcami, straszną w istocie jak myśl, o której mówił. — No a w tydzień później wiedziałem już dokumentnie, że to jest malleus humidus farciminosus... nosacizna. Koledzy, eskulapia tutejsza, rada w radę. Wysłano mię do Warszawy. Tam także... Dziś, panie, oto co jest...
Z trudem odsunął kołdrę i ukazał gościowi swe nogi. Lewa była spuchnięta, brunatna, pokryta paskudną wysypką, jak gdyby ospą. Tu i owdzie formowały się wzdęte, ciemne abscesy. Chory przyglądał się tym swoim ranom przez chwilę, następnie odkrył piersi, a raczej grube powijaki, zakrywające widok bolesny...
— (…) Wiedz pan, że mam w nosie rany. Wydzielina jest krwista i cuchnąca. Uważasz, co ja mówię? Na błonie śluzowej formują się węzełki wielkości mniej więcej ziarnka prosa. Wskutek rozpadania się tych węzłów tworzą się ranki, zwolna zbliżają ku sobie grupami, łączą i pokrywają całą błonę. Coraz większy rozwój węzłów i ciągłe ich rozpadanie się na dnie i w okolicach ran prowadzi procesy zniszczenia głębiej. Obnażają się więzy, kości... Potem to martwieje, kruszy się, odrywa. Uważasz pan, co ja mówię? W wydzielinie z nosa mieszczą się zmartwiałe tkanki. (…)
U mnie — ciągnął chory — proces niszczący, zapalny, rozszerza się już wolno na sąsiednie błony, nie mówiąc o caluteńkim ciele, na jamę ustną, dziąsła, oczy, krtań i oskrzele. Boli mię już gardło i płuca. Uważasz pan, co ją mówię?



23.


„Kochana Żono! Jeśli ci powiem, że mam świnkę, to z pewnością nie uwierzysz. A jednak musi to być parotitis epidemica, na który to wniosek naprowadzają mnie trzy racje. Primo: jedna z moich przyusznych ślinianek jest powiększona do rozmiarów brzoskwini. Secundo: mam gorączkę, co nie zdarzyło mi się od lat. Tertio: nigdy nie chorowałem na świnkę. Nawet w dzieciństwie. Natomiast przeciwko mojej hipotezie świadczyć może opinia źródeł fachowych: jak podają, parotitis epidemica jest chorobą dziecięcą. Wydaje mi się jednak, że jestem ciekawym wyjątkiem w tej regule. (…)
X. wróciła ze szkoły o drugiej i wezwała lekarza, który rozpoznał u mnie świnkę (a nie mówiłem!) i zalecił, bym leżał w łóżku.(…)”



24.


Już nigdy więcej nie widzieliśmy pana C. w naszej okolicy. Wynik badania płynu rdzeniowego w szpitalu stroudsburskim okazał się dodatni i chociaż B.C. jeszcze przez następnych czterdzieści osiem godzin nie miał żadnych objawów, umieszczono go natychmiast na oddziale zakaźnym, gdzie nie wolno było odwiedzać pacjentów. Aż wreszcie gehenna się zaczęła: morderczy ból głowy, wycieńczenie, silne mdłości, wysoka gorączka, nieznośne bóle mięśniowe, a po kolejnych dwóch dobach - paraliż. Chory trzy tygodnie przeleżał na zakaźnym, zanim przestał wymagać cewnikowania i wlewów doodbytniczych - potem przeniesiono go na wyższe piętro i podjęto kurację polegającą na okładaniu nieczynnych początkowo obu rąk i obu nóg parowymi okładami z waty. Cztery razy dziennie musiał znosić torturę gorących okładów, przy czym każda sesja trwała cztery do sześciu godzin. Szczęściem, paraliż nie dosięgnął mięśni oddechowych, obyło się więc bez żelaznego płuca wspomagającego oddychanie - a tego B.C. bał się najbardziej.



25.


Kiedyś zachorowałam na odrę. Do tej pory nie wiem, dlaczego ta powszechna dziecięca choroba nazywa się „odra”. Gorączka i majaczenia zabierały mnie w urywany wielowymiarowy sen pełen niejasnej wiedzy, że choruję na rzekę. Niosły mnie jak małą papierową łódeczkę, kołysząc na wszystkie strony, prąc w rozcapierzone kierunki, obijając o szorstkie krawędzie nocnych godzin. Majaki otwierały tylko dla mnie bezbrzeżne przestrzenie, dalekie horyzonty, niskie fioletowe nieba, puste i brzęczące monotonnie. Ból głowy zmieniał się w jednostajny huk zawieszony jak kropla nad tym światem bez wymiarów. Wstawałam wtedy z łóżka oszołomiona, przepychałam się przez euklidesowy gąszcz wizji, szukając wody. Błądziłam po domu, który nagle rozrastał się pod moimi krokami i kran z wodą oddalał się, jakby prawami przestrzeni rządziła odwrócona luneta. Wędrowałam do okien, obmacywałam kaloryfery, znajdując w ich cieple wysuszone pustynie, rozgrzane kaniony skalistych gór, fatamorgana kranu zastygała na uchwytach szaf, na klamkach drzwi – manipulowałam przy nich wierząc, że są wszelkimi możliwymi pompami, studniami, kurkami, że ignorując złudzenie, dotrę do płonących źródeł mojego pragnienia i ugaszę je jednym potężnym haustem. Nigdy nienasycone, gorączkowe pragnienie. Myślałam, że choruję na tę milczącą potężną rzekę, która przyzywa mnie w ciemnościach, obiecując ostateczne ugaszenie pragnienia. Sądziłam, że to dlatego w dzień zasłaniano w pokoju okna – moi rodzice musieli się bać, że którejś nocy zew wody wyprowadzi mnie z domu i ruszę labiryntami nocnego parku wprost w jej lodowate kojące objęcia.



