Dodany: 29.01.2008 11:12|Autor: jakozak
wybredność, czy skleroza
Tak sobie myślę, że pewnie jestem źle wychowana.
Uczono mnie od dziecka, że należy mieć dobre maniery, należy się grzecznie zachowywać i tak dalej.
Wyszło inaczej.
No bo słuchajcie: koleżanka pożycza mi książkę. Książkę, której szukałam. Biorę książkę do ręki. Czytam - po to wzięłam.
Początek - lista płac.
No dobra, już wiem, że te współczesne powieści tak mają. Zaciskam zęby, wytężam umysł i do dzieła.
No.... nawet, nawet.
Podoba mi się.
Wciągnęło mnie. Super! Czytam! Czytam! Czytam!
Akcja, wszystko jest, co trzeba.
Na drugi dzień dalej czytam, choć z początku musiałam przekartkować z pół lektury, żeby przypomnieć sobie, że Werner to nie Warner i jeszcze inne szczegóły.
Poszło.
Dzień trzeci... apiać od nowa.
.... Strona 180. Do końca zostało 60.
Boże! Kto to jest? Kim on jest? A ten to kto? A po co?
Odłożyłam. Nie będę czytać. Poplątało mi się. Nie chcę już nawet wiedzieć, jak to się skończyło! Nie chcę więcej żadnych Forbesów, Ludlumów, Clancych, Leonardów, Grischamów, Forsythów... Dziękuję. Postoję. Wzięłam sobie Agatę Christie. Jest boska! Jaka klarowna! Jaka logiczna!
A gdzie mój brak wychowania? Przecież to nieładnie pożyczyć coś od kogoś, a potem toto zjechać. Mam wyrzuty sumienia. Okropne.
Przepraszam właścicielkę. Bardzo przepraszam...