Dodany: 27.08.2013 15:38|Autor: AnnRK

Pocztówka z Azji Środkowej


Od jakiegoś czasu literatura podróżnicza nie tylko pozwala mi cudzymi oczami ujrzeć te miejsca, których moje własne nie miały okazji zobaczyć, ale także uświadamia mi własne tchórzostwo. Jeździć na rowerze lubię, zwiedzić Azję Środkową bym chciała, ale wybrać się tam na rowerze? Nie wiem, czy zdecydowałabym się na to mając tyle żyć co Mario Bros, a co dopiero dysponując tym jednym jedynym. W obliczu takiego wyzwania moja odwaga kurczy się do rozmiaru rodzynki koryntki.

"Każdy (...) ma coś do powiedzenia - jest do opowiedzenia tyle historii, tyle opinii do wygłoszenia, komentarzy do wydania..."[1]. Oddajmy głos Adamowi Chałupskiemu, architektowi z wykształcenia, podróżnikowi z zamiłowania, człowiekowi, który pewnego dnia wsiadł na rower i ruszył przed siebie, przemierzając Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Uzbekistan, Afganistan i Pakistan. Wrócił cało, przywiózł ze sobą mnóstwo wspomnień i wspaniałych zdjęć, dzięki czemu powstała książka "Rowerem do Afganistanu".

O tym, że na jednośladach można dotrzeć niemal wszędzie, przekonały mnie już inne polskie niespokojne duchy, Anna i Robb Maciąg, którzy na samodzielnie złożonych rowerach wyruszyli w podróż do Indii oraz przemierzyli Jedwabny Szlak, czy Magdalena i Paweł Opaska okrążający na dwóch kółkach świat. Powiedzenie "do odważnych świat należy" pasuje jak ulał do ich historii. Z ogromnym zaciekawieniem sięgnęłam po książkę Adama Chałupskiego. Każdy, kto choć trochę śledzi bieżące wiadomości ze świata wie, że Azja Środkowa nie zawsze jest najlepszym miejscem na rowerowe eskapady. Tym bardziej zainteresowała mnie relacja kogoś, kto postanowił samotnie zwiedzić tamte rejony, często poruszając się z dala od utartych szlaków i bezpiecznych ośrodków turystycznych.

"Podróż pozwala spojrzeć na wiele spraw z dalekiego dystansu i zrozumieć schematy rządzące światem. Wyjście z matni jaką obarcza człowieka społeczeństwo wymaga pewnego wysiłku i samodyscypliny"[2]. Chałupski otwarcie przyznaje, że w Polsce się dusił, czuł zbyt ograniczany. Nie wyobraża sobie życia w bezruchu, chce poznawać świat własnymi oczami. Nie ufa mediom i ich wizji rzeczywistości. Wybrał samotną podróż, choć po pewnym czasie okazało się, że potrzeba obcowania z ludźmi jest zbyt silna. Łatwo to zauważyć czytając "Rowerem do Afganistanu", książkę, w której nie mijane miejsca grają pierwsze skrzypce, a ludzie do tych miejsc należący. "To oni są bohaterami tej książki i im chcę podziękować za wszystkie nasze spotkania"[3] - pisze autor we wstępie.

Każdemu z mijanych państw Adam Chałupski poświęca osobny rozdział. Swą historię zaczyna w Kazachstanie, kraju rozległych pustkowi i kosmodromu Bajkonur. Stamtąd przemieszcza się w stronę Kraju Kwitnącej Wiśni oraz dawnego imperium Czyngis-chana, ale to już osobna opowieść, na osobną książkę. Przed wjazdem do Afganistanu posłuchał dobrych rad, zapuścił brodę i przefarbował ją, by upodobnić się do tubylców. Czy faktycznie ten kraj okazał się najmniej bezpieczny? Opisywaną podróż skończył w Pakistanie. Wędrując z globtroterem, zatrzymamy się nad zanikającym Jeziorem Aralskim, jeziorem Issyk-Kul, które nie zamarza nawet przy temperaturze -40° C, wypijemy kumys z Kirgizami, zwiedzimy tętniącą życiem Bucharę, ujrzymy wzbudzające niepokój, porzucone w pośpiechu przez armię rosyjską czołgi i wozy pancerne.

Adam Chałupski zagląda do stolic, ale i na prowincję. Spotyka ludzi różnego typu; w większości są oni przyjaźni i chętni do pomocy. Niekiedy odnosiłam wrażenie, że podobnego wsparcia nie otrzymałby w naszym rodzinnym kraju, gdzie ludzie wydają się jednak bardziej nieufni, ostrożni i egoistyczni. Po raz kolejny nasuwa się myśl, że im mniej człowiek ma, tym chętniej się tym dzieli. Im mniej jest zepsuty przez cywilizację, tym większe w nim zrozumienie dla potrzeb drugiego człowieka.

Nie mam nic do zarzucenia stylowi, ale korekcie zdarzyło się kilka wpadek. Trochę jednak za dużo w tekście przystępnie podanej, acz nico suchej wiedzy, za mało emocji i zapisu własnych wrażeń. Szkoda też, że relacja z wyprawy jest ogromnie skrócona. Mam wrażenie, że Chałupski miałby do powiedzenia o wiele więcej. On sam przyznaje, że gdyby chciał pisać równie szczegółowo jak wtedy, gdy relacjonował wyprawę do Indii, książka miałaby pewnie kilka tysięcy stron. Tak, to faktycznie sporo, ale wydaje mi się, że skrócenie reportażu do obecnego rozmiaru nie pozwoliło autorowi na wyczerpanie tematu. Zabrakło mi bardziej szczegółowych opisów mijanych miejsc. Nieco więcej było o spotykanych po drodze ludziach, ale i w tym przypadku nie miałabym nic przeciwko bardziej rozbudowanym relacjom. Tym bardziej że Andrzej Chałupski spotyka wiele ciekawych osób - przyjaznych, chętnie służących pomocą, ale i takich, które w obcokrajowcu widzą jedynie źródło zarobku. Niesamowici ludzie i równie niesamowite miejsca zasługują na nieco więcej uwagi.

Największą wartością tej książki są absolutnie przepiękne zdjęcia. Wprost nie mogłam się na nie napatrzeć. Fotografii jest mnóstwo. Bez nich "Rowerem do Afganistanu" byłoby niestety zaledwie przeciętną relacją. To, czego czytelnik nie znajdzie w tekście, zobaczy na zdjęciach - ludzi, miejsca, niesamowity klimat. Zdjęcia oglądałam więc chętniej, niż czytałam tekst. Chętnie wybrałabym się na wystawę fotografii tego autora. Moc wrażeń gwarantowana.

Podziwiam Chałupskiego za odwagę, samotna podróż przez nierzadko mało gościnne pustkowia, podczas której zdanym się jest wyłącznie na siebie, zależnym od pogody, sprzętu i przypadkiem napotkanych tubylców, wymaga niesamowitej odwagi. Napędzany swą pasją podróżnik przemierzył wiele kilometrów po mało znanych nam terenach. Dzieląc się swoją wiedzą, odkrył przed nami choć część prawdziwego oblicza Azji Środkowej. Może nie jest to książka idealna, może nie do końca spełniła moje oczekiwania, ale nie wyobrażam sobie, by mogło jej zabraknąć na mojej półce z literaturą podróżniczą.



---
[1] Adam Chałupski, "Rowerem do Afganistanu", wyd. Libra, 2011, s. 261.
[2] Tamże, s. 9.
[3] Tamże.


[Recenzję wcześniej opublikowałam na swoim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 855
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Monika_Sabina 31.01.2014 11:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Od jakiegoś czasu literat... | AnnRK
Zauważyłam ostatnio tendencję, że sporo osób, które dokądś wyjechały zakładają blogi podróżnicze, a Ci z ciekawszym pomysłem - piszą książki. Jednak to, że ktoś ma rewelacyjny pomysł na wyjazd, nie oznacza od razu, że powinien o tym pisać dla szerokiej publiczności. Niestety Autor "Rowerem do Afganistanu" należy do tych autorów, których nikomu bym nie poleciła, bowiem powinien ponownie zaliczyć lekcje języka polskiego. Jak dla mnie Autor zupełnie nie umie pisać.

Pomijam kilka błędów gramatycznych, literówki, ale takiej ilości błędów interpunkcyjnych w życiu nie widziałam. Przecinków albo brakuje przed podstawowymi spójnikami zdaniowymi, albo są wstawione tak zupełnie od czapy, że zupełnie nie wiem, co one miałyby niby oddzielać. Na dodatek tekst jest szarpany. Nie czyta się go płynnie. W mojej głowie co chwilę był znak zapytania, bo nie wiedziałam, jaka konkluzja wynika z danego opisu. Autor nie stosuje praktycznie żadnych wyrażeń, które uczyniłyby ten tekst przyjaznym, jak choćby "później", "następnie", "kolejnego dnia" itp. Tekst wygląda jak notki z miniblogu zlepione w jedną książkę. Oczywiście kiepski tekst mógłby poprawić dobry redaktor. W tym przypadku Wydawnictwo LIBRA albo poszło po taniości i nie zleciło redaktorowi przeczytania tego tekstu, albo zatrudnia redaktora, który zna język polski na tym samym poziomie co Autor. Jest to dla mnie dramat wydawniczy zarówno pod względem redaktorskim, jak i łamania druku.

W pierwszym momencie zastanawiałam się, czy nie kupić lupy do tej wielkości czcionki, jaka została użyta do złożenia tekstu. Poza tym, jak można dzielić słowo na stronie nieparzystej i wstawiać kilka stron zdjęć? Na dodatek zdjęć najczęściej wstawionych bez żadnego pomyślunku, często kilka stron później niż tekst na dany temat? Zdjęć, które mają infantylne podpisy?

Cieszę się, że kupiłam tę książkę z przeceny, bo jej wartość to zaledwie kilka ciekawostek i chwytliwy tytuł, który będzie się ładnie prezentować w mojej domowej biblioteczce. Książkę, która stoi koło dwóch genialnych pozycji Tomka Michniewicza, do których jest jej - w niedosłownym sensie - stanowczo daleko pod jakimkolwiek względem.


Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: