Dodany: 09.09.2013 14:12|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

Czytatka-remanentka (VIII 13)


Ostatni bohater (Pratchett Terry)
Banda dziarskich staruszków, zmierzających do siedziby bogów w celu oddania im tego, co im zabrał pierwszy bohater, tylko w nieco innej (ciut niebezpiecznej) postaci, contra misja ratunkowa wysłana z Ankh Morpork w bardzo innowacyjnym wehikule, czyli sporo dobrej zabawy. Bez fajerwerków, ale z niezmiennym podziwem dla autora.

Zdradziecki plan (Sullivan Michael James)
Poza niewydarzonym tytułem (oryginalny, „Wintertide”, to nazwa cyklicznego święta – w tekście zgrabnie przetłumaczona jako „zimonalia” - podczas którego mają zostać ostatecznie przypieczętowane losy imperium), jedną drobną niekonsekwencją fabularną (Hadrian to prosty człowiek, zgoda, ale przez pierwsze dwa tomy dostatecznie długo obcował z wysoko urodzonymi, żeby znalazłszy się na dworze w roli rzekomego rycerza nie zachowywał się jak kmiotek) i jedną mało przekonującą sceną, w której biskup Saldur grozi Modinie zbiorowym gwałtem - zarzutów brak, a akcja nawet bardziej dynamiczna i mocniej przesycona emocjami, niż w poprzednim tomie. Ostateczny efekt satysfakcjonujący.

Przez drogi i bezdroża: Podróż po nowych Chinach (Hessler Peter)
Człowiek Zachodu, usiłujący poznać od podszewki region o zupełnie odmiennych tradycjach i kulturze, zawsze ma coś ciekawego do opowiadania. Jedni robią to lepiej, inni też nieźle; gdybym czytała relację Hesslera, zanim zapoznałam się z książkami Pomfreta i Terzaniego, może i oceniłabym ją odrobinę wyżej. Ale przy tamtych wydaje się przyciężkawa i przegadana (choć jest parę dobrych kawałków, np. ten, w którym autor mógł się przyjrzeć z bliska funkcjonowaniu chińskiego systemu ochrony zdrowia).

Kobieta epoki wiktoriańskiej: Tożsamość, ciało i medykalizacja (Gromkowska-Melosik Agnieszka)
Solidna rozprawa o społecznych i biologicznych aspektach kobiecości widzianych oczami ludzi z II połowy XIX wieku, przy okazji trochę i o męskiej seksualności. Aż się wierzyć nie chce, że w dobie tylu odkryć naukowych można było szerzyć podobne brednie – niektóre fragmenty z cytowanych dzieł brzmią, jakby zaczerpnięto je z jakichś średniowiecznych traktatów. Ciekawe.

Martwa strefa (King Stephen (pseud. Bachman Richard, Evans Beryl))
Wygląda na to, że dla mnie King = niezły zgryz. Bo (niestety?) ani trochę nie wierzę w żadne jasnowidzenia, duchy, klątwy i tym podobne irracjonalne motywy, tak samo, jak w mówiące smoki i latające dywany. Ich miejsce jest w bajkach, ot co. I za każdym razem, kiedy natrafiam na coś takiego wetkanego ni przypiął, ni wypiął w fabułę całkowicie realistycznej powieści, aż mnie nosi ze złości. Którąś już z rzędu powieść Kinga biorę do ręki z założeniem, że najdalej po stu stronach spotka mnie to samo, a tymczasem…
Johnny Smith mieszka sobie z rodzicami w małym miasteczku i może całe jego życie byłoby tak przeciętne jak jego nazwisko (chyba wszyscy wiedzą, że John Smith to jak nasz Jan Kowalski), gdyby pewnego razu nie zachciało mu się popisywać na lodowisku. Doznany uraz głowy wydaje się nie mieć żadnych poważnych konsekwencji… poza kilkoma słowami, które wypowiedział, nim w pełni odzyskał przytomność, a których nikt prócz niego nie wziął na poważnie ani nie zapamiętał. Mija jakieś 20 lat, Johnny właśnie zaczyna sobie układać dorosłe życie, gdy wydarza się tragiczny wypadek, który cudem udaje mu się przeżyć. Tylko co to za życie, jeśli się leży bez ruchu i bez świadomości, nie mogąc samodzielnie jeść, oddychać, wyrażać swoich potrzeb i myśli? Lekarze są zgodni: stan pacjenta nie rokuje poprawy, a zgon jest tylko kwestią czasu. Dziewczyna zaczyna się spotykać z innym, ojciec skrycie marzy, by śmierć zakończyła cierpienia syna, matka pogrąża się w dziwacznej mieszaninie dewocji i zabobonności. Ale po niespełna pięciu latach Johnny budzi się ze śpiączki i odkrywa, że prócz wychudzonego ciała, blizn i pokurczonych ścięgien ten stan przyniósł mu coś jeszcze: niezwykłą właściwość odkrywania przeszłości lub przewidywania przyszłości ludzi, z którymi nawiąże kontakt dotykowy. To tylko luźne wizje, lecz często wystarczające do ujawnienia czyjegoś sekretu lub zapobieżenia tragedii…
Mimo oczywistej irracjonalności tej koncepcji fabuła jest nakreślona tak zajmująco, a narracja tak wciągająca, że od lektury nie mogłam się oderwać i już się przymierzałam do postawienia piątki … aż do momentu, kiedy splotły się losy Johnny’ego i Grega Stillsona. Zanosiło się na jakiś spektakularny finał, a tymczasem kicha, zakończenie jest płaskie i rozwleczone – ocena zjechała o jedną w dół.

Miłosz: Biografia (Franaszek Andrzej)
Czytałam po kawałku, dobrze ponad pół roku, ale opłaciło się. Cóż powiedzieć – kawał doskonałej roboty, jedna z tych biografii, których autorzy czują się w obowiązku przedstawić portretowaną postać w sposób maksymalnie obiektywny, unikając zarówno komponowania pochwalnych peanów (choćby ta postać była największą w swojej dziedzinie wielkością), jak i skupiania się na najciemniejszych, a przy tym najsłabiej udokumentowanych kartach jej żywota w celu zadowolenia tej grupy czytelników, która uwielbia z satysfakcją wykrzykiwać: „Ale mu/jej dokopał!”. A tu sprawa była trudna, jak to u wybitnych artystów: wielki talent rzadko idzie w parze z kryształowym charakterem, a często wręcz przeciwnie, z egoistycznym stosunkiem do otoczenia, chimerycznym temperamentem, dziwactwami, skłonnością do nałogów. Miłosz ukazany przez Franaszka też nie jest wolny od skaz, ale przez to jest człowiekiem, a nie pomnikiem, a jego twórczość widziana przez pryzmat faktów z życia osobistego jest o wiele łatwiejsza w odbiorze. Trochę tylko męczy konieczność nieustannego przewracania kilkuset stron w celu zaglądania w przypisy – zdecydowanie lepiej byłoby, gdyby znajdowały się pod tekstem.

Ślepcy (Maeterlinck Maurice (Maeterlinck Maurycy))
Straszliwie depresyjna jednoaktówka – opowieść o grupce niewidomych, którzy nagle odkrywają, że znaleźli się w obcym miejscu bez opieki swego dotychczasowego przewodnika, a w rzeczywistości uniwersalna alegoria zagubienia i lęku, które ogarniają człowieka, gdy zostanie bez autorytetu i bez wsparcia. Robi wrażenie, lecz raczej nie jest do powtórki.

Nemezis (Roth Philip)
Równie smutna jak „Ślepcy” opowieść o młodym nauczycielu, który obarcza się winą za zachorowanie kilkorga podopiecznych na śmiertelnie wówczas groźną chorobę Heinego-Medina – a to poczucie winy rujnuje całe jego późniejsze życie. Doskonałe pióro ma ten Roth! Dawno temu zraził mnie do niego „Kompleks Portnoya”, który odłożyłam po kilkudziesięciu stronach z powodu nadmiaru szczegółów fizjologicznych czy raczej seksuologicznych, ale po tej książce nabrałam chęci na kolejne podejścia do jego twórczości.

