Dodany: 14.08.2013 14:34|Autor: AnnRK
Pokrewna wrażliwość
Gdy przygotowywałam się do matury z języka polskiego, czytałam bardzo dużo. Niekoniecznie były to lektury szkolne. Te, z racji przymusu czytania, obszernych omówień na zajęciach oraz wszechobecnych streszczeń, wydawały mi się mało atrakcyjne. Wertowałam więc czasopisma dla maturzystów w poszukiwaniu ciekawych tytułów, których znajomością mogłabym zabłysnąć na egzaminie. Tak trafiłam na Ryszarda Kapuścińskiego.
Zaczęło się od "Hebanu", pasjonującego reportażu o Afryce, który do tej pory pozostaje moim ulubionym dziełem autora. Można się zastanawiać, czy w Kapuścińskim jest więcej reportażysty czy pisarza, roztrząsać, na ile jego teksty są wiernym zapisem faktów, a ile w nich podkoloryzowanych historii uatrakcyjniających treść. Jedno jest pewne, trudno sobie wyobrazić, by w polskiej literaturze faktu zabrakło "cesarza reportażu", by na bibliotecznej półce, obok książek Fiedlera czy Halika, nie znalazły się takie tytuły, jak "Cesarz", "Podróże z Herodotem", czy wspomniany wcześniej "Heban".
To właśnie Kapuściński był magnesem, który przyciągnął mnie do "Mikrocałości" Sławomira Jankowskiego. Ciekawa byłam twórczości kogoś, kto od wczesnych lat młodzieńczych podejmował próby literackie, a w "cesarzu reportażu" odnalazł pokrewną wrażliwość. Często, zanim zabiorę się za książkę, pospiesznie ją kartkuję, zerkając przy tym na wielkość czcionki, marginesów, długość rozdziałów, ewentualną grafikę. Gdy przerzucałam strony "Mikrocałości", w oczy rzuciła mi się ich forma. Co prawda miałam świadomość, że trzymam w rękach dziennik, ale nie spodziewałam się zbioru mikroświatów, przywodzących na myśl "Lapidaria" Kapuścińskiego, lekturę ogromnie mi bliską, pełną mądrych, celnych spostrzeżeń.
"Mikrocałości" składają się z trzech części, te zaś dzielą się na krótkie zapiski, z których wyłania się postać czytelnika-erudyty, wrażliwego, dociekliwego, zafascynowanego światem. U Jankowskiego filozoficzne rozważania mieszają się z wrażeniami z lektur książek Ryszarda Kapuścińskiego, Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, Witolda Gombrowicza, Antoine de Saint-Exupéry, własne przemyślenia przeplatają się z cytatami. "Mikrocałości" to fizyczna i mentalna podróż. W Bieszczady, na Słowację, w głąb siebie. To zbiór obserwacji, rozważań, przemyśleń. W tej książce wszystko wydaje się być na swoim miejscu. Dopracowany literacko dziennik nie jest łatwy w odbiorze i mimo swego niewielkiego formatu nie nadaje się na pospieszną lekturę w jeden wieczór. Warto poświęcić mu więcej czasu, docenić precyzję w operowaniu słowem.
Trzy części, o których wspomniałam wcześniej, obejmują rok 2001, następnie lata 2007-2008 oraz 2009-2010. Całość kończy się epilogiem, w którym autor oddaje głos Ryszardowi Kapuścińskiemu. "Mikrocałości" to nie tylko zbiór - wydawałoby się, że chaotycznych - przemyśleń Sławomira Jankowskiego. To także materiał do wielu przemyśleń. Mój egzemplarz "Lapidariów" porysowany jest gęstą siatką malowanych ołówkiem strzałek, linii i dopisków. Dziennik Jankowskiego wygląda podobnie. A mnogość tematów spina klamra postaci mistrza reportażu.
"Wielu po śmierci Ryszarda Kapuścińskiego próbowało mówić, czy też napisać coś o pisarzu, o jego tekstach, ale zdaje się, że z reguły wynikało z tego niezbyt wiele"[1]. Sławomir Jankowski krytycznie odnosi się do kontrowersyjnego "Kapuściński non-fiction" Artura Domosławskiego, jego wysiłki w dążeniu do odkrycia prawdziwego oblicza Ryszarda Kapuścińskiego określając mianem bezsensownych i jałowych. Wynikiem śledztwa Domosławskiego "[...] jest 600 stron tekstu, napisane kategorycznym językiem napisanych na podstawie niepewnych lub niskich przesłanek; niczym gmach, wieżowiec, dom zbudowany na ruchomych piaskach, na terenach zalewowych, tuż za wałami przeciwpowodziowymi, na niepewnym gruncie, na którym inni ze swymi pracami po prostu nie chcieli wejść. Prędzej czy później zaleje go powódź, zamiecie wiatr"[2]. Świeżo po lekturze "Kapuściński non-fiction" przez moment czułam podziw do autora za ogrom pracy włożonej w książkę. Po czasie przyszły refleksje - nie tylko te o wątpliwości źródeł, ale także dotyczące tego, czy powstanie tej książki naprawdę miało sens. Czy grzebanie w życiorysie reportera w poszukiwaniu skaz i nieścisłości w imię pokazania prawdziwego wizerunku reportażysty ma uzasadnienie?
"Klasę człowieka poznaje się po tym, czyją twórczość podziwia. I czy w ogóle jakąkolwiek twórczością się interesuje, żyje nią. Czy potrafi stworzyć swój własny świat z różnych rzeczy jak z cytatów"[3]. To ciekawa teoria, nad której zasadnością głowię się do tej pory. Co mówią o mnie przeczytane książki? Jakie świadectwo wystawiają tytuły, które są dla mnie najważniejsze?
U Jankowskiego znalazłam sporo materiału do rozmyślań oraz motywację do powrotu do twórczości Ryszarda Kapuścińskiego. Zdaję sobie sprawę, że nie każdemu przypadnie do gustu lapidarność "Mikrocałości", mimo to uważam, że warto dać autorowi szansę. Sporo ma do przekazania, a w zalewie lekkiej, nic nie wnoszącej literatury, sprawiającej wrażenie spisanej na kolanie, dzienniki Sławomira Jankowskiego stają się czytelniczym wyzwaniem i pobudzającą myślenie przygodą. Oczywiście, jak zwykle bywa w tego typu książkach, jedne wpisy są ciekawsze, inne nieco mniej, a to, jak je odbierzemy, zależy od wielu czynników, czytelniczych zainteresowań, poglądów, oczekiwań.
Na końcu oddaję głos autorowi: "[...] być może najskuteczniejszym lekiem na upływający bezdusznie - i obchodzący się z nami jakże wulgarnie - czas, są dobre książki. W nich pozostaniemy na zawsze żywi, nieśmiertelni"[4]. Czytajmy więc dobre książki. Autorstwa Kapuścińskiego, na przykład. Jankowskiego też.
---
[1] Sławomir Jankowski, "Mikrocałości", wyd. GP Wars, 2012, s. 44.
[2] Tamże, s. 160.
[3] Tamże, s. 23.
[4] Tamże, s. 149.
[Recenzję opublikowałam wcześniej na moim blogu]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.