Dodany: 08.09.2013 15:49|Autor: AnnRK

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Może (morze) wróci
Sabela Bartek

6 osób poleca ten tekst.

A Ty? Zebrałeś już swoją bawełnę?


W przyrodzie nic nie pozostaje niezmienne. Zmienia się poziom wód, ukształtowanie terenu, topnieją lodowce, pustynnieją sawanny. Znaczne rozciągnięcie tych zjawisk w czasie sprawia, że są dla nas niezauważalne i tylko raz na jakiś czas w środkach masowego przekazu mądre głowy straszą konsekwencjami bezmyślnej ingerencji człowieka w środowisko. Są jednak miejsca, w których nietrudno dostrzec przerażające zmiany, jakie owa bezmyślność spowodowała. Jednym z nich jest Jezioro Aralskie, w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku czwarte pod względem wielkości jezioro świata.

O problemach z zanikającym Jeziorem Aralskim uczyłam się na lekcjach geografii. Od tego czasu minęło wiele lat, ale wciąż pamiętam zamieszczone w podręczniku mapki. Jedna ukazywała ówczesny zarys jeziora, druga jego kształt sprzed kilku, może kilkunastu lat. Różnica była spora i niepokojąca. Później nie interesowałam się już tym tematem, aż w końcu trafiłam na książkę "Może (morze) wróci". Jej autor, Bartek Sabela z zamiłowania jest wspinaczem. We Francji nie spotkacie go w Paryżu, lecz na wapiennej ścianie Ceuse, w Hiszpanii wybierze raczej strome ściany wąwozu w okolicach El Chorro niż spacer ulicami Barcelony. "Wszyscy pytali, czy do Uzbekistanu też jadę się wspinać. Nie, jadę zobaczyć Morze Aralskie. Jadę zobaczyć coś, w co trudno uwierzyć, gdy się o tym czyta i gdy się to ogląda na zdjęciach. Jadę zobaczyć kawałek ziemi po katastrofie wywołanej ludzką arogancją, głupotą i pychą. Jadę zobaczyć, do czego zdolni są ludzie pozbawieni wyobraźni"[1].

I pojechał. "Może (morze) wróci" jest relacją z jego wyprawy. Smutnym świadectwem tego, co zobaczył w Uzbekistanie, kraju Azji Środkowej, kraju autorytarnych rządów i bawełny.

Podróż zaczyna w Taszkiencie, stolicy kraju, o którym już na początku pisze: "w Uzbekistanie od pierwszych minut wiesz, czujesz, słyszysz, że jesteś w państwie autorytarnym"[2]. Samo miasto prezentuje się imponująco. Widać efekty kolejnych inwestycji, powstają rządowe gmachy, pomniki, świadectwa potęgi władzy. Wszystko to przestaje robić wrażenie, gdy zajrzy się za blaszane płoty, podobne do tych, które u nas odgradzają place budowy. Taszkient za takim płotem prezentuje się zgoła inaczej, stoją tam stare budynki, które szczęśliwie przetrwały trzęsienie ziemi z 1966 roku. Ta część miasta nie imponuje, nie robi wrażenia. Niedługo zniknie. Władza dba o miasto. Wyburzy domy, wysiedli mieszkańców do malutkich mieszkań w blokach na obrzeżach, postawi biurowce.

Wędrując przez Uzbekistan, Sabela niejednokrotnie przekonuje się, jak wiele w tym kraju robi się na pokaz. Turystyczne dzielnice rażą blichtrem, a władza pilnuje, by podróżni nie zapuszczali się tam, gdzie kończy się świetność, a zaczyna bieda i szara codzienność. "Władzę w Uzbekistanie czuć na każdym kroku: jesteś obserwowany, wiesz o tym"[3]. W tym kraju absurdów przybyszy z zewnątrz co chwilę czekają niespodzianki. Choćby obowiązujące przyjezdnych meldowanie się (należy przechowywać kwit z każdego miejsca noclegowego) czy uzbecka waluta. Nie funkcjonują banki, a karty płatnicze lub czeki są bezużyteczne. Trzeba mieć gotówkę, kilogramy gotówki, bo - w najlepszym wypadku - po wymianie 100 dolarów otrzymamy sumy uzbeckie wypłacone w 250 banknotach, po 100 sumów każdy. A co, jeśli tę kwotę wypłacą nam w banknotach po 50 sumów? Po 25? Po 10? O denominacji nikt tam nie myśli, jej wprowadzenia prezydent nie ma w planach.

Podróżując z Taszkientu na północny zachód, Bartek Sabela zwiedza kilka urokliwych miast niegdyś leżących na trasie Szlaku Jedwabnego. Nie traci przy tym z oczu swojego celu: chce dotrzeć do Arala, jak w skrócie nazywają Jezioro Aralskie miejscowi. Niegdyś był to akwen o powierzchni ponad 68 tys. km², w 2009 roku zmniejszył się do zaledwie 3,5 tysiąca km². To jedna z największych katastrof ekologicznych na świecie, świadectwo głupoty i bezmyślności ludzkiej. W pierwszej połowie ubiegłego wieku Nikita Chruszczow pozazdrościł Amerykanom wielkich upraw bawełny. Zapragnął takich u siebie, miały stać się podstawą gospodarki leżących w pobliży Arala republik. Powstały plany budowy kanałów nawadniających uprawy wodą z Jeziora Aralskiego. W końcu po co taki bezużyteczny akwen na środku pustyni? Efekt tego oderwanego od rzeczywistości pomysłu najlepiej widać na zdjęciach satelitarnych. Powstały wymarzone pola uprawne, ale z ogromnego jeziora nie zostało wiele, zniszczono mnóstwo gatunków zwierząt, tysiące hektarów lasów oraz życie tamtejszych społeczności. Przyroda nie ugięła się pod presją radzieckich władz, a ucierpieli jak zwykle niewinni. Jałowa pustynia, brak perspektyw, zdjęcia pustych przestrzeni, które chwytają za serce. Tyle zostało z dumnych planów władzy.

Bawełniany raj okazał się piekłem, ale w Uzbekistanie wciąż uprawia się "białe złoto", do zbierania go zmuszając każdego obywatela. Dyktatura surowo karze opornych, w sezonie zbiorów bawełny kark zginają więc wszyscy: prawnicy, studenci, pracownicy biurowi, lekarze, nauczyciele. Zbiera się ją ręcznie, każdy musi wyrobić określoną normę. Władza czuwa, a Uzbekistan do dziś znajduje się w czołówce eksporterów bawełny.

Cieszę się, że Bartek Sabela zszedł na chwilę z górskich zboczy, wyruszył w podróż do Uzbekistanu i postanowił podzielić się wrażeniami. Pisze bowiem tak, że książka wciąga od pierwszych stron, lekko, z humorem, ale i z dużą znajomością tematu. Plastyczne opisy działają na wyobraźnię, a całość uzupełniają zamieszczone w tekście fotografie pięknych budowli, ciekawych ludzi, przygnębiających pozostałości Arala. Sabela zagląda w różne kąty i rozmawia z miejscową ludnością; nieznajomość języka utrudnia niekiedy bezpośredni kontakt i powoduje zabawne sytuacje. Autor ujął mnie poczuciem humoru, z dystansem podchodził do sytuacji, które tylko pozornie są śmieszne, bo podejrzewam, że mnie w podobnych okolicznościach wcale do śmiechu by nie było.

"Wchodzimy do pokoju. Kobieta niemal z dumą pokazuje mi mój dwupokojowy apartament. Tak, dwupokojowy. Sypialnia oraz salon. W sypialni mam krzesło. Nie byle jakie, bo... elektryczne. Stare metalowe krzesło, podłączone do gniazdka i przerobione na grzejnik. Aha, czyli jest prąd przynajmniej.
- A woda jest?
- Da! - kobieta pokazuje wiaderko stojące obok krzesła. Zdejmuje pokrywkę: faktycznie, wody całe wiaderko. Tylko raczej nie będę pierwszym, który będzie jej używał.
Łóżko wielkie, małżeńskie, king size co najmniej. Już kombinuję w głowie, jak by tu zrobić, żeby się wyspać i jednocześnie go nie dotknąć. Stoję z plecakiem na plecach, drugim w ręku, chyba boję się położyć bagaże na podłodze. Ale okej, może w salonie będzie lepiej. Są dwa fotele i stolik - pięknie, nawet można kogoś na herbatę zaprosić. Zwłaszcza że herbata jest na stole w szklankach. Ktoś musiał ją tu zostawić jakieś parę lat temu..."[4].

"Może (morze) wróci" to ciekawy reportaż z wyprawy przez Uzbekistan, w którym spostrzeżenia turysty łączą się z refleksjami podróżnika. Bartek Sabela pokazuje nie tylko to, co piękne, reprezentacyjne (choć niekoniecznie reprezentatywne), ale i to, czym bez wątpienia ten kraj się nie chwali. Autor ma lekkie pióro, potrafi przykuć uwagę, zmusić do wyciągnięcia własnych wniosków, ale także rozbawić żartem słownym, sytuacyjnym, sprawnie opowiedzianą anegdotą. Nie spodziewałam się, że wyprawa nad Jezioro Aralskie okaże się tak fascynująca. Mam nadzieję, że od czasu do czasu Sabela zejdzie na chwilę z górskich ścian i przełęczy, by podzielić się wrażeniami z kolejnych podróży.

Książka zaczyna się zabawnie, kończy smutnymi refleksjami i fotografiami kutrów stojących pośrodku niczego. Kiedyś to nic było olbrzymim jeziorem pełnym ryb. Nazywano je morzem. Morzem, które - wbrew dającemu nadzieję tytułowi książki - już nie wróci...


---
[1] Bartek Sabela, "Może (morze) wróci", Wydawnictwo Bezdroża, 2013, s. 10.
[2] Tamże, s. 14.
[3] Tamże, s. 23.
[4] Tamże, s. 39.


[Recenzję wcześniej opublikowałam na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1696
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: