Dodany: 17.09.2013 19:30|Autor: anek7

Książka: Mój dzielny tata
Pagnol Marcel

1 osoba poleca ten tekst.

Dawno temu w odległej Prowansji...


Kiedy człowiek osiąga pewien wiek, coraz częściej zaczyna oglądać się za siebie. Przywołuje wspomnienia miejsc, ludzi, zdarzeń i wszystko to, co było wydaje mu się milsze, piękniejsze, bardziej kolorowe niż to, co tu i teraz. Nie jestem jeszcze jakoś szczególnie wiekowa, ale zauważam u siebie taką właśnie przypadłość - coraz częściej łapię się na tym, że używam zwrotu "za moich czasów...".

Nie wiem, czy mam słuszność, ale wydaje mi się, że coraz więcej osób postanawia te swoje wspominki przekazać komuś więcej niż tylko znudzonej rodzinie, która po raz setny zmuszona jest przy świątecznym obiedzie (lub jakiejkolwiek innej rodzinnej uroczystości) wysłuchiwać opowieści z cyklu "Kiedy miałem osiem lat...". Poziom tych wspomnień jest bardzo różny, ale zdarzają się wśród nich prawdziwe perełki.

Jedną z takich literackich perełek są niewątpliwie wspomnienia Marcela Pagnola, francuskiego dramaturga, pisarza i reżysera. Autor przyszedł na świat w 1895 roku, więc jego dzieciństwo przypadło na lata przed wybuchem pierwszej wojny światowej. Ojciec Marcela był nauczycielem, a matka zajmowała się domem i dziećmi - pisarz miał dwójkę młodszego rodzeństwa. Swoje wspomnienia zawarł Pagnol w czterech tomach (zmarł w czasie pisania ostatniego) - na mojej półce stoją dwa pierwsze wydane w jednym woluminie: "Chwała mojego ojca. Zamek mojej matki"(wyd. Esprit, 2010).

Rodzina Pagnolów mieszkała w Marsylii, ale kiedy Marcel miał osiem lat ojciec i wuj Juliusz kupili stary wiejski dom, gdzie od tej pory rodzina miała spędzać wakacje i święta. Oczywiście przed zamieszkaniem tam trzeba było poczynić pewne przygotowania - u handlarza starzyzną zakupiono meble, które ojciec wraz z synami wyremontowali tak, aby nadawały się do użytku, mama spakowała niemal cały dobytek, bo rodziny nie było stać na zakup drugiego kompletu naczyń i pościeli, w bagażach musiało też znaleźć się miejsce na podstawowe produkty żywnościowe i środki czystości. Wreszcie, kiedy nadszedł dzień wyjazdu, część rzeczy zapakowano na wynajęty wóz, a resztę toreb i tobołków rozdzielono pomiędzy członków rodziny. Podróż była bardzo męcząca - nie dało się przejechać całej drogi tramwajem, ostatnie dziewięć mil trzeba było pokonać pieszo. Ale kiedy wreszcie strudzeni i głodni podróżni dotarli na miejsce, cudowne widoki oraz wizja kilku wakacyjnych tygodni przezwyciężyła zmęczenie...

I tak oto rozpoczęły się najpiękniejsze wakacje Marcela - do dyspozycji dzieci był całkiem spory ogród, a ponieważ dawniej rodzice nie byli aż tak przewrażliwieni na tle bezpieczeństwa własnych pociech, chłopcy mogli sami spacerować po pobliskich wzgórzach i lasach, obserwować przyrodę i szukać coraz to nowych wrażeń. Tymczasem dorośli z utęsknieniem wyczekiwali rozpoczęcia sezonu polowań - a kiedy już się zaczął, codziennie rano wychodzili w góry, skąd wieczorem wracali z upolowaną zwierzyną. Zające, bażanty czy kuropatwy stanowiły podstawę wakacyjnej diety. Również Marcel przyczyniał się do zaopatrzenia spiżarni - pomagając ojcu i wujowi w czasie ich myśliwskich wypraw lub też na własną rękę zastawiając sidła, czego nauczył go miejscowy chłopiec imieniem Lili.

Wspomnienia Pagnola ożywiają przed oczami czytelnika francuską prowincję, której już dawno nie ma. Zniknęły nieużytki, gdzie można było odpoczywać pośród dziko rosnącej lawendy i innych ziół, wiele małych lasków zostało wyciętych, piaszczyste wiejskie drogi zastąpione zostały asfaltowymi szosami, po których mkną samochody. I próżno by szukać wozów zaprzężonych w muły czy wiejskich domków, gdzie wodę czerpano ze studni, a wieczorem oświetlano kuchnię lampą naftową.

Ale co się zmieniło najbardziej, to ludzie i ich mentalność - widać to szczególnie w opisie sytuacji, kiedy ojciec Marcela obawia się nagany w pracy. Jest zdecydowany, że w takim wypadku złoży dymisję - nie wyobraża sobie, że z takim piętnem mógłby uczyć i wychowywać młodzież. Józef Pagnol nie jest bynajmniej człowiekiem idealnym - syn pisze o nim z wielką miłością, ale nie ukrywa jego słabostek. Jednak gdy chodzi o pracę, jest niezwykle wymagający - przede wszystkim wobec siebie.

Książka jest wręcz przepełniona miłością i rodzinnym przywiązaniem - szczególnie wobec matki pisarza, o której wygodę dba nie tylko ojciec, ale również synowie. Augustyna Pagnol odpłaca im tym samym, co więcej, kiedy pojawia się możliwość wyjazdu na wieś w każdą sobotę i niedzielę, przełamuje swoją nieśmiałość i załatwia mężowi wolne poniedziałkowe przedpołudnie.

Warto sięgnąć po tę książkę, poczuć zapach letnich kwiatów, górski wiatr i dym z ogniska, zanurzyć się w prowansalskiej przyrodzie sprzed stu lat i powspominać własne dzieciństwo. Szczególnie teraz, kiedy wieczory robią się coraz dłuższe i coraz chłodniejsze...


[Tekst opublikowałam na swoim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 540
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: