Dodany: 19.01.2008 18:57|Autor: dansemacabre

Kolorowy hinduski zawrót głowy


Tę przewrotną i przepełnioną niepowtarzalnym humorem opowieść hinduskiej pisarki można odczytać na dwa różne sposoby. Można potraktować ją jako humorystyczną, egzotyczną, mieniącą się feerią barw, smaków i zapachów historię splecioną z misternie zazębiających się o siebie gagów sytuacyjnych i słownych. Wówczas „Zadyma w dzikim sadzie” nabiera znamion rozrywkowej lektury, pozwalającej na oderwanie się od rzeczywistości i układanie nowej logiki zdarzeń, w jakich wezmą udział mieszkańcy fikcyjnego indyjskiego miasteczka. Można także na książkę Desai spojrzeć jak na symboliczną przypowieść o dążeniu do wolności, zrywaniu ze społecznymi uwarunkowaniami, o dekonstruowaniu ładu i poszukiwaniu w chaosie nowego porządku, który nie może zostać zaakceptowany przez społeczeństwo przywiązane do odgórnie ustalonych zasad i tradycji. Główny bohater konsekwentnie stać będzie w opozycji do ról społecznych i uczyni coś, co odetnie go od rodzinnej i społecznej pępowiny, pozwalając na autonomię w ogromnym bałaganie, jaki powstanie w wyniku jego buntowniczego posunięcia. Jakąkolwiek ścieżkę interpretacyjną obierzemy, książka stanowić będzie dla nas kontestacyjną mozaikę zdarzeń (i zderzeń) czyniących z chaosu stan ciekawy i frapujący.

Narodziny Sampatha (czyli „szczęśliwego losu”, co jakże ironicznie zestawione jest z drogą żywota mężczyzny) zbiegają się z niezwykłymi zdarzeniami w Szahkot. Przyjście na świat niepozornego chłopca przyniesie monsunową ulgę zmęczonym długotrwałym upałem ludziom. Symbolika natężenia zjawisk atmosferycznych związana z pojawieniem się Sampatha od początku każe nam postrzegać go jako bohatera wyjątkowego i znaczącego. Jednak nie jest on bynajmniej wyjątkowy, żaden z niego wybraniec, a już na pewno nie prorok, którym po pewnym czasie będzie chciał go ogłosić ojciec. Sampath jest życiowym nieudacznikiem, którego poczynania wciąż są krytykowane i któremu marzy się tylko jedno – aby wszyscy pozostawili go w spokoju. Cierpiący na bezsenność, spowolniały w działaniu i myśleniu pracownik miejscowej poczty, zajmujący się stale podczytywaniem cudzej korespondencji, nie myśli o niczym innym, tylko o tym, by rozstać się ze wszystkim, co na co dzień go otacza, frustruje i męczy. Sampath nie widzi siebie w żadnej ze społecznych ról, do jakich usilnie próbuje go przypisać dominujący ojciec racjonalista. Młodzieniec jest znużony i zdegustowany wszystkim, ale także próżny. Na przyjęciu weselnym córki swego pracodawcy tak pomyśli o sobie, przeglądając kolorowe i bogato zdobione stroje: „Być może został stworzony do życia spływającego brokatem, ułożonego w misterny wzór z drogich kamieni. Być może jego przeznaczeniem było nosić jedwabne pantofle i skinieniem przywoływać uwagę całego świata”*. A potem… pokaże zebranym tyłek, ucieknie z miasteczka i wdrapie się na guawę, z której postanowi już nie schodzić.

Bohater podejmie rozpaczliwą próbę odnalezienia sensu egzystencji z dala od męczących sideł życia w Szahkot. Pobyt na drzewie stanie się okazją do spojrzenia na świat i samego siebie z zupełnie innej perspektywy: „Tutaj, siedząc nie za wysoko i nie za nisko, po raz pierwszy zobaczył świat z absolutną wyrazistością, gdy dni wyłaniały się jak gdyby oczyszczone, z nieskazitelnej, połyskliwej czerni nocy"**. I kiedy wydaje mu się, że nareszcie odnalazł upragniony spokój i uciekł światu… świat przychodzi do niego pod postacią wszystkich członków rodziny, mieszkańców miasteczka i wielu innych Hindusów, ściągniętych wieścią o niezwykłym czynie Sampatha. Wówczas też zacznie się tytułowa zadyma, w której karykaturalne postacie i namnożone wątki nie pozwolą nam na to, by oderwać się od lektury. Poznamy między innymi małpy–alkoholiczki, tajemniczego szpiega, dowiemy się o kulinarnych zakusach matki Sampatha i o „końskich zalotach” jego siostry. Nade wszystko jednak czeka nas zawrót głowy zafundowany przez dokładny, plastyczny i arcyciekawy opis hinduskiej obyczajowości.

To książka kolorowa – w dosłownym tego słowa znaczeniu i w wielości zdarzeń, jaka doprowadza do co najmniej zaskakującego finału. To książka błyskotliwa i bardzo sugestywna. To przede wszystkim książka, po przeczytaniu której samemu ma się ochotę wejść na drzewo i ponieść wszystkie konsekwencje tego czynu. Piękny hołd złożony Indiom i przekonujący traktat o potrzebie szukania swojego miejsca na ziemi.



---
* Kiran Desai, "Zadyma w dzikim sadzie", tł. Małgorzata Dobrowolska, wyd. Znak, s. 58.
** Tamże, s. 160.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2475
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: jurgen_richter 01.09.2008 14:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Tę przewrotną i przepełni... | dansemacabre
Zgadzam się! Książkę czyta się doskonale, choć nie ma tej głębi i lekkości, co "Brzemię rzeczy utraconych". Dobrze byłoby jednak, gdyby o autorce zrobiło się w naszym kraju-raju nieco głośniej...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: