Dodany: 12.02.2008 13:45|Autor: 00761

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Wyspa ukojenia
Bond Melissa

1 osoba poleca ten tekst.

Łyk melis(s)y


Nie wiem, ile romansideł spłodziła pani Melissa Bond, ba, nie mam ku temu najmniejszych ambicji. Zastanawia mnie natomiast niezmiennie fakt istnienia zagorzałych wielbicieli tego typu czytadeł nieposiadających przecież żadnych wartości artystycznych, pisanych wg łopatologicznego schematu i w dodatku obrzydliwie słodkim stylem. Zastanawiają mnie półki uginające się pod ciężarem harlequinów, zastanawia mnie wreszcie liczba książek tego „żanru” wprowadzanych do BNETki. A refleksje te kumuluje, jak w totolotku, walentynkowa „głupawka”.

Zatem popijając melisę wzięłam książkę Melissy z zamiarem spokojnego przestudiowania 160-stronicowego dziełka. Wewnętrzne „brrr” poczułam już w momencie przeczytania na okładce cytatu z wiersza Gałczyńskiego „Prośba o wyspy szczęśliwe”. No nie! - zawarczało we mnie złowrogo. „Srebrny Konstanty” wykorzystany do reklamy? Toż to profanacja!!! Tłumiąc zgrzytanie zębów (kolejny łyk melisy) postępuję dalej, rzekłabym, wkraczam w tajniki „Wyspy ukojenia”.

Opowieść zaczyna się takim oto opisem:

„Przez okno wpadało delikatne światło. Obejmowało miękko kształty kobiety leżącej na sofie i nadawało jej włosom rudawy odcień. W tym świetle czerwień stroju modelki nabierała ciepłego blasku. [...] Śnieżnobiały kot zamiauczał w odpowiedzi, przechadzając się w promieniach późnoletniego, wieczornego światła i, jakby na przekór, dążył w stronę zakazanej półki”[1].

Być może opis w założeniu miał być malarski, nastrojowy. Przeładowanie tekstu epitetami, oczywiście nacechowanymi pozytywnie, wałkowanie do bólu tego nieszczęsnego światła (powtórzenia!) stwarza wrażenie, że autorka nie mając pomysłu na stworzenie ciekawej fabuły zapycha tekst, jak rzekłby Tadeusz Peiper, „słowną watą”. Wydawnictwo zapłaci!

Głowni bohaterowie są piękni. Laura (a jakże!), dziewczę wrażliwe, wiotkie, zielonookie. Malarka. Narzeczony Ryszard – agent reklamowy – posągowy blondyn, niebieskooki, zaborczy, uporządkowany do bólu. Ten trzeci – Mark... Malarz, którego poznanie natentychmiast elektryzuje bohaterkę:

„Laura nie spuszczała z niego wzroku. Jego przenikliwe spojrzenie onieśmielało dziewczynę. Miał bardzo regularne rysy twarzy i mocną szczękę pokrytą krótkim zarostem. Bujne, ciemne włosy skręcały się w loki i chociaż miał na sobie elegancki, czarny garnitur, to wyglądało na to, że nosi go tylko od czasu do czasu. Wydawało się, że o wiele swobodniej czułby się w wyblakłej, drelichowej koszuli i dżinsach”[2].

(Ale nie popadaj, drogi Czytelniku, w prostrację! Doczekasz czasu, gdy Mark tę koszulę i dżinsy włoży! Czy zdejmie???) By nie zostać posądzoną o pójście w banalny schemat trójkąta, pisarka wprowadzi TĘ CZWARTĄ: Tate, piękną, zmysłową, czarnowłosą i złą!

Bohaterowie, jak napisałam wcześniej, są doskonali, bez fizycznej skazy. Są jak z reklamy. Są jak Ken i Barbie po prostu! Na próżno w tej książce doszukiwać się portretów psychologicznych choćby w fazie embrionalnej. Melissa Bond zdobywa się bowiem jedynie na kilkakrotne zasygnalizowanie złości czy zazdrości, a potem przez czas pewien „Ogień namiętności rozpalał ich pragnienia”[3]. Wreszcie uczucia owionął na chwilę klimat podejrzliwości i chłodu, by znów ogień... Nijakie dialogi, sprowadzające się do konstatacji, że pieczeń jest wyśmienita, Ryszard pospolity, deszcz ulewny, obraz doskonały, a Laura cudowna, obnażają wewnętrzną ich pustkę. Są mniej więcej tak samo porywające, jak „rozmowa” Laury na początku książki z... kotem.

Nazywam się Bond. Melissa Bond... Mogłaby wszak powiedzieć autorka, a tu, jak na ironię, od jakości intrygi, uknutej przez nr 2 i nr 4, niemoc ogarnia i nudą zionie. Jej istotę można streścić w dwóch cytatach: „Co za jadowita kobieta! Zmyśliła to wszystko”[4]! oraz „Ryszard jest jak jadowity wąż – pomyślała – przebiegły i zły. Zatruwał jej życie ohydnymi kłamstwami”[5]. Doceńmy jednak żelazną logikę autorki! Już na początku książki Mark powiedział, że na Lumarze, gdzie później zabrał swą ukochaną, „żyje się w środku tropikalnych sztormów i wśród jadowitych węży”[6].

W kubku też zaświtało dno...


---
[1] Melissa Bond, „Wyspa ukojenia”, przeł. Barbara Orłowska, wyd. Phantom Press International, 1992, s. 5.
[2] Tamże, s. 15.
[3] Tamże, s. 78.
[4] Tamże, s. 93
[5] Tamże, s. 137.
[6] Tamże, s. 18.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 12205
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 43
Użytkownik: Bozena 12.02.2008 16:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem, ile romansideł ... | 00761
:))))
Użytkownik: carmaniola 12.02.2008 16:36 napisał(a):
Odpowiedź na: :)))) | Bozena
Trafiony, zatopiony! Pisałyśmy jednocześnie, ale byłaś szybsza. :-)
Użytkownik: Bozena 12.02.2008 20:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Trafiony, zatopiony! Pisa... | carmaniola
Uśmiecham się - Duszko.

Użytkownik: carmaniola 12.02.2008 16:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem, ile romansideł ... | 00761
Melisę, raz, poproszę! Z dodatku książki zrezygnuję. ;-)

Świetny tekst, Michotko. Obśmiałam się jak norka! :-D
Użytkownik: Czajka 12.02.2008 16:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem, ile romansideł ... | 00761
Kochana Michotko! Piękna recenzja, ale po melisie i Melissie, więc nie wiem, czy do końca obiektywna. Może dlatego Cię nie porwały te wiry namiętności? W takich uspokojeniach bardzo trudno się pali ogniom namiętności. ;)
Użytkownik: Kemor 12.02.2008 18:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem, ile romansideł ... | 00761
Ależ mi się nastrój poprawił:)
Michotko, cudnie to napisałaś. Melisa mi też chyba potrzebna! Na uspokojenie od rechotania...
Pzdr:)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 12.02.2008 20:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem, ile romansideł ... | 00761
Zabójcze!
Użytkownik: 00761 12.02.2008 21:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem, ile romansideł ... | 00761
:) No tak, mam tylko pytanie: dlaczego ani razu w komentarzach nie padło sakramentalne "do schowka"? :D
Użytkownik: Kemor 12.02.2008 22:00 napisał(a):
Odpowiedź na: :) No tak, mam tylko pyta... | 00761
Bo schowki za płytkie! Tę książkę trzeba schowac głęboko:)
Użytkownik: librarian 13.02.2008 04:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem, ile romansideł ... | 00761
Michotko, jakżesz jadowicie cudna twa recenzja. Czytałam ją w płomieniach zachodzącego słońca, które przepięknym blaskiem oświetlało ośnieżone pagórki. Ocenę da się wystawić bez czytania i to całkiem jadowitą.
Użytkownik: magrat_g 13.02.2008 09:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem, ile romansideł ... | 00761
A ja zapytam przekornie: czy spodziewałaś się czegoś innego, biorąc to dzieło do ręki? A jeśli nie, po co to zrobiłaś?
Są różne książki dla różnych odbiorców. Nie biorę się za książki, które nie są dla mnie - trochę szkoda mi czasu :-)
Użytkownik: 00761 13.02.2008 13:39 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja zapytam przekornie: ... | magrat_g
To pytanie nie jest przekorne, jest logiczne. Zrobiłam to z premedytacją, po to, by napisać recenzję. No wiem, okropna jestem, ale na usprawiedliwienie mam to, że starałam się moją ocenę uzasadnić. A że wylazł ze mnie przy tym Skorpion? No cóż, nie mogłam się oprzeć. Dlaczego, napisałam we wstępie - ze zdziwienia. A poza tym czasem warto poćwiczyć sobie pióro na jakimś nietypowym dla siebe temacie. :)
Użytkownik: magrat_g 13.02.2008 15:07 napisał(a):
Odpowiedź na: To pytanie nie jest przek... | 00761
Dziękuję za wyjaśnienie :-) Niemniej jednak obstaję przy swoim zdaniu, że Harlequiny, tak jak bary McDonald's są też dla ludzi, lecz szanujący się gurmandzista tych barów nie ocenia ;-) Pozdrawiam.
Użytkownik: 00761 13.02.2008 16:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję za wyjaśnienie :... | magrat_g
Szanuję Twoje zdanie, niemniej uważam, że książki złe powinno się krytykować. Po co na drogach stawia się znaki ostrzegawcze? :)
"szanujący się gurmandzista tych barów nie ocenia" - szkoda, wielka szkoda. Owszem, można przyjąć postawę wzniosłej obojętności, ale jest to forma przyzwolenia na coś. Można też spróbować, ryzykując niestrawność i ocenić, opierając się na własnym doświadczeniu. :)))

Pozdrawiam! :)
Użytkownik: magrat_g 13.02.2008 19:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Szanuję Twoje zdanie, nie... | 00761
Generalnie zgadzam się z Tobą - należy oceniać złe książki, których autorzy aspirowali do tego, aby były dobre. Ale myślę, że w tym przypadku nie mamy z tym do czynienia. To jest produkt, zaplanowany i wykonany pod konkretny target.
Wielbicieli takiej "literatury" Twoja recenzja nie odstraszy, bo to, co dla Ciebie jest wadą, dla nich jest właśnie zaletą. A niezainteresowanych ani ona ziębi, ani grzeje. Chyba że pozwala podbudować swoje ego, że oto należymy do wybranych, itp.
Użytkownik: Kemor 13.02.2008 21:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Generalnie zgadzam się z ... | magrat_g
Nieśmiało zapytam - a co to jest target?
Użytkownik: hburdon 13.02.2008 21:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Nieśmiało zapytam - a co ... | Kemor
Cel, grupa docelowa. Tu: czytelnicy, do których adresowana jest książka.
Użytkownik: magrat_g 13.02.2008 22:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Cel, grupa docelowa. Tu: ... | hburdon
Przepraszam, nie zauważyłam Twojej odpowiedzi w sprawie targetu. Niepotrzebnie się dopisywałam z nią.
Użytkownik: Kemor 14.02.2008 19:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Cel, grupa docelowa. Tu: ... | hburdon
Dziękuję:)
Użytkownik: magrat_g 13.02.2008 21:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Nieśmiało zapytam - a co ... | Kemor
Docelowa grupa odbiorców.
Użytkownik: Kemor 14.02.2008 19:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Docelowa grupa odbiorców. | magrat_g
Dziękuję:)
A przy okazji: słusznie zauważyłaś, że harlequiny i bary McDonald's są też dla ludzi.
Dobrze się jednak dzieje, że ktoś od czasu do czasu przypomni, że odżywianie się w tych barach do najzdrowszych nie należy.
A jeżeli zrobi to jeszcze z wdziękiem /ważne, że zjadliwym/ i polotem, to chwała mu za to!
Podobnie z harlequinami...
Pzdr:)
Użytkownik: Vemona 13.02.2008 09:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem, ile romansideł ... | 00761
Czytałam wczoraj, jeszcze w poczekalni i czekałam kiedy będę mogła Ci powiedzieć, że poproszę o jeszcze. :-)) Wspaniale napisałaś, chcę więcej takich cudnych zjadliwości. :-)
Użytkownik: 00761 13.02.2008 13:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytałam wczoraj, jeszcze... | Vemona
Nie wykluczam, że kiedyś dopadnie mnie podobny stan ducha, a że nieźle się przy tym bawię, kto wie?
Użytkownik: Vemona 13.02.2008 13:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wykluczam, że kiedyś ... | 00761
Będę wyczekiwać z utęsknieniem. :-)
Użytkownik: Laila 13.02.2008 12:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem, ile romansideł ... | 00761
:D :D :D
Pokuszę się o pewną hipotezę: czyżbyś wzięła i przeczytała tę "książkę" tylko po to, by napisać o niej później kilka złośliwostek ;>?
Dzięki za poprawienie humoru. ;)
Użytkownik: 00761 13.02.2008 13:41 napisał(a):
Odpowiedź na: :D :D :D Pokuszę się o p... | Laila
Lailo! Bingo!!! :)))
Użytkownik: Ina2 13.02.2008 14:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Lailo! Bingo!!! :))) | 00761
Ach Michotko, jak Ty piszesz!)). Kilka takich tekstów, a być może półka z harlequinami znacznie by się odchudziła. Podziwiam Cię, że przebiłaś się przez tę górę cukru:) Dzięki, bo w ten sposób mogłam przeczytać fantastyczną recenzję!
Użytkownik: jakozak 13.02.2008 15:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem, ile romansideł ... | 00761
:-)))
Jestem w trakcie picia melisy, więc zapytam spokojnie:
<miał na sobie elegancki, czarny garnitur> - od kogo? Od kogo? Buty od kogo? Za ile dolarów?
Takie niedopatrzenie!
A limuzyna Ci gdzie nie umkła, że się tak wyrażę?
Hihihi.
Użytkownik: 00761 13.02.2008 16:54 napisał(a):
Odpowiedź na: :-))) Jestem w trakcie p... | jakozak
No niestety, Jolu, te istotne szczegóły nie padły. :/ Limuzyna mi nie umkła, nie było jej, co gorsza, wyleciał mi... samolot. Mały, ciasny, ale własny. :P
Użytkownik: norge 14.02.2008 17:46 napisał(a):
Odpowiedź na: No niestety, Jolu, te ist... | 00761
Michotko, jak rozumiem ty się po tej książce takiego właśnie poziomu spodziewałaś i z zimną krwią postanowiłaś swoje wrażenia opisać. Fajnie się czyta twoją recenzję :-)
Podoba mi się także, że nie w żaden sposób nie obrażasz czytelników/czytelniczek tego typu literatury.
A nie czytałaś czasem "Ostatniej obietnicy" Richarda Paula Evansa, którą to zupełnie niesłusznie uważałam za cenny nabytek? Recenzja i oceny w BN są niemalże entuzjastyczne! Zbieram się, aby coś skrobnąć na temat tej książki i ostrzec miłośników literatury pięknej, bo do takiej kategorii jest ta powieść zaliczona. Mylnie, bo to harlekin w najczystszej postaci. Właściwie to mogłabym twojej recenzji użyć jako tzw. "bryku". Wszystko się zgadza: delikatne światło, piękni bohaterowie, ona wrażliwa malarka.... i tony, tony cukru.
Użytkownik: imarba 14.02.2008 17:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Michotko, jak rozumiem ty... | norge
Ja tak nacięłam się na "Słoneczny tydzień" Chris Manby. Na okładce było, że świetna, doskonała, pełna humoru itd, a okazało się, że to paskudny harlekin z czarnym wibratorem jako głównym bohaterem (!) Usiłowam napisać recenzję, ale mi biblionetka wyrzuciła...
Użytkownik: hburdon 14.02.2008 18:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja tak nacięłam się na &q... | imarba
Co to znaczy, że biblionetka ci wyrzuciła? Ja bym bardzo chciała przeczytać recenzję, bardzo.
Użytkownik: magrat_g 14.02.2008 18:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Michotko, jak rozumiem ty... | norge
A jednak taka literatura istnieje i będzie istnieć, podobnie jak sztuczne kwiaty, telenowele, radio RMF FM i polskie komedie romantyczne. Bo istnieje masa osób, którym są potrzebne, niezależnie, ile kto by napisał zjadliwych (i słusznych) recenzji.
Użytkownik: carmaniola 15.02.2008 10:10 napisał(a):
Odpowiedź na: A jednak taka literatura ... | magrat_g
>Bo istnieje masa osób, którym są potrzebne, niezależnie, ile kto by napisał zjadliwych (i słusznych) recenzji.

Masz absolutną rację, ale... z drugiej strony, istnieje cała masa ludzi, która pragnie ustrzec się przed tego typu literaturą i takie recenzje są właśnie dla nich. To jedyny ratunek, bo trudno raczej liczyć na notę wydawcy informującą, że książka zawiera tony lukru. ;-)
Użytkownik: magrat_g 15.02.2008 13:10 napisał(a):
Odpowiedź na: >Bo istnieje masa osób, k... | carmaniola
Eee, tam. Mnie na przykład na słowa "romans", "miłość", "uczucie" zapalają się czerwone lampki ostrzegawcze (szczególnie jeśli określają z grubsza całą treść książki). Kiedyś miałam zwyczaj zaglądać do książek przed zakupem i czytać fragment. Teraz, przy zakupach internetowych, jest nieco trudniej, ale zawsze książka jest opisana w kilku zdaniach, po których można się mniej więcej zorientować, co za jedna ;-)
Pozostaję przy swoim.
Użytkownik: carmaniola 15.02.2008 13:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Eee, tam. Mnie na przykła... | magrat_g
Niektórzy wolą wiedzieć na pewno. ;-)
Użytkownik: magrat_g 15.02.2008 15:44 napisał(a):
Odpowiedź na: >Bo istnieje masa osób, k... | carmaniola
Hmm, zrobiłam małe rozeznanie, przed jakim to niebezpieczeństwem w tym przypadku stoimy. Otóż: nie można teraz nigdzie tej książki kupić, ani żadnej innej tej autorki, brak też w internecie jakiejkolwiek informacji na temat samej Melissy Bond ;-)
Użytkownik: carmaniola 15.02.2008 19:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Hmm, zrobiłam małe rozezn... | magrat_g
Hihihihi, aleś uparta! ;-)
Użytkownik: magrat_g 15.02.2008 21:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Hihihihi, aleś uparta! ;-... | carmaniola
Już daję spokój :-)
Użytkownik: Sophie7 15.02.2008 22:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Hmm, zrobiłam małe rozezn... | magrat_g
Być może Melissa Bond to jakiś uznany autor,który spłodził to "dzieło" podczas jednej nocy - wyłącznie dla pieniędzy..hi hi, co się przecież zdarza.Tak wogóle to nie trawię romansideł szkoda mi na nie życia i czasu, i nie przypominam sobie żadnego,które przeczytałabym do końca -, kilka razy próbowałam i nie zdzierżyłam. Z takimi książkami niczym z serialami typu "Kiepscy" czy "13 posterunek", zastanawia - dla kogo to to? i po co? Kiedyś Jerzy Pilch opisał sytuację,gdy ktoś lub któś desperacko ukradł na bezczelnego z księgarni kupkę romansideł. Nie da się ukryć że jest na nie popyt.W mojej bibliotece ciągle widzę kobiety przebierające wśród nich z dużą intensywnością.Cóż o gustach się nie dyskutuje :)
Użytkownik: Sophie7 18.02.2008 21:00 napisał(a):
Odpowiedź na: A jednak taka literatura ... | magrat_g
:))))))))
Użytkownik: 00761 14.02.2008 21:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Michotko, jak rozumiem ty... | norge
Tak, popełniłam z pełną premedytacją i co gorsza, nie odczuwam skruchy. :))) Tej książki Evansa nie znam, ale sądzę, że powinnaś o niej napisać ze względów, jakie wymieniałam wcześniej. O proszę, tam też malarka. A kota też ma?
[A recenzję i oceny zaraz przejrzę.]
Użytkownik: aleutka 18.02.2008 12:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem, ile romansideł ... | 00761
Ach przypomina mi się mazalova i ta książka, przez którą odbiła sobie nerkę o szafę:)) Dziękuję Michotko.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: