Dodany: 24.01.2008 14:39|Autor: jolietjakeblues

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Nazywam się Czerwień
Pamuk Orhan

6 osób poleca ten tekst.

Nazywają się Ilustratorzy


Z góry uprzedzam i przepraszam czytelników mojego tekstu oraz powieści, że świadomie zdradzam jej układ i niektóre tajemnice.


To druga wydana w Polsce, w rok po otrzymaniu przez autora Nagrody Nobla, a napisana w 1998 r., książka Orhana Pamuka.

Zauważyłem, że dla wielu czytelników odstraszające są kilkusetstronicowe powieści. Zatem w przypadku tej właśnie może nie warto polecać? To wydanie liczy blisko 600 stron. Jeśli ktoś, tak jak ja, ma w zwyczaju zaglądać na koniec książki, by przekonać się, czy zawiera coś więcej niż narracja, jaki jest spis treści, to zauważy, że mamy tutaj „Kalendarium wydarzeń historycznych”[1], które wprowadza czytelnika króciuteńko w historię islamu, Bliskiego Wschodu i historycznego tła powieści. I słusznie, że krótko. Po co na siłę zawracać sobie głowę nauką historii i męczyć się zapamiętywaniem wydarzeń, dat itp. w trakcie lektury. Wystarczy tło. Ono jest niezbędne. Kilka stron dalej spis treści. I tutaj możemy się dowiedzieć co nieco o powieści. A zatem 59 rozdziałów. Wiemy już, że rozdziały są krótkie, co najwyżej kilkunastostronicowe. Przy tak długiej powieści to zaleta. Czyta się dobrze. Można się skupić jedynie na rozdziale, łatwiej przerwać lekturę na jego zakończeniu. Spójrzmy także na tytuły: większość z nich zaczyna się ,tak jak tytuł powieści, od słów „Nazywam się”. Bezsprzecznie sugeruje to czytelnikowi, że każdy rozdział będzie miał swojego oddzielnego narratora. Inne, zaczynające się od „Ja, (…)” oraz „Jestem (…)”, także. Mnie to zafascynowało. Tym bardziej, że niezwykle tajemniczo brzmią choćby takie tytuły: „Jestem trupem”, „Jestem drzewem”, „Jestem monetą”, „Jestem śmierć”. Czyżby narratorem było drzewo czy śmierć? Niezmiernie ciekawy byłem, jak autor to rozwiąże? Czyżby to była tylko jakaś fasada? Sztuczka? Może nie? Poza tym tytuły rozdziałów powtarzają się. Przyjmując prawie pewny wariant, że każdy rozdział ma swojego tytułowego narratora, znaczy to, iż powieść składa się z iluś tam opowieści, które dają nam przeróżne punkty widzenia, różne perspektywy na każdym jej etapie. To naprawdę fascynująca konstrukcja. I choćby dlatego warto zacząć czytać.

Czy autor świadomie zaczął powieść od „trzęsienia ziemi”, jak mistrz suspensu, Hitchcock? Oj, chyba nie, bo potem napięcie nie wzrasta. Ale to nie kryminał. Rzeczywiście, nie szukajmy tutaj śledztwa w dosłownym tego znaczeniu, szesnastowiecznych detektywów, pogoni, religijnych tajemnic w stylu modnych do niedawna historyczno-sensacyjnych powieści. Wprawdzie w pierwszym rozdziale narratorem jest ktoś, kto jest trupem, kto właśnie został zamordowany, ale nie jest to głos ducha, jakiego moglibyśmy sobie wyobrażać, chociaż ofiara morderstwa jak by na marginesie wspomina o swojej podróży w zaświaty, porównując ją do opisów z Koranu (podobna opowieść zostanie powtórzona w dalszej części powieści, przy okazji kolejnego morderstwa): „Nie dojrzałem drzew o wielkich liściach, obwieszonych dojrzałymi owocami, ani pięknych dziewic, choć doskonale pamiętam, jak często z przyjemnością szkicowałem te rajskie hurysy o wielkich oczach, które wspomina sura »Wydarzenie«”[2]. Ta narracja pierwszego rozdziału pomaga nam jedynie „wprowadzić się” w powieść i oswoić z wariacjami słów „ilustracja”, „ilustrator”, co będzie miało dalej niebagatelne znaczenie. Dowiadujemy się, że zamordowany został ilustrator. W Stambule z przełomu XVI i XVII wieku.

W powieści napotkamy kilka wątków, które będą kręciły się wokół sprawy, moim zdaniem, najważniejszej, czyli sztuki miniaturowej ilustracji. Oczywiście po pierwsze, wątek zamordowania jednego z miniaturzystów. Ten z kolei wpisuje się w problemy społeczno-religijno-polityczno-historyczne tamtych czasów: Pamuk opowiada o zderzeniu – a może to już nie zderzenie, ale nadchodzący nieuchronnie czas silniejszych związków – cywilizacji Wschodu i Zachodu, podejścia do artysty, sztuki, w tym właśnie i do ilustrowania ksiąg, na tle zawłaszczającej wszystko religii islamskiej. Następny to miłość, romans. I ten wątek jest najciekawszy, bo najłatwiejszy. O miłości Czarnego, który po wielu latach wraca do Stambułu i puka od razu do drzwi domu bliskiego mu człowieka, zwanego przez wszystkich w powieści Wujem, w którego córce przed laty się nieszczęśliwie kochał. Jak bardzo nieszczęśliwie! O tym dowiemy się z opowieści Czarnego i tej, którą kocha – Sekure, bogatej matki dwojga dzieci, słomianej wdowy, bo jej mąż–żołnierz nie powrócił z wojny. A także z opowieści Wuja. Ta miłość jest bardzo lapidarna. Niestety, Pamuk nie wysilił się, żeby dać głębszy rysunek psychologiczny postaci. Oczywiście romans wpisany jest w tło religijno-społeczne, co czyni ten wątek poniekąd interesującym i jeszcze raz to powtórzę - łatwym w czytaniu. Poza tym również dlatego, że jest jak polska telenowela w swym zagmatwaniu i natłoku zdarzeń: zaginiony mąż na wojnie, miłość sprzed lat, dwójka dzieci, które nie akceptują Czarnego, powiązania Czarnego z Wujem itp.

W opisach i autoopisach postaci autor przemyca, choć bardzo delikatnie (a może tylko ślizga się po tematach?), bardzo ważne dla kultury arabskiej sprawy (na przykład, dlaczego bardziej toleruje się koty niż psy: „Jaka jest więc prawdziwa przyczyna tej wrogości do psów? Dlaczego twierdzicie, że są one nieczyste? Dlaczego musicie wszystko dokładnie wypucować, gdy to zwierzę przekroczy próg waszego domu? Dlaczego jego dotknięcie kala ablucję? Dlaczego, jeśli róg kaftana otrze się o wilgotną sierść psa, niczym znerwicowane baby pierzecie go siedmiokrotnie?”[3], albo podziały w islamie czy homoseksualizm: „Ci plugawi derwisze kalenderyci wałęsają się, kradną i żebrzą, palą haszysz, piją wino, pieprzą się ze sobą i sądząc z ich wyglądu, nie chodzą do meczetu, nie odmawiają modlitw, nie wiedzą, co to dom i rodzina”[4]). Czasem autor sili się na czarny humor, choćby w rozdziale „Ja, szatan”, gdzie pisze o piciu kawy (niejednokrotnie robi to wcześniej, ale tutaj wychodzi to bardzo figlarnie), szatańskim nałogu: „Gdybyż tylko moi gniewni i słabi wrogowie, którzy niestrudzenie mnie oskarżają, pamiętali o tym, że sam Wszechmocny pozwolił mi żyć do dnia Sądu Ostatecznego, za to im wyznaczył nie więcej niż sześćdziesiąt, siedemdziesiąt lat. Gdybym im poradził, że mogą ten czas wydłużyć, pijąc kawę, na pewno niektórzy – tylko dlatego, że rada pochodziłaby od szatana – postąpiliby dokładnie na odwrót i zupełnie zrezygnowali z tego napoju albo, co gorsza, stanęliby na głowie i usiłowali wlać ją sobie do tyłka”[5]. Albo trochę inaczej, gdy narratorem jest koń z ilustracji, o różnicach kultur: „Nowy styl zachodnich mistrzów nie jest świętokradztwem. Wprost przeciwnie, oni właśnie są najbliżej naszej wiary. Modlę się, by moi bracia z Erzurum nie zrozumieli mnie źle. Nie podoba mi się, że niewierni artyści pokazują swoje kobiety na wpół nagie, w sposób daleki od pobożnej skromności, że nie rozumieją, jakie przyjemności daje kawa i przystojni chłopcy, że chodzą z gładko ogolonymi twarzami, chociaż włosy mają równie długie jak kobiety, i że utrzymują, iż Jezus też jest Bogiem – Allachu, miej nas w swoje opiece. Tak mnie ci niewierni zdenerwowali, że gdybym spotkał któregoś na swojej drodze, tobym go porządnie kopnął”[6].

Można być trochę zawiedzionym, że Orhan Pamuk na początku powieści wprowadza nastrój tajemnicy (tytuł pierwszego rozdziału!), daje mordercy możliwość opowiadania o sobie, nie wyjawiając, kim jest (tytuły rozdziałów: „Nazwą mnie mordercą”), prowokuje czytelnika, żeby szukał zabójcy wśród trzech młodych ilustratorów, którym daje przydomki, najpierw nie wyjawiając ich imion (Bocian, Oliwka i Motyl), żeby potem, ni stąd, ni zowąd, dokładnie ich opisać i odsłonić, jak i pozostałe zagadki.

Ale potraktujmy tę powieść jak hymn ku czci książki, ku czci ilustracji. To apoteoza, gloryfikacja artystów-miniaturzystów! W zasadzie lwia część powieści jest tą gloryfikacją. Od wywyższania tych, którzy ilustrują, po same ilustracje. Bo Pamuk wyjaśnia, iż zderzenie kultur europejskiej i arabskiej odbywa się także na gruncie sztuki. Europejczycy tworzą sztukę tak, jak ją widzą sami artyści, twórcy. To ich ręce, oczy i umysł tworzą piękne rzeczy, które nie są odwzorowaniem świata, ale czymś o wiele większym, pełniejszym, wartościowszym. Talent artysty sprawia, że widziany obiekt, lub coś, co jest pomysłem dla twórcy, dzięki artyście zamienia się właśnie w sztukę. Artyści islamu zaś, przy zakazie sztuki figuratywnej, odwzorowują świat, który nie może być już piękniejszy, wartościowszy, ponieważ został stworzony wolą demiurga. Rolą islamskiego ilustratora jest kopiowanie tego cudownego świata. Ich nauka, która trwa latami, ma sprawić, żeby zręczność ucznia-artysty mogła podołać namalowaniu boskiego dzieła. A jak trudna i bolesna to nauka, opowiada autor ustami tych najwybitniejszych artystów: „Pewnych rzeczy nauczyłem się lepiej i szybciej tylko dlatego, że bałem się oberwać linijką po rękach. Aby uniknąć cięgów, starałem się nie przelewać farb, nie marnować złota, prawidłowo wyprowadzać zgięcie końskiej nogi, tuszować niedoskonałości rysunku, w porę myć pędzle, skupiać uwagę na szkicu (…). Czasami brał marmurowy kamień szlifierski i uderzał mnie z taką siłą w ucho, że dzwoniło mi w głowie przez wiele dni, chodziłem jak oszołomiony. Niekiedy bił w policzek tak mocno, że potem tygodniami piekło, a oko łzawiło”[7]. Pamuk pokazuje ten konflikt kulturowy przy okazji morderstwa, które doprowadza nas do rozstajów, gdzie spotykają się przeróżne tendencje w sztuce iluminacji, w sztuce pisarskiej, różne trendy islamu. Opisuje przecież konserwatywno-religijne zacietrzewienie uczniów-zwolenników hodży Nusreta z miasta Erzurum, jakże podobnego do współczesnych kapłanów, próbujących zawłaszczyć wiele dziedzin życia dla swoich wyobrażeń religijności: „Tłum wpadł do środka i niszczył, co popadnie. Przy świetle pochodni było widać, jak wynoszą na ulicę i na oczach wszystkich tłuką filiżanki, szklanki (…). Z początku pomyślałam, że chodzi wyłącznie o kawiarnię. Słyszałam opowieści o szkodliwości picia kawy, o tym, że niszczy ona oczy i żołądek, zaćmiewa umył i sprowadza ludzi z drogi prawdy, że to europejska trucizna (…). Zrozumiałam, że to ludzie znanego kaznodziei z Erzurum, Nusreta Hodży. Walczyli z propagatorami wina i prostytucji, kawiarniami w Stambule i bractwami, których modlitwie towarzyszyła muzyka i taniec. Przeklinali wrogów wiary, bałwochwalców, bezbożników i tych, którzy zajmowali się miniaturami”[8]. Pisząc powieść XVI-wieczną, arabską, Pamuk przypomina Europejczykom o potrzebie dystansu w spojrzeniu czy stosunku do sztuki, jej twórców, religii i jej kapłanów. Może i własnych słabości? Z jednej strony pełen entuzjazmu hymn – opowieści z historii literatury arabskiej, legendy, opisy ksiąg, zachwyty nad sławnymi księgami, a także księgozbiorami (mistrz Osman i Czarny w sułtańskim skarbcu), zachwycające szczegółowe opisy samej sztuki ilustrowania oraz pracowni artysty z narzędziami, z drugiej - charakterystyka mistrzów, sztuka dla sztuki, ślepota, niebezpieczeństwo spowodowane ciągłymi wojnami, konflikty w łonie islamu. Zatem hymn czy nie? Co tak naprawdę przemyca Pamuk? Bo nie może to być tylko powieść sensacyjno-historyczna.

Proszę zwrócić na przepięknie skonstruowaną postać starej Żydówki, Ester. Przekupka, swatka, plotkara, pośredniczka. Nieumiejąca pisać i czytać, cwana, znająca wszystkie zakamarki i tajemnice Stambułu. Ileż dodaje kolorytu!

Okazuje się, że najmniej ważne w tej powieści jest to, że sułtan zleca najlepszym artystom zilustrowanie wielkiego, aczkolwiek obrazoburczego, dzieła. A także to, kto jest mordercą. I to jest chyba największa siła powieści Orhana Pamuka. A na koniec żart: „Mój syn Orhan, który wciąż jest na tyle niemądry, że do wszystkiego podchodzi z żelazną logiką, przypomina mi stale, iż umiejący zatrzymać czas mistrzowie z Heratu nie mogliby narysować mnie tak, jak wyglądam naprawdę, za to malarze europejscy, którzy w kółko tworzyli jedynie portrety madonn z dzieciątkiem, nie byliby w stanie wstrzymać czasu. (…) Całą tę historię, której nie da się narysować, opowiedziałam memu synowi Orhanowi z nadzieją, że ją spisze. (…) By opowiedzieć naprawdę zachwycającą, przekonującą historię, Orhan nie cofnąłby się przed żadnym kłamstwem”[9]. Czy w kolejnej powieści Pamuk znowu nie powstrzyma się przed wpleceniem swojego imienia i zawodu?




_____
[1] Orhan Pamuk, „Nazywam się Czerwień”, przeł. Danuta Chmielowska, Wydawnictwo Literackie, 2007, str. 587.
[2] Tamże, str. 9.
[3] Tamże, str. 25.
[4] Tamże, str. 441-442.
[5] Tamże, str. 418.
[6] Tamże, str. 314.
[7] Tamże, str. 517.
[8] tamże, str. 500.
[9] Tamże, str. 586.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 8981
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 7
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 24.01.2008 16:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Z góry uprzedzam i przepr... | jolietjakeblues
Zerknęłam w bibliotece do tej powieści i odłożyłam ją na półkę. Ale po Twojej recenzji chyba się nie oprę!
Użytkownik: SzuSzu 03.07.2008 17:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Z góry uprzedzam i przepr... | jolietjakeblues
Oj coś mi się wydaje, że właśnie w Europie cinquecenta malowano w sposób realistyczny, odwzorowywano naturę, co szczególnie widzimy wpatrując się we włoskie portrety. W krajach arabskich, to co artysta widział było tylko ideą, a artysta przetwarzał ją na swój sposób, na swój sposób rozumiał,przedstawiał według określonej "maniery" zazwyczaj narzuconej, bo jak wiemy nie było tam mowy o stylu każdego artysty, raczej o specyfice całej sztuki islamu. Tak też tłumaczy to Pamuk.

Recenzja niczego sobie, ale jakem historyk sztuki nie mogłam się powstrzymać od krytyki w tej kwestii.
Przyjemnie się czytało.

Pozdrawiam
Użytkownik: jolietjakeblues 03.07.2008 20:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj coś mi się wydaje, że ... | SzuSzu
Z pokorą przyjmuję to sprostowanie. Pewnie masz rację. Trudno dyskutować z zawodowcem. Jednak tak to odczytałem, sugerując się ponadto ówczesnymi religijnymi ograniczeniami w sztuce.
Użytkownik: SzuSzu 06.07.2008 14:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Z pokorą przyjmuję to spr... | jolietjakeblues
Orhan Pamuk świetnie tłumaczy to w rozdziale "Jestem koniem".

Niemniej jednak chylę czoła i miło mi dyskutować z tak wytrawnym miłośnikiem książek.
Użytkownik: jolietjakeblues 06.07.2008 18:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Orhan Pamuk świetnie tłum... | SzuSzu
Dziękuję.
Zaciekawiłeś mnie. Z pewnością zajrzę do tego rozdziału. Przypomnę sobie. Może przemyślę. Dziękuję, że zwróciłeś uwagę. Rozszerzy to moją skromną, oj! bardzo skromną wiedzę.
Pewnie jesteś dopiero po lekturze.
Użytkownik: SzuSzu 08.07.2008 09:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję. Zaciekawiłeś ... | jolietjakeblues
Nie miałam zamiaru umniejszać Twojej wiedzy.
Niedawno skończyłam czytać rzeczoną powieść ;). Zaskoczyło mnie to, że zupełnie nie przeszkadzał mi brak ilustracji, zdałam sobie sprawę, że przecież książki opisują obrazy, których nie widzimy i nie przeszkadza nam to, że nie mamy ich przed sobą. Pamuk nie musiał załączać reprodukcji miniatur, o których tak świetnie pisał, można je było sobie bez trudu wyobrazić.
Użytkownik: jolietjakeblues 08.07.2008 12:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie miałam zamiaru umniej... | SzuSzu
Absolutnie tak nie pomyślałem. Nie odbieraj tak moich słów. Uznaję, że masz ode mnie większą wiedzę z racji zawodu.
A rzeczywiście! Ja też miałem takie odczucia, takie wyobrażenia. Świetne malarskie pióro. I o dziwo! Te opisy nie były takie nudne, jak mogłoby się wydawać na wstępie.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: