Dodany: 03.09.2013 08:01|Autor: Sznajper
Przeciwprzekleństwa dla Neelith
To będzie banalnie łatwy fragment, ale jeden z moich najulubieńszych. :)
1. Się schyliło się po szmaty po Arcymistrza i syknęło się z bólu. Podskoczywszy na zdrowej nodze, przysiadło się na taburecie. Odłamek szkła przeciął skarpetę i skórę, wniknął w piętę. Paznokciami nijak nie szło go schwycić, tem bardziej do mięsa obgryzionemi; zdałaby się penceta albo igła jakaś. Znalazło się zmiażdżonego Watermana, stalówka powinna się nadać – zadzior wąski pozostały ze stalówki, reszta tkwi w szyji Jurija. Ale może lepiej zdezynfekować wpierw. Sięgnęło się do minibarku. Co tam się ostało – wódeczka, nu, ładna, ładna. Polało się. I w gardło resztę, po co się ma zmarnować. Następnie przystapiło się do operacji wydłubywania szkła z pięty. Dłuk-dłuk-dłuk-DŁUK, zgięty w pałąk na tym taburecie, z nogą koślawo podciągniętą niemal pod brodę, kolanem znowu nieludzko bolącem, z krzywem piórem nacelowanem niczym z szmańskim lancetem… dziab, dziab –
Puk-puk.
Dziab!
- Oż kurwy wasze niekrzczone w dziegciu topione!
Zleciało się z taburetu, waląc przy tem łbem o łóżko.
- Pan otworzy.
- Pocięgło…?
- Proszę. – I apiat’: puk-puk, puk-puk.
Wytrzeszczając oczy na pokryty lśniącemi drobinami szkła dywan, pomaszerowało się na czworakach do drzwi, lewą nogę wlokąc niczym pies kulawy. Sięgnąwszy klamki, się obróciło się na siedzeniu, wykręcając kończynę, by wyszarpnąć z pięty złoconego Eyedroppera.
Pan Porfiry Pocięgło stanął w progu i w progu go zamurowało.
- Czego chciał? – mruknęło się, studiując nowy kształt fantastyczny, jaki przybrał przydepnięty korpus wiecznego pióra.
- Chyba rzeczywiście… – Pocięgło wyjął chusteczkę, starł pot nad brwią, wydmuchał nos; oćmiata została na twarzy ta sama. – Nie najlepsza pora…
Wycelowało się w niego skoljotycznego Watermana, ponownie z krwią na stalówce.
- Gada.
Spojrzawszy szybko w obie strony korytarza, westchnął i przykucnął w progu, łapiąc za wahające się drzwi.
- Uważa pan, chciałem na osobności, przed Irkuckiem… Czy pan mnie słucha? Panna Jelena Muklanowiczówna –
- Panna Jelena!
- Ciii! – Zdenerwował się. – Bądźże pan cicho! – szeptał. – Usz, spił się pan jak świnia.
- Wyp-szam sobie! Pan mnie o-obraża! – Wymachiwało się piórem krwawem przed nosem zirytowanego Pocięgły. – Żądam satysfakcji, ta jes, sadysfakcji.
- Torsje pana biorą.
- Pojebunek na – na – na cztery, dwa metry, a kto kogo obrzyga – ja rzygam dalej! Chodź pan! Ja dalej, ja rzyg mocarny, nikt jak ja! Tak pana zarzygam, że rodzona świnia pana nie pozna!
Odepchnął rękę z piórem.
- Cham obrzydliwy. A ja myślałem jak do szlachcica, w sprawie sercowej… - Wstał. – Co ona w panu widzi, doprawdy. Tfu!
- Hihihi.
Chciał trzasnąć drzwiami, nie mógł, odszedł bez głośnego gestu.
Się cofnęło się na czworakach. W drzwi rzuciło się butem, zamknęły się za drugim razem.