Dodany: 14.08.2013 20:36|Autor: anna-sakowicz

Nie ma sztuki bez kiczu


Przeniosłam się na chwilę w lata 60. ubiegłego wieku. Do PRL-u z czerwonymi tarczami szkolnymi na rękawie, kawałkami gazet zamiast papieru toaletowego, z cenzurą, brakiem możliwości wyjazdów za granicę… To wszystko za sprawą książki Antoniego Libery „Madame”. Co prawda tytuł kojarzy się z elegancją, z perfumami, z Francją, jednak miejscem akcji jest Warszawa (na końcu epizodycznie Gdańsk) z czasów PRL-u. Potęguje to kontrast między szarą PRL-owską rzeczywistością a kulturą Zachodu.

Główny bohater – 19-letni uczeń liceum jest zafascynowany piękną 32-letnią dyrektorką szkoły, nauczycielką francuskiego. Temat wydaje się banalny. Któż z nas nie podkochiwał się w swoim nauczycielu? Jednak Libera czyni z tego zaledwie oś książki, wzdłuż której rozwija wiele wątków, łącząc przy okazji różne gatunki literackie. Wiadomo, jak musi się skończyć fascynacja ucznia, żeby opowieść nie była banalnym romansem. Jednak zabiegi chłopca, by zwrócić na siebie uwagę nauczycielki, są fascynujące. Próbuje dociec ciekawej biografii nauczycielki, prowadzi własne „śledztwo”, poznaje jej tajemnicze narodziny w Alpach, przyjazd do kraju, śmierć ojca, pracę w szkole. A tytułowa Madame uwodzi i czaruje, choć wydaje się być „Królową Śniegu, wyniosłą i urodziwą, chłodną i niedostępną”[1]. Trochę mi przypominała rajskiego kolorowego ptaka uwięzionego w brudnej klatce PRL-u. Uderza skrzydłami o pręty, bo pragnie tylko jednego – wolności. Jej kolorowe pióra – perfumy Chanel 5, strój, elegancja - nie bardzo pasują do życia w niewoli.

Autor przypomniał, jak wyglądały w latach 60. represje skierowane przeciwko tym, którzy mieli kontakty z Zachodem, jak działała cenzura, SB, jak wyglądały układy na wyższych uczelniach, szczególnie filologiach języków nowożytnych. Jednak książka ta to nie tylko historia. To również (lub niemalże) traktat na temat literatury i filozofii. Jest sporo odwołań do egzystencjalistów francuskich, ale także wątek Artura Schopenhauera i jego matki, sporo cytatów z Szekspira, odniesień do twórczości Josepha Conrada, nawiązania do mitologii, miażdżąca krytyka Żeromskiego. Można nabawić się kompleksów, ponieważ bohater jest licealistą, a jego wiedza może zadziwić niejednego czytelnika.

Ciekawa w powieści jest również narracja. Dominuje oczywiście pierwszoosobowa, jednak od czasu do czasu autor wprowadza trzecioosobową. Mamy wrażenie, że bohater tworzy własną epopeję. Czasami przypominało mi to sokratejskie dialogi. Niektóre fragmenty dotyczyły kwestii filozoficznych: „to wszystko jest czymś innym, gdy bierze się to pod lupę, i innym – pod mikroskopem, i jeszcze, jeszcze innym – w świetle fizyki cząsteczek. Gdzie kończy się spojrzenie? Gdzie jest granica poznania?”[2]

Powieść Libery ma kiczowaty wątek główny – miłość ucznia do nauczycielki, ale „bez kiczu nie ma sztuki […] tak jak bez grzechu – życia”[3]. Autorowi udało się niewątpliwie stworzyć bardzo dobrą powieść, nazwałabym ją Sztuką przez duże „S”, w której popisał się swoją wyjątkową erudycją. Dał też czytelnikowi powód, by po odłożeniu książki poszperać i sprawdzić, czy faktycznie Artur Schopenhauer pochodził z Gdańska i kim była jego matka, Joanna.

A tak w ogóle, dlaczego właśnie Schopenhauer ze swoją pesymistyczną filozofią? Może PRL właśnie tylko na taką zasługuje? I do tego skojarzenia z francuskimi egzystencjalistami, według których przecież piekłem dla człowieka jest drugi człowiek…


---

[1] Antoni Libera, "Madame", Wydawnictwo Znak, 2010, s. 194.
[2] Tamże, s. 193.
[3] Tamże, s. 305.

[tekst został również zamieszczony na moim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1120
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: