Szwecja w cały świat, czyli "Biała lwica" Mankella
Sięgnęłam po trzecią część serii Mankella o szwedzkim komisarzu Wallanderze,
Biała lwica (
Mankell Henning)
(tak się złożyło w ostatnim czasie, że jak mnie nachodzi na czytanie to albo on, albo Marinina). I jak zwykle kończyłam na wydechu, ostatnie 100 stron przeczytałam ciągiem i za samo zakończenie miałam odruchowo ochotę postawić 5, bo przecież tak dobrze się czytało.
Zdążyłam bowiem już zapomnieć jak męczyłam początek i wątki polityczne, które wydawały się nijak powiązane z fabułą. Wiem, takie było zamierzenie autora i w końcu wyprowadził piękne i logiczne wytłumaczenie dla wszystkich dygresji i wątków pobocznych. Ale jak się zastanowiłam, to tupnęłam nogą i postanowiłam stać przy swoim. Nie po to biorę szwedzki kryminał z Wallanderem, którego już zdążyłam polubić za zwyczajność, żeby mnie rzucali do RPA. Owszem, dzięki tej książce dowiedziałam się trochę o Mandeli i de Klerku, i okolicznościach wyborów w Afryce w latach dziewięćdziesiątych, nawet sama trochę poszukałam i doczytałam w innych źródłach, ale to było jakby już rzutem na taśmę. Cały czas po głowie mi chodzi "nie po to brałam tę książkę" i czuję się lekko oszukana. Przyznaję, częściowo mea culpa - nie przeczytałam tylnej okładki.
Uff... Ostatecznie to tylko emocje, bo książce po chłodnych rozważaniach mogę zarzucić w sumie niewiele:
Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu.
I mogłabym ocenić "Białą lwicę" na 4, nawet 4.5. Ale zdecydowałam się na 3.5, pozostając w zgodzie z moją emocjonalną naturą.
Mam nadzieję, że z tej mojej paplaniny/bazgraniny/klepaniny coś da się zrozumieć. Na koniec dodam, że oczywiście zamierzam przeczytać następną część serii i nikogo nie starałam się do "Białej lwicy" zniechęcić. :)
Odpowiedzi, prowokacje i inne przemyślenia mile widziane.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.