26.


Miałem chyba sześć albo siedem lat, kiedy wszyscy trzej zapadliśmy na odrę, a następnie ciężko rozchorowaliśmy się na szkarlatynę. Z tamtego okresu nie pamiętam niczego poza ponurymi gorączkowymi majakami, w których ciągle powtarzały się jakieś okropności, dusząca mnie zmora i zwid czający się za drzwiami. Podczas gdy starszy brat i ja zmogliśmy dość rychło chorobę, rzuciła się ona z całą siłą na młodszego brata i przez całe tygodnie trzymała go między życiem a śmiercią.
Trzeba pamiętać, że wówczas od najbliższego lekarza dzieliły nas dwie mile. Nie było kolei, telefonu, szpitala ani surowicy. Wkrótce nie mogło już ulegać wątpliwości, że brata zaatakował dyfteryt, najstraszniejsza podówczas z dziecięcych chorób. Jeszcze dziś jawi się przede mną zakrzywiony pędzel, który palącą cieczą miał zniszczyć nalot, powoli a niepowstrzymanie dławiący tchawicę. Jeszcze dziś czuję opary terpentyny, które trzeba było wdychać. Unosiły się z wody grzanej rozpalonymi kamieniami. Jeszcze dziś widzę, jak w nocnej godzinie, rozjaśnionej z niewiadomych powodów upiornym blaskiem świec, z zaśnieżonego i oszroniałego futra wyłania się powiatowy lekarz i pochyla nad duszącym się, umierającym dzieckiem.
Przypominam sobie, że zaproponował matce ostatni ratunek, ryzyko przecięcia tchawicy, a matka odmówiła.



27.


- Pytam się, dlaczego nigdy nie krzykniecie, a wy na to: „Bo mnie nie boli”. A jak uderzą prętem? Też nie boli. Ciągnę was za ręce ku światłu, oglądam skórę… Na pozór niby zwyczajna, ale jak ścisnąć, nie czerwieni się… Próbuję pazurem drapnąć - ani znaku… Niech Bóg wspomaga Grób Święty! Jakby mnie kto warem oblał… Poszedłem do Miłościwego Króla cały dygocący. Proszę, niech medyka wezwie, ale roztropnego, pewnego, co by nie rozgadał… Król roześmiał się zrazu, ale medyka sprowadził…
- To pamiętam - zauważył B. nie otwierając oczu.
- … I medyk poznał od razu. Powiedział Miłościwemu Królowi, że ratunku żadnego nie masz i że lepiej takiego dziecka nie chować… (…)
- Boję się spojrzeć na siebie - szeptał. - To znów godzinami patrzę, jak przekleństwo postępuje… Moje ręce! Moje ręce! Brzydzę się dotykać nimi czegokolwiek… Nie mogę przestać ich widzieć… Nie mogę ani na chwilę zapomnieć… Dziś ciało, choć nadgniłe, jeszcze się trzyma kości, ale co będzie za miesiąc?... Co będzie za rok?... W drodze z kościoła widziałem przez zasłony lektyki jednego, co zamiast twarzy miał gnijącą jamę… Ani oczu, ani nosa, ani ust… To ja niedługo… to ja…



28.


- Zaczyna mi się wysypka na brzuchu - dobiegło spoza gałęzi ponure wyznanie X.
- Na twarzy też - pocieszyła siostrę Y. - Ale malutko. Nie martw się, to tylko kilka dni, a potem już będziesz wyglądała tak jak ja.
- Boże! - powiedziała X grobowo.
- Na początku to okropnie swędzi - ciągnęła Y swe pouczenia. - Ale nie wolno drapać.
- Nie posiadam się z radości - stwierdziła X.
- Bo jak będziesz drapać, to się rozjątrzy i zostaną dzioby.
- Jakie dzioby, moja droga, o czym ty mówisz. Nie mówi się dzioby, tylko blizny, za pozwoleniem.
- Dzioby! I będziesz dziobata.
- Nie będę! Ciociu, powiedz jej, że ja nie będę dziobata!
- Bez tego ani rusz - uparła się Y. - Jeżeli oczywiście będziesz drapać.
- Nie będę. Ciociu, powiedz jej, żeby mnie nie straszyła, bo ja zaraz zacznę wymiotować.
- Trzydzieści siedem - powiedziała ryża, wyjmując termometr spod ramienia X. - No widzisz? Już ci spada. To nie jest bardzo ciężka choroba, więc staraj się być dzielna



29.


Przeziębienie, którego nabawiłem się przed sklepem spożywczym P., wyładowując w śnieżycy wiele cetnarów ziemniaków z ciężarówki, zwyczajnie lekceważone przez wiele miesięcy, okazało się teraz ciężkim, tak zwanym wysiękowym zapaleniem opłucnej żebrowej, która odtąd przez parę tygodni bez przerwy produkowała w ciągu zaledwie kilku godzin dwa albo trzy litry żółtoszarego płynu, wskutek czego cierpiały naturalnie zarówno płuca, jak i serce, a w niezwykle krótkim czasie cały organizm uległ także wysoce niebezpiecznemu osłabieniu. Zaraz po przewiezieniu do szpitala zrobiono mi punkcję, upuszczając z klatki piersiowej, co było pierwszym, by tak rzec zbawczym krokiem, trzy litry żółtoszarego płynu. (…). W ciągu pierwszych dni i tygodni w V. nie byłem gruźlikiem. Mój lęk, że jak inni w V. stanę się gruźlikiem, wzrósł jednak niepomiernie od chwili, gdy dowiedziałem się, że przebywają tutaj prawie sami gruźlicy. (…) moje płuca zostały jednak zaatakowane pod koniec pobytu w G., rentgenolog wykrył w dolnym płacie prawego płuca tak zwany naciek (…). Byłem chory na płuca, a zatem miałem obowiązek odpluwać! Ale nie byłem pozytywny, nie mogłem czuć się pełnowartościowym członkiem tego sprzysiężenia. Wszyscy prątkowali, byli więc pozytywni, tylko nie ja. Co drugi dzień żądano ode mnie plwociny, miałem już wprawę, płuca przywykły do tej męczarni, produkowałem plwocinę z pewnością siebie, pół butelki przed południem, drugie pół po południu, laboratorium było zadowolone. (…) Po pięciu tygodniach doszło do tego, orzeczenie brzmiało: pozytywny. Nagle stałem się w pełni członkiem wspólnoty. Potwierdzono moją otwartą gruźlicę płuc.



30.


Wyniszczone ciała jak bezbronne strefy wojny. Szał choroby, mięsak Kaposiego, infekcje płuc i dróg oddechowych, chłoniak limfoblastyczny, dysfunkcje wszystkich układów, zaburzenia umysłowe, delirium przypominające stan ludzi chorych na alzheimera, katusze przy każdym oddechu, płuca wypełnione wydzieliną, którą trzeba co chwilę odprowadzać przy pomocy rurki, osłabienie tak wielkie, że jedzenie staje się niemożliwe, napady śpiączki, młoda przystojna twarz przeistoczona z dnia na dzień w trupią maskę, silne ciało przeobrażone w kupę kruchych kości, z których zwisa skóra, wstrętne liszaje, wrzody w ustach tak wielkie, że przełykanie doprowadza do dławienia się, brak kontroli nad zwieraczami, nieuchronna agonia, oczy widzące Śmierć nieopodal, czekające cierpliwie, by upomnieć się o swoją ofiarę…


===========


Dodane 14 października 2013:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:

Rozwiązanie konkursu
Wyświetleń: 10838
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 71
Użytkownik: asia_ 01.10.2013 21:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
Ten konkurs byłby dla mnie nie lada wyzwaniem: kiedy czytam o chorobach, zaraz rozpoznaję u siebie co najmniej połowę objawów ;) A Wy? Dacie radę?

Zapraszamy!

Spośród uczestników tego konkursu wylosowany zostanie zdobywca książki C. J. Boxa Droga ucieczki. Zasady losowania: tutaj.
Użytkownik: Sznajper 02.10.2013 09:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
Ma już ktoś 12?
Użytkownik: ka.ja 02.10.2013 10:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Ma już ktoś 12? | Sznajper
Połowicznie mam. Tylko nosicielkę rozpoznałam - to nasza rodzima zaraza, spod Warszawy.

Mam nadzieję, że to nie jest zbyt gruby czołg.
Użytkownik: Sznajper 02.10.2013 10:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
I gdyby ktoś mógł pomóc z 23. Źródło zakażenia znalazłem, ale potrzebuję pomocy przy rozpoznaniu patogenu.
Użytkownik: anek7 02.10.2013 10:25 napisał(a):
Odpowiedź na: I gdyby ktoś mógł pomóc z... | Sznajper
Pan piszącego do żony spotykały same nieszczęścia - oprócz świnki przedstawiono mu kandydata na zięcia...
Użytkownik: Rbit 02.10.2013 12:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
Gnębi mnie 7 i 30. Ma ktoś na nie lekarstwo?
Użytkownik: Neelith 02.10.2013 12:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
Widzę, że ruszyła już wymiana medykamentów, a mnie tu wszystkie możliwe choroby nękają! Dopiero dwie zarazy rozpoznałam :) Ciężko będzie, pora martwić się o zdrowie.
Użytkownik: Monika.W 02.10.2013 13:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Widzę, że ruszyła już wym... | Neelith
U mnie podobnie - pewna jestem tylko 2 i 23. Jakieś 3 - 4 inne - czekam na potwierdzenie. Potem około 3 - 4 coś kojarzę, styl, epokę, itp. Ale reszta - czarna dziura. Czarna dżuma???
Obiecałam sobie, że będę brać udział w konkursach. Ale zupełnie mi nie idzie.
Użytkownik: Rbit 02.10.2013 14:13 napisał(a):
Odpowiedź na: U mnie podobnie - pewna j... | Monika.W
No wiesz. 9 powinnaś od razu rozpoznać.
Jakby co służę jeszcze 3,4,16,20,21,27
Użytkownik: Monika.W 02.10.2013 16:54 napisał(a):
Odpowiedź na: No wiesz. 9 powinnaś od r... | Rbit
no to pomatacz trochę...
Użytkownik: Monika.W 02.10.2013 19:04 napisał(a):
Odpowiedź na: No wiesz. 9 powinnaś od r... | Rbit
No dobrze - nakłamałam. Zgadłam też 9, 16 i 19 od razu. Ponadto doszłam do 21 i 28. I na tym kończy się moja wiedza. Poznałam jakoś po stylu rodziców 25 i 22.
Co do 30 miałam podejrzenia, ale całkiem niesłuszne. Strasznie kiepsko...
Użytkownik: Rbit 02.10.2013 20:19 napisał(a):
Odpowiedź na: No dobrze - nakłamałam. Z... | Monika.W
Nie wiem, czy nie wypuszczę czołgów - bo to moje pierwsze mataczenie:
3 - rodzic dusiołka Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
4 - dużo bardziej znane są inne dusiołki rodzica w tym jeden Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
27 - Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Użytkownik: Monika.W 02.10.2013 21:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem, czy nie wypuszc... | Rbit
No ja nie wiem, czy mi to dużo pomogło. Nie na moją słabą głowę te konkursy. Ja chcę konkurs z pre-wersalek:)
Użytkownik: Rbit 02.10.2013 21:17 napisał(a):
Odpowiedź na: No ja nie wiem, czy mi to... | Monika.W
E tam pre-wersalek. 4 i 27 to są przedjałtanki, ba nawet przedmonachijki :) nie wystarczy?

A z 20 trudna sprawa. Dusiołek mało popularny choć moim zdaniem zasługuje na więcej. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Użytkownik: cysiau 04.10.2013 20:39 napisał(a):
Odpowiedź na: E tam pre-wersalek. 4 i 2... | Rbit
Dla porządku sprostuję, że 4 to jednak prewersalka. Co prawda sporo osób już pewnie odgadło, ale mnie to trochę zmyliło, więc ostrzegam innych:)
Użytkownik: Sznajper 04.10.2013 21:17 napisał(a):
Odpowiedź na: No ja nie wiem, czy mi to... | Monika.W
Dla Ciebie byłby konkurs prewersalek, a dla innych z perwersalek nie do odgadnięcia ;)
Użytkownik: Monika.W 04.10.2013 21:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Dla Ciebie byłby konkurs ... | Sznajper
Awcależenieprawda:)
Czajka kiedyś zrobiła taki konkurs ze samymi starociami prawie - i zgadywalność była duża.
Ja nie mówię, że nowości są złe. Jakieś 5% czy 10% na pewno jest dobre. Zresztą - Pan Ajschylos ostatnio mnie zniesmaczył. Może jestem po prostu egalitarną estetką albo jakimś podobnym strasznym stworem (zarazem???)?
Użytkownik: Monika.W 02.10.2013 21:12 napisał(a):
Odpowiedź na: No wiesz. 9 powinnaś od r... | Rbit
A może coś o 20? Bo mam jakieś początkowe pomysły w głowie. Bohatera już odkryłam, tylko teraz muszę go w książce umieścić.
Użytkownik: Akrim 02.10.2013 14:21 napisał(a):
Odpowiedź na: U mnie podobnie - pewna j... | Monika.W
Mam podobne objawy - pewna jestem tylko 2 i 23. :) A i jeszcze 21.
Poza tym pewne podejrzenia co do 6 i 11, ale muszę sprawdzić u źródeł. ;)
Użytkownik: mafiaOpiekun BiblioNETki 03.10.2013 16:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam podobne objawy - pewn... | Akrim
A ja 2 znam, ale nie mogę sobie przypomnieć skąd.
Użytkownik: Sznajper 03.10.2013 17:08 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja 2 znam, ale nie mogę... | mafiaOpiekun BiblioNETki
Wszyscy znają 2.
Użytkownik: mafiaOpiekun BiblioNETki 03.10.2013 17:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Wszyscy znają 2. | Sznajper
Nie wątpię. ;)
Użytkownik: Czajka 03.10.2013 20:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Wszyscy znają 2. | Sznajper
Też znam dwa i to wcale nie ze szkoły. :)
Użytkownik: Akrim 03.10.2013 18:15 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja 2 znam, ale nie mogę... | mafiaOpiekun BiblioNETki
Pewnie ze szkoły. :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 02.10.2013 23:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
Uwaga, uwaga!
Podajemy pierwszy komunikat z frontu walki z epidemiami!

Za mikrobami ugania się w tej chwili 12 terenowych inspektorów sanitarnych, którzy mniej lub bardziej wspólnymi siłami rozpracowali połowę szkodliwych literackich drobnoustrojów.
Nadal groźne pozostają: 1, 5, 7, 10, 13, 14, 15, 17, 18, 22, 24, 25 (ale tu już idzie w dobrym kierunku, przynajmniej ktoś namierzył człowieka, który tę zarazę rozsiewa), 26, 29 i 30.
Inspektor powiatowy przypomina, że nawet te najtrudniejsze do zidentyfikowania zostały odnotowane w jego aktach, gdzie prędzej czy później można natrafić na właściwe ślady, i czeka na kolejnych śmiałków.
Użytkownik: Monika.W 03.10.2013 11:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Uwaga, uwaga! Podajemy ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Zarazosiewca z 22 został przeze mnie odkryty. Po stylu. Jeśli ktoś lubi książki tego zaraźliwca (jak Szanowna Pani Sanepid i ja - mały zarazek), powinien poznać.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 03.10.2013 23:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
Mija kolejna doba działań prewencyjnych, w których bierze udział już 15 łowców mikrobów. Oprócz 22 zidentyfikowane zostały drobnoustroje nr 25 i 29, reszta nadal czeka na swoich pogromców (byle nie za długo, bo się zmutują!).
Użytkownik: Pani_Wu 04.10.2013 00:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
Utłukłam 22 i 29, a przed chwilą 10. Potwierdzone. Pokażę metodę tłuczenia w zamian za odkrycie tajników unieszkodliwiania 3,4,8,27 i 30 :)
Użytkownik: Monika.W 04.10.2013 09:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Utłukłam 22 i 29, a przed... | Pani_Wu
W 27 choroba jest ważna. Potem już z górki idzie zgadywanie.
Użytkownik: Monika.W 04.10.2013 12:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Utłukłam 22 i 29, a przed... | Pani_Wu
Czytałaś 22? To podobno mało znany utwór niezłego rodzica. Ja nie mam pojęcia. Zamataczysz?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 04.10.2013 12:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytałaś 22? To podobno m... | Monika.W
Klasycznego (gdzieś tak ze 70% dzieciątek to prewersalki), dodam!
Użytkownik: Monika.W 04.10.2013 14:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Klasycznego (gdzieś tak z... | dot59Opiekun BiblioNETki
Ale najbardziej znana - już po Wersalu, Brześciu i innych pokojach.
Użytkownik: Pani_Wu 04.10.2013 15:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytałaś 22? To podobno m... | Monika.W
22 - rodzic zaangażowany społecznie, w czasie obecnych kilku reform państwowych, bardzo aktualny. Jego słowa zawsze były posłańcem nadziei, że są ludzie szlachetni, którzy dobro innych przedkładają nad zyski. Miał autorski pomysł walki z brudem, być może i nadal niezły, gdy ktoś cierpi na depresję sezonową.
Użytkownik: Monika.W 04.10.2013 15:22 napisał(a):
Odpowiedź na: 22 - rodzic zaangażowany ... | Pani_Wu
Rodzica znam od początku. Poznałam po stylu. Dusiołka nie znam:(
Użytkownik: Pani_Wu 04.10.2013 17:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Rodzica znam od początku.... | Monika.W
Wczytaj się w mataczenie. Zajrzy do słownika synonimów. Depresja sezonowa nie jest przywołana przypadkowo.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 04.10.2013 12:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Utłukłam 22 i 29, a przed... | Pani_Wu
W 30 są kluczowe informacje medyczne - normalnie jeden mikrob nie potrafi aż tyle złego narobić, ale ten jest wyjątkowo wredny i toruje drogę innym.
Użytkownik: Monika.W 04.10.2013 14:45 napisał(a):
Odpowiedź na: W 30 są kluczowe informac... | dot59Opiekun BiblioNETki
Kurczę, no to wiem. Wiem, co za choroba. Ale książki nie trafiam. Mój typ z tą chorobą okazał się błędny, kolejny miałam (ten sam kontynent), ale nie czytałaś, sprawdzałam. Już sama nie wiem. Musisz coś dorzucić.
Użytkownik: Pani_Wu 04.10.2013 15:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Kurczę, no to wiem. Wiem,... | Monika.W
Tropimy razem w tych samych chaszczach :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 04.10.2013 16:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Kurczę, no to wiem. Wiem,... | Monika.W
No cóż, wszędzie (a zwłaszcza na tamtym kontynencie) szukają na to lekarstwa, a niektórzy są tak w tych poszukiwaniach zapamiętali, że rozpoznają chorobę, gdzie jej nie ma, a tam, gdzie ona jest, usuwają żywe dowody, że medykamenty okazały się nieskuteczne.
Użytkownik: Pani_Wu 04.10.2013 15:14 napisał(a):
Odpowiedź na: W 30 są kluczowe informac... | dot59Opiekun BiblioNETki
Chorobę i mikroba rozpoznałam od razu, gorzej z dusiołkiem :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 04.10.2013 23:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
W trzeciej dobie dociekań epidemiologicznych wykrywalność mikrobów znacząco wzrosła - opierają się jeszcze zarazki nr 1 (nosiciela już znaleziono, tylko pytanie, w którym ze swoich licznych dzieciątek to posiał?), 7 (nie wierzę, naprawdę nie wierzę! Ta choroba biedaków w tej szacownej rodzinie!), 8 (a niektórzy uważali, że na to się zapada wskutek otrzymywania złośliwych listów! Ale jak widać, nie trzeba ekstremalnych emocji, tylko na przykład pobytu w miejscu, gdzie grasują zjadliwe wirusy), 13 (jest to przypadek wyjątkowy w skali świata, normalnie trzeba by być ugryzionym, a delikwentka zapadła na zarazę od samego wejścia w miejsce, gdzie przebywały potencjalnie szkodliwe zwierzęta), 14 (tak to jest, jak azjatycka zaraza zawędruje pod świerki... Dobrze, że zawędrował tam też Ch., choć nie wszystkich uratował), 17(jakże łatwo zapomnieć o higienie, gdy się po paru latach marznięcia i głodowania trafi w miejsce ciepłe i obfitujące w świeże owoce!) i 24 (a ledwie parę lat później nie zachorowałby ani pan C., ani nikt inny, bo jako pierwsi mogliby skorzystać ze szczepionki!).
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 05.10.2013 23:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
Wspólne wysiłki zespołu epidemiologów doprowadziły do unieszkodliwienia kolejnych zarazków; w przypadku 1 nadal nie zidentyfikowano zainfekowanego dzieciątka, w pełni groźne pozostają 5, 13 i 24. Ale widzę, że coś forum zamilkło – a dobre mataczenia są na wagę złota! Jutro niedziela, więc może wypoczęci inspektorzy sanitarni podzielą się szerzej efektami swoich dociekań?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 05.10.2013 23:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Wspólne wysiłki zespołu e... | dot59Opiekun BiblioNETki
A, przepraszam, nie - 5 już też zneutralizowana!
Użytkownik: mika_p 06.10.2013 00:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Wspólne wysiłki zespołu e... | dot59Opiekun BiblioNETki
Trzeba było zrobić łatwiejszy konkurs :P
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 06.10.2013 08:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Trzeba było zrobić łatwie... | mika_p
Oj, no a od czego mataczenia? Skoro 90% dusiołków zostało rozszyfrowanych, to znaczy, że dla kogoś nie były aż takie trudne. Ale żeby ten ktoś mógł mataczyć, to ktoś inny musi zapytywać o poszczególne dusiołki!
Żeby nie było aż tak trudno, to mogę dodać, że:

Osoba występująca w 1 jako X wykonuje bardzo nietuzinkowy (nawet jak na ten gatunek literatury :-) i niekiedy bardzo groźny (zwłaszcza dla innych) zawód, którego historię opisał rodzic w najnowszym swoim dzieciątku, prequelu serii. A dusiołek jest tym, w którym nad światem zawisa czerwony księżyc.

13 to jedna z części megaromansu w dramatycznych realiach historycznych. Główną bohaterką tegoż nie jest żadna z dziewczynek wymienionych w dusiołku; obu za to przypisano niezwykłą wiedzę medyczną - ofiara, która uczęszczała do wiejskiej szkoły podstawowej, błyskawicznie rozpoznaje u siebie chorobę, wymieniając łacińską nazwę wirusa (odkrytego jakieś 10 lat wcześniej na drugim końcu świata), a druga natychmiast odgaduje, w jaki sposób doszło do zarażenia, choć na całym świecie opisano ledwie parę podobnych przypadków, i to nie w tym języku.

Rodzic 24 jest najbardziej znany nie z wirusowego dusiołka, lecz z innego, cokolwiek bezwstydnego, dzieciątka. Jest o rok młodszy od rodzica 17, a niektórzy twierdzą, że jeśli zdąży, ma szanse dołączyć do klubu, w którym wcześniej znaleźli się rodzice 2 i 7.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 06.10.2013 10:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, no a od czego matacze... | dot59Opiekun BiblioNETki
O, kurka wodna, przepraszam za błąd! Żle spojrzałam na tabelkę z rozwiązaniami - rodzic 24 jest młodszy o rok od rodzica 18, nie 17.
Użytkownik: Monika.W 06.10.2013 10:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, no a od czego matacze... | dot59Opiekun BiblioNETki
Zarazołapacze - podpowiedzcie 4, 5 i 8. Prewersalki, autora znam. Powinnam chociaż tytuły jakoś pokojarzyć. A u mnie czarna zaraza w mózgu (jak czarna dziura).
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 06.10.2013 11:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Zarazołapacze - podpowied... | Monika.W
5 nie prewersalka - za to nazwisko jej bohatera w bibliotece prewersalek łatwo znaleźć :-).
Użytkownik: Monika.W 06.10.2013 11:31 napisał(a):
Odpowiedź na: 5 nie prewersalka - za to... | dot59Opiekun BiblioNETki
Że Homer niby???:)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 06.10.2013 11:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Że Homer niby???:) | Monika.W
No gdzie Homer, ten ma imię na S. i udaje się do specjalisty chorób wenerycznych! To już prawie nasze czasy, choć przedpierwszowojenne! A że oprócz farb bawi się jeszcze piórem, to i coś po nim pozostaje.
Użytkownik: Monika.W 06.10.2013 20:50 napisał(a):
Odpowiedź na: No gdzie Homer, ten ma im... | dot59Opiekun BiblioNETki
No ale o Homerze pisał. I to jak... I malował jego bohaterów. Przeczucie miałam odnośnie Homera:)
Użytkownik: KrzysiekJoy 06.10.2013 18:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
Od kliku dni, w zaciszu swojego pokoju, prowadzę nierówną walkę z groźnymi chorobami. Potrzebuję jednak wsparcia ekspertów, którzy podzielą się szczepionkami zwalczającymi wirusy:
4, 5, 8, 10, 14, 17, 18, 19, 20.
Użytkownik: cysiau 06.10.2013 19:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Od kliku dni, w zaciszu s... | KrzysiekJoy
19. Bohaterka dzielnie walcząca z chorobą swojego podopiecznego jest córką znacznie bardziej popularnej postaci o charakterystycznym kolorze włosów.
Użytkownik: KrzysiekJoy 06.10.2013 20:39 napisał(a):
Odpowiedź na: 19. Bohaterka dzielnie wa... | cysiau
No, masz Ci los, czemu zapomniałem o tym krupie, przecież choroba ta, już w pierwszej części występuje.
Użytkownik: Pani_Wu 06.10.2013 20:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Od kliku dni, w zaciszu s... | KrzysiekJoy
Pomataczę 10 z prośbą o mataczenie 7 :)
10 - nawet w XXI wieku lekarze mogą być mocno zdziwieni pojawieniem się niektórych chorób i łamać sobie nad tym głowę. A na dodatek to nie są żadne wymysły, tylko najprawdziwsza prawda.
Użytkownik: Monika.W 06.10.2013 20:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Pomataczę 10 z prośbą o m... | Pani_Wu
Odnośnie 7 powiem tak - mnie film pokręcił w głowie. W filmie bowiem (ekranizacja dość zacna, niedawna, sprzed 5 lat może) ten bohater umiera inaczej niż w książce. O zacnym Klubie ojca 7 (znasz go, czytałaś) pisała już Dot, to znaczący trop.
Użytkownik: KrzysiekJoy 06.10.2013 21:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Pomataczę 10 z prośbą o m... | Pani_Wu
7.
W zamierzchłych konkursowych czasach był przy tej książce był niezły ubaw. Odgadłem to wówczas jako pierwszy. A doszedłem do tego, bo wydedukowałem gdzie mężczyzna siedemdziesięcioletni może nie mieć nigdy na sobie długich spodni.:-)
Użytkownik: KrzysiekJoy 06.10.2013 21:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Pomataczę 10 z prośbą o m... | Pani_Wu
7.
W zamierzchłych konkursowych czasach był przy tej książce był niezły ubaw. Odgadłem to wówczas jako pierwszy. A doszedłem do tego, bo wydedukowałem gdzie mężczyzna siedemdziesięcioletni może nie mieć nigdy na sobie długich spodni.:-)
Użytkownik: KrzysiekJoy 06.10.2013 21:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Pomataczę 10 z prośbą o m... | Pani_Wu
Dodało mi nie ukończoną do końca podpowiedź. Sorki.
Użytkownik: Monika.W 06.10.2013 23:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Od kliku dni, w zaciszu s... | KrzysiekJoy
Bohaterowie mogliby sobie śpiewać (gdyby im było do śpiewu) - iść, ciągle iść w stronę słońca... Po drodze były śnieg i głód, głód i śnieg, granice, góry, wojna, zmiany aliansów. Acha - no i nie był to cel czy kres wędrówki. Potem to bardziej na Zachód.
Użytkownik: Monika.W 06.10.2013 23:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Bohaterowie mogliby sobie... | Monika.W
Powyższe jest o fragmencie 17 - przepraszam.
Użytkownik: Monika.W 07.10.2013 20:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Od kliku dni, w zaciszu s... | KrzysiekJoy
To może podpowiesz 1, 11, 15 i 30??

Ja mogę powiedzieć tak:
4 - oj trudno było. Rodzica byś po tym nie poznał, on raczej o rzeczach całkiem realnych i namacalnych pisał, często zresztą macanych przez niego samego.
18 - W sumie rodzic podobnie jak w 4 pisze. Gdzieś kiedyś wyczytałam, że jedną książkę pisze. I ja miałam podobne odczucia po przeczytaniu dwóch - że są właściwie o tym samym. Ale nie nuży czytanie - bo pisanie pięknie, z rozmachem. Już się cieszę na lekturę najnowszej...
20 - a tu dusiołek całkiem po tytule można znaleźć (chyba nie czołg jeszcze????), klimat fragmentu charakter książki tak oddaje, że choć nie czytałam, to wiedziałam...
Użytkownik: KrzysiekJoy 08.10.2013 10:16 napisał(a):
Odpowiedź na: To może podpowiesz 1, 11,... | Monika.W
1. Książka z gatunku, który raczej omijam. Ta mnie, ba całość nawet, zainteresowała (choć boję się, bo szału u Dot nie było). Ale skoro jest tam ktoś oprowadzający po leśnych bezdrożach, wędrując po nich, spotyka i niesie pomoc niewieście ściganej przez jakiś zbirów, to może się skuszę. Choć z drugiej strony, nie przepadam gdy jest zbyt dużo magii, a tu istnieje obawa, że jej będzie sporo.

11. W duecie lepiej, prawda? ;-) Klasyk gatunku, który swoim książkom nadaje jednoznacznie brzmiące tytuły. Ta też ma w tytule coś bardzo niebezpiecznego dla życia.

30. Tytuł tej książki, mógłby z powodzeniem być tytułem dzieła rodzica 3. "Bohaterem" utworu jest największa plaga drugiej połowy XX wieku.

15 niestety też nie mam.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 08.10.2013 10:36 napisał(a):
Odpowiedź na: 1. Książka z gatunku, kt... | KrzysiekJoy
W 15 mamy do czynienia z jedną z najgorszych epidemicznych plag ludzkości DO XX wieku (w Polsce ją mieliśmy ostatnio równe 50 lat temu), która w miejscu zamieszkania narratorki występowała dopiero od jakichś 2 stuleci. Ale to nie ona jest najważniejsza w fabule, tylko pewne wydarzenie z gatunku tych, których do dzisiaj ludzkość się wstydzi.
Użytkownik: KrzysiekJoy 08.10.2013 10:50 napisał(a):
Odpowiedź na: W 15 mamy do czynienia z ... | dot59Opiekun BiblioNETki
W międzyczasie namierzyłem 15. Posłałem ją do Ciebie.:-)
Użytkownik: Monika.W 08.10.2013 11:25 napisał(a):
Odpowiedź na: 1. Książka z gatunku, kt... | KrzysiekJoy
Wespół w zespół (jak mówią klasycy) - i jakoś idzie:)
Za 11 dziękuję, nie wpadłam na to. Ale to dlatego, że ja w ogóle żadnego takiego dzieła nie czytałam, więc mocno po omacku się poruszam.
Co do 30 - plagę już dawno zidentyfikowałam, ale z dusiołkiem zupełnie mi nie idzie. 2 moje typy poległy.

Ta matka w 15 mnie męczy. Jakby coś swojskiego, znanego, chociaż ze stylu czy epoki? Nie żadne amerykańskie thrillery, ale dobra, porządna literatura.

O 1 to już chyba przestanę myśleć - moje czytanie fantasy skończyło się jakieś 10 lat temu i było bardzo ograniczone. A tam dusiołków mnóstwo. Choć jeden charakterystyczny z innego fragmentu odgadłam szybciutko.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 06.10.2013 23:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
16 epidemiologów nie ustaje w wysiłkach, czego efektem jest rozpoznanie i unieszkodliwienie kolejnych drobnoustrojów. Nadal niebezpieczny jest 8, co zostało we wczorajszym komunikacie przeoczone; dobrze, że ten drobnoustrój nie zaraził pewnej epizodycznej postaci z dusiołka, bo wówczas nie byłoby jednego z najsłynniejszych dzieciątek rodzica/rodzicielki.
Po przeanalizowaniu kilkudziesięciu doniesień epidemiologicznych inspektor powiatowy chwilowo gotów jest wziąć literki za mikroby albo odwrotnie, toteż kolejne próbki zbada jutro.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 07.10.2013 23:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
Każdy mikrob został już przynajmniej raz zidentyfikowany, ale jeszcze nikt z ekipy prowadzącej dociekania epidemiologiczne nie uodpornił się na wszystkie zarazy. Jest na to jeszcze kilka dni, a na pewno będzie łatwiej, jeśli nastąpi wymiana próbek na forum :-).
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 09.10.2013 22:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
Cisza nagła zapadła, meldunki z frontu walki z epidemiami nie dochodzą - a jeszcze żaden uczestnik nie uzyskał szczepionek na wszystkie choroby!
A dyżurny inspektor za chwilę uśnie, bo już ledwo trzyma rzęsy w pionie!
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 11.10.2013 00:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
Drodzy łowcy mikrobów, pragnę przypomnieć, że jeszcze tylko 2 doby zostały na walkę z epidemiami! Łapcie i unieszkodliwiajcie, co się da!
Dysponuję garstką pomocnych danych mikrobiologicznych, ale żeby się nimi podzielić, muszę wiedzieć, kto i czego potrzebuje :-).
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 12.10.2013 00:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam przygotowany... | asia_
Aktywność przeciwepidemiczna konkursowiczów nieco wzrosła, choć nie na forum, a tymczasem na wyłapanie wszystkich mikrobów pozostała już tylko 1 doba.
Gdyby ktoś jutro jeszcze wpadł na jakieś tropy i potrzebował pomocy, w miarę możności niech mnie nagabuje już przed południem, żebym zdążyła podsunąć namiary, zanim mi się nieprzewidziani wcześniej goście zjawią (będę oczywiście dostępna i później, ale na obiad z przyległościami będzie konieczna jakaś przerwa).
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: