"Spadam stąd" Tymona Feusette'a
Wydany przed siedmioma laty zbiór wierszy Tymona Feusette'a to dzieło niezwykłe, niebywałe. Druk zapisu nieżyjącego artysty, który za życia poetą bywał (wydał tylko kilka wierszy na łamach studenckiej prasy wrocławskiej), a po śmierci stał się nim naprawdę (ironia), w obliczu jego Nieobecności, bez możliwości odautorskiego komentarza, wydaje się przedsięwzięciem nie tyle ryzykownym, co mrożącym krew w żyłach. Abstrahując od całej tej atmosfery, jaka powstała swego czasu wokół śmierci Tymona (spektakl w opolskim teatrze, płyta z muzyką Hynka i śpiewem znakomitej Grażyny Rogowskiej), chciałabym, by napisano wreszcie coś o samej jego poezji tak, jak by nie była ona dziełem jednego z tych "wybrańców", co "umierają młodo".
Oczywiście "Spadam stąd" obejmuje nie tylko dojrzałą twórczość autora (dojrzałość - odnaleziona wcześnie i urwana nagle), pierwsze zapiski tego tomu należą do poety szesnastoletniego - niewiele jest takich świadectw w polskiej literaturze. Zamknięta w jednym tomie twórczość, która "dokonywała się" na przestrzeni kilku lat, między szesnastym a dwudziestym drugim rokiem życia autora, jest zapisem przemiany młodego buntownika w dojrzałego myśliciela-egzystencjalistę, którego bunt się "ustatecznił", którego "i-granie" ze śmiercią przybierało coraz to inne kształty. Przeobrażenia języka poetyckiego, których świadectwem jest ten tom, przypominają nieco kolejne rozdziały "Portretu artysty z czasów młodości" Jamesa Joyce'a.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.