Zbrojni (Pratchett Terry)
Thriller kryminalny w oparach ankh-morporskiego absurdu, a w rzeczywistości zaprawiona goryczą opowieść o machinacjach politycznych i o problemach społeczeństwa różnorodnego etnicznie. Gdyby nie pokaźna dawka cudownego Pratchettowskiego humoru, byłoby wręcz smutno. Mocna piątka!

Obraz pośmiertny (Marinina Aleksandra (właśc. Aleksiejewa Marina))
Kryminałek z nieco naciąganą intrygą i prawie zupełnie pozbawiony tych obyczajowych smaczków, które tak dużo wnosiły do klimatu pierwszych części cyklu. W dodatku zupełnie niepotrzebna próba uatrakcyjnienia fabuły przez rozbicie jej na kilka wątków, relacjonowanych przez narratora zewnętrznego z perspektywy trojga śledczych i – retrospektywnie – denatki. Całość słabiutka, i tylko z sympatii dla Nastii Kamieńskiej trójka.

Hombre Kapuściński (Ikonowicz Mirosław)
Nie jest to kolejna biografia wielkiego reportera. Nie znajdziemy w niej usystematyzowanych faktów z jego życia, nie uzyskamy potwierdzenia wysuwanych tu i ówdzie insynuacji dotyczących współpracy z SB, rzetelności danych zawartych w reportażach czy też związków z kobietami. Co nie znaczy, że jest to hagiograficzny pean, pełen zachwytów i superlatyw. Nie. To jest po prostu opowieść o przyjaźni dwóch młodych ludzi, mających wspólne zainteresowania i wspólny światopogląd, tak samo doznających rozczarowania, gdy ci, którzy mieli owych ideałów strzec i je wdrażać w praktyce, nie stawali na wysokości zadania (przy czym pod pojęciem „światopogląd” należy rozumieć nie ideologię marksistowską en bloc, lecz raczej prostą i szczerą wiarę w to, że każdemu obywatelowi świata – niezależnie od tego, czy się urodził w kurnej chacie, wieżowcu czy pałacu, ma cerę różową, czarną czy śniadą, nosi dżinsy, garnitur, chałat czy spódniczkę z liści – należy się taka sama porcja godności, takie samo prawo do pracy i zysku z tej pracy, do dachu nad głową, do decydowania o sprawach swojej wsi, miasta, kraju). Dobre to były ideały czy złe – przyjaźń przetrwała ponad 50 lat i choć w międzyczasie jeden z tych młodzieńców stał się sławą, której książki tłumaczono na kilkadziesiąt języków, a drugi pozostał zwykłym dziennikarzem, relacje między nimi nie zmieniły się. A ponieważ i autor, i jego zmarły przyjaciel uprawiali ten sam zawód, jest to również opowieść o czasach i miejscach, w których razem przebywali, o ludziach, których spotykali, o książkach, które były owocem określonych przeżyć. Jak to w takiej swobodnej gawędzie, układ treści jest nie całkiem chronologiczny, trafiają się dygresje i powtórzenia – ale to tylko dodaje jej wiarygodności.

Begović Milan– „Izabrane pjesme”
Miałam ochotę doskonalić swój chorwacki na ciut współcześniejszej lekturze, ale w okolicy, gdzie akurat spędzałam urlop, jedyna „księgarnia” okazała się sklepikiem z przyborami i (pojedynczymi) podręcznikami szkolnymi. Pozostało mi tylko skorzystać ze ściągniętego kiedyś z chorwackiego odpowiednika „Wolnych Lektur” e-booka z poezją zupełnie nieznanego mi autora, mniej więcej rówieśnika Staffa. No i styl też raczej bliższy wczesnemu Staffowi czy Kasprowiczowi, z kunsztowną wersyfikacją, dopracowanymi rymami i masą rekwizytów w rodzaju nimf, faunów, lilii, róż, promieni słońca, porannych mgieł, gorących warg, słodkiego zapomnienia etc. Niezłe wyzwanie, zwłaszcza że i trochę archaizmów w pisowni, i słownictwo bogate (niekoniecznie z gatunku codziennego, które jako tako mam opanowane). Ale ze słownikiem pod bokiem udało się przebrnąć, a efekt całkiem, całkiem…


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 764
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: