Dodany: 21.07.2013 19:51|Autor: Literadar

Czytatnik: Literadar - Origins

1 osoba poleca ten tekst.

MĘSKA RZECZ, DAMSKIE SPRAWY - Miłość, kłamstwa i Lizzie - Jane Austen XXI wieku


Okładka


MĘSKA RZECZ,
DAMSKIE SPRAWY

czyli płciowe dyskusje o książkach toczą Dorota Tukaj i Michał P. Urbaniak


Pod lupą: Miłość, kłamstwa i Lizzie



Dorota Tukaj W tym roku mija równo 200 lat od chwili, gdy po raz pierwszy opublikowano Dumę i uprzedzenie Jane Austen. Powieść ta – uznana swego czasu za „romans wszechczasów” - zachwyca po dziś dzień kolejne pokolenia czytelników. Jest też chętnie wznawiana przez wydawców, omawiana przez krytyków literackich i badaczy literatury, a także przenoszona na ekran przez twórców filmu.

Michał P. Urbaniak Najsłynniejsza powieść Austen stanowi też inspirację dla wielu współczesnych pisarzy. Na polskim rynku pojawiło się już kilka kiepskich lub przeciętnych kontynuacji, jak Niedobrana para i Pemberley Emmy Tennant, Zarozumiałość Julii Barrett, Emancypacja Mary Bennet ColleenMcCullough), parodia fantasy Duma i uprzedzenie i zombie… pióra SethaGrahame’a-Smitha czy powieści luźno nawiązujące do pierwowzoru Austen (Dziennik Bridget Jones Helen Fielding). Miłość, kłamstwa i Lizzie to wersja Dumy i uprzedzenia dla młodzieży.

D.T. Dla współczesnej młodzieży, dodajmy. Bo rzecz się dzieje w dzisiejszej Anglii, z uwzględnieniem wszystkich przemian obyczajowych i zmian środowiska. Wielcy posiadacze zmienili się w biznesmenów, mniejsi w etatowych pracowników, młodzież płci obojga podlega obowiązkowi edukacji, sama decyduje o swojej przyszłości i ubiera się tak, że prawdziwi bohaterowie Austen na ten widok dostaliby chyba palpitacji serca… Ale poza tym wszystko jest tak samo: jest duma, jest uprzedzenie i cała wynikająca z tego komedia omyłek.

M.U. Siostry Bennet w czasach rozpędzonych samochodów, laptopów, telefonów komórkowych, dyskotek i narkotyków? Profanacja? Literacka masakra? A może ciekawy pomysł?

D.T. Na pewno chwytliwy pomysł, na którym można dłuuugo jechać – w zasadzie każdą pozycję z klasyki można w ten sposób potraktować. Wyobraź sobie Don Kichota i Sancho Pansę, przemierzających Hiszpanię na harleyach, albo Andrieja Bołkońskiego, umierającego z ran odniesionych w Afganistanie! Rushton wybrała rozwiązanie może nie aż tak ekstremalne, ale najwyraźniej dobrze się sprzedające, bo Miłość, kłamstwa i Lizzie to już czwarta pozycja z cyklu, który przedstawia uwspółcześnione wersje utworów Austen.

M.U. Eksperyment eksperymentem, ale przyznasz, że to dosyć ryzykowne. Jednak Duma i uprzedzenie to już klasyka literatury, pozycja uwielbiana przez rzesze fanów. Pisanie przeróbek przez inne pióra, to trochę jak kalanie świętości – i zwykle wypada dużo gorzej od oryginału. Tak jest też w tym przypadku. Zacznijmy od postaci – Elizabeth Bennet, pan Darcy, pastor Collins czy pani Bennet to postaci tak charakterystyczne, że już ikoniczne. To jedni z najciekawszych bohaterów literackich w ogóle. Taka sława postaciom Rushton raczej nie grozi…

D.T. Ach, no pewnie, że nie, ale nawet nie sądzę, żeby autorka na to liczyła! Po prostu wykorzystała gotowy schemat, by zbudować na nim lekką i pouczającą historyjkę – prawda, że mało oryginalną, ale też niewymagającą wielkiego nakładu pracy. Chociaż muszę przyznać, że parę charakterów pobocznych udało jej się całkiem interesująco przekształcić: zamiast sztywnego, pompatycznego i zarozumiałego pastora Williama mamy prawie równie komicznego snoba, szpanera i megalomana Drew, a zamiast nudnej i przemądrzałej Mary, budzącej raczej politowanie, niż uśmiech, sfiksowaną na punkcie ekologii Meredith. Chyba warto było odstąpić od wierności oryginałowi, podkreślając te cechy jako znak czasów?

M.U. Oczywiście, rzecz nie w tym, żeby tylko skopiować oryginał, ale też odpowiednio go dostosować do obecnych czasów. Nie widzę nic złego w samych zmianach, to jest zawsze jakiś hołd dla dzieła – byle tylko nie bezcześcić oryginału. Trzeba przyznać, że Rosie Rushton ciekawie przekształciła wątki z Dumy i uprzedzenia. Choć jednocześnie niektóre zmiany wydają się niepotrzebne (nie wiem, po co trzeciej córce Bennetów zmieniono imię z Mary na Meredith).

D.T. Przypuszczam, że z tego samego powodu, dla którego nowe imiona dostało także parę innych postaci. Nie jestem na bieżąco z listą najpopularniejszych brytyjskich imion, jednak zdaje mi się, że Charlotta już dość dawno wyszła z mody, podobnie jak Georgina, a tym bardziej Fitzwilliam. A skoro rzecz się dzieje współcześnie, nastolatki będą akceptowały raczej bohaterów noszących niearchaiczne imiona.

M.U. No i będą oczekiwały od nich zachowań takich, jakie widzą na co dzień w swoim środowisku. Rushton je wyraziście obrazuje – potrzebę posiadania chłopaka (co zapewnia coś w rodzaju prestiżu społecznego), potrzebę spełnienia poczucia przynależności (siostry Bennet w Miłości, kłamstwach i Lizzie muszą i chcą się odnaleźć w nowym środowisku). Okazuje się, że książka Rushton świetnie koresponduje z pierwowzorem – przypomnijmy sobie choćby uganianie się za mężem i potrzebę „bycia przyjmowanym” w domach „odpowiednich” ludzi.

D.T. Cóż, szata się zmieniła, a sens nie! W końcu czy w sukniach z tiurniurami, czy w dżinsowych szortach, młode dziewczyny mają te same problemy. A morały „nie sądź po pozorach”, „nie wszystko złoto, co się świeci”, sprawdzają się od początku historii ludzkości w życiu prywatnym prawie każdego indywidualnego człowieka. A jeśli przypadkiem ktoś nie zdążył tego doświadczyć na własnej skórze, tym bardziej warto je przypomnieć.

M.U. Minusem tego przypomnienia jest, że dla tych, którzy znają Dumę i uprzedzenie, fabuła nie będzie zaskoczeniem.

D.T. Ale chyba nie musi. Tym bardziej, że jednak docelową grupą czytelników są nastolatki, które najpewniej jeszcze pierwowzoru nie czytały. Chociaż mimo wszystko elementy zaskoczenia są, np. rozwiązanie afery z Wickhamem i trochę ciekawszy wątek pary Emily (Charlotta) – Drew (William).

M.U. Uważaj, bo dostanę palpitacji! Ciekawszy? Ciekawszy niż u Austen?!

D.T. Oj… no, może nie ciekawszy w sensie „bardziej oryginalny”, ale wiesz, Charlotta Lucas wychodząc za Williama Collinsa tylko ze strachu przed staropanieństwem z góry skazuje się na dożywotnie męczenie się z niesympatycznym facetem – a Emily i Drew mają przynajmniej wspólne zainteresowania, są podobnie nieskomplikowani wewnętrznie, no i się lubią. Czy to nie optymistyczne rozwiązanie?

M.U. I właśnie przez ten cały optymizm jest mniej ciekawie. Austen wcale nie zależało na optymizmie – sytuacja Charlotty Lucas, eufemistycznie mówiąc, nie jest godna pozazdroszczenia. Inteligentna stara panna chwyta się ostatniej deski ratunku w obawie przed wyszydzaniem i poniżeniem. Zamienia jedną katorgę na drugą – uwłaczające staropanieństwo na nieszczęśliwe małżeństwo. Rushton w tym przypadku zbytnio uprościła sprawę, zupełnie odzierając ten wątek z dramatyzmu.

D.T. Hm... dramatyzmu może jest mniej, ale też współczesne młode kobiety z założenia nie znajdują się w tak dramatycznym położeniu, jak te sto pięćdziesiąt czy dwieście lat wcześniej. Przecież wówczas staropanieństwo było życiową klęską, skazaniem na wegetację na łasce krewnych, a nieudane małżeństwo musiało trwać do końca życia, czyli w zasadzie też się równało wyrokowi skazującemu... A teraz kobieta niezamężna może być kobietą w pełni niezależną i szczęśliwą. Dzisiejsza Lizzie jest świadoma, że niezależnie, jak rozegra sytuację z Jamesem, nie musi myśleć o znalezieniu partnera na całe życie.

M.U. Kobieta niezamężna może, ale nie musi być szczęśliwa. Trudno mi wyrokować, jak jest w Anglii, ale dzisiejsze młode Polki nader często są pytane o przyszłych mężów, a młode mężatki o dzieci. Przekonanie, że miejsce kobiety jest przy mężu, garach i dzieciach wcale u nas nie przebrzmiało. Bywa i tak, że pod wpływem takich nagabywań (i/lub ślubów koleżanek) młode dziewczyny garną się do ołtarza, a małżeństwo okazuje się katastrofą…

D.T. Na pewno i w Anglii są też środowiska bardziej konserwatywne, niż to, które Rushton ukazała w swojej powieści, ale akurat w nim nie widać tej presji na zamążpójście. Nie, Bennetowie z XXI wieku to już ludzie całkiem nowocześni, więc pewnie nie byłoby jakiegoś wielkiego trzęsienia ziemi, nawet gdyby Lizzie oznajmiła, że zamieszka z Jamesem bez ślubu.

M.U. No właśnie... Tylko że Lizzie występująca przeciwko konwenansom, bo zrywająca z chłopakiem, który był marzeniem wielu dziewcząt i wyznająca odmienne od zwyczajowych poglądy w kwestii związku („Oczekuję od faceta czegoś więcej. Nie tego, że zawsze mi przytaknie, cokolwiek powiem i będzie mi w kółko powtarzał, że nie może beze mnie żyć”) jest mniej przekonująca i nie tak wyrazista jak pierwowzór. Można odnieść wrażenie, że ona się tak kryguje (także i sama przed sobą) z tą awersją do Jamesa Darcy’ego.

D.T.Nie, ja bym tego w ten sposób nie odebrała, raczej powiedziałabym, że James z jednej strony ją irytuje, z drugiej fascynuje przez swoją pozorną niedostępność, a szala uczuć przeważa raz w jedną stronę, raz w drugą. Czyli trochę podobnie jak w oryginale, może nieco bardziej ekspresyjnie, bo przecież już nie krępuje jej dziewiętnastowieczna obyczajowość – i z tego powodu też trochę mniej finezyjnie...

M.U. I z mniejszą dozą humoru. Duma i uprzedzenie skrzy się błyskotliwym komizmem – językowym (ach, te dialogi państwa Bennet!), sytuacyjnym (Karolina Bingley czyniąca nieudolne zakusy na pana Darcy’ego to prawdziwa perełka!) czy postaciowym (o tym już wspomnieliśmy – wymienię dla formalności kilkoro komicznych bohaterów: panią Bennet, pastora Collinsa, lady Katarzynę de Bourgh czy Karolinę Bingley). Humor u Rushton nie ma tego wdzięku pierwowzoru, czasem wydaje się wtłoczony na siłę.

D.T. To prawda, że nadmiarem humoru nie grzeszy, choć od czasu do czasu wywołuje u czytelnika jakiś dobrotliwy uśmieszek…

M.U. Zresztą najgorzej w Miłości, kłamstwach i Lizzie wypada strona literacka. Cóż, jest poprawnie, ale zupełnie bez polotu. Całość sprawia wrażenie odhaczania kolejnych scen, zgodnie ze schematem akcji w pierwowzorze. Nie ma czasu na pochylenie się nad dramatami bohaterów. Dumą i uprzedzeniem można się rozkoszować – w powieści Rushton czytelnik nie ma ani czasu (gnająca akcja), ani możliwości (brak rozwinięcia wątków, przeładowanie dialogami, mało wyraziste postaci) rozkoszowania się lekturą. A szkoda.

D.T. Szkoda, ale dla nas, nie dla prawdziwego adresata powieści - no bo czego najbardziej nie lubi współczesna młodzież? Opisów i długich objaśnień, co dzieje się w myślach bohaterów! Przecież to nie szkolna lektura, tylko lekkie czytadełko!

M.U. No ale czy nie lepiej byłoby, żeby młode czytelniczki sięgały po pierwowzór, a nie po taką literacką ciekawostkę, czy – ujmując to nieco brutalniej - wersję mocno uproszczoną z myślą o mniej wymagającym odbiorcy? Cóż, może Miłość, kłamstwa i Lizzie to nie gniot, ale na pewno żadna perła literatury!

D.T. A pewnie, że byłoby lepiej, gdyby młodzież zaczynała od razu od wielkiej literatury, nie stosując drogi pośredniej! Tylko bądźmy realistami, nie każdego od razu da się namówić na czytelniczą przygodę z klasyką. Czyż droga do prawdziwej Jane Austen nie może prowadzić przez utwory Jane Austen XXI wieku
M.U. Miejmy nadzieję, że może – w takim przypadku jestem gotów wybaczyć wydawcy to chwytliwe hasło bez pokrycia w rzeczywistości!

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1958
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: