Jak dużo wiesz o grabarzach?
Z Tomaszem Bochińskim po raz pierwszy zetknęłam się kilka dni temu, podczas lektury opowiadań któregoś z tematycznych tomów Fabryki Słów. Wspomniany tom traktował o aniołach oraz demonach, a twórcy fantastyki wytężali, jak mogli, przegrzane umysły, by sprostać zadaniu – stworzyć coś oryginalnego, ale na temat. Coś, na co nie wpadnie żaden z pozostałych autorów, mających takie samo zadanie. Dlatego też wionęło od czasu do czasu nudą, wtórnością, nadmiernym staraniem. Opowiadanie Bochińskiego było ostatnim i – o proszę! – najlepszym. Od razu skojarzyłam nazwisko z kurzącym się na półce od kilku miesięcy egzemplarzem „Bogów przeklętych”, który upolowałam podczas przeceny w tak zwanej taniej książce. Od razu po niego sięgnęłam.
Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się takiego oczarowania. Bo ta opowieść mnie właśnie oczarowała! Porwała w swój fantastyczny, zaczarowany świat, pełen magów, grabarzy, spadkobierczyń najstarszych rodów czarownic, kapłanek i kapłanów, powstających z martwych starodawnych wojowniczek i hord innych poległych i zmarłych. Język Bochińskiego jest niesamowity! Bardzo plastyczny, obrazowy, nasycony charakterystycznym dlań (to samo wyczułam we wspomnianym wyżej opowiadaniu) humorem, a akcja – wartka, z wieloma zwrotami - coś cudownego! Właśnie takiej lektury potrzebowałam na wakacje!
Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie zdradziła choć fragmentu fabuły. Oto dwóch słynnych w całym Gadrin grabarzy wraz z pewnym magiem zostaje… zwabionych (?), upolowanych (?), a potem przywiezionych w trumnach do niezwykłego domu... Dom niezwykły jest z tego względu, że nie można się z niego wydostać. Nie można także zajrzeć na piętro, bo tarasują je mocne, drewniane drzwi (wręcz wrota!), w dodatku zabezpieczone wyjątkowo mocnym zaklęciem. Oprócz nich w domu znajduje się także mała dziewczynka, która od czasu do czasu wydaje (zdawałoby się, że nic nieznaczące) okrzyki. Ale, ale… Czy to aby na pewno mała dziewczynka? - Każdemu z porwanych jawi się w innej postaci: jeden z towarzyszy widzi w niej obleśną staruchę, kolejny – hożą dziewkę, którą by chętnie „wychędożył”… O co chodzi? I jaki to może mieć związek ze spiskiem, który zetrze całe Ocalone Ziemie w proch?... Wszystko jest tu dopięte na ostatni guzik, autor prowadzi nas przez kolejne stronice, omijając wszelakie meandry nudy. Naprawdę – choćbym chciała, nie mogę się do niczego przyczepić.
Postaci, zapytacie? Te niejeden raz was zadziwią. Jestem pewna, że zamarzycie o takich przyjaciołach. Niebanalne, interesujące, skomplikowane jednak draństwa. Już, już ci się wydaje, że przyjaźnisz się z nimi i, co za tym idzie, znasz takiego Moncka czy Kaję-Te, a tutaj nagle, ni stąd ni zowąd, wypalą coś tak, że nie wiesz, gdzie oczy podziać. Wstydzić się za nich? Ufać im jeszcze? I czym cię jeszcze zaskoczą? Winszuję Bochińskiemu uniknięcia pułapki tworzenia papierowych, jednowymiarowych bohaterów.
Jest jeszcze coś, o czym chcę napisać, co pragnę pochwalić. Sama siebie zaskoczę, gdyż batalistyka to nie jest wcale mój konik, ani trochę. Otóż opisy bitew w wykonaniu pana Tomasza są niezwykle… obrazowe. Tak, wiem, że użyłam już tego słowa, ale nie mogę go uniknąć i teraz. Są po prostu wspaniałe. Nie mogłam się od nich oderwać. A teraz nie odmówię sobie przyjemności uraczenia was cytacikiem, który wprawił mnie w drgawki ze śmiechu:
„Nagle wśród Wilków wszczął się ruch, poczęli odstępować. Wokół czworoboku uczynili kwadrat pustki. Jeszcze chwila i z tłumu górali wyjechał na kosmatym koniku człek siwy, poważny i bogato przybrany. Wódz klanowy.
- Poddajcie się lub gińcie! Na chwałę Księżycowej Pani!
Chatras jedenasty baron-ataran Kersaint nieco zdziwiony nie zwlekał wszakże z odpowiedzią:
- W dupę se wsadź owąż Panią!
Skryba książęcy, niewielki człeczyna, notujący podczas bitwy co ważniejsze zdarzenia i słowa dla potomnych, skrzywił się niezadowolony, potem zaś zapisał:
>Naonczas baron og Kersaint wydął dumnie usta i tak oto odparł brudnemu dzikusowi: Gwardia nie umiera i się nie poddaje!<”*
Tym sympatycznym akcentem pozostaje mi chyba tylko życzyć przyjemnej lektury…
---
* Tomasz Bochiński, "Bogowie przeklęci", wyd. Fabryka Słów, 2009, str. 407-408.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.