Dodany: 25.01.2008 17:59|Autor: veverica

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Pleciuga
Hickey Christine Dwyer

Dzieciństwo utracone


"Mama mówi, ze dziecko jeszcze dobrze nie widzi. Nie widzi nawet własnych rączek ani nóżek. Przed oczami ma taką zasłonę jak welon i wszystko wydaje się zamazane, więc widzi tylko nasze zarysy i słyszy nasze głosy wydobywające się z tych zarysów, ale wcale nie wie, kim naprawdę jesteśmy. Jeszcze nie. Mama mówi, że któregoś dnia w tym welonie porobią się maleńkie dziurki, powoli zaczną się powiększać, aż cała zasłona zniknie.
Kiedy to nastąpi, dziecko nas zobaczy; zobaczy też siebie. Będzie na nas patrzyło i będzie znało nasze głosy. Przestaniemy być cieniami"*.

"Pleciuga" to książka bardzo skromna objętościowo, napisana oszczędnie, ale bardzo poruszająca - przynajmniej mnie. Co tutaj znajdujemy? Dziesięć lat z życia irlandzkiej dziewczynki, przełom lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, wielodzietną rodzinę - wszystko się zgadza, tak jest z wierzchu. Rodzina nie wydaje się uboga - w trakcie lektury odniosłam raczej wrażenie, że ojciec zarabia dość dobrze - są liczni krewni i znajomi, rodzinne uroczystości, duży dom. Pleciuga ma cztery lata i jeszcze nie jest Pleciugą, tylko Caroline.

Tak jest na początku. Co prawda nawet wtedy nie jest sielankowo - najstarsza siostra Pleciugi, Deirdre, jest opóźniona w rozwoju, ojciec zabiera naszą bohaterkę do pubu, gdzie dostaje "mały kufelek", i na wyścigi, gdzie łatwo się zgubić. Ale wszystko to wydaje się raczej zabawne niż złe, trochę w konwencji komediowej - ojciec zabierający ze sobą wszędzie "swojego kumpla", rezolutną córeczkę, i związane z tym perypetie.

"Małe butelki po whisky nazywane są małpkami, a jeśli na półce ze śniadaniami jest jedna taka butelka, to wszyscy wiedzą, że należy do Niamh Lawlor.
Niedawno widywało się dwie małpki i wtedy druga należała do Pleciugi. Gdyby ktoś zawołał: Czyja jest ta mała butelka po whisky? Ce leis e? Pleciuga krzyknęłaby w odpowiedzi: Moja! Is liomsa e!
Ale to było, zanim Jeannie powiedziała jej, jak się wstydzić"*.

Potem przestaje być wesoło. Autorka pokazuje powolny rozkład rodziny, widziany oczami dziecka - coraz starszego, ze strony na stronę, ale jednak dziecka. Narracja nie jest jednolita, częściowo trzecio-, częściowo pierwszo- albo drugoosobowa - jakby ktoś mówił do Pleciugi. Powstaje mozaika, okrawki życia powiązane razem i ukazujące obraz coraz ciemniejszy, coraz bardziej mętny. Jest alkohol, coraz częstsze wyjścia do pubu, "małpki" po whisky. Coraz liczniejsze kłótnie, coraz dłuższe ciche dni. Niezrównoważona matka, która momentami zdaje się nienawidzić własnych dzieci, by za chwilę z szaloną czułością tulić je i nastawiać przeciwko ojcu.

"Na jej widok mama wybuchnęła śmiechem, stała jak Humpty-Dumpty z ręką podpierającą plecy.
- Mogłam się domyślić - powiedziała. - Mogłam się domyślić, że przekonasz swojego tatusia, ty mała cwaniaro.
Potem zapytała, czy chce coś na obiad.
- Nie jestem głodna - odparła Pleciuga.
- Przecież ty zawsze jesteś głodna.
- Nie jestem. Położę się do łóżka.
- Chodź no tutaj. Co ci się stało?
- Teraz już wiem, że mnie nie chcesz - odpowiedziała mamie.
- Co takiego? O czym ty mówisz, na Boga?
- Teraz już wiem. Teraz wiem"*.

Pleciuga długo zdaje się nie widzieć tego, co się wokół niej dzieje. Długo nie wierzy, odrzuca zrozumienie. Kiedy zostaje wysłana do szkoły z internatem - choć naprawdę nie ma takiej potrzeby - odczuwa ulgę, ale nie rozumie jej źródła. Tu, gdzie większość uczennic czuje się źle, tęskni - ona zaczyna zwyczajne, dobre życie. Wydaje się, że uda jej się przezwyciężyć nieszczęście wiszące nad rodziną, że z dala od niej będzie inaczej - normalnie.

I wtedy autorka odbiera nadzieję - w każdym razie można tak to zrozumieć.

"Słyszy głos Jeannie z drugiego krańca kanapy.
- Modliłam się, żeby obydwoje umarli. Modliłam się, żeby obydwoje jechali samochodem i żeby mieli poważny wypadek. I żeby potem umarli.
- Jeannie, nie mów tak.
- Już się nie modlę.
- Dlaczego przestałaś?
- Po pierwsze dlatego, że już nigdy nie jeżdżą razem samochodem, a po drugie, że nie ma czegoś takiego jak Bóg. Po prostu go wymyślili"*.



---
* Christine Dwyer Hickey, "Pleciuga", tłum. Hanna Pawlikowska-Gannon, wyd. Muza, 2006.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4586
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: jakozak 22.07.2008 10:32 napisał(a):
Odpowiedź na: "Mama mówi, ze dziecko je... | veverica
To jest książka o pięcioletnim dziecku, która może wzbudzić emocje.
Tu nie ma kiczu.
Dlaczego to piszę? Bo porównuję Pleciugę z Moim drzewkiem pomarańczowym.
Absurdalnie - ta ma o wiele niższą ocenę od Drzewka...
Użytkownik: jakozak 22.07.2008 10:33 napisał(a):
Odpowiedź na: To jest książka o pięciol... | jakozak
Pięcioletnim i coraz starszym. :-)
Użytkownik: Panterka 24.11.2008 09:34 napisał(a):
Odpowiedź na: "Mama mówi, ze dziecko je... | veverica
Mną najbardziej wstrząsnęło, że Pleciuga nie znała i nie czuła tęsknoty za domem. Czy za matką.
Dużo to mówi o "rodzinnych związkach".
Tak samo jak zignorowanie rozpaczliwego telefonu, że mamo, zabierz mnie, proszę!
Z jednej strony kobieta nienawidzi tych dzieci, a z drugiej jakiś głupi stereotyp każe jej unosić się dumą. "Po moim trupie!" - wrzeszczy, gdy "jakaś pani" proponuje posłać Deidre do specjalnej szkoły. Niestety, nie po jej, ale po trupach dzieci. Kosztem ich marzeń, nadziei, radości, dzieciństwa.
Krew się we mnie burzyła, jak czytałam, że wstyd. Że należy wstydzić się tego, owego, że grzech straszny, a z drugiej strony kłótnie rodziców to normalka i "jak ktoś nie kocha, to się nie kłóci".
Zamordujmy stereotypy, głupie przesądy, głupią mentalność!!!
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: