Dodany: 01.02.2008 14:31|Autor: 00761
Razem, czyli osobno
Poeta i tancerka, jak to poetycznie brzmi! Carola Stern w swojej biografii nie zostawia jednak złudzeń. Historia Isadory i Siergieja nie jest bynajmniej historią romansową, jawi się jako brutalne zderzenie dwóch światów, w którym romantyzmu tyle, ile w opaleniu skrzydeł ćmy w płomieniu świecy. Nie dziwi to, że Sierioża, dziecko wsi, przestrzeni, wolności, później akrobata balansujący na krawędzi sukcesów i klęsk, luksusu i nędzy, wyciąga ramiona do istoty z innego świata. Kaprys poety? Ciekawość młodego mężczyzny? Fascynacja odmiennością? Wszystkiego po trosze. Nie dziwi to, że starzejąca się tancerka, która do końca życia wikłała się w związki z mężczyznami młodszymi od siebie, rzuca się w objęcia atrakcyjnego fizycznie poety. Nie szokują także jej zabiegi, by kochanka wypromować i zatrzymać przy sobie. Zaskakuje natomiast to, że Isadora, zadeklarowana przeciwniczka małżeństwa, poznawszy smak pięści i wulgarnych obelg Sierioży, decyduje się na ten szaleńczy krok.
Kiedy Isadora wyrusza na podbój Rosji, lata największej świetności ma za sobą. Być może dlatego, wbrew zdrowemu rozsądkowi i radom przyjaciół, ostrzegających gwiazdę przed udaniem się do „kraju barbarzyńców”, podejmuje tę karkołomną decyzję. Jej wyobrażenia o rosyjskich realiach, o sprawiedliwości nowego systemu, wreszcie o nieograniczonych możliwościach stwarzanych artystom, są z gruntu fałszywe. Pierwsze sygnały odbiera już w trakcie uciążliwej drogi do „wyśnionego raju”, gdy styka się z powszechną nędzą, prymitywizmem czerwonoarmistów, a u celu podróży zastaje zamiast kwiatów i wspaniałego komitetu powitalnego - pusty dworzec i kompletny brak zainteresowania. Łunaczarski[1], do którego zwróciła się Duncan z płomiennym listem: „To smutne, że nigdy nie mogę ofiarować mojej sztuki tym, dla których jest tworzona. Zamiast tego muszę wyprzedawać ją po pięć dolarów za miejsce... Pragnęłabym tańczyć dla mas, dla ludu pracującego, który potrzebuje mojej sztuki, a nigdy nie ma dość pieniędzy, aby mnie zobaczyć. Chcę dla nich tańczyć za darmo”[2], odpowiedział zaproszeniem i obietnicą stworzenia szkoły tanecznej dla tysiąca dzieci. Ach, ten rewolucyjny rozmach! Egzaltowana i naiwna mimo dojrzałego wieku (miała wówczas 44 lata!) artystka uwierzyła, że to, co nie udało się jej do tej pory mimo usilnych zabiegów – założenie i utrzymanie własnej szkoły tańca – jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ziści się w radzieckiej Rosji. Niestety, Łunaczarski o zaproszeniu zapomniał. Co prawda później zatuszował popełniony nietakt, ofiarowując tancerce pałac na Prieczystience, ongiś należący do Smirnowa, producenta wódki, później do milionera Bałaszowa, męża słynnej primabaleriny carskiego teatru, która po rewolucji uciekła do Paryża. Tak oto radziecka władza, lubująca się w symbolach, dokonała kolejnego „epokowego czynu” – siedlisko skostniałej, tradycyjnej sztuki stać się miało siedzibą tej nowej, wyzwolonej z pęt i przesądów. I stało się, zwłaszcza odkąd w murach pałacu pojawił się Jesienin i imażyniści! Gdy Rosjanie przymierali głodem, do pałacu zajeżdżali dostawcy szampana, wina, wódki i kawioru na kolejny bal.
„Jeśli ukochany wyraził takie życzenie, Isadora tańczyła dla niego i gości. Czasami robił to także on. Odsuwał w kąt wszystkie poduszki, materace i inne graty, po czym przy akompaniamencie bałałajki i klaskania przyjaciół puszczał się w dzikie prysiudy”[3].
Idylla trwała krótko. Jesienina dusił pałacowy przepych, ograniczała zaborcza kochanka, toteż szybko ten „słoneczny chłopiec”, jak nazywała go Isadora, pokazał inną twarz – pijaka, brutala i prostaka, który obrzucał ją stekiem najohydniejszych rosyjskich wyzwisk. Niemożność porozumienia się kochanków wynikała nie tylko z różnicy wieku (ta zdaje się najmniej istotną), w ich związku zderzał się Zachód z Wschodem, ateizm z wiarą, silna osobowość z osobowością nie mniej silną. Najgorsza była bariera językowa – ona nie znała rosyjskiego, on żadnego obcego języka. Sergiusz nie mógł pogodzić się z tym, że ukochana nigdy nie zrozumie jego poezji.
To Isadora weszła w rolę ofiary, to ona przez cały czas trwania małżeństwa tuszowała chuligańskie wyczyny Sergiusza, pudrowała sińce na twarzy, płaciła za zdemolowane w kolejnych krajach lokale i apartamenty hotelowe, znosiła skandale. Nie, nie była bez winy. To z jej inicjatywy Jesienin wyjechał za granicę, gdzie czuł się obco nie tylko pod względem językowym, gdzie przytłaczała go zachodnia cywilizacja. Faktem jest, że poeta zamiast upajania się dziełami sztuki wybierał upojenie zupełnie innego rodzaju i bardziej nęcił go klimat podrzędnej „mordowni” niż „świątyni sztuki”, choćby Wersalu. Jesienin cierpiał także dlatego, że zaznał już w ojczyźnie blasku sławy, a za granicą zwykle traktowano go jak fizycznie atrakcyjny i przy tym skandalizujący (co za pożywka dla pismaków!) dodatek do mocno już przygasłej gwiazdy. I w sensie osobistym, i w sferze kariery ta podróż musiała skończyć się tak, jak się skończyła – całkowitą klęską.
Biografia Caroli Stern, choć autorka stara się wyważyć proporcje między jej bohaterami, wyraźnie dryfuje (podobnie jak to, co piszę) w stronę portretowania Jesienina. Co ciekawe, choć szereg stron stanowi opis staczania się poety, coraz bardziej nasilających się objawów choroby alkoholowej, które w końcu spowodują zamknięcie go w szpitalu psychiatrycznym i przymusowe leczenie, ten człowiek nie budzi w odbiorcy antypatii. Mimo wszystko uwodzi nas ten młody mężczyzna, który tak nostalgicznie patrzy spod jasnych kędziorów czy ronda kapelusza, jego charyzmatyczny głos, gdy po mistrzowsku recytuje swoje wiersze, jego obrazy „mateczki Rosji”, wiotkie brzozy, szerokie stepy, swojskość. I fascynuje ten Jesienin inny – zbuntowany i gniewny, prostacki i wulgarny, rozdarty w ambiwalentnych uczuciach wobec nowej władzy, której nigdy nie ufał bez zastrzeżeń, a która zapewne, gdyby pożył dłużej, zafundowałaby mu pokazowy proces i – w najlepszym razie – „reedukację” w łagrze. Jesienin jest wyrazisty: diaboliczny i tragiczny zarazem, Duncan najczęściej bywa żałosna – gdy podejmuje desperackie próby zatrzymania czasu, gdy miota się po scenie mimo zadyszki i coraz bardziej krągłych kształtów, gdy pozwala się upokarzać i wykorzystywać, gdy staje się naiwną orędowniczką komunizmu, o którym nie ma najmniejszego pojęcia. To nie tragedia, tragifarsa raczej. I nawet śmierć Sierioży i Isadory odczytać można w takich kategoriach – samobójstwo (?) poety zdaje się konsekwencją jego autodestruktywnej osobowości, śmierć tancerki??? Jakie życie – taka śmierć.
„Poeta i tancerka” to biografia napisana sprawnym piórem, toteż lektura tej (zaledwie) dwustustronicowej książki zajmuje niewiele czasu. A doprawdy warto! Autorka kreśli sylwetki swoich bohaterów na dość bogato zaprezentowanym tle politycznym, społecznym, obyczajowym i kulturalnym ówczesnego świata. Biografia to dość mocno skandalizująca, ale w przypadku Duncan i Jesienina nie można było napisać innej. Za mankament książki uważam dość skromną liczbę odniesień źródłowych oraz zbyt jednoznaczne przedstawienie śmierci poety. Stern nie wspomina zupełnie o głośnej do dziś wersji, że został zamordowany przez OGPU[4], zaś samobójstwo upozorowano, sfałszowano protokół sekcji zwłok, a trumnę zalano betonem. Nawet jeśli to tylko plotka, jest w niej spora doza prawdopodobieństwa.
Jesienina „zemsta zza grobu” polega na tym, że wbrew stalinowskiej cenzurze nie udało się wymazać poezji i jej niepokornego twórcy ze świadomości kolejnych pokoleń czytelników. Isadora króluje nadal w historii tańca jako symbol zrewolucjonizowania sztuki baletowej, zanegowania jej klasycznych kanonów. Królują oboje: poeta i tancerka. Jak zawsze osobno.
---
[1] Anatolij Łunaczarski – ludowy komisarz do spraw nauki i sztuki.
[2] Carola Stern, „Poeta i tancerka”, tłum. Urszula Szymanderska, wyd. Twój Styl, Warszawa 2006, s. 18.
[3] Tamże, s. 52.
[4] Obiedinionnoje Gosudarstwiennoje Politiczeskoje Uprawlenije (Zjednoczony Państwowy Zarząd Polityczny) - policja polityczna, zajmująca się również wywiadem i kontrwywiadem, działająca w ZSRR w latach 1922-1934.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.