Dodany: 04.02.2008 16:17|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Uwierzyć w rajską jabłoń


Musiało we mnie pozostać coś z pensjonarki, bo choć w całej bliższej i dalszej rodzinie nie ma już ani jednej osoby w wieku gimnazjalnym, którą mogłabym zaopatrywać w powieści z półki oznakowanej jako „literatura młodzieżowa”, od czasu do czasu budzi się we mnie chęć sprawdzenia, co też na tej półce spoczywa. I zwykle udaje mi się znaleźć coś wartego przeczytania.

„Pozłacana rybka” to prosta, bezpretensjonalna - choć niepozbawiona dydaktycznego wydźwięku - opowieść o relacjach między ludźmi, o tym, co je burzy, a co umacnia, i w jaki sposób.

Czternastoletnia Alicja żyje tak samo, jak większość jej rówieśników: szkoła, wakacje na wsi, pierwsze nieśmiałe uczucie. Po drodze zdarzył się rozwód rodziców; w powieściach Astrid Lindgren, która jest swego rodzaju „patronką” domu Alicji, czy Lucy M. Montgomery, takich sytuacji się nie spotykało, ale jak na dzisiejsze czasy to wydarzenie całkiem zwyczajne. Ileż to rodzin nagle „rozpada się na dwie wizytówki”[1], i to nie zawsze tak „grzecznie i po amerykańsku”[2], jak to zrobili rodzice Alicji! A jednak dużo czasu zajęło jej oswojenie się z tą sytuacją, nauczenie się tolerowania nowej żony ojca, a potem przyzwyczajenie się do istnienia przyrodniego brata. Wreszcie wszystko się jakoś unormowało, a na horyzoncie pojawił się Robert, tak bardzo inny niż „luzackie” towarzystwo ze szkoły. Lecz nagle zaczyna się dziać coś, co sprawi, że Alicja i jej bliscy będą musieli zacząć patrzeć na życie i na siebie samych w zupełnie inny sposób…

Wydarzenia tych kilku miesięcy, opowiadane na przemian przez narratora zewnętrznego i przez główną bohaterkę – za pośrednictwem pisanych przez nią „Listów do samej siebie” – stanowią pretekst do zastanowienia się nad tym, co dla każdego człowieka ważne: przyjaźnią, miłością, tolerancją, stosunkiem do spraw ostatecznych.

Można sobie zadać pytanie, czy czytelnik w wieku gimnazjalnym uwierzy w istnienie takiej swojej rówieśnicy, która życiową mądrość czerpie z rozmów z babcią i książek Astrid Lindgren, a nie z pisemek typu „Bravo Girl” i która nad szpanerską imprezę z flaszką i trawką przedkłada towarzystwo skromnego chłopaczyny w niemodnej kurtce i dźwięki jego gry na skrzypcach? Czy przypadkiem Alicja nie jest papierową bohaterką, stworzoną tylko na potrzeby dydaktyki? Otóż nie jest nią ani trochę bardziej, niż była sto lat temu Ania Shirley czy prawie trzydzieści lat temu siostry Borejkówny. Mniej od tamtych barwna, mniej spektakularnie zaznaczająca swoją inność, nie jest wcale mniej rzeczywista. A że trochę odbiega od wizerunku statystycznego ucznia gimnazjum? Nie trzeba plasować się ani w samym środku, ani na samych krańcach krzywej Gaussa, by pomóc komuś uwierzyć w rajską jabłoń…



---
[1] Barbara Kosmowska, „Pozłacana rybka”, wyd. Stentor, Warszawa 2007, s. 18.
[2] Tamże.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6420
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: hihineczka 01.09.2009 12:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Musiało we mnie pozostać ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Na pytanie "czy czytelnik w wieku gimnazjalnym uwierzy w istnienie takiej swojej rówieśnicy, która życiową mądrość czerpie z rozmów z babcią i książek Astrid Lindgren, a nie z pisemek typu „Bravo Girl” i która nad szpanerską imprezę z flaszką i trawką przedkłada towarzystwo skromnego chłopaczyny w niemodnej kurtce i dźwięki jego gry na skrzypcach?" odpowiem, że można uwierzyć w takie coś, bo jednak część osób właśnie w taki sposób żyje. I nie są to bohaterowie książek Musierowicz czy Astrid Lindgren, ale takie szare myszki, które może nie pasują do tego świata, ale istnieją i funkcjonują.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 01.09.2009 19:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Na pytanie "czy czytelnik... | hihineczka
Osobiście też (na szczęście!) znam pewną liczbę młodych ludzi odpowiadających temu opisowi, ale gdybym miała się opierać tylko na tym, co się widzi i słyszy na ulicach, trudno byłoby, oj trudno... Bo szare myszki się nie rzucają w oczy, nie dmuchają w nos przechodniom dymem z papierosów, nie rozmawiają z użyciem kuchennej łaciny w charakterze znaków przestankowych. I za to je lubię i szanuję, a Buba i dziewczyny z Jeżycjady to miód na moje stare serce:).
